poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział XXIII- Wpadka


,,(...) wszystko się zmienia, przyjaciele odchodzą, a życie nie zatrzymuje się w miejscu dla nikogo.''

Steven Chbosky

,,Ludzie nie rodzą się dobrzy albo źli . Może rodzą się z tendencją do jednego czy drugiego , ale to sposób w jaki żyjesz się liczy ''

Cassandra Clare

Hermiona powoli otworzyła powieki i pierwszym co poczuła były czyjeś silne ramiona obejmujące jej drobne ciało. Wtedy dotarło do niej to co wydarzyło się poprzedniego dnia. Nie chciała uwierzyć, że nie mogła wrócić do siebie. Gdyby tylko zeszła do Pokoju Wspólnego Slytherinu spotkałaby się z krzywymi spojrzeniami. No bo co może robić gryfonka w takim miejscu? Jeszcze do tego Panna-Wiem-To-Wszystko, prefekt naczelna... Może jakby nie doprowadziła się do takiego stanu, pół biedy jakoś by się wymknęła, ale z zaczerwienionymi policzkami, rozczochranymi włosami i rozmazanym tuszem, ta opcja była bardziej absurdalna niż zostanie na noc z Malfoyem i wyjście, gdy wszyscy udadzą się na śniadanie. Pokręciła lekko głową, dziwiąc się, że naprawdę tak myśli.

Jak mogła mu ufać po tylu latach dokuczania jej? Jak mogła ufać komuś, kto zrobił tyle złego?
Cóż, każdy zasługiwał na szanse do poprawy.
Przekonała się przecież, że nie jest zły do szpiku kości, że jest takim samym człowiekiem, jak ona, o strasznych doznaniach, obawach...
Wydawało jej się, że naprawdę żałował tego, jakim człowiekiem kiedyś był. Jego ojciec na pewno miał na niego ogromny wpływ, a kiedy wsadzili go za kratki, Draco miał nareszcie prawo do podejmowania własnych decyzji, niekierowanych dziwnymi poglądami Lucjusza
To ten blondyn, który leżał teraz obok niej ostatnio cały czas pojawiał się, kiedy potrzebowała pomocy. Dlaczego to robił?
Chyba gdyby nie zależało mu na naprawie tego co zrobił przed Bitwą i w czasie niej, ani trochę nie interesowałyby go jej uczucia?
Właśnie- uczucia. Hermiona nie mogła się powstrzymać od zastanawiania się czy między tymi ich pocałunkami było coś więcej, oprócz impulsu, samotności, która nie dawała im obojga czasami spokoju, sympatii...Gdyby ktoś jej starał się wmówić, że ten arystokrata mógłby się w niej zakochać parsknęłaby śmiechem.
Od razu przypomniała sobie pytanie, które zadał mu Blaise podczas sylwestra. Miała wrażenie jakby ta sytuacja od nowa rozgrywała się w jej głowie :


- W kim pierwszy raz się zakochałeś?

Wszyscy ucichli. Hermiona nie mogłaby powiedzieć, że nie była tego ciekawa. Zimny, wredny Draco Malfoy. Czy to możliwe, że w ogóle kiedyś się zakochał?
 Otrzymał odpowiedz, której nikt by się nigdy nie spodziewał.
-W Lunie Lovegood.


Zastanawiała się, jak ktoś taki ja on mógł poczuć coś więcej do tej dziwacznej optymistki. Może właśnie dlatego, że on sam patrzył na wszystko diametralnie inaczej niż Luna? Że nie potrafił czerpać szczęścia z małych rzeczy?
On i krukonka wyglądali dość podobnie: jasna karnacja, blond włosy, szare oczy. Dziwne, jak bardzo odmienni mogli być pod względem charakteru.
Nie wiedziała, która była godzina, a czuła się wciąż trochę senna, więc nawet nie zauważyła, gdy myśli przestały zaprzątać jej głowę i z powrotem wpadła w objęcia Morfeusza, wciąż tulona przez Malfoya.
*
Kiedy Draco się obudził, jeszcze zanim otworzył swoje stalowo-szare oczy poczuł przy sobie czyjeś ciało. Dawało mu przyjemne ciepło. Nie miał ochoty się nigdzie ruszać, ale zdał sobie sprawę, że przecież muszą oboje iść na lekcje. Powoli oddalił się od Hermiony, przesuwając się na drugą połowę łóżka.
Przeciągając się leniwie,wstał i przeszukał ubrania z poprzedniego dnia. Między nimi znalazł swój zegarek i ku swojemu zaskoczeniu spostrzegł, że śniadanie już dawno się zaczęło, a właściwie za chwilę powinno się skończyć. W obawie, że oboje nie wyrobią się na lekcje, stracą punkty i narobią zamieszania, podszedł do gryfonki. Jeżeli jej nie obudzi to może liczyć na wyjątkowo, nieprzyjemny zgon. Potrząsnął jej ramieniem, a ta cały czas nieprzebudzona zamruczała.
-Granger, pora wstać- ponaglił dziewczynę, mocniej zaciskając rękę na jej ramieniu.
Nic. Zero reakcji.
-DOSTANIESZ SZLABAN!- podniósł głos i powiedział te dwa słowa przeciągając samogłoski, tak żeby dotarło wreszcie do niej, że musi się ruszyć.
-MY dostaniemy- powiedziała, obracając się plecami w stronę blondyna.
Zaskoczyły go słowa tej dziewczyny, ale raczej zdążył już zrozumieć, że jest nieprzewidywalna, Właściwie czy ona kiedykolwiek się gdzieś spóźniła? Może chciała to nadrobić? Albo wciąż czuła się źle po liście Wieprzleja?
Nie mogła przecież przez tego idiotę zawalać szkoły! To była Granger!
Na jego twarz wypłynął chytry uśmieszek, gdy wpadł na pomysł w jaki sposób może ją wyciągnąć z łóżka.
Ja nie zamierzam tu zostać- powiedział przybliżając usta, jak najbliżej jej uszu.- No chyba, że jakoś mnie przekonasz.
Nie mógł się powstrzymać od śmiechu, gdy gryfonka natychmiast drgnęła i podniosła się do pozycji siedzącej. Niestety przy jej gwałtowność uderzyła głową o głowę blondyna. Złapała się za czoło i bardzo wolno otworzyła swoje brązowe oczy.
-Idiota.-wymamrotała, wstając z łóżka i rozglądając się po pomieszczeniu. - Która godzina?
Draco zerknął na zegarek, który zdążył już założyć na nadgarstek i kącik jego ust uniósł się do góry.
Za dziesięć ósma.- delektował się każdym słowem i każdym kolejnym odcieniem czerwieni wypływającym na policzki Hermiony.
Zaczęła się drzeć, ze trzeba było ją jakoś skuteczniej obudzić, że to wszystko jego wina, a po wypowiedzeniu paru niecenzurowanych słów, Draco postanowił, że musi jakoś zareagować.
-A co ja niby miałem zrobić? Przecież kazałem ci wstawać!
Tamta tylko westchnęła i po chwili powiedziała trochę spokojniejszym tonem.
-Mamy zaledwie parę minut żeby wyjść. Merlinie...
Zaczęła się krzątać po pokoju, wzięła swoje rzeczy i zniknęła w łazience.
Draco przez ten czas włożył na siebie pierwszą białą koszulę, którą zauważył w kufrze i czarne klasyczne spodnie. Zabrał się do wiązania krawatu, kiedy z łazienki dobiegł go krzyk i kolejne przekleństwo.
Hermiona wyszła z łazienki cała oblepiona brokatem i konfetti, patrząc gniewnym wzrokiem na niewinnego arystokratę. Kiedy szok przestał obezwładniać Malfoya, wybuchnął śmiechem, a zła dziewczyna mocno go popchnęła. Złapał ją za nadgarstek, ale to nie uchroniło go przed upadkiem na łóżko. Przestał się śmiać. Granger padła ofiarą jakiegoś głupiego żartu, zapewne Zabiniego, który nie mógł się przestać zachwycać nowymi produktami brata Ginny.
Zdał sobie sprawę, że automatycznie, kiedy dziewczyna na niego upadła, brokat pobrudził jego koszulę. Miał ochotę krzyczeć z frustracji. Niech on tylko dorwie tego durnia....
Zwalił z siebie gryfonkę i szybko zamienił koszulę, zapominając, ze Granger go obserwuje.
Szybko przestał zaprzątać sobie tą myślą głowę i zapiął guziki czystej koszuli.
-A ja co mam niby założyć?!- warknęła Granger, która siedziała naburmuszona na podłodze.
Rzucił w jej stronę jedną ze swoich koszul, a jej twarz wykrzywił grymas,
-Odwróć się. Muszę się przebrać. Cała łazienka jest w tym świństwie. - skomentowała Hermiona spoglądając na kolorową plamę na swoim ubraniu.
Czekała aż zrobi tak, jak powiedział i zdjęła bluzkę. Blondyn usilnie starał się znaleźć i zainteresować się jakimiś pęknięciami na suficie, ale ich w zasadzie nigdzie nie było, bo Hogwart nie dawno został odbudowany.
-Już- powiedziała.
Kiedy się odwrócił jego za duża koszula lekko wystawała zza spódnicy i zauważył kawałek jej pleców, ale szybko się zorientowała i poprawiła ją, mierząc srogo wzrokiem Dracona. Rękawy były stanowczo za długie, mimo, że starała się, żeby wyglądała tak, jakby to była jej koszula, łatwo było się domyśleć, że należy do mężczyzny.
Założyli jeszcze swetry i szaty i rekordowo spóźnieni na pierwszą lekcję, opuścili dormitorium ślizgonów.
*
-Hermiono, gdzie ty się podziewałaś przez całą noc? I czemu nie było cię na pierwszej lekcji- spytała ją zaniepokojona Ginny, w czasie zajęć transmutacji.- Chciałam już lecieć po Mcgonnagal....
Hermiona spojrzała się jeszcze raz na instrukcje zapisane na tablicy przez dyrektorkę, a potem skierowała wzrok na przedmiot stojący przed nią. Po chwili ociągania odpowiedziała przyjaciółce:
-Nie przejmuj się, nic mi nie jest....
Ruda złapała ją za rękę, zanim ta zdążyła sięgnąć po różdżkę i skupić się na zadanym ćwiczeniu.
-Wiem, że Ron coś odstawił...- zaczęła powoli, ale Hermiona przerwała jej, przypominając sobie list od chłopka. Naprawdę było jej przykro. Po tylu wspólnie spędzonych chwilach, po tylu błędach, które mu wybaczyła, on napisał jej, że z nią zrywa, chyba najbardziej nieczułymi, bezczelnymi słowami, jakie człowiek jest w stanie wymyślić.
-Ginny, on sobie kogoś znalazł.- wyszeptała, wciąż nie potrafiąc pogodzić się z tym, że mogła być taką naiwniaczką w stosunku do tego chłopaka.
Ruda już nic więcej nie powiedziała, ale Hermiona była przekonana, że jeszcze tego dnia jej przyjaciółka skontaktuje się ze swoim bratem i wstawi się za nią. Nie chciała by to robiła, ale nie miała też ochoty od nowa zaczynać rozmowy o jej byłym.
Kiedy zadzwonił dzwon, obwieszczający, że zajęcia się skończyły przedmiot dziewczyny był poprawnie przetransmutowany, z czego sama była zdziwiona, bo jej myśli błądziły daleko od tematu zajęć.
Wyszła z sali, jak najprędzej, nie czekając na Ginny- chciała uniknąć niezręcznej rozmowy.
Przepychała się między tłumem uczniów w różnym wieku, z różnych domów, o różnych wyrazach twarzy. Próbowała dotrzeć pod klasę, w której odbywały się zaklęcia, jej następna lekcja. Nagle poczuła, że ktoś na nią wpada, odwróciła się i od razu napotkała szare oczy Malfoya.
-Nie sposób normalnie się przedostać przez te korytarze- mruknął, a z jego tonu łatwo można było wyczytać poirytowanie.- Jak tam? Lepiej już się czujesz?
Dziewczyna wciąż nie mogła się przyzwyczaić do luźnych kontaktów z tym osobnikiem, ale zrobiło jej się miło, że się nią interesuje.
-Muszę ci podziękować, gdyby nie ty...- odezwała się nagle, wciąż popychana przez zniecierpliwionych uczniów.
Oj, Granger. Wyluzuj.- rzekł Draco i szybko zmienił temat, za co szatynka skrycie była mu bardzo wdzięczna.- Wybierzesz się ze mną i moimi znajomymi do Hogsmeade?
Po chwili milczenia dodał:
-Mam na myśli Blaisa i Daphne. Na pewno ją polubisz.
Hermiona od razu zaczęła się zastanawiać czy kiedykolwiek wcześniej słyszała, żeby Malfoy przyjaźnił się ze starszą Greengrass. Nie potrafiła sobie przypomnieć. A może między nimi coś jest?
Pokręciła głową, próbując wygonić z głowy nieproszone scenariusze znajomości tych dwojga.
-Nie wiem. Nie chciałabym przeszkadzać tobie i twoim kumplom....- nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo jakiś niekulturalny osiłek, mocno walnął ją ramieniem i chcąc nie zostać przez niego stratowana instynktownie zrobiła krok do tyłu. Nie pomyślała o tym, jak blisko Dracona już się znajdowała.
Teraz stała od niego dosłownie milimetry, tak, że ich ciała prawie się stykały. Dziękowała Merlinowi, że nie stoi przodem, a ich twarze nie znajdują się obok siebie...
Zanim zdążyła jakoś zareagować na kolejną niezręczną sytuację tego dnia ( no bo przecież rano musiała oczywiście na niego upaść), usłyszała jakiś damski głos:
-Proszę, proszę, Malfoy,. Nowa dziewczyna?
Hermiona odwróciła się, a jej oczom ukazała się szczupła, dość ładna dziewczyna w ślizgońskich szatach. Jej blond włosy były upięte w wysoki, niedbały kok, ale makijaż był zrobiony bardzo precyzyjnie. Od razu rozpoznała w niej Daphne, z którą kiedyś w jednej sali pisała egzaminy końcowe.
Draco parsknął śmiechem.
-Przynajmniej teraz jestem pewna, że traktuje mnie tylko jak koleżankę.- pomyślała i nie wiedzieć czemu trochę pogorszył jej się humor.
-Nie, Hermiono poznaj Daphne.
Jasnowłosa uśmiechnęła się do szatynki i podała jej rękę, ozdobioną wieloma złotymi pierścieniami. Zanim zdążyły się wdać w jakąś dłuższą rozmowę, odezwał się Draco:
Zaproponowałem jej, żeby wybrała się z nami do Hogsmeade. To chyba nie problem?- bardziej stwierdził niż spytał.
-No jasne, że nie.. Do zobaczenia.- odpowiedziała ślizgonka, i poczęła powoli odchodzić od prefektów naczelnych, machając im krótko na pożegnanie.
Kiedy już znikła, Hermiona odezwała się, chcąc przerwać niezręczną ciszę panującą między nią, a Malfoyem.
-Jest bardzo miła, jak na ślizgonkę- podsumowała krótko spotkanie z dziewczyną.
Blondyn uniósł jedną brew do góry i przybrał ten swój charakterystyczny uśmieszek.
-A ja nie jestem?- zapytał, zbliżając się do niej tak, że ich twarze prawie się stykały.
-To zależy- wybełkotała zdezorientowana.
Chłopak przez chwilę patrzył się na nią, jakby rozważając czy wycofać się z tej sytuacji i zostawić ją zastanawiającą się co miał zamiar zrobić, aż w końcu zbliżył swoje usta do jej.
Poczuła, jak zalewa ją fala ciepła i zaczęła oddawać pocałunek.
Nie wiedziała czemu to robi. Czemu nie krzyknie na niego i nie odejdzie?
Niestety nie potrafiła zaprzeczyć, że przy tym ślizgonie czuła się bardzo dobrze, bezpiecznie...
Nie myślała, jak bardzo absurdalne wydaję się to, że dwójka prefektów, dawniej zagorzałych wrogów stoi pośrodku korytarza i nie zważając na to, że bije dzwon, szepcący im by szli na lekcje, stoją i się obściskują...
Jej ręka powędrowała do jego platynowych włosów, tak jasnych, że dziwaczne wydawało się to, że ich barwa jest naturalna.
Jego duża dłoń o długich palcach, ułożyła się na talii gryfonki.
Nagle do Hermiony dotarło to co właściwie wyrabiają i że nie potrafią sobie wytłumaczyć dlaczego.
Oderwała swoje usta od jego, słyszała swoje przyśpieszone bicie serca, jego oddech i....okrzyki tłumu, który się wokół nich zebrał.
Z każdej strony otoczyła ich spora grupa uczniów, którzy różnie reagowali na tą scenę. Jedni klaskali, inni gwizdali, a reszta coś krzyczała. Z wrażenia nie mogła zrozumieć ani jednego słowa. Miała tylko nadzieję, że nie wywołali wielkich kontrowersji. Trochę za późno zdała sobie sprawę, że gdzieś z daleka tej sytuacji może się przyglądać Parkinson...Granger poczuła, że robi jej się słabo.
Zauważyła dwie znajome twarze, Blaisa i Ginny, którzy nie mogli się powstrzymać od śmiechu i szerokich uśmiechów.
No to wpadli.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z nowym rozdziałem :) Naprawdę starałam się, by wyszedł długi i ciekawy.
Jak zwykle każdy komentarz jest dla mnie ogromnie ważny, więc kieruję do was tą prośbę:
Czytacie, zostawcie choć krótki komentarz.
Dziękuję wszystkim, którzy zostawiają na tym blogu po sobie ślad i za każde miłe słowa :))
Zapraszam do czytania mojego opowiadania o nowym pokoleniu czarodziei i zapraszam do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami pod adresem:
http://scorose-our-senior-year.blogspot.com/
Oklaski za szablon należą się Switchowi z szabloniarni graphicpoison, do której button możecie znaleźć na moim blogu :).






czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział XXII- Możesz mnie przytulić?


 ,, And I can't fall asleep without a little help
It takes a while to settle down 
My shivered bones
 Until the panic's out.'' 
The National ,, Terrible Love'' 

 ,,Now the door is open, 

The world I knew is broken. 
With no return. '' 
Colbie Caillatat ,, When the darkness comes'' 


 Hermiona siedziała przy stole gryfonów i spokojnie spożywała posiłek. Zjawiła się na kolacji o tej samej porze co zawsze- wciąż była świetnie zorganizowana. Wokół niej panował niesamowity gwar, ale zdążyła się do niego przyzwyczaić przez te wszystkie lata. Ba! Kochała go. Obok niej siedziała Ginny. Granger zdążyła już zapomnieć, jak to jest widzieć ją przy stole Gryffindoru, gdyż często jadała przy tym należącym do ślizgonów, razem z Blaisem. Szatynka dziwiła się, że do tej pory nie wynikła z tego powodu jakaś większa awantura. Czasami ktoś rzucił jakąś przykrą uwagę, jak wywnioskowała Hermiona z rozmów z przyjaciółką, ale wiele nie wiedziała na ten temat. Rudowłosa za każdym razem, gdy próbowała coś od niej wyciągnąć, zbaczała z tematu i udawała, że nie było pytania. Starsza gryfonka zaprzestała, więc prób. Nagle przez duże witrażowe okna zaczęły wlatywać sowy wszelkich odcieni- białe, brązowe, niektóre nawet miały rudawe piórka- dzierżące w swoich pazurkach przesyłki dla uczniów Hogwartu. Dyrektor Mcgonnagal zarządziła, że przesyłki będą przylatywać teraz wieczorami, bo miała dość skrzeczenia tych zwierząt ranem, kiedy była jeszcze nie do końca rozbudzona. Hermiona nie spodziewała się niczego dostać, dlatego po prostu wróciła do jedzenia. Mała, szybka sowa przeleciała nad nimi i wypuściła gazetę, zwiniętą w rulon i przewiązaną sznureczkiem, prosto w ramiona Ginevry.
 -Prolog codzienny- pomyślała szatynka i zanim zdążyła spytać się koleżanki o jakieś ciekawe informacje, do jej rąk wpadł pojedynczy list. Ciekawa od kogo może być pośpiesznie otworzyła go, drąc przy tym białą kopertę. List był od Rona. Poczuła ulgę, strach i wstyd. Co jeśli chłopak pomyślał o niej, napisał do niej, a ona poprzedniego dnia całowała się z Malfoyem? Weasley nigdy nie pałał miłością do blondyna. Pamiętała jego reakcje na wieść o zerwaniu Harry'ego i Ginny, aż za dobrze. Bała się, że będzie musiała wypić piwo, które naważyła. Nie chciała, bo zdawało się ono trujące, zaprzepaszczające wszystko na co sobie zapracowała. Powoli zmieniała się w kłębek nerwów, a lektura tego co napisał jej chłopak, była dopiero przed nią. Wzięła głęboki wdech i spojrzała się ponownie na kartkę: 
Droga Hermiono! 
Jak tam u was w szkole? Z Ginny wszystko dobrze? Przeproś ją ode mnie, już jej wybaczyłem. Harry chyba się pozbierał po tym zerwaniu. Moje życie też zaczyna się układać. Dlatego właśnie do ciebie piszę. Wiesz, że jestem na wysokim stanowisku w ministerstwie, jestem szanowanym aurorem. Szef zatrudnił kobietę, której zadaniem jest pomagać mi w pracy. Taką jakby asystentkę, rozumiesz? Wiele rozmawialiśmy, poszliśmy parę razy na drinka. 

Hermiona czytała list i z każdym słowem coraz bardziej obawiała się tego, do czego brnie Ron. Czy to możliwe, że się w kimś zakochał? Nie wiedziała czy rudzielec był warty bicia się o niego, tyle razy ją zawiódł...może nie ma czym się denerwować, może to dla niej byłaby dobra wiadomość. Tylko, że nie chciała zaprzepaszczać tego co zbudowali. Jeszcze latem, przed wyjazdem dziewczyny do szkoły było im tak dobrze...  


Poznałem ją lepiej i stwierdziłem, że jest tak jakbym odnalazł jakąś brakującą cząstkę mnie. Przepraszam cię za te wyznania. Chodzi o to, że kocham ją. Kocham Ness. I piszę do ciebie, bo widzę, że ty też źle się czujesz w naszym związku. Chcę się ożenić z tą kobietą. Oświadczyłem jej się. Domyślam się, że od dawna ci na mnie nie zależy i nie jest to dla ciebie wielki wstrząs. Ślub odbędzie się wiosną, jeszcze wyślemy zaproszenia.

 Oczywiście jesteś mile widziana z osobą towarzyszącą. 
 Ron

Szatynka była w szoku. Zauważyła, że Ginny patrzy się na nią zaniepokojona. Poczuła jej dłoń na ramieniu. I wtedy chwilowe zaskoczenie minęło i poczuła, jak słowa, które przed chwilą przeczytała boleśnie ją ranią. Ron- jej przyjaciel, osoba, której zawsze ufała, po raz kolejny ją zawiódł. Rozumiała, że mógł przestać ją kochać, nie mogłaby go do tego zmusić, nie potrafiłaby. Ale sposób w jaki z nią zerwał... Bez żadnego przepraszam, bez pozostawienia jej niczego o co mogłaby jeszcze walczyć, niczego czym mogłaby się łudzić. Pozamiatał wszystko to co było między nimi, jak kurz z podłogi, coś co tylko utrudnia mu życie. Kiedy dała mu do zrozumienia, że jej nie zależy? Odkąd pamiętała przejmowała się nim aż za bardzo. On najwyraźniej mógł ją ranić raz za razem i nie rozumieć jej uczuć. Jak mogła być z kimś takim? Czuła się, jakby przez ten cały czas nosiła okulary przez, które widziała go w różowych barwach. Niestety one zostały zdeptane równo z z ziemią, przez jego samego i żadne ,, Reparo'' nie mogło tu pomóc. Do tego wszystkiego wyskoczył z tym ślubem! Nie potrafiłaby spojrzeć mu teraz w oczy, ale zaraz... Gdyby zjawiła się tam z Malfoyem, może nie byłby taki na nią obojętny... Jej własne myśli zaczęły ja przerażać. Nie była taka, ale też wiedziała, że nie może się ciągle dawać wykorzystywać. Zerwała się z miejsca, czując, że pod jej powiekami zbiera się fontanna łez. 

