wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział XXXI- Za maskami, bez masek


Nadszedł dzień równocześnie kochany przez ludzi jak i nienawidzony.
Walentynki.
Święto zakochanych i psychicznie chorych.
Na twarz Hermiony wypłynął dziwaczny uśmiech, gdy ta myśl pojawiła się w jej głowie tuż po przebudzeniu. Zwlekła się powoli z łóżka i biorąc po drodze jakieś bardziej eleganckie ciuchy, skierowała się do łazienki. Zanim postanowiła wziąć kąpiel, zerknęła w stronę lustra.
Mimo wczesnej pory dziewczyna dosłownie promieniała. Każda część jej twarzy zdawała się informować ,, ta Gryfonka jest niezmiernie szczęśliwa''.
Wciąż nie potrafiła zrozumieć jak w taki sposób mógł działać na nią TEN Malfoy..
Zapomniała o całym strachu związanym z Pansy, chociaż wiedziała, że w poniedziałek zobaczą się na lekcji. Musiała jej po prostu unikać. Przy nauczycielach nie mogła przecież nic zrobić!
Powoli zdawała sobie sprawę, że takie jej zachowanie jest spowodowane zauroczeniem.
Zastanawiała się czemu w inny sposób reagowała zawsze na obecność Rona.
Może była na tyle głupia, że nie zorientowała się, że między nią a rudzielcem wcale nie było niczego więcej?
Podczas porannego prysznica, próbowała uspokoić nieco myśli przed dniem,, który ją czekał.
Spodziewała się jakichś starań ze strony Ślizgona, podobnie jak większość plotkarskiej części Hogwartu...
Kiedy ona i Malfoy pojawiali się chociażby w jednym pomieszczeniu rozlegały się ciekawskie szepty, a czasami do uszu Hermiony dolatywały niekulturalne obelgi skierowane w jej stronę.
Puszczała je mimo uszu, jak to robiła ze słowem ,,szlama'' przez poprzednie lata.
Miała gdzieś co oni sądzą.
Powinni chcieć dla niej jak najlepiej, tyle zrobiła dla świata czarodziei, a oni...
śmią ją oceniać?
Nie rozumiejąc ani jej sytuacji ani Dracona?
Wytarła szybko swoje ciało i nałożyła na siebie podkoszulek, ładny pastelowy sweter i szarawe dżinsy. Do tego odnalazła swoje zimowe buty, musnęła tuszem rzęsy i wyszła z dormitorium, wiedząc, że Ginevra już czmychnęła by spotkać się z Blaisem.
Od razu, gdy pojawiła się w Pokoju Wspólnym jej oczom ukazało się parę zakochanych par, a także grupek szydzących z całego tego święta. Zauważyła, że parę osób odwróciło się w jej stronę, gdy przechodziła obok nich, ale nie odważyli się odezwać ani słowem,
Dotarła do Wielkiej Sali trochę przed tym, gdy wszyscy zdążyli się tam zejść.
Mimo wszystko nie była sama. Ginny i Zabiniego jednak nigdzie nie było. Wzrok panny Granger pośpiesznie powędrował w stronę stołu Slytherinu i jej ciemne tęczówki spotkały stalowo-szare Dracona. Chłopak mrugnął do niej nieznacznie i wtedy przez drzwi wpłynął tłum uczniów w różnym wieku, uniemożliwiając jej podejście i porozmawianie z Malfoyem. Lekko zawiedziona klapnęła na swoje miejsce i poczęła jeść jajecznice. Rozejrzała się po sali. Z sufitu sypały się różowe konfetti, wokół niej latały ptaszki tego samego koloru i wszędzie było mnóstwo małych, a także gigantycznych serc.
Skarciła się w myślach za tak wielką dekoncentracje, że wcześniej nawet nie zauważyła tego wszystkiego.
Kiedy popijała jedzenie, Malfoy po drugiej stronie sali próbował otrzepać swoją czarną, drogą marynarkę z tandetnych ozdób, co sprawiło, że prawie zalała się napojem. Blondyn pochwycił jej spojrzenie i kącik jego ust uniósł się nieznacznie, tak, że nikt inny z pewnością tego nie zauważył.
