Zaczął się nowy
semestr, co oznaczało, że koniec siódmej klasy zbliżał się
nieuchronnie, obojętny na uczucia uczniów, traktujących szkołę,
jak swój rodzinny dom. Niedługo skończą naukę w Hogwarcie i
wkroczą w dorosłość... Hermiona weszła do sali zaklęć i
usilnie usiłowała odgonić od siebie te nachalne myśli. Zajęła
miejsce, jak najbliżej nauczyciela, tak samo jak wtedy kiedy była
zaledwie jedenastoletnią dziewczynką. Po chwili dołączyła do
niej Ginny, która rzuciła jej tylko zniechęcone spojrzenie, ale
postanowiła sobie najwidoczniej darować zbędnych uwag na temat
wybranego przez szatynkę miejsca.
Kiedy już wszyscy
zjawili się w klasie, Profesor Flitwick zaczął wyjaśniać na czym
polega dzisiejsze zadanie, a potem wszyscy przeszli do ćwiczeń.
Hermiona świetnie się bawiła, żartując z Ginny, ale pracując
perfekcyjnie. Zresztą, jak zwykle.
Nagle spojrzenie starszej
gryfonki padło na Dracona, który zrezygnowany nieudolnymi próbami
rzucenia zaklęcia cisnął różdżką przed siebie. Magiczny patyk
trafił w Cormaca McLaggena, który zaczął natychmiastowo kichać.
Nie mogła powstrzymać śmiechu. W jej ślady poszła także Ginny.
-Na zdrowie, Cormac!-
krzyknęła Granger, zapominając, że trwają lekcje.
W końcu miała okazje
dopiec temu idiocie od którego nie mogła się odpędzić przez
całą 6 klasę. Całe szczęście, że ostatnio o niej jakoś
zapomniał. Przechodzący obok
nauczyciel musiał zwrócić im uwagę, by zachowywały się ciszej.
Potem popędził do pokrzywdzonego gryfona, co wyglądało jeszcze
zabawniej.
Zadzwonił dzwonek
obwieszczający koniec zajęć i tłum uczniów zaczął się
przepychać w stronę wyjścia. Pewne rzeczy nie zmieniały się z
wiekiem.
Weasley pożegnała się
z nią, powiedziawszy, że idzie dogonić Blaise'a i że spotkają
się później.
Hermiona poczęła
pakować pośpiesznie książki. Prawie podskoczyła, gdy poczuła na
skórze czyjś ciepły oddech. Wywnioskowała, że to chłopak
patrząc na duże dłonie oparte o ławkę.
Odwracała powoli głowę,
ale zanim ujrzała twarz swojego towarzysza, on zaczął szeptać do
jej ucha.
-Od kiedy ty jesteś
taka zadziorna, co Granger?- usłyszała głos Malfoya i lekko
drgnęła.
Postanowiła jednak nie
dać po sobie poznać, że się stresuje, że jego obecność
sprawia, że czuje się nieswojo.
-Może zawsze byłam?-
odpowiedziała, zastanawiając się nad drogą ucieczki.
Niestety ręce chłopaka
skutecznie jej to uniemożliwiały. Obróciła się i znalazła się
z nim twarzą w twarz. Wpadła na pomysł, jak
wyjść z tej sytuacji. Zmniejszyła odległość
między nimi do minimum, wzięła jego twarz w dłonie i krótko
pocałowała. Jego ręce natychmiast opadły.Wtedy oderwała się od
niego, delikatnie odpychając go do tyłu.
-Musiałam się jakoś
odwdzięczyć za tą sytuacje w sowiarni- powiedziała na odchodne i
zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, opuściła
pomieszczenie, zostawiając blondyna samego ze swoimi myślami.
*
Draco nie mógł
uwierzyć w to co zrobiła gryfonka. Leżał na łóżku w swoim
dormitorium i nie miał ochoty nic robić. Po jego ciele wciąż
rozlewało się przyjemne ciepło. Nie znał jej od tej
strony. Nie wiedział, że ma tyle temperamentu. Do tego nie umknęło
jego uwadze, że wyładniała. Ciągnęło go do niej, ale to
uczucie nie miało żadnego fundamentu zbudowanego na miłości. Czy
czuł coś do tej gryfonki?
Kiedy tak się
zastanawiał wydawało mu się, że zupełnie nic. W niczym nie
przypominała Luny, dziewczyny w której pierwszy raz się zakochał.
I dostał kosza.
Przypomniał sobie co
Hermiona powiedziała po pocałunku. Wyznała, że musiała się
odpłacić za tamtą sytuacje w sowiarni. Trzeba było przyznać, że
szatynka była pamiętliwa. Nie zdawała sobie,
jednak sprawy, że lepiej nie zaczynać bawić się żadnym
ślizgonem, bo oni tak łatwo się nie poddają. W końcu to ON miał
więcej sprytu od niej. Gra się zaczęła, a Draco Malfoy nie
zamierzał jej przegrać.