Dlaczego była taka słaba? Wrażliwa? Krucha? Poczęła biec szybciej, aż potknęła się o swoją szatę i osunęła się po ścianie. Słyszała, że Ginny woła za nią, ale oddaliła się na tyle od Wielkiej Sali, że nie mogła jej znaleźć. Zasłoniła twarz dłonią i poczuła na nich ciepłą wodę. Nie mogła uwierzyć, że płacze przez niego. Nie przez wroga, nieprzyjaciela tylko przez Rona. Może to prawda, że ludzie ranią nas tak bardzo, jak ich kochamy? Czuła się zmęczona, powieki jej ciążyły. Wiedziała, że powinna się ruszyć, że zaraz cały tłum wypłynie z sali i być może zobaczy, że Hermiona Granger, Panna-Wiem-To-Wszystko, jedna z Wielkiej Trójcy Hogwartu siedzi na zimnej podłodze i ryczy. Ale usilnie oddalała od siebie tą myśl, jakby była głupia, nierealna, jakby ona sama znajdowała się pod peleryną niewidką, chroniącą ją przed resztą świata.  
                                                                              * 
Draco opuścił Wielką Salą po tym, jak Ginny podeszła do Zabiniego i zaczęła dzielić się z nim swoimi obawami co do listu, który dostała Granger. Blondyn podejrzewał, że rudowłosa nie mogła się powstrzymać i po prostu przeczytała kawałek nad ramieniem Hermiony, a tamta nie spostrzegła tego zszokowana czynem Weasleya. Wyszedł na korytarz i zimne powietrze przeszyło jego ciało. Począł iść w nieznanym samemu sobie kierunku, nie wiedząc właściwie czego oczekuje. Tego, że znajdzie Granger siedzącą gdzieś przy ścianie? Prychnął. Jak mógł coś takiego wymyślić? Wtedy ku jego zaskoczeniu usłyszał cichy szloch i podążył w stronę, z której dobiegał ten hałas. I zobaczył ją. Oczy Hermiony były zamknięte, ale spod jej powiek wciąż ciekły pojedyncze łzy. 
-Granger.- odezwał się po chwili.
 -Odejdz- odpowiedziała, nawet nie spoglądając na niego. -Nie zostawię cię w takim stanie... Dziewczyna zaczęła łkać jeszcze głośniej i otworzyła oczy. Nie spodziewał się, że zacznie krzyczeć... 
-Nie! Niech każdy zobaczy prawdziwą Pannę-Wiem-To-Wszystko! Zapłakanego bachora...
 O, nie. Tego było za wiele dla ślizgona. Nie mógł tego słuchać. Była silniejsza od wielu osób, które znał. Nawet byłby skłonny twierdzić, że od jego samego. Znalazł by wiele określeń dla niej, ale nie była zapłakanym bachorem. Wziął ją na ręce. Z początku wyrywała mu się, wierzgała nogami, ale po pewnym czasie straciła zapał. Zasnęła w jego ramionach, a on nie wiedział co ma zrobić. Nie znał hasła do pokoju wspólnego gryfonów, mógłby spytać Ginny, ale przecież nie wejdzie do Wielkiej Sali z Granger pochrapującą w jego objęciach.  
Sytuacja beznadziejna. 
Widział tylko jedną opcje- musiał zabrać ją do swojego dormitorium. 
                                                                             * 
Malfoy wszedł cicho do pokoju, który dzielił z Nottem i Zabinim. Po Bitwie Hogwart odbudowano, ale nie wszystko było identyczne, jak wcześniej. Było więcej mniejszych dormitorii, co Draconowi osobiście bardzo pasowało. Zapalił światło i prawie drgnął, gdy zobaczył Theodora drzemiącego na swoim łóżku. Niestety chłopak nie miał zbyt głębokiego snu, więc od razu się zerwał, spadając przy okazji na podłogę. Natychmiast się podniósł, poprawił ubranie i zagwizdał na widok Hermiony.
 -Spoko, spoko. Nie zobaczysz mnie tu dzisiaj w nocy- powiedział, uśmiechając się pod nosem. Wyszedł, zostawiając ich samych. Położył gryfonke na swoim łóżku, które wbrew pozorom było dość spore. Zostawił pod drzwiami kartkę dla Zabiniego, żeby nie wchodził i już miał zamiar iść do łazienki, wziąć prysznic, gdy nagle zauważył, że dziewczyna otwiera oczy.
 -Gdzie ja jestem?- spytała, spoglądając na niego nic nierozumiejącym wzrokiem. Po chwili wstała i powoli skierowała się w stronę blondyna. 
-Znalazłem cię płaczącą na korytarzu. Zasnęłaś mi w ramionach, a ja nie znałem hasła do waszego pokoju wspólnego..- zaczął się tłumaczyć, ale Hermiona mu od razu przerwała. 
-Na Merlina! Nie mogłeś mnie zabrać do Pokoju Życzeń? Teraz pewnie każdy będzie sobie myślał nie wiadomo co! Czy mężczyźni w ogóle używają czegoś takiego, jak mózg? 
Draco przez chwilę się zawstydził, ale potem poczuł narastający gniew i irytacje. W końcu uratował ją przed pośmiewiskiem.  
Sprawiając, że ślizgoni mogą teraz spekulować czemu przyniósł ją do swojej sypialni i wywalił z niej kolegów.
 -Jesteś idiotą, Draco- pomyślał. Jednak kiedy dłużej się nad tym zastanawiał zdał sobie sprawę, że nawet jakby wpadł na pomysł pójścia do Pokoju Życzeń nie zrobiłby tego. Za dużo złych wspomnień wiązało się z tamtym miejscem. Nie wypowiedział, jednak tej myśli na głos. Hermiona chyba zastanawiała się czy może wrócić jeszcze do swojego dormitorium, ale raczej nie miała na to siły. Właśnie cały tłum wylał się z Wielkiej Sali i nie łatwo było się gdziekolwiek dostać. Poza tym wyglądała tragicznie. Jakby w takim stanie przemaszerowała przez środek pokoju wspólnego ślizgonów. 
O zgrozo, nigdy w życiu! 
- Gdzie ty masz zamiar spać?- spytała, mierząc go wzrokiem- W łóżku, któregoś z kolegów?
 Spojrzał się krzywo na rozwaloną pościel Notta i na łóżko Zabiniego zagracone do granic wszelkiego rozsądku.
 -Podaruję sobie tej przyjemności.- odpowiedział, wykrzywiając twarz w dziwacznym grymasie.
 -Chyba nie oczekujesz, że JA będę tam spać?
 -Królewno, chyba zostaje jedna opcja. Albo może wolisz podłogę? Mówię ci, ogrzewanie w lochach nie jest zbyt dobre.
 Nie mógł się powstrzymać od śmiechu na widok jej miny. Podeszła do niego i trzepnęła go po ramieniu, co wcale nie sprawiło, że zrobił się poważniejszy. Kiedy się trochę uspokoił podszedł do kufra i wyjął z niego zwykły podkoszulek i rzucił go w jej stronę razem z czystym ręcznikiem.
-Tam łazienka, jeśli masz siłę- wskazał w stronę drzwi, dziewczyna skinęła głową i od razu za nimi znikła. Tymczasem on przebrał się i wskoczył pod kołdrę. Zadziwiała go ta Granger. Nie spodziewał się, że informacja o tym, że Wieprzlej sobie kogoś znalazł mogła tak nią wstrząsnąć. Myślał, że wszystko spływa po niej jak woda. Zdał sobie sprawę, że tak wcale nie jest. Bał się, że kiedyś tak płakała przez niego...Przez to, że nazywał ją szlamą. Pokręcił głową. Był głupi. Poczuł, że ktoś szarpie za drugi koniec kołdry i kładzie się na łóżku, jak najdalej od niego. Kącik ust blondyna uniósł się nieznacznie do góry. Sięgnął po różdzkę i szepnął zaklęcie gaszące światło. Obrócił się na bok i próbował zasnąć, ale usłyszał cichy jęk gryfonki. 
-Co jest?- spytał. 
-Zachowałam się jak głupia nastolatka.- wyznała, wzdychając- Ryczałam przez chłopaka na środku korytarza. Tyle, że to nie chodzi tylko o to. Z Harry'm też się nie widuję. Ginny spędza mnóstwo czasu z Blaisem, a ja im tego zazdroszczę. Święta Trójca Hogwartu się rozpada. Myślałam, że po Bitwie wreszcie będzie wszystko dobrze...  Nie wiedział co powiedzieć. Zwierzała się przed nim. Granger mówi o swoich uczuciach Malfoyowi. Szalone.
- Draco?- spytała, przerywając ciszę panującą między nimi.
 -Yhym? -Wiem, że to idiotyczne..- zaczęła i Draco był pewien, że gdyby nie było ciemno, ujrzałby na jej twarzy rumieniec. Uśmiechnął się. 
-Gadaj.
 -Możesz mnie przytulić? 
Słowa dziewczyny zaskoczyły go, ale nic nie mówiąc, przysunął się do niej i objął ją swoimi dużymi ramionami. Była niesamowicie drobna przy nim. Jej włosy lekko muskały jego twarz, ale nie przeszkadzało mu to. Po chwili Hermiona zasnęła, oddychała miarowo i miała zamknięte oczy. Miał tylko nadzieję, że nie będą dręczyć ją koszmary. Miał wrażenie, że Granger mimo że udaję silną, wciąż pamięta Bitwe, a także jak bardzo ona wszystkich zmieniła. A szczególnie jego. 
------------------------------------------------------------------- -----------------------------------------
I jest nowy rozdział :)) Trochę pozmieniałam niektóre zwyczaje, jak to z przesyłkami czy pokojami, ale ff rządzi się swoimi prawami. Potrzebowałam tych zmian do tego rozdziału i nic nie mogłam poradzić. Mam nadzieję, że podobał się wam obrót zdarzeń. Bardzo proszę o zostawienie komentarza po przeczytaniu i zostawieniu swojej opinii, bo właśnie tio dodaję największej motywacji, nawet jeśli krytykujecie:). Przy okazji może trochę spóźnione życzenia Wesołych Świąt i nie spóźnione Szczęśliwego Nowego Roku :).