Ślizgon wstał z miejsca i wyszedł z sali.
Tak nagle.
Hermiona zastanawiała się czy chociaż na nią czeka albo czy po śniadaniu ją odnajdzie.
Chciała wierzyć, że naprawdę mu zależy.
Wtedy znikąd pojawiła się mała sówka, zostawiając na jej kolanach malutki liścik i znikając tak szybko jakby nigdy się nie pojawiła.
Podniosła kopertę i delikatnie ją rozdarła.
Jej wzrok przesuwał się szybko po treści listu. Czuła jak zalewa ją fala nieznośnego, przyjemnego ciepła...

Spotkaj się ze mną dzisiaj na balu maskowym w Hogsmeade. Odbędzie się w nowym lokalu. Na pewno do niego trafisz. Po drodze jest mnóstwo strzałek nawigujących i reklam imprezy. Będę czekał na ciebie przy barku, ubrany w ciemny garnitur.
Nie zapomnij poinformować dyrektorki, jeśli masz zamiar opuścić Hogwart w ten wieczór.
Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie swoją obecnością, Hermiono Granger i przyjmiesz moje zaproszenie.
Twój sekretny wielbiciel

Po przeczytaniu listu pośpiesznie złożyła go i schowała do kieszeni, wciąż mając w głowie elegancki krój pisma i brak inicjałów w podpisie. Miała nadzieję, że dostała go od tego wrednego, przemądrzałego blondyna. Tak właściwie to od kogo innego mogłaby go otrzymać?
Gdzieś w zakamarkach jej umysłu siedziała pierwsza obawa od paru dni: że może ktoś robi jej kawał.
Ona będzie żywić sobie nadzieję, a potem jak zwykle się zawiedzie.
Chcąc pozbyć się tych pesymistycznych myśli wyszła z sali i skierowała się do dormitorium Gryfonek. Przeszukała całą zawartość swojego kufra, klnąc na siebie pod nosem za te nadmierne starania dotyczące jej wyglądu. Kiedy już miała się poddać i załamać, na dnie zauważyła kawałek materiału. Kiedy za niego pociągnęła przed jej oczami pojawiła się piękna sukienka od rodziców, której nigdy jeszcze nie założyła.
- Idealna-pomyślała, patrząc na czarną, lśniącą kreację.
*
Dwoje nastolatków wylegiwało się przez cały wieczór na wygodnej szmaragdowej kanapie w Pokoju Życzeń, wsłuchując się w rytm wybijany przez ich serca i cichutki dźwięk palonego drewna w kominku. Nagle ciemnoskóry chłopak sięgnął po dwa kieliszki czerwonego wina, podając jeden swojej towarzyszce.
-Wiesz jak oczarować kobiety- podsumowała rudowłosa, upijając łyk alkoholu.
Na te słowa wstał, delikatnie odsuwając od siebie Ginny i skierował się w stronę jakiegoś dużego urządzenia stojącego pod ciemną ścianą.
-Gramofon- rozpoznała przedmiot dziewczyna- Hermiona mi o nim opowiadała. Ale skąd ty..
Chłopak włączył jedną z płyt leżących nieopodal i gdy muzyka poczęła cicho grać odwrócił głowę w jej stronę. Dźwięk płynący z gramofonu był spokojny, kojący dla ciała i umysłu. W oczach Blaisa pojawił się tajemniczy błysk, który bez problemu zauważyła w świetle, promieniującym od ognia.
-Skąd wiem, że coś takiego w ogóle istnieje? Miałaś racje co do mnie. Wtedy w szóstej klasie. Że tylko udaję, że status krwi coś mnie obchodzi, to całe bezsensowne zamieszanie... Wziąłem w tajemnicy przed matką parę lekcji mugoloznawstwa...
Brunet napił się ponownie ze swego prawie już pustego kieliszka i zobaczywszy na poły zaciekawioną na poły zdziwioną minę Weasley, dodał ciszej, wpatrując się w stary dywan pokrywający podłogę.
-Chciałem wiedzieć czego ona tak nienawidzi.