Z zamyślenia wyrwał
go Zabini, który wparował do dormitorium i nic nie mówiąc,
rzucił się na swoje łóżko.
-Doprawdy gorzej
niż kobieta- pomyślał Draco i postanowił zając się czymś
konstruktywnym, bo zdał sobie sprawę, że zanim brunet się zjawił
w sypialni, sam robił dokładnie to samo co on teraz.
Ta myśl była
przerażająca.
Założył na siebie
pośpiesznie bluzę z kapturem i buty oraz odnalazł kurtkę i
miotłę.
Opuścił pomieszczenie,
nawet nie zaszczycony spojrzeniem przez Zabiniego.
Wyszedł na błonia. Co z
tego, że było zimno. Śnieg nie padał od świąt, a chłodu nie
odczuwał dzięki ciepłym ubraniom. Dotarł na boisko i postanowił
trochę polatać. W końcu wysiłek fizyczny zawsze pomagał mu w
myśleniu. Wiał delikatny, ale mroźny wiatr. Blondyn robił pętle
wokół boiska i wciąż wracał do wydarzenia sprzed paru godzin.
Wkradało się do jego umysłu, czy tego chciał czy nie.
Nie mógł zostawić tak
tej sprawy. Jego duma ucierpiała.
Nie, przede wszystkim
musiał przestać się zastanawiać.
W końcu nie było nad
czym. To co zrobił na sylwestrze to był impuls, czuł się samotny.
Dlaczego zaszedł ją od
tyłu po lekcji zaklęć? Co go podkusiło?
Sam nie potrafił
odpowiedzieć sobie na te pytanie.
Tak zrobił i już.
Nie ma odwrotu.
*
-I co? Pocałowałaś
go?- prawie wykrzyknęła ruda, po wysłuchaniu zwierzenia swojej
przyjaciółki.
Znała ją wiele lat i
nigdy by się czegoś takiego po niej nie spodziewała, To po prostu
nie było w jej stylu.
-Hermiono, nie
poznaje cie. Co się stało z tą starą wersją Granger?
Szatynka lekko się
zarumieniła, słysząc słowa Weasley.
-Ja siebie też nie.-
odpowiedziała cicho, ale jej koleżanka ją usłyszała i tylko
pokręciła głową, ledwo powstrzymując śmiech.
-Wszyscy się
zmieniliśmy- powiedziała młodsza, przeciągając się na
rubinowym fotelu w Pokoju Wspólnym Gryfonów.
Ich rozmowę
zagłuszał gwar panujący w salonie Gryffindoru. Ginny mieszkała tam
wiele lat i nie potrafiła sobie przypomnieć momentu, kiedy
panowała w nim cisza. To chyba było nie możliwe, skoro członkowie
tego domu, to w większości żywiołowi ludzie, którzy nie
potrafią usiedzieć w miejscu.
- Ty- to powiedziawszy
wskazała Hermione- na pewno na lepsze. Nie trzymasz cały czas nosa
w tych swoich książkach i nie histeryzujesz tak, jeśli chodzi o
naukę.
Szatynka
spiorunowała ją wzrokiem, a potem się roześmiała.
-Gdzie są moje
książki?
Teatralnie powstała i
zaczęła się rozglądać po pokoju, ale rudowłosa złapała ją
za rękę i podała jej butelkę piwa kremowego, którą wyjęła
spod fotela.
Spojrzała na
nią zdziwiona, ale tamta nie raczyła jej wyjaśnić skąd ona tam
się wzięła. Zajrzała pod swój. Nic pod
nim nie było.
-Tłumacz się, ale
już!- powiedziała, widząc jak ruda skręca się ze śmiechu.
-Tajemnica.
Hermiona zerwała się z
fotela i zaczęła łaskotać przyjaciółkę, ale tamta nie
chciała nic powiedzieć. W końcu udało jej się czmychnąć przed
nią i zanim poszła do dormitorium, rzekła, jeszcze bardziej
irytując swoją koleżankę.
-Mam swoje sposoby.
Weszła po długich
schodach i zniknęła z punktu widzenia szatynki.
*
*
-Bosko, ci znowu się do siebie ślinią-
pomyślała Hermiona, siedząc w Wielkiej Sali obok zakochanej pary.
Cieszyła się ze szczęścia
przyjaciół, ale to się stawało denerwujące, nawet nie mogła z
nimi normalnie porozmawiać, kiedy byli w pobliżu siebie.
Męczyła się nad jedzeniem, więc
postanowiła opuścić wcześniej kolacje.
Wyszła na opustoszały korytarz, a po
jej ciele przeszedł dreszcz. Miała na sobie cienką bluzkę z
krótkim rękawem i sweterek, a był środek zimy. Zamek nie miał
zbyt dobrego ogrzewania.
Usłyszała czyjeś kroki i odruchowo
odwróciła się w stronę, z której dobiegał hałas.