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział XXI- Gra


Zaczął się nowy semestr, co oznaczało, że koniec siódmej klasy zbliżał się nieuchronnie, obojętny na uczucia uczniów, traktujących szkołę, jak swój rodzinny dom. Niedługo skończą naukę w Hogwarcie i wkroczą w dorosłość... Hermiona weszła do sali zaklęć i usilnie usiłowała odgonić od siebie te nachalne myśli. Zajęła miejsce, jak najbliżej nauczyciela, tak samo jak wtedy kiedy była zaledwie jedenastoletnią dziewczynką. Po chwili dołączyła do niej Ginny, która rzuciła jej tylko zniechęcone spojrzenie, ale postanowiła sobie najwidoczniej darować zbędnych uwag na temat wybranego przez szatynkę miejsca.
Kiedy już wszyscy zjawili się w klasie, Profesor Flitwick zaczął wyjaśniać na czym polega dzisiejsze zadanie, a potem wszyscy przeszli do ćwiczeń. Hermiona świetnie się bawiła, żartując z Ginny, ale pracując perfekcyjnie. Zresztą, jak zwykle.
Nagle spojrzenie starszej gryfonki padło na Dracona, który zrezygnowany nieudolnymi próbami rzucenia zaklęcia cisnął różdżką przed siebie. Magiczny patyk trafił w Cormaca McLaggena, który zaczął natychmiastowo kichać. Nie mogła powstrzymać śmiechu. W jej ślady poszła także Ginny.
-Na zdrowie, Cormac!- krzyknęła Granger, zapominając, że trwają lekcje.
W końcu miała okazje dopiec temu idiocie od którego nie mogła się odpędzić przez całą 6 klasę. Całe szczęście, że ostatnio o niej jakoś zapomniał. Przechodzący obok nauczyciel musiał zwrócić im uwagę, by zachowywały się ciszej. Potem popędził do pokrzywdzonego gryfona, co wyglądało jeszcze zabawniej.
Zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec zajęć i tłum uczniów zaczął się przepychać w stronę wyjścia. Pewne rzeczy nie zmieniały się z wiekiem.
Weasley pożegnała się z nią, powiedziawszy, że idzie dogonić Blaise'a i że spotkają się później.
Hermiona poczęła pakować pośpiesznie książki. Prawie podskoczyła, gdy poczuła na skórze czyjś ciepły oddech. Wywnioskowała, że to chłopak patrząc na duże dłonie oparte o ławkę.
Odwracała powoli głowę, ale zanim ujrzała twarz swojego towarzysza, on zaczął szeptać do jej ucha.
-Od kiedy ty jesteś taka zadziorna, co Granger?- usłyszała głos Malfoya i lekko drgnęła.
Postanowiła jednak nie dać po sobie poznać, że się stresuje, że jego obecność sprawia, że czuje się nieswojo.
-Może zawsze byłam?- odpowiedziała, zastanawiając się nad drogą ucieczki.
Niestety ręce chłopaka skutecznie jej to uniemożliwiały. Obróciła się i znalazła się z nim twarzą w twarz. Wpadła na pomysł, jak wyjść z tej sytuacji. Zmniejszyła odległość między nimi do minimum, wzięła jego twarz w dłonie i krótko pocałowała. Jego ręce natychmiast opadły.Wtedy oderwała się od niego, delikatnie odpychając go do tyłu. 
-Musiałam się jakoś odwdzięczyć za tą sytuacje w sowiarni- powiedziała na odchodne i zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, opuściła pomieszczenie, zostawiając blondyna samego ze swoimi myślami.
                                                                                    *
Draco nie mógł uwierzyć w to co zrobiła gryfonka. Leżał na łóżku w swoim dormitorium i nie miał ochoty nic robić. Po jego ciele wciąż rozlewało się przyjemne ciepło. Nie znał jej od tej strony. Nie wiedział, że ma tyle temperamentu. Do tego nie umknęło jego uwadze, że wyładniała. Ciągnęło go do niej, ale to uczucie nie miało żadnego fundamentu zbudowanego na miłości. Czy czuł coś do tej gryfonki?
Kiedy tak się zastanawiał wydawało mu się, że zupełnie nic. W niczym nie przypominała Luny, dziewczyny w której pierwszy raz się zakochał. I dostał kosza. 
Przypomniał sobie co Hermiona powiedziała po pocałunku. Wyznała, że musiała się odpłacić za tamtą sytuacje w sowiarni. Trzeba było przyznać, że szatynka była pamiętliwa. Nie zdawała sobie, jednak sprawy, że lepiej nie zaczynać bawić się żadnym ślizgonem, bo oni tak łatwo się nie poddają. W końcu to ON miał więcej sprytu od niej. Gra się zaczęła, a Draco Malfoy nie zamierzał jej przegrać.
Z zamyślenia wyrwał go Zabini, który wparował do dormitorium i nic nie mówiąc, rzucił się na swoje łóżko.
-Doprawdy gorzej niż kobieta- pomyślał Draco i postanowił zając się czymś konstruktywnym, bo zdał sobie sprawę, że zanim brunet się zjawił w sypialni, sam robił dokładnie to samo co on teraz.
Ta myśl była przerażająca.
Założył na siebie pośpiesznie bluzę z kapturem i buty oraz odnalazł kurtkę i miotłę.
Opuścił pomieszczenie, nawet nie zaszczycony spojrzeniem przez Zabiniego.
Wyszedł na błonia. Co z tego, że było zimno. Śnieg nie padał od świąt, a chłodu nie odczuwał dzięki ciepłym ubraniom. Dotarł na boisko i postanowił trochę polatać. W końcu wysiłek fizyczny zawsze pomagał mu w myśleniu. Wiał delikatny, ale mroźny wiatr. Blondyn robił pętle wokół boiska i wciąż wracał do wydarzenia sprzed paru godzin. Wkradało się do jego umysłu, czy tego chciał czy nie.
Nie mógł zostawić tak tej sprawy. Jego duma ucierpiała.
Nie, przede wszystkim musiał przestać się zastanawiać.
W końcu nie było nad czym. To co zrobił na sylwestrze to był impuls, czuł się samotny.
Dlaczego zaszedł ją od tyłu po lekcji zaklęć? Co go podkusiło?
Sam nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytanie.
Tak zrobił i już.
Nie ma odwrotu.
                                                                                   *
-I co? Pocałowałaś go?- prawie wykrzyknęła ruda, po wysłuchaniu zwierzenia swojej przyjaciółki.
Znała ją wiele lat i nigdy by się czegoś takiego po niej nie spodziewała, To po prostu nie było w jej stylu.
-Hermiono, nie poznaje cie. Co się stało z tą starą wersją Granger?
Szatynka lekko się zarumieniła, słysząc słowa Weasley.
-Ja siebie też nie.- odpowiedziała cicho, ale jej koleżanka ją usłyszała i tylko pokręciła głową, ledwo powstrzymując śmiech.
-Wszyscy się zmieniliśmy- powiedziała młodsza, przeciągając się na rubinowym fotelu w Pokoju Wspólnym Gryfonów. 
Ich rozmowę zagłuszał gwar panujący w salonie Gryffindoru. Ginny mieszkała tam wiele lat i nie potrafiła sobie przypomnieć momentu, kiedy panowała w nim cisza. To chyba było nie możliwe, skoro członkowie tego domu, to w większości żywiołowi ludzie, którzy nie potrafią usiedzieć w miejscu.
- Ty- to powiedziawszy wskazała Hermione- na pewno na lepsze. Nie trzymasz cały czas nosa w tych swoich książkach i nie histeryzujesz tak, jeśli chodzi o naukę.
Szatynka spiorunowała ją wzrokiem, a potem się roześmiała.
-Gdzie są moje książki?
Teatralnie powstała i zaczęła się rozglądać po pokoju, ale rudowłosa złapała ją za rękę i podała jej butelkę piwa kremowego, którą wyjęła spod fotela.
Spojrzała na nią zdziwiona, ale tamta nie raczyła jej wyjaśnić skąd ona tam się wzięła. Zajrzała pod swój. Nic pod nim nie było.
-Tłumacz się, ale już!- powiedziała, widząc jak ruda skręca się ze śmiechu.
-Tajemnica.
Hermiona zerwała się z fotela i zaczęła łaskotać przyjaciółkę, ale tamta nie chciała nic powiedzieć. W końcu udało jej się czmychnąć przed nią i zanim poszła do dormitorium, rzekła, jeszcze bardziej irytując swoją koleżankę.
-Mam swoje sposoby.
Weszła po długich schodach i zniknęła z punktu widzenia szatynki.
                                                                                    *
                                                                             *
-Bosko, ci znowu się do siebie ślinią- pomyślała Hermiona, siedząc w Wielkiej Sali obok zakochanej pary.
Cieszyła się ze szczęścia przyjaciół, ale to się stawało denerwujące, nawet nie mogła z nimi normalnie porozmawiać, kiedy byli w pobliżu siebie.
Męczyła się nad jedzeniem, więc postanowiła opuścić wcześniej kolacje.
Wyszła na opustoszały korytarz, a po jej ciele przeszedł dreszcz. Miała na sobie cienką bluzkę z krótkim rękawem i sweterek, a był środek zimy. Zamek nie miał zbyt dobrego ogrzewania.
Usłyszała czyjeś kroki i odruchowo odwróciła się w stronę, z której dobiegał hałas.
Z ciemności wyłonił się wysoki chłopak o platynowych włosach, złapał ją w pasie i przyłożył palec do jej ust.
-Zwariował- pomyślała.
Miała ochotę pisnąć, odskoczyć od niego, ale jego uścisk mimo pozorów, był silny.
Nie wiedziała, jaka reakcja byłaby na miejscu. Powinna się bać? A może być ciekawą co ma zamiar zrobić Malfoy?
Pociągnął ją do jakiegoś kąta. Poczuła, że jej plecy stykają się z lodowatą ścianą.
Czuła się osaczona. Oparł ręce trochę powyżej jej głowy.
Ślizgon szybko oddychał. Był bardzo blisko.
Przybliżył do niej swoją twarz i po chwili jego usta musnęły jej. Całował ją pewnie, tak jakby to było jedyne czego pragnął.
-On chce, żebym myślała, że tak jest.- zdała sobie sprawę, ale czuła się, jakby wrosła w ziemię. Nie mogła się poruszyć, oddalić od niego. Jej zmysły ponownie wyczuły jego piękne perfumy.
- Zostaw mnie.- błagała w myślach.
W końcu się od niej oderwał i chwilę zawiesił na niej swój wzrok. Ta sekunda wydawała się szatynce najdłuższą w jej całym życiu.
-To była moja kolej- szepnął, odepchnął się od muru i szybkim krokiem oddalił się od Hermiony.
Patrzyła, jak jego sylwetka maleje jej oczach. Zniknął za rogiem. Zsunęła się po ścianie i usiadła na ziemi, łapiąc się za głowę. Kiedy minął szok zdała sobie sprawę w co oni zaczynają grać. To nie była bezpieczna zabawa. Z każdym dniem, każdą chwilą, mogli się w sobie zakochać. Przecież to było niemożliwe.
W jej głowie zamajaczyła postać Rona i jego reakcja na zerwanie Ginny i Harry'ego.
Oskarżył ją wtedy o zdradę. Gdyby zrobił to znów- miałby racje. Nie była wobec niego uczciwa. Ale jego też nigdy przy niej nie było...
Kim w ogóle był dla niej Malfoy?
Wrogiem? Nie.
Przyjacielem?
Dobrym przyjacielem?
Co on wyrabia?
Pogrywa z nią. Ale czy ona nie robi tego samego?
Czy nie robi wszystkiego, by go uwieść?
-Jak to paskudnie zabrzmiało. Hermiono, jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw. Od kiedy twoją głowę zajmują takie myśli!-szeptał do niej jej własny rozsądek, który dawno gdzieś zgubiła. Podniosła się z ziemi i szybko skierowała się do Wieży Gryffindoru. Chciała pójść spać, była zmęczona wydarzeniami tego dnia. W sumie cały czas miała wrażenie, jakby to się nie działo. Przecież nie miało prawa! Niestety lub stety zdążyła zauważyć, że wszystko co jej się kiedykolwiek przydarzyło było pozornie niemożliwe. Jako dziecko nie pomyślałaby, że czarodzieje naprawdę istnieją i że ona sama ma magiczne moce. Nie pomyślałaby, że weźmie udział w bitwie między dobrem a złem. Nigdy nie spodziewałaby się, że stanie się kim stała, że zaprzyjaźni się ze ślizgonami...Scenariusze najbardziej skomplikowanych filmów wydawały jej się błahe przy tym co jej się wciąż przydarzało. Przez ten cały mętlik, który zapanował w jej głowie przez pewnego tlenionego blondyna, potknęła się o wysoki próg wejścia do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
-Kurde, serio?- mruknęła niezadowolona i weszła do pomieszczenia pełnego uczniów, którzy wrócili z kolacji. Ujrzała parę znajomych twarzy, ale po prostu przepchała się przez tłum i położyła się do łóżka, pragnąc na chwile wymazać z pamięci stalowe tęczówki i ciepły oddech Dracona.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z kolejny rozdziałem. Mam nadzieję, że podoba wam się i że nie przesadziłam z tempem rozwoju wątku Draco/Hermiona. Mogę tylko powiedzieć, że na pewno nie będzie z nimi przez cały czas tak bajkowo, jak z Blinny, a i tak na ten wątek czekaliście bardzo długo. 
Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny, bo to one motywują do pisania :)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział XX- Absurd