Delikatnie zmarszczył nos na wzmiankę o poglądach Pani Zabini
Rudowłosa zaszła go od tyłu i objęła rękoma jego silne ramiona.
-Cieszę się, że cie mam- powiedziała, zaczynając kołysać się do rytmu.
W końcu Ślizgon okręcił ją wokół jej własnej osi, tak, że znaleźli się milimetry od siebie.
-Nie zostawisz mnie, prawda?- jej głos był jak szum w tle grającej piosenki.
Delikatne skinienie głową.
Jego usta powoli dotykające jej.
Ręka chłopaka wędrująca po jej talii....
Ogień palący ich oboje od środka.
Potrzeba, ale i obawa zbliżenia.
Tym bliżej siebie się znajdowali tym ich myśli zdawały się coraz szybciej ulatniać, rozmazywać.
A wraz z nimi wystrój Pokoju Życzeń...
*
Wysoki blondyn stał przy barku, popijając bursztynowy alkohol z eleganckiej szklanki. Obok niego siedziało wiele par, uśmiechających się do siebie, rozmawiających o sprawach błahych, przyjemnych, beztroskich. Flirtujących i czarujących siebie nawzajem, bez względu ile się znali czy spotykali. Chłopak mógł także dostrzec ludzi samotnie sączących tanie piwo lub wódkę. Ku swojemu niezadowoleniu potrafił w ich ściągniętych rysach twarzy, ich szklistych oczach zauważyć swoje odbicie. Czując jak Ognista Whiskey zaczyna penetrować, ocieplać jego ciało, wnętrzności, niemal gwałtownie odstawił naczynie na blat.
Nie mógł wypić ani łyka więcej. Czekał na dziewczynę. I chciał pamiętać z tego wieczoru wszystko, nawet jeśli oznaczałoby to słodko-gorzkie wspomnienia jej ust, twarzy, dotyku...
Rozejrzał się po pomieszczeniu.
Było zasłane tajemniczą, przepiękną ciemnością. Ten półmrok dodawał lokalowi niesamowitości. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu były małe lampki na ścianach i porozstawiane gdzieniegdzie staromodne świeczki. Z tłumu tańczących ludzi, kołyszących się w takt muzyki wyłoniła się ona.
Kolejna iskierka w panującej ciemności.
Olśniewała swoim wyglądem.
Jej figura była podkreślona ciemną, długą, mieniącą się suknią. Arystokrata mógł dostrzec wszystkie zalety jej figury- zgrabne nogi, chude, odsłonięte ramiona. Jego wzrok przeniósł się na twarz, pięknie podkreśloną makijażem, włosy zebrane w koka. Zanim zdążył nadziwić się tym jak z niepozornej kujonki i szarej myszki wyrosła na atrakcyjną kobietę, przywdziała maskę zdobioną niczym z Wenecji.
Zanim zdążyła go zauważyć zrobił to samo co ona, opierając się zawadiacko o bar.
Widział jak szatynka próbuje pośród nic niemówiących jej postaci, wyłapać kogoś znajomego- o znanym chodzie, ubiorze, budowie...
Trochę niepewna podeszła do baru i poprosiła o drinka. Kelner obdarzył ją przymilnym spojrzeniem, co sprawiło, że Ślizgon czując lekką zazdrość i zniecierpliwienie, położył dłoń na jej bladym ramieniu.
Na jej twarzy wymalowało się chwilowe zamyślenie a potem radość.
Dłoń Hermiony splotła się z dłoniom chłopaka. Poczuł jak ciepło jej ciała daje się jemu we znaki.
Jak dżentelmen poprowadził ją na parkiet, a w jego głowie pojawiło się wspomnienie sylwestra.
Kiedy w tańcu przyciągnął ją do siebie nagle przestał pamiętać o tym, że na sali jest tłoczno, że ludzie niemal depczą sobie po piętach.
Czuł tylko ją i uczucie, którym ją darzył.
Wirowali w swoich objęciach, aż w ich głowach wszystko zaczynało się kręcić.
W pewnym momencie nawet muzyka zdawała się cichsza, jedynie szepcąca im jak mają się poruszać.
Jego usta znaczyły drogę po jej szyi, a nogi wystukiwały rytm o podłogę.