Z ciemności wyłonił się wysoki
chłopak o platynowych włosach, złapał ją w pasie i przyłożył
palec do jej ust.
-Zwariował- pomyślała.
Miała
ochotę pisnąć, odskoczyć od niego, ale jego uścisk mimo pozorów,
był silny.
Nie
wiedziała, jaka reakcja byłaby na miejscu. Powinna się bać? A
może być ciekawą co ma zamiar zrobić Malfoy?
Pociągnął
ją do jakiegoś kąta. Poczuła, że jej plecy stykają się z
lodowatą ścianą.
Czuła
się osaczona. Oparł ręce trochę powyżej jej głowy.
Ślizgon
szybko oddychał. Był bardzo blisko.
Przybliżył
do niej swoją twarz i po chwili jego usta musnęły jej. Całował
ją pewnie, tak jakby to było jedyne czego pragnął.
-On chce, żebym myślała, że tak jest.- zdała sobie
sprawę, ale czuła się, jakby wrosła w ziemię. Nie mogła się
poruszyć, oddalić od niego. Jej zmysły ponownie wyczuły jego
piękne perfumy.
- Zostaw mnie.- błagała w myślach.
W końcu się od niej oderwał i chwilę zawiesił na niej swój
wzrok. Ta sekunda wydawała się szatynce najdłuższą w jej całym
życiu.
-To była moja kolej- szepnął, odepchnął się od muru i szybkim
krokiem oddalił się od Hermiony.
Patrzyła, jak jego sylwetka maleje jej oczach. Zniknął za rogiem. Zsunęła się po ścianie i usiadła na ziemi, łapiąc się za
głowę. Kiedy minął szok zdała sobie sprawę w co oni zaczynają grać.
To nie była bezpieczna zabawa. Z każdym dniem, każdą chwilą,
mogli się w sobie zakochać. Przecież to było niemożliwe.
W jej głowie zamajaczyła postać Rona i jego reakcja na zerwanie
Ginny i Harry'ego.
Oskarżył ją wtedy o zdradę. Gdyby zrobił to znów- miałby
racje. Nie była wobec niego uczciwa. Ale jego też nigdy przy niej nie było...
Kim w ogóle był dla niej Malfoy?
Wrogiem? Nie.
Przyjacielem?
Dobrym przyjacielem?
Co on wyrabia?
Pogrywa z nią. Ale czy ona nie robi tego samego?
Czy nie robi wszystkiego, by go uwieść?
-Jak to
paskudnie zabrzmiało. Hermiono, jesteś najmądrzejszą czarownicą
od czasów Roweny Ravenclaw. Od kiedy twoją głowę zajmują takie
myśli!-szeptał do niej jej
własny rozsądek, który dawno gdzieś zgubiła. Podniosła się z
ziemi i szybko skierowała się do Wieży Gryffindoru. Chciała
pójść spać, była zmęczona wydarzeniami tego dnia. W sumie cały
czas miała wrażenie, jakby to się nie działo. Przecież nie
miało prawa! Niestety
lub stety zdążyła zauważyć, że wszystko co jej się
kiedykolwiek przydarzyło było pozornie
niemożliwe. Jako dziecko nie pomyślałaby, że czarodzieje
naprawdę istnieją i że ona sama ma magiczne moce. Nie
pomyślałaby, że weźmie udział w bitwie między dobrem a złem.
Nigdy nie spodziewałaby się, że stanie się kim stała, że
zaprzyjaźni się ze ślizgonami...Scenariusze
najbardziej skomplikowanych filmów wydawały jej się błahe przy
tym co jej się wciąż przydarzało. Przez
ten cały mętlik, który zapanował w jej głowie przez pewnego
tlenionego blondyna, potknęła się o wysoki próg wejścia do
Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
-Kurde,
serio?- mruknęła niezadowolona i weszła do pomieszczenia pełnego
uczniów, którzy wrócili z kolacji. Ujrzała parę znajomych
twarzy, ale po prostu przepchała się przez tłum i położyła się
do łóżka, pragnąc na chwile wymazać z pamięci stalowe tęczówki
i ciepły oddech Dracona.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z kolejny rozdziałem. Mam nadzieję, że podoba wam się i że nie przesadziłam z tempem rozwoju wątku Draco/Hermiona. Mogę tylko powiedzieć, że na pewno nie będzie z nimi przez cały czas tak bajkowo, jak z Blinny, a i tak na ten wątek czekaliście bardzo długo.
Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny, bo to one motywują do pisania :)
no... podoba się, podoba się :) czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńFajnie jak zawsze :). Zauważyłam, że lubisz wtrącać elementy rozprawki do swojego opowiadania.. Też to robię i to dość często :). Takie tam 'rozmyśliwania' , kto by się mógł bez nich obyć w życiu :)
OdpowiedzUsuńNiech ona oficjalnie zerwie z Ronem!!!
OdpowiedzUsuńGinny trochę mnie denerwuje, ale to dobrze- fajnie jak postaci wzbudzają emocje