Późno w nocy dwójka gości Panny Granger postanowiła wracać do domu. Właściwie koniec imprezy był inicjatywą Malfoya, który najwidoczniej już wystarczająco się napatrzył na stan w jakim znalazł się jego przyjaciel. Zabini ledwo trzymał się na nogach, a Draco był po prostu zmęczony.
Hermiona oczywiście zaoferowała im, że mogą zostać na noc, ale blondyn stanowczo zaprzeczył.
- Lepiej żeby Blaise się trzymał z dala od Wiewiórki- zażartował, obdarzając szatynkę lekkim uśmiechem- Deportuje się z nim do mojej posiadłości. Mamie nie będzie przeszkadzał, a Pani Zabini umówiła się z jakimś mężczyzną i byłby sam w domu. Nie zostawię go tak. On na trzeźwo jest do wszystkiego zdolny, co dopiero teraz.
Ginny zmierzyła go wzrokiem, mówiącym ,, A co takiego mogłoby się stać?'', ale najwidoczniej sama nie czuła się najlepiej.
Hermiona zastanawiała się, jakim cudem Malfoy i ona sama przy tej dwójce, prawie nic nie wypili.
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły rudowłosa rzuciła się na kanapę i zdjęła z nóg obcasy, ciskając nimi w pobliski kąt.
- Życie jest piękne. Naprawdę! Tylko, że... nie lubię tego wyfiokowanego blondasa, który zabiera mi mojego chłopaka. No naprawdę taki nietakt...- zaczęła nawijać Ginny, z każdym słowem zaczynając bardziej seplenić.
Hermiona przewróciła oczami, podeszła do niej i spojrzała na nią pytająco.
- Masz tu zamiar spać?
Ruda tuliła do siebie jedną z twardych poduszek. Nie była najwidoczniej świadoma, że nie nadają się do spania na nich, a jedynie mogą służyć jako dekoracja mebla. No chyba, że ktoś uwielbia czuć się, jakby leżał na kamieniach.
Hermiona od dawna próbowała przekonać rodziców o zmienieniu ich, ale według nich były one prześliczne i o wiele starsze od niej. Nie miała nic do gadania.
- Przecież ja tylko na chwileczkę....- nie zdążyła wypowiedzieć do końca tego zdania, bo zdążyła wpaść w objęcia Morfeusza.
                                                                                    *    
Draco obudził się w porze obiadowej. Bardzo cieszył się, że nie musiał jeszcze iść do szkoły. Tego dnia planował postawić na nogi swojego najlepszego przyjaciela ( w końcu od czego są kumple), spakować kufer i spędzić trochę czasu z matką. Zwlekł się z łóżka i szybko przebrał z ciuchów z poprzedniego dnia, których nie miał już siły po przybyciu do dworu zmieniać na piżamę. 
Kiedy się w końcu ogarnął postanowił zajrzeć do pokoju, w którym spał Zabini.
Ale jego tam nie było... Zastał rozwaloną na łóżku kołdrę, która z jednej strony zsuwała się na podłogę.
Porządnicki, nie ma co.
Zamknął stare drzwi, które mimo wieku nie skrzypiały. Zdawały się nie starzeć, tak samo jak meble.
Były staroświeckie, ale nie zniszczone. Czasem Draconowi wydawało się, że nie mieszka w starym dworze tylko na planie filmu, którego akcja dzieje się w dalekiej przeszłości. 
W ogóle to ile lat miał ten budynek?
W jadalni zastał zadziwiający widok. Brunet już w świetnej formie, zabawiał Narcyzę jakimiś dowcipami. Całe pomieszczenie zalewały promienie słońca wpływające do niego przez duże gotyckie okna.
Było przez nie widać, że pada drobny śnieg. Może śnieg z deszczem?
W każdym razie pogoda wydawała się być zaskakująco dobra, jak na styczeń.
Przywitał się z nimi, przerywając monolog Zabiniego.
Jego matka znikła w kuchni. Zastanawiał się czy poszła powiedzieć skrzatom, żeby przygotowali jej synowi jakiś posiłek czy postanowiła zrobić go sama. Naprawdę mógł o niego zadbać sam. Co z tego, że potrafił zrobić jedynie tosty i mało smaczną jajecznice. Jego myśli gwałtownie przybrały inny kierunek.
- Co ty się tak dobrze czujesz?- spytał, siadając obok Blaisa i mierząc go podejrzliwym spojrzeniem.
Tamten wyszczerzył się najwidoczniej zadowolony, że zaskoczył wielkiego arystokratę Dracona Malfoya.
- Moja kochana dziewczyna ma brata, który prowadzi sklep z różnymi ciekawymi produktami. Zajrzałbyś tam czasem. A teraz, powiedz mi lepiej, jak się czułeś wczoraj w towarzystwie Granger?
Blondyn uśmiechnął się nieznacznie na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Dlaczego właściwie ją pocałował? Czuł się samotny i odrzucony. Hermiona doświadczała tego samego. Pewnie codziennie myślała o tym dupku Wieprzleju. Powinna go sobie darować, ale co on miał do tego? Nie potrafiłby jej przekonać.
Kiedy ją pocałował, poczuł się dziwnie. Podobało mu się, nawet bardzo, ale to wszystko wydawało się absurdalne. Zdał sobie wtedy sprawę, że zaczyna robić rzeczy, o których przed Bitwą nigdy by nie pomyślał, że mógłby.
- Haloo? Ziemia do Smoka. Gdzie ty odleciałeś?- spytał Zabini w jeszcze lepszym humorze.
- Ha, ha, doprawdy nie myślałeś kiedyś, żeby pójść do jakiegoś kabaretu, Blaise? Tylko tam, tolerowaliby twoje dziwaczne żarty.
- O, widzę, że poruszyłem drażliwy temat.
- Zamknij się wreszcie.
Wtedy do pokoju weszła Narcyza i postawiła przed blondynem talerz z naleśnikami.
- Jedz, mizernie wyglądasz.
- Czyli, jak zwykle- podsumował Blaise, zanim zdążył się ugryźć w język. Jego wypowiedz spotkała się z zabójczym spojrzeniem posłanym w jego stronę przez Malfoya Juniora i lekko rozbawionym uśmiechem jego matki.
Draco tolerował to wszystko chyba tylko dlatego, że jego mamę to bawiło. Miał ochotę wywalić te naleśniki na głowę bruneta, ale od tego powstrzymywało go także to, że był głodny i nie chciał marnować czyjejś ciężkiej pracy: nieważne czy skrzatów czy Narcyzy.
Naprawdę chciał już być w Expressie Hogwart, najlepiej w pustym przedziale.
                                                                                        *
Hermiona i Ginny były na peronie już 15 minut przed przyjazdem pociągu. Szatynka zdążyła opowiedzieć Rudej, wszystko czego nie pamiętała z imprezy. No może siebie tańczącą z Malofoyem i całującą się z nim wymazała z tej całej historii. To nie mogło przecież mieć miejsca. Przekonywała samą siebie, że musiało jej się to przyśnić. Jednak piosenka do której tańczyła w ramionach arystokraty od dwóch dni nie dawała jej spokoju. A najlepsze było to, że nawet nie miała pojęcia, jak się ona nazywa. Drugą rzeczą nękającą ją bez przerwy była osoba Dracona Malfoya. Nie mogła wymazać z głowy tego jego uśmieszku. Szczerze, doprowadzało ją to do białej gorączki. Za co? Dlaczego to musiał być akurat on?
W jej głowie, jak echo brzęczały jego słowa: ,, Poniosę twój świat. Jeśli tylko tego właśnie chcesz.''
Kolejny absurd.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk nadjeżdżającego pociągu. Kiedy tylko się zatrzymał, a drzwi wagonów się otworzyły zajęły sobie miejsca w jednym z przedziałów.  Express ruszył i Hermiona postanowiła chwilkę się zdrzemnąć. W końcu ostatnimi dniami jej zegar trochę się poprzestawiał.
Niestety uniemożliwiło jej to pojawienie się jedynego w swoim rodzaju Blaise'a Zabiniego, który zdążył najwidoczniej zatęsknić za swoją dziewczyną. Stwierdziła, że w takich warunkach nie da rady spać, a nie miała też ochoty przyglądać się zakochanej parze i ich czułemu powitaniu.
Wyszła z przedziału- nawet jej nie zauważyli.
Przechadzała się korytarzem, aż jej uwagę przyciągnęła platynowa czupryna. Po chwili stała przed Draconem Malfoyem, siedzącym samotnie.
- Przyszłam do ciebie, bo Blaise i Ginny strasznie się do siebie ślinią.- powiedziała gryfonka, zajmując miejsce obok chłopaka.
Z jego twarzy nie potrafiła wyczytać żadnych uczuć. Czyżby był całkowicie obojętny na jej obecność?
W końcu odpowiedział jej, przełamując niezręczną ciszę.
- Fajnie, Granger.- mruknął, a kącik jego ust uniósł się lekko do góry.
Hermiona przywołała zaklęciem książkę i zaczęła ją czytać. Zdała sobie sprawę, że ślizgon się jej przygląda po upływie dobrych dziesięciu minut.
- Co ty się tak na mnie patrzysz?- zareagowała nagle dziewczyna.
- Ja? Chyba ci się przyśniłem kochanie.- odparował, posyłając jej na odległość całusa.
- To całkiem możliwe- pomyślała, ale postanowiła nie wymawiać tej myśli na głos.
- Wątpię, kotku.- odpowiedziała, gotowa do dalszej wymiany zdań, która w końcu nie nastąpiła.
Drzwi przedziału otworzyły się, a w nich stanął Zabini. Hermiona zastanawiała się czy wszystko słyszał. Ostatnio z jego twarzy nie znikał ten głupawy uśmieszek. A mówią, że to kobiety szczerzą się, kiedy są zakochane.
- Kiedy ty się zrobiłeś taki wesoły, Blaise?- spytał wyraźnie rozdrażniony Malfoy.
- A ty taki czuły...
- Zaraz dostaniesz...- zagroziła szeptem Granger, lekko się czerwieniąc.
Sam Malfoy wyglądał, jakby miał zamiar cisnąć w kolegę czymś niesamowicie ciężkim.
Po słowach gryfonki chłopak natychmiast zniknął z ich pola widzenia i odważył im się pokazać na oczy dopiero w Hogwarcie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest rozdział 20 :))
Mam pytanie do tych, którzy piszą opowiadania: ile stron zajmuje wam zazwyczaj jedna notka?
Ta informacja na pewno pomogłaby mi w dopasowaniu długości rozdziałów do waszych wymagań, bo wiem, że uważacie, że są one za krótkie.
Zapraszam na mojego drugiego bloga, na którym jest już 7 rozdziałów:
http://scorose-our-senior-year.blogspot.com/




                                                  

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział IXX- Poniosę twój świat