- Wesołych walentynek, Hermiono- wyszeptał, niedaleko jej ucha.
Ku zdziwieniu Dracona dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i trwała w milczeniu.
Jego zmysły wyczuły słodki zapach perfum i szamponu do włosów.
Zastanawiał się czy tak naprawdę był zdolny dać komuś takiemu jak ona prawdziwe szczęście. Chciałby być dla niej ostoją spokoju, bezpieczeństwa.
Miał nadzieję, że był do tego zdolny. Nie miał pojęcia jednak jak bardzo mógł się mylić...
*
Z imprezy wracali późną nocą, gdy gwiazdy migotały na granatowym niebie. Hermiona miała na sobie płaszcz, który wcześniej zostawiła w szatni lokalu, w którym trwała zabawa, ale blondyn mimo wszystko mocno obejmował ją jednym ramieniem. Maski zostawili przy barku, chcąc widzieć już swoje twarze. Z każdym krokiem zbliżali się do rozstania i zakończenia zabawy. Hermiona pragnęła spędzić z chłopakiem jeszcze mnóstwo czasu. Stanowczo naoglądała się za dużo komedii romantycznych, bo w jej głowie wciąż majaczyła wizja za chwilę spadającego nieskazitelnie białego śniegu lub co mniej możliwe o tej porze roku deszczu. Chciała by ją przyciągnął i pocałował na dobranoc.
Ona wtedy obdarzyłaby go jednym z tych chichotów i  ślicznych uśmiechów, słanych przez gwiazdy filmowe. Do czego to doszło, że w taki sposób się przy nim czuła....
- Coś nie tak?- źle zinterpretował jej milczenie, gdy doszli do drzwi wejściowych Hogwartu.
Pokręciła szybko głową i powiedziała:
-Wszystko jak najlepiej. Znów dzięki panu, panie Malfoy.
-Z chęcią służyłem pomocom takiej zniewalającej kobiecie, panno Granger.
Wziął jej rękę i złożył na niej krótki pocałunek. Zaśmiała się cichutko.
Udało się!
Zakręcił ją i zanucił jakąś melodię.
Nagle wziął ją na ręce i przeniósł przez próg, wniósł po ruchomych schodach.
Na odchodne ucałował ją w kącik ust i wyszeptał, sprawiając, że Hermione zalała fala rozkoszy.
-Słodkich snów, Panno-Wiem-To-Wszystko.
Obserwowała jak jego chuda sylwetka znika z jej punktu widzenia, kierując się na dół, do lochów. Do najciemniejszego, najbardziej tajemniczego domu z wszystkich czterech.
Oparła się o balustradę przeciągle wzdychając i dziwiąc się sama sobie czemu.
Odepchnęła się od niej delikatnie i poczęła się kierować w stronę Wieży Gryffindoru.
Z zamętu w jaki wprawił jej myśli pewien tajemniczy arystokrata wyrwał ją odgłos cichych kroków, których głośność z każdą sekundą stawała się coraz wyższa. Na jej twarz wkradł się szeroki uśmiech i już miała zamiar coś powiedzieć, spodziewając się, że to Draco zapomniał jej coś powiedzieć, ale zamilkła gdy poczuła ukłucie w szyję różdżką i zobaczyła przed sobą bardzo dobrze znaną jej dziewczęcą twarz.
-Czy moje ostrzeżenia do ciebie nie dotarły?- warknęła, wbijając patyk jeszcze głębiej w jej skórę.
Pisnęła z bólu, mimo że powstrzymywała się przed tym przez jakiś czas. To było silniejsze od niej.
-Halooo? Teraz też nie zrozumiałaś mojego pytania, szlamo?
Jej głos przywodził jej na myśl tysiące psów, chcących ją dopaść podczas gdy jej skończyły się już drogi ucieczki.
- Zostaw mnie- wyszeptała naiwnie.
-Zobaczymy czy teraz będzie ci tak zabawnie. Crucio!
Poczuła jak straszny ból przeszywa jej ciało i kości, jak ugina się pod zaklęciem wymierzonym przez brunetkę.
Kroki.
Słyszała kroki.
Nie była pewna czy to złudzenie wywołane strachem i cierpieniem czy uszy wcale jej nie myliły.
Po długiej chwili, ciągnącej się w nieskończoność cały ból ją opuścił, jej ciało się rozluźniło i upadła na zimną podłogę.
Krzyki.
Ktoś coś krzyczał.
Poczuła czyjeś silne dłonie, unoszące ją z posadzki.
Szloch.
Usłyszała płacz. Zajęło jej chwile czasu zanim zorientowała się, że łzy ciekną właśnie z jej oczu.
Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła.
Nie mogła.
Po chwili straciła przytomność.
*
Obudziła się w nieznanym jej pomieszczeniu. Kiedy przetarła oczy zdała sobie sprawę, że leży na wygodnym, dużym łóżku, a obok niej siedzi Draco. Na jego twarzy troska mieszała się z gniewem nie do opisania. Sięgnął dłonią ku kołdrze szatynki i przykrył ją tak by było jej cieplej.
Przymknęła oczy, gdy do jej głowy zaczęły wracać obrazy sprzed paru lat, sprzed roku...
Cały strach, który udało jej się pozbyć, wracał do niej z podwójną siłą. I mnóstwo wspomnień od których myślała, że już się odcięła.
Chronienie Harry'ego.
Usunięcie samej siebie z pamięci jej rodziców.
Chowanie się przed światem.
M a l f o y M a n o r.
Po jej twarzy spłynęła pojedyncza łza, ale zanim udało jej się zrobić ślad na szyi dziewczyny lub na jej ubraniu, poczuła jak chłopak ociera ją swoją dużą, chłodną dłonią.
Wiedziała jak kontakt z nim był niebezpieczny, a i tak się w to pchała.
Czy nic się nie nauczyła?
Co jak i tak ją zostawi?
Co jak to wszystko co robi czyni z litości, powinności...nudy?
Tyle osób ją zraniło, oszukało, że była skłonna nawet podejrzewać Malfoya o spisek z Pansy.
Czuła się skołowana.
Złapała jego rękę i przytrzymała przy swojej twarzy.
-Boję się- powiedziała, lekko pytającym tonem.
Poczuła jego usta na swoim czole.
-Ja też.
Teraz już nie mogła powstrzymać się od spazmatycznego szlochu. Blondyn wziął ją pośpiesznie w ramiona i zaczął kołysać jak małe dziecko.
-Przestań, proszę- zaczął powtarzać jak mantrę.
Wziął jej twarz w swoje ręce i spojrzał się jej głęboko w oczy. Pozwoliła sobie jeszcze raz zatonąć w błękicie jego tęczówek, przywodzącym na myśl głębokie morze- piękne, ale wyjątkowo burzliwe i niebezpieczne.
-Nie dopuszczę drugi raz do tego. Nie obawiaj się. Odpocznij tutaj, a jak wyjdziesz wszystko będzie w porządku.
-Draco, nie rób nic głupiego- nuta przerażenia wdarła się do głosu Gryfonki.
Tamten tylko pokręcił głową i zabrał swój płaszcz. Zanim zdążył wyjść z pomieszczenia, dodał:
-To najmądrzejsze co mogę zrobić.
Hermiona podniosła się do pozycji siedzącej i niemal wrzasnęła:
-Niby co? Co takiego?
Nie odpowiadał.
Jeszcze jedne krzyk. 
Znowu nic. 
Co się z nim działo?
Wstała z łóżka mimo zmęczenia i doskoczyła do niego w zaledwie parę sekund. Złapała go za ramiona, prawie wbijając paznokcie w jego skórę.
-O co ci chodzi, Malfoy?
Zamknął oczy, wziął wdech i spojrzał się prosto na nią wciąż trwając w zamyśleniu.
Wtedy dopiero przypomniała sobie z kim się zadawała.
Z byłym Śmierciożercą.
Oszustem.
Czystokrwistym arystokratom.
Niebezpiecznym człowiekiem.
Słowa, które jednak wyszły z jego ust nie były w spisie tych, których się spodziewała.
Były łamiące serce, ale chroniące ją.