Kiedy Ginny i Hermiona usłyszały dźwięk dzwonka, od razu zbiegły na dół i otworzyły drzwi wejściowe.
Przed nimi ukazali się Draco Malfoy i Blaise Zabini. Blondyn był ubrany w jasno-niebieską koszulę i zwyczajne dżinsy. Brunet wyglądał podobnie- miał na sobie szmaragdową koszulę i ciemne spodnie.
Oboje trzymali w rękach po szampanie. 
Zanim zdążyły jakoś zareagować, Blaise otworzył swoją butelkę. Dziewczyny, natychmiast odskoczyły do tyłu, widząc jak spieniony napój wylewa się na podłogę. 
Hermiona zgromiła go wzrokiem, patrząc na mokrą wykładzinę, ale nie potrafiła być na niego zła.
Chłopak odłożył alkohol na pobliski stolik i porwał w ramiona swoją ukochaną. Hermiona nie potrafiła pozbyć się uśmiechu na widok tej dwójki. Ruda jeszcze parę godzin temu była bardzo przygnębiona i przestraszona, a teraz śmiała się w ramionach Zabiniego, który łaskotał ją i najwidoczniej nie miał zamiaru puścić.
Szatynka poszła do kuchni i podała Draconowi kieliszki. Kiedy zakochani już się uspokoili, wznieśli je do góry i stuknęli się nimi. Ginny włączyła muzykę i razem ze swoim chłopakiem zaczęli wykonywać dziwaczny taniec. Od razu się roześmiała.
- To co robimy?- zapytał Zabini, nie zaprzestając swoim poczynaniom.
- Ja mam właściwie pomysł- odezwała się Hermiona- Możemy zadawać sobie rożne pytania, na które będziemy musieli szczerze odpowiedzieć. W końcu mimo 7 lat znajomości, nie wiemy za wiele o sobie.
- Brzmi nieźle.- podsumowała Ginny, rozsiadając się na puszystym, białym dywanie i opierając się o tors Zabiniego.
Pozostała dwójka usiadła trochę dalej od siebie.
- Musimy ustalić jakieś zasady. Można 3 razy nie odpowiedzieć- powiedziała Hermiona, obawiając się pytań ślizgonów.
- Ale wtedy szklaneczka!- wtrącił się brunet podnosząc do góry własną.
Bała się, że w takim tempie to za może godzinę, będą patrzeć na chrapiącego na podłodze Zabiniego.
To była ta optymalna wersja.
Pierwsze pytanie padło z ust Ginny.
- Ile miałeś dziewczyn przede mną?- spytała patrząc głęboko w jego ciemne tęczówki. Hermiona roześmiała się na widok bezradnego chłopaka, który w żadną stronę nie mógł dyskretnie uciec wzrokiem. Już myślała, że wykorzysta swoją szansę i zrezygnuje z pytania, ale on powoli odpowiedział.
- No było ich parę...Poczekaj....parę ślizgonek- Astoria, Dafne...
- Pamiętam, jaki miałeś potem od obu opieprz- przypomniał mu Malfoy uśmiechając się wrednie i śmiejąc się cicho.- Jak mogłeś być tak głupi i umawiać się najpierw z tą starszą, a potem z młodszą?! Wiewiórko, spytaj go lepiej o to przy następnej kolejce.
Rudowłosa chyba zaczynała żałować, że zadała to pytanie...Ba! Wyglądała jakby ubolewała nad tym, że zgodziła się grać.
- Nie skończyłeś- powiedziała, przełykając ślinę.
-No to te dwie, ze 3 młodsze i Pansy.
Granger wzięła głęboki wdech. Zabini i Parkinson. Chyba nie chciała o tym więcej wiedzieć. Z drugiej strony ta informacja mogłaby być przydatna. Jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Ginevry, która bez słów dała jej znać, że też ją to niepokoi. Z jej brązowych tęczówek dało się też wyczytać lekki szok, po przed chwilą usłyszanej informacji. 
Następny był Blaise, który zadawał pytanie Draconowi.
- W kim pierwszy raz się zakochałeś?
Wszyscy ucichli. Hermiona nie mogłaby powiedzieć, że nie była tego ciekawa. Zimny, wredny Draco Malfoy. Czy to możliwe, że w ogóle kiedyś się zakochał?
 Otrzymał odpowiedz, której nikt by się nigdy nie spodziewał.
- W Lunie Lovegood.
Szatynka dobrze wiedziała, jak musiała wyglądać z wytrzeszczonymi ze zdziwienia oczami i z rozdziawioną buzią. 
Po chwili ciszy Zabini zaczął się śmiać i stwierdził, że ,, musi się napić''.
Chłopak był wyraźnym szoku. Draco natomiast po każdej salwie śmiechu kolegi, rzucał mu spojrzenie typu:
,, Poczekaj, aż stąd wyjdziemy. Spuszczę ci łomot''.
Kolejne pytania były coraz bardziej prywatne lub po prostu zabawne. 
Po jakimś czasie wszyscy zostali bez szans wymigania się od udzielenia odpowiedzi. 
Blasie zaczął być trochę śpiący. To był sygnał dla gryfonek, by podpytać go o Pansy.
- Blaise, czemu chodziłeś z Parkinson?- spytała Hermiona uważnie przypatrując się reakcji ślizgona.
Tamten tylko machnął ręką.
- Przyjaźniłem się z nią, a ona chciała by Draco był o nią zazdrosny. Zresztą on potem z nią chodził!
- wyznał, a po chwili wstał trochę chwiejnie z ziemi i wyciągnął rękę w stronę Ginny.- Mogę prosić?
Okręcił ją wokół siebie, a Hermiona jednym machnięciem różdżki pogłośniła szybką muzykę.
Odłożyła różdżkę na stolik. Poczuła czyjeś duże ramiona, obejmujące ją od tyłu. Po chwili znalazła się twarzą w twarz z Malfoyem. Oparł ręce z obu stron stolika i po chwili dosięgnął jej różdżki. Z głośników poczęła dobiegać powolna, kojąca melodia. Ścisnął mocno jej drobne dłonie.
Gryfonka przypomniała sobie co odpowiedział Zabiniemu na pytanie o swoją pierwszą miłość.
Jak wiele wciąż nie wiedziała o tym człowieku?
Współczuła mu. Nikomu nie zwierzał się. W jego domu raczej nie było typowego ciepła rodzinnego.
Spojrzała się w jego stalowe tęczówki, czyżby był smutny? Znajdował się wśród przyjaciół powinien się świetnie bawić. Musiała mu pokazać, że jest kimś ważnym dla nich. On zdawał się tego nie dostrzegać.
Powiodła go na środek i poczęli wirować w tańcu obok Ginny i Blaise, wtulonych w siebie uśmiechniętych...
Hermiona nie mogła się pozbyć myśli, że zamiast z Ronem, spędza sylwestra z Malfoyem.
Zaczęła się zastanawiać czy nie miała błędnych poglądów na temat tych dwóch chłopców.
Wiedziała, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Na Harry'ego mogła zawsze liczyć, mimo, że ich kontakty trochę osłabły. Ginny choćby przed tą komeralną imprezą pokazała, że jej zależy. Kiedy czuła się samotna byli przy niej Zabini i Malfoy.
Ironia.
Dawniej uznałaby ich za wrogów.
Wsłuchując się w tekst utworu, nie potrafiła opanować wspomnień. 
Niedługo zaczynał się nowy rok, a ona nie potrafiła nie myśleć o tym co zrobiła z poprzednimi.
Some saw the sun.
Some saw the smoke.
Przed oczami miała tyle wspólnie spędzonych dni z Harrym i Ronem. Wspólnych powodów do śmiechu i razem wypłakanych łez. Pamiętała strach, który czasami ich przepełniał i ulgę, gdy wszystko kończyło się dobrze.
Some heard the gun.
Some bent the bow.
Sometimes the wire must tense for the note.
Caught in fire, say oh.
Bitwa o Hogwart. Jedne z najgorszych wspomnień dziewczyny.
Strata przyjaciół.
Jej drugi dom w ogniu.
Pamiętała, jednak to uczucie, które towarzyszyło ocalałym po wygranej.
Teraz bała się sytuacji, w którą się wpędziła. Naraziła się wariatce. 
Czy raz nie mogło być normalnie?
Do tego wszystko zaczęło się diametralnie zmieniać.
Czasami pragnęła być znowu siedmiolatką. 
Wtedy nie takim problemom stawiała czoło.
Blondyn po raz kolejny okręcił ją wokół jej własnej osi. Wpadła w jego ramiona. Czuła jego przyśpieszony oddech.
We're about to explode.
-Hermiono?- usłyszała jego szept.
- Draco?
- Powiedz, że mogę na ciebie liczyć. Powiedz, że to co było przed Bitwą nigdy nie miało miejsca.
- Możesz. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- uśmiechnęła się delikatnie.
Some dragon to slay.- usłyszała głos piosenkarza i roześmiała się.
Malfoy rzucił jej sugestywne spojrzenie i uniósł do góry brew, tak jak miał w zwyczaju.
- Chyba nie zamierzasz ze mną walczyć, skarbie?
Zbliżył swoją twarz do jej i ujął jej podbródek.
- Co ty...Malfoy!?
Słyszała muzykę.
Ginny i Blaise coś krzyczeli.
Ona czuła się, jednak jakby była daleko od tych wszystkich odgłosów.
Rozsądek podpowiadał jej żeby się odsunęła, obróciła to wszystko w żart.
Ale po co?
Ich twarze dzieliły milimetry.
Wycofać się czy nie?
Carry your world and all your hurt.
Usta Dracona musnęły delikatnie jej wargi. Po chwili zaczął całować ją trochę pewniej. 
Poczęła oddawać pocałunek.
Nie było nic innego.
Tylko on.
Po chwili ślizgon przestał ją całować i poczuła wszystko ze zdwojoną siłą.
Co ona zrobiła?
Ginny i Blaise mimo, że byli zaskoczeni, wesoło odliczali do początku nowego roku.
Utwór się kończył.
Wszyscy wybiegli na dwór. Całe podwórko było zabezpieczone zaklęciami.
Brunet i ruda podnieśli swoje różdżki. Z ich końców wyleciały w powietrze barwne fajerwerki, które rozjaśniły ciemne niebo nad nimi.
Hermiona spoglądała na to wszystko i czuła się szczęśliwa.
Mimo wszystkich przeszkód, problemów, wątpliwości jakie niosło życie, czuła, że wreszcie jest na dobrej drodze.
Poczuła dłonie Dracona na swoich ramionach.
10
9
8
7
6
5
4
3
2
1
- Szczęśliwego nowego roku!- usłyszała krzyk Wiewiórki.
Szatynka zwróciła twarz w stronę chłopaka, stojącego przy niej.
On zbliżył się jeszcze bardziej do Hermiony i szepnął do jej ucha:
- Poniosę twój świat. Jeśli tylko tego właśnie chcesz.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest rozdział 19 :) Mam nadzieję, że nie stało się to wszystko trochę za szybko.
Starałam się żeby był dłuższy, nie wiem jak mi to wyszło :) Jak zwykle proszę was, żebyście po przeczytaniu dali znać co sądzicie.
Piosenka użyta do tego rozdziału: http://www.youtube.com/watch?v=Lh3TokLzzmw




poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział XVIII- Prześladowane


Ginny nie mogła zmrużyć oka przez całą noc. Miała wrażenie, że widziała jakąś sylwetkę poruszającą się na dworze, wokół jej domu. Nad ranem wstała z łóżka i poszła do łazienki.
Jasne światło poraziło ją w oczy. Podeszła po omacku do umywalki, przemyć twarz.
Wróciła do sypialni, chcąc chociaż się zdrzemnąć. Poczuła, jednak że na jej łóżku coś leży.
Cukierki ze sklepu Georga.
Skąd one się tam wzięły?
To wszystko zaczynało ją przerażać. Czuła się, jakby ktoś obrał ją sobie za ofiarę w jakiejś dziwnej powieści grozy, opowiadającej o jakimś psychopacie bawiącym się kosztem niewinnej 17- latki.
Zaraz.
Niewinnej?
Czy ostatnio przypadkiem nie zrobiła czegoś złego?
Zemsta.
Pansy Parkinson.
Zeszła na dół do kuchni, gotowa jeśli potrzeba stanąć przed dziewczyną ,jak prawdziwa gryfonka.
Poza tym mimo, że nie było to zbyt rozsądne musiała sprawdzić czy ta wariatka się gdzieś nie czai.
Przemierzyła salon nic nie zauważając, następnie otworzyła drzwi do kuchni. Jej spojrzenie przyciągnęła stos kartek leżących na stole. Powoli do nich podeszła, jakby bała się, że zaraz ożyją i się na nią rzucą. 
Na meblu leżał kawałek pergaminu z napisem: Dostaniesz za swoje. Nauczysz się szanować lepszych od siebie. 
Pod spodem leżało parę fotografii. Nie wiedziała skąd dziewczyna mogła je wytrzasnąć.
Ona z Harrym zaśmiewający się czymś.
Ron w stroju od Quiditcha w glorii zwycięstwa.
Jej zdjęcie rodzinne. To wiedziała skąd ma. Po wojnie w gazecie zamieścili je przy artykule o ,, herosach'' Bitwy. 
Na końcu przyjrzała się dwóm ostatnim poruszającym się zdjęciom.
Na jednym była ona i Blaise. Musiało być niedawno zrobione... Zważywszy na to, że siedziała mu na kolanach...Na drugim był wysoki blondyn o tajemniczym uśmiechu, obejmujący jednym ramieniem dziewczynę w krótkiej, widocznie drogiej sukience. Jego towarzyszką była Pansy.
                                                                              *
Zimowe dni były mroźne i krótkie. Zbliżał się sylwester, a Hermiona Granger wciąż nie miała żadnych planów na ten wyjątkowy dzień. Nie miała raczej ochoty na jakąś huczną imprezę, ale nie chciała też zostać sama w domu. 
W przeddzień tej uroczystości zwlekła się niechętnie z łóżka, obudzona przez śpiew ptaków. 
Zeszła po schodach do salonu, przywitała się z rodzicami i po zrobieniu sobie kanapek, usiadła razem z nimi do stołu. Lekko zaspana poczęła powoli rzuć jedzenie. Nie była świadoma, że jej matka przygląda się jej uważnie.
- Szkoda, że przyjechałaś na tak krótko.- wyznała kobieta, a szatynka podniosła natychmiast głowę z nad talerza.
- Zostałabym jeszcze, ale przede mną ostatni semestr szkoły. Po testach pomieszkam tu dłużej.- powiedziała, starając się samą siebie przekonać, że tak będzie.- Też tęskniłam.
Zapanowała między nimi cisza. 
Zanim Hermiona zdążyła się zastanowić czy jest ona naturalna czy sprawia jej dyskomfort, zadzwonił telefon.
Dziewczyna od razu odebrała, ciekawa kto to może być.
- Halo?- spytała trochę sennym głosem.
- Nie myśl, że zapomniałam o tym co mi zrobiliście. Wiem, że to wy.  Zapłacisz mi za to. Tak samo, jak twoi przyjaciele.- odpowiedział jej damski głos.
Po tych słowach kobieta się rozłączyła, a Hermiona bezwiednie upuściła słuchawkę.
Kto to mógł być?
Gryfonce od razu przyszła do głowy Pansy. Może to był jej głos? W końcu kiedy się rozmawia przez telefon różni się on od słyszanego na żywo. Nie, dziewczyna miała zupełnie inną barwę. Mogła, jednak zrobić to samo co oni, gdy wycieli jej ten kawał. Zmodyfikować głos. Ale telefon.. Czy Parkinson nie brzydziłaby się takiego mugolskiego przedmiotu?
Usłyszała krzyki swoich rodziców, mówiące jej żeby się odsunęła od ściany, ale nie zdążyła ich posłuchać. 
Przez szybę wleciało do pomieszczenia mnóstwo sów i... chochlików kornwalijskich, tłukąc szkło na małe kawałeczki. Maleńkie odłamki przeleciały obok niej, boleśnie kalecząc jej ciało.