Nie chciała ich nigdy usłyszeć, chociaż wiedziała, że kiedyś będzie musiała.
- Odchodzę. 
Pragnęła wrzeszczeć, rzucać rzeczami, przeklinać...
Uczepiła się jednak jego ramion i ochrypłym głosem powtarzała by przestał mówić głupoty.
Wtedy dopiero zauważyła, że chłopak jest lekko wstawiony.
Poczuła jak nad przerażeniem na chwilę zapanowuję gniew na jego słabość.
-Znowu piłeś! Nie wierzę!
Posłał w jej stronę jedno z tych typowo Malfoyowskich spojrzeń, łamiąc jej przy tym serce.
Zwinęła się w kłębek na podłodze, ale on podniósł ją mało delikatnie i rzucił na łóżko. Nawet nie poczuła siły uderzenia.
-To lepiej uwierz. Opuszczam Hogwart. Nie powinienem był tu wracać- powiedział bezbarwnym tonem i wyszedł z Pokoju Życzeń.
 Miejsca, w którym już kiedyś się spotkali. Pomieszczenia, w którym ona i jej przyjaciele ocalili mu życie. Czy to możliwe, że on próbował zrobić to samo dla niej?
Nie chciała by robił to w ten sposób.
Oddalając się od zagrożenia.
Potrzebowała go. Wszystko co przechodziła było dla niej błahe, jeśli mogłaby dzięki temu z nim być.
Nieważne, że gdy Pansy ją zaatakowała widziała w jej oczach to samo co w tych  Bellatrix, gdy ją torturowała.
I, że czuła to tak samo boleśnie.
Jedynym czego pragnęła było wtulić się w ramiona Dracona Malfoya i zapomnieć o problemach, wdychając jego perfumy i słuchając jego czułych słów.
Przypomniała sobie jego słowa sprzed rozstania się w holu.
Słodkich snów, Panno-Wiem-To-Wszystko.
Niestety te słowa nie przyniosły je potrzebnego spokoju i ukojenia, ale tylko jeszcze większy, pochłaniający ją strach, 
Schowała twarz w dłonie, myśląc jak bardzo chciałaby by po raz kolejny dotknął jej twarzy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że troszkę udało mi się was zaskoczyć i dogodzić wszystkim, którzy tylko czekali na komplikacje między Draco i Hermioną :)). Bardzo proszę o zostawienie komentarza po przeczytaniu- byłabym za to bardzo wdzięczna. 

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział XXX- Kompletni i niekompletni


Rozdział dedykuję mildredred, bo czuję potrzebę odwzajemnienia się za rozdziały dedykowane mi.

Czuła, jakby to wszystko już się wydarzyło, nie było jej ani trochę obce.
Rozejrzała się po otaczającym ich tłumie, rozumiejąc, że nawet jakby się starali, spotykali się po kryjomu, prędzej czy później ich związek wyszedłby na jaw. Nie mogli też uciekać i ukrywać się przed Pansy, nieważne jakie zagrożenie by niosła. Co z tego, że może zachowali się impulsywnie, dziecinnie, niebezpiecznie...
Byli razem.
Hermina spojrzała się w stalowo-szare tęczówki Dracona, niesamowicie tajemnicze od pierwszych dni w Hogwarcie. Zastanawiała się co takiego widzi Malfoy, gdy przewierca ją wzrokiem, wpatruję się w jej ciepłe, brązowe oczy.
Różnili się pod każdym względem. Mimo wszystko wariowali w tym samym stopniu.
Tym razem nie zwracali uwagę na szepty, które dopływały do ich uszu z wielu stron, nie przejmowali się, że poboczny obserwator mógł być co najmniej zszokowany zaistniałą sytuacją.
Raz?
Mogło się zdarzyć.
Draco wcześniej z pewnością nie przywiązywał wielkiej wagi do czegoś takiego jak miłość. Nie wierzył, że to dwusylabowe proste słowo może znaczyć tak wiele.
Miłość romantyczna, do rodziny, przyjaciół, rzeczy...
Takie pozytywne uczucia były mu praktycznie obce.
Dawniej.
Hermiona nigdy wcześniej nie została