                                                                             *
Hermiona obudziła się na kanapie. Wokół niej było pełno miękkich poduszek. Powoli zaczynała sobie przypominać co się stało. Od tego wszystkiego rozbolała ja głowa. Spróbowała się podnieść, ale usłyszała głos swojego taty.
- Leż, uparciuchu. Jesteś trochę obolała. Rany ci zdezynfekowaliśmy i opatrzyliśmy- powiedział, patrząc się na nią troskliwie.- Przyszła do ciebie twoja przyjaciółka Ginny, akurat po tym jak straciłaś przytomność. 
Pomogła nam z tymi stworzeniami.
Szatynka spojrzała się na zegarek stojący na komodzie przy ścianie.
Był nowy dzień. Na dworze było jeszcze ciemno, ale zaczęła się następna doba.
Sylwester.
Dzięki Pansy oprócz niesamowitych wrażeń i chwilowych pamiątek na ciele, zapewne straci okazje do świętowania.
Wspaniale.
Ktoś zadzwonił do drzwi i jej rodzic znikł w przedpokoju. Po chwili wrócił razem z jej najlepszą przyjaciółką. 
Uśmiechała się, ale z jej oczu można było wyczytać smutek i... strach?
-Może przydarzyło jej się coś podobnego?- obawiała się Granger, przyglądając się uważnie rudowłosej.
- Cześć- powiedziała, nie wspominając nic o swoich obawach albo o zdarzeniach z wczorajszego poranka.
- Hej.
Najmłodsza latorośl Weasleyów uśmiechnęła się chytrze, gdy już zostały same i wyciągnęła spod płaszcza szampana. Postawiła go na stole, a z torebki wyjęła przekąski. 
- Nie dam ci zmarnować tego dnia. 
- A Blaise?- spytała Granger, wyciągając się na sofie.
- Wpadnie potem z Draconem. Nie martw się, ja wszystko przygotuje, a ty odpocznij.- powiedziała radośnie, jednak starsza przyjaciółka wciąż widziała w jej oczach dziwny błysk. Nawet poruszała się mniej pewnie.
Ruda stanęła w miejscu, przeczesała palcami włosy, rozglądając się po pomieszczeniu, aż nagle usiadła na podłodze przy Hermionie.
- Ja...Ja nie wiem czy powinnam ich była zapraszać. Narażać nas wszystkich.
Wtedy zrozumiała, że nie tylko ona była nękana przez Pansy. Poczuła nienawiść do tej ślizgonki.
Ją mogła dręczyć, ale jej przyjaciele to już co innego. Będzie musiała coś wymyślić. Tylko co?
Z Harry'm i  Ronem zawsze wychodzili jakoś z każdej opresji. Tylko, że nie było już czegoś takiego jak Złota Trójca. Ich przyjaźń zanikła. Mimo, że Ron wciąż był jej chłopakiem, a Harry ciągle przyjacielem, to coś między nimi pękło. Zmieniło się bezpowrotnie.
- Nie martw się. Od czego mamy czary ochronne?- odpowiedziała szatynka, tuląc drżącą przyjaciółkę.
- A ty? Dobrze się czujesz?
- Teraz o wiele lepiej. Przyszłaś do mnie.
                                                                                       *
 Wieczorem wszystko było gotowe. Dom był uprzątnięty i zabezpieczony zaklęciami, przekąski przygotowane, muzyka gotowa...
Rodzice Hermiony poszli do jakiejś restauracji ze starymi znajomymi, z którymi odnowili kontakty po odzyskaniu pamięci. Dziewczynom pozostało tylko wystroić się na imprezę.
Wtedy panna Granger zdała sobie sprawę, że nie ma żadnej sukienki. Z tej opresji uratowała ją Ginevra, która jak się okazało wszystko co potrzebne przyniosła w swojej torebce. Szatynka uśmiechnęła się, gdy zobaczyła, że jej koleżanka używa jej pomysłów.
Ginny założyła szmaragdową sukienkę na ramiączka, sięgającą aż do ziemi. Tkanina była zwiewna i świetnie leżała na zgrabnej dziewczynie.
Weasley pamiętała o tym, że Hermiona będzie musiała założyć coś co zasłoni pamiątki po zemście ciemnowłosej ślizgonki. Dała jej białą sukienkę z długimi rękawami i czarne rajstopy.
Obie założyły wysokie buty, żeby nie czuły się niskie przy chłopakach.
Zrobiły sobie wieczorowy makijaż i eleganckie fryzury.
Po jakimś czasie były gotowe na zabawę.
Kiedy Hermiona patrzyła na swe odbicie w lustrze, zdała sobie sprawę, że Ron nigdzie jej nie zaprosił.
Pewnie spędza wieczór z kumplami.
Czemu ona ciągnie ten związek?
Nawet nie wiedział nic o zdarzeniu z poprzedniego dnia.
Z zamyślenie wyrwał ją dźwięk dzwonka od drzwi.
To oznaczało tylko jedno.
Blaise Zabini i Draco Malfoy przybyli narobić jeszcze większe zamieszanie w ich życiu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------.
Mam nadzieję, że podobał wam się obrót wydarzeń w tym rozdziale. Nie wiem, jak to wyszło. Trochę improwizowałam, przyznam się. Nie przypuszczałam, że to się tak potoczy. Dziękuję wszystkim, którzy rzetelnie komentują. Proszę każdego kto to czyta o zostawienie opinii :))

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział XVII- Usatysfakcjonowany?


Przy jednym ze stolików blisko okna siedział Ron Weasley. Kiedy w kawiarni pojawiła się trójka jego przyjaciół, na jego twarz wkradł się radosny uśmiech, który natychmiast znikł, gdy przez stare drewniane drzwi, do przytulnego pomieszczenia wszedł  tak dobrze znany mu blondyn.
- Cześć- rzekł, patrząc się na Wybrańca, swoją siostrę i dziewczynę. - Malfoy, czego ty tutaj szukasz?
Były gryfon wstał z krzesła i podszedł do Dracona, mierząc go wrogim spojrzeniem. Nawet ktoś obserwujący tą sytuacje z boku, łatwo mógł zauważyć, że tych dwoje nie jest w dobrych stosunkach.
Ślizgon widząc zachowanie jego wroga z czasów szkolnych zaczął pogwizdywać. 
Z każdą sekundą niebezpiecznie się do siebie zbliżali- nie wiele dzieliło ich od większej awantury.
A wszystko przez to zdarzenie w Wielkiej Sali...Może gdyby nie ich impulsywność, panowałaby między nimi zgoda?
- Dość tego- przerwała im Ginny- Moglibyście tak przez chwilę, nie zachowywać się jak jakieś bachory?
Interwencja dziewczyny od razu spotkała się z odpowiedzią ze strony Malfoya.
- Uhuhu, Weasley. To zabrzmiało groźnie.
- I tak miało.- odpowiedziała, chichocząc cicho.
Dziewczyny usiadły, a reszta poszła w ich ślady  Awanturnicy zajęli miejsca, jak najdalej od siebie.
Brat Ginevry przestał na moment piorunować wzrokiem Dracona i zaczął rozmowę:
- To, jak w tym roku w Hogwarcie?- spytał- Chyba inaczej niż w poprzednich latach. Ostatnia klasa i tak dalej...
-Tak, Ron. Inaczej. A wiesz czemu? Dlatego, że nie wróciłeś.- przerwała mu Hermiona, której cierpliwość do jej chłopaka już dawno się skończyła.
Traktował ją jak powietrze! Zamiast przywitać się z nią-czule, jak przystało na kochającego, tęskniącego chłopaka, prawie pokłócił się z Malfoyem! Po tak długiej znajomości z nim powinien wiedzieć, że nie sposób jest wygrać z tym człowiekiem!
- Ojej, sprzeczka kochanków- skomentował blondyn, dowodząc o słuszności przekonań dziewczyny.
Hermiona spojrzała na niego smutnym spojrzeniem. Myślała, że czegoś się nauczył po Bitwie. 
Była naiwna.
Zawsze wierzyła w to, że w ludziach może zajść jakaś wewnętrzna zmiana. 
Najwidoczniej nie dotyczyło to ani Rona, ani Dracona. 
Ciągle ją ranili. A ona, wciąż się nimi przejmowała. Ich losem, ich opinią...
Podniosła rękę i już miała uderzyć ślizgona, jednak coś ją powstrzymało. Już kiedyś pokazała, że jest słaba. Uderzyła go w 3 klasie. Zauważył, jak działają na nią wyzwiska z jego strony...
Wiedziała, że nie może tego zrobić. Szybko ubrała kurtkę i bez słowa pobiegła w stronę wyjścia.
Potknęła się o próg drzwi i poczuła przeszywający ból w kostce.
 Przykuśtykała kawałek, lecz w końcu z bezsilności usiadła na śniegu.
 Czuła, jak jej ubrania stopniowo przemakają. Gruba zimowa kurtka, nie dawała jej wystarczającego ciepła. Zaczęła drżeć. Na jej twarzy łzy mieszały się z rozpuszczonymi płatkami śniegu...
Podniosła się i spróbowała iść mimo bólu. Po jakimś czasie, poczuła się lepiej.
Nagle ktoś złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę.
Znajdowała się milimetry od Dracona Malfoya.
- Usatysfakcjonowany?- syknęła, gdy kolejna łza spłynęła po jej zmarzniętej twarzy.
- Nie. Co ty odstawiasz?-blondyn podniósł rękę i otarł jej mokry policzek.
Między nimi zapanowała chwilowa cisza. Potem gryfonka dała ujście wszystkim emocjom, które ją prześladowały w wyrzutach, krzykach...
- To dlaczego to robisz?! Najpierw jesteś dla mnie miły, a potem mówisz słowa, które mnie ranią! Powiedz je jeszcze raz, przecież masz rację! Jestem szlamą, mam chłopaka, który się mną nie interesuje...- popchnęła go, ale ten nawet się nie poruszył. Patrzył na nią niewinnym spojrzeniem, podczas, gdy ona tak cierpiała! Typowe.
- Kocham Rona! Ty nigdy nie czułeś czegoś takiego do żadnej dziewczyny!
Odsunęła się od niego i już była gotowa się deportować, ale jej na to nie pozwolił. Złapał ją za rękaw i zmusił do wysłuchania.
- A skąd to możesz wiedzieć!- warknął, a w jego stalowo-szarych oczach pojawił się niebezpieczny błysk.-
- Potrafisz legilimencje? Nawet jeśli, nic by ci to nie pomogło! Potrafię się bronić!
- Teraz będziesz się chwalić jaki jesteś inteligentny! A patronusa nie umiesz wyczarować!
Kiedy usłyszał słowa dziewczyny, zamarł na chwilę.
Czyżby trafiła w jego czuły punkt?
 Przybliżył się do niej i zniżył głos do szeptu:
- Wielka mi sztuka, gdy masz tyle dobrych wspomnień.
Mimo, że czuła jego bliskość, widziała, że unikał jej spojrzenia. Wzrok ślizgona był utkwiony w jakimś dalekim punkcie za jej głową.
W końcu odważył się na nią spojrzeć i Hermiona zobaczyła, że jego oczy są zaszklone.
Szara barwa tęczówek zrobiła się cieplejsza.
Zacisnęła swoją dłoń na jego. Była lodowata i popękana z zimna. Nie była jedyną osobą, która źle reagowała na taką pogodę. 
- Przepraszam, Draco
- Nie, to ja powinienem cię przeprosić. Za to wszystko co przeze mnie czułaś... Za te wszystkie lata. A ty mi wybaczyłaś...
 Schował ręce do kieszeń płaszcza.
Granger szybko wyjęła z kurtki jakieś ulotki, które zgarnęła w centrum handlowym, kiedy kupowała prezenty dla rodziców i za pomocą różdżki przetransmutowała je w dwie pary rękawiczek. 
Chłopak natychmiast przyjął prezent.
-Rozumiem Cię.- odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając i starając się, jak najbardziej opatulić swoim okryciem.- Zimno tu.
- Może wrócimy do kawiarni...- zaproponował blondyn.
- Już zamknięta. Będę wracać do domu. Trzymaj się, Malfoy.- pożegnała się szatynka.
- Czekaj!
Znowu miała zamiar odejść, ale on ją zatrzymał. O dziwo nie czuła się rozdrażniona. Była radosna, pełna wiary, nadziei, czuła się tak lekko...Nie, nie była już na niego zła.
Zadziwiające, jak diametralnie potrafił się różnić jej humor sprzed zaledwie kilkunastu minut, od tego który miała obecnie.
- Dziękuję, Hermiono.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział :)) Jest obiecany wątek Dramione. Wiem, że notka nie jest długa, ale nie chciałam nic więcej w niej zawrzeć. Przyznam, że miałam mały problem z unikaniem powtórzeń i nie jestem pewna czy niektóre słowa są użyte w odpowiednim kontekście. 
Mam też jedno pytanie:
Otóż koleżanka, która miała mi zrobić szablon nie ma czasu. Jeśli mógłby mi ktoś polecić jakąś dobrą szabloniarnie, z którą łatwo się dogadać, postarałabym się zrobić coś z wyglądem stronki.
Choć przyznam, że załatwianie takich rzeczy, jest mi zupełnie obce :)
Jak zwykle każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny, więc proszę o krótkie wyrażenie swojej opinii i dziękuję wszystkim, którzy poświęcają czas na napisanie nawet krótkiego. 





piątek, 29 listopada 2013

Rozdział XVI- Święta


Rudowłosa dziewczyna wylegiwała się na starej, wygodnej kanapie, wsłuchując się w odgłosy wypełniające jej rodzinny dom. Z kuchni, dobiegały do jej uszu fragmenty rozmowy Georga z rodzicami. Od czasu do czasu mogła usłyszeć głos Percy'ego, który prawdopodobnie za każdym razem, kiedy usłyszał coś ciekawego, odrywał się od swoich papierzysk ,by wyrazić opinie na omawiany aktualnie temat. Słyszała też śpiew ptaków za oknem. Wyjrzawszy przez nie, zauważyła, że na dworze panuje okropna zawierucha.
Cieszyła się, że znajduje się teraz w przytulnym salonie, a nie na tym mrozie. Po jakimś czasie rozmowy ucichły.
- Ginny, mogłabyś przyjść mi pomóc?- zawołała ją mama.
- Już idę- odpowiedziała i pośpiesznie skierowała się do kuchni.
Molly Weasley trzymała w rękach biały obrus, ten sam, którym nakrywała stół, kiedy Ginny była mała.
Kobieta nie musiała mówić o co chodzi, bo dziewczyna wzięła materiał za dwa rogi i pomogła matce rozłożyć go na meblu.
Do ich grona mieli niedługo dołączyć Harry, Bill i Fleur więc zostawili dla niech nakrycia. Dziewczyna miała nadzieję, że wszystko tego wieczoru ułoży się idealnie. W końcu to święta, czas kiedy ludzie powinni się cieszyć, że mają innych ludzi, którzy kochają i dbają o nich.
Do pełni szczęścia brakowało jej tylko Blaisa...
Nie wiedziała, jednak czy miałaby ochotę spędzać czas z jego matką.
Tym co było dla niej jeszcze bardziej wątpliwe, było to czy ta arystokratka chciałaby dzielić ten czas razem z NIĄ.
Z zamyśleń wyrwał ją głos matki. Stała za nią, wpatrzona w jakiś odległy punkt.Zupełnie jakby mogła zobaczyć przed sobą małą Ginevre bawiącą się jakąś zabawką.
- Czemu dorastacie tak szybko?- spytała, a dziewczyna zdała sobie sprawę jak bardzo melancholijny jest głosu jej rodzicielki.
Oczy rudowłosej zaszkliły się na moment. Oprócz Hogwaru, opuści także to miejsce. Zacznie samodzielne życie, które będzie zależeć tylko od jej samej. I pomyślnego losu.
Złapała matkę za rękę. Od razu przeszło ją przyjemne ciepło i poczuła się bezpieczna. Jakby nic złego nigdy nie miało miejsca.
- Zawsze będę twoją małą córeczką.- odpowiedziała uśmiechając się najszczerzej, jak potrafiła.
                                                                                   *
Malfoy siedział przy długim stole wraz z Narcyzą, spożywając posiłek w milczeniu. Naprawdę pragnął przeprowadzki. Nie chciał opuszczać matki, ale nie znosił spędzać czasu w tym domu. Czy dałaby się przekonać do zmiany miejsca zamieszkania? Nie wiedział, czy by jej tym pomógł. Nie można uciekać od wszystkiego. A ten dom to pozostałość po jego przodkach.
 -Kim była ta dziewczyna? Ta blondynka?- spytała, a jej głos odbił się echem po ogromnej jadalni.
- Mamo, wybacz, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać- odpowiedział, mając nadzieję, że jej nie urazi.
Ufał jej, ale nie chciał od nowa przeżywać tego co czuł przed KingsCross.
-Rozumiem, ale wiedz, że możesz na mnie liczyć.
Draco uśmiechnął się kącikiem ust.
- To dla ciebie- powiedziała, przesuwając po stole maleńką paczuszkę.
Po otworzeniu jej, oczom blondyna okazał się złoty pierścionek z zielonym szmaragdem.
Chłopak pomyślał, że ta błyskotka mimo, że na pewno była droga, to nie przypominała innych ozdób rodziny. Zachwycała swoją prostą, drobną formą. Kamień nie był wielki. Na wewnętrznej stronie pierścionka widniała ładna litera M.
- Należał do twojej prababci. Nim oświadczył mi się twój ojciec.
- Nie mogę tego przyjąć. To twoja pamiątka.
- Draco, należy do ciebie.- zacisnęła jego dłoń na ozdobie, jakby chciała podkreślić, że nie da go sobie oddać.
- Dziękuje- wyszeptał chłopak.
To były rzadko wypowiadane słowa przez Dracona. Naprawdę kochał swoją mamę. Mimo złości na ojca żałował, że ich rodzina nie jest przy tym stole w komplecie. Chciałby zobaczyć jej uśmiech. Nigdy nie słyszał jej śmiechu.
                                                                              *
-Luno! Masz ochotę na herbatkę?- blondwłosa krukonka usłyszała głos ojca, dochodzący z kuchni.
- Z przyjemnością.- odkrzyknęła z salonu.
Siedziała i myślała. Często jej się to zdarzało.
Zdała sobie sprawę, że pierwszy raz dała kosza chłopakowi. Nie mogła go oszukiwać, musiała wyznać Draconowi prawdę. Lubiła go, chciała mu pomóc, ale nie kochała go. Żywiła to uczucie do kogoś diametralnie innego. I z wyglądu i z charakteru. Kiedy patrzyła w stalowe tęczówki Malfoya, nie czuła tego uczucia, które wypełniało ją od środka, gdy widziała oczy Nevilla. Ciepłe, brązowe...
Co mogła poradzić na to, że na widok tego gryfona czuła motylki w brzuchu?
 I chciała zawalczyć o swoje szczęście. Co jeśli on czuje to samo, a nigdy sobie tego nie wyznają? Wszystko zaprzepaszczą. Marzyła tylko o nim. I nie traciła nadziei, że ona może być tą jedyną dla niego.
Po wojnie Luna nauczyła się jednego- trzeba walczyć o swoje, bo można wygrać.
                                                                              *
Przerwa świąteczna od nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie co roku trwała równo tydzień. Po dwóch dniach, Draco znudzony ciągłym przesiadywaniem w rezydencji, postanowił się przewietrzyć. Nie wiedział czemu, po chwili zastanowienia aportował się na Pokątną.
Przechadzał się samotnie, od czasu do czasu wymijając gromadki ludzi. W każdym sklepie wisiały jeszcze dekoracje, przypominające o wesołej porze świąt.
Z dala zauważył sklep Weasleyów i postanowił z ciekawości do niego zajrzeć. Kiedyś unikał go ze względu na poglądy wpajane przez rodzinę, ale teraz, kiedy przyjaźni się z Ginny, czemu miałby to dalej robić?
Otworzył drzwi sklepu, a przed jego oczami ukazało się tętniące życiem, ogromne pomieszczenie, przepełnione ludźmi w różnym wieku.
Przed oczami mignęła mu rudowłosa dziewczyna, za którą natychmiast podążył.
Kiedy w końcu się zatrzymała, zaszedł ją od tyłu i przywitał się.
Dziewczyna podskoczyła przestraszona, ale jak go zobaczyła zaczęła się śmiać.
- Cześć. Co ty tu właściwie robisz?- spytała zdziwiona.
- To już na Pokątną wybrać się nie można?
- Można.- odpowiedziała-Hermiona i Harry też tu są. Chodź, pewnie mnie szukają...
Draco zauważył, że Ginny była trochę roztargniona, więc o nic więcej nie pytał, tylko poszedł za dziewczyną.
Przedarli się przez tłum i po chwili znaleźli się twarzą w twarz z dwójką znajomych.
-Hej.- odezwała się Hermiona, przełamując niezręczną ciszę.
- Co ty tu robisz, Malfoy?- spytał Potter, widocznie zszokowany jego obecnością w takim miejscu.
Draconowi przypomniał się przyjazd chłopaka do szkoły, po tym jak dowiedział się, że Ginny chodzi z Blaisem.
I w jego głowie zrodził się chytry plan.
- Przyszedłem do swojej dziewczyny.
- Nic z tego, Malfoy. Hermiona wszystko nam wytłumaczyła.- Wybraniec ledwo powstrzymywał się od przybrania pokpiwającego uśmieszku.
 Blondyn czuł się trochę zawiedziony. Stracił okazję do wspaniałej zabawy!
- Nawet Wieprzlejowi? Doprawdy Granger, myślałem, że jesteś mądrzejsza...- zaczął się przekomarzać.
Dziewczyna zaczerwieniła się co sprawiło, że chłopak lekko się uśmiechnął.
- Malfoy, postaraj się nie psuć tego pięknego dnia.- przerwała im Ginny, zanim jej przyjaciółka zdążyła coś odpowiedzieć.
-George mówił mi, że Ron czeka na nas w kawiarni. Musimy iść.- przypomniał im Harry.- Może, jeśli obiecasz, że się zachowasz, pozwolimy ci iść razem z nami, Draco.
Blondyn szybko zapewnił, że będzie grzeczny. Był znudzony. Wiedział, że jeżeli okaże się, że Złota Trójca i Wiewióra są mało ciekawym towarzystwem na zimowe południe, to przynajmniej będzie miał ubaw z Wieprzleja.
Wychodząc ze sklepu, usłyszał, jak z ust Hermiony wylewa się potok obraźliwych słów skierowanych w stronę Rona.
-Może ten dzień nie zapowiada się, jednak tak źle?- pomyślał rozbawiony.
Niedługo byli już pod drzwiami pewnej kawiarenki, a przez duże okno ujrzeli tak dobrze znaną im rudą czuprynę...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To już rozdział 16. Staram się, żeby notki były coraz dłuższe. Przepraszam, że póki co tak mało Dramione w tym opowiadaniu, ale na pewno pojawi się taki wątek w następnym rozdziale.
Komentarze, jak zwykle miło widziane :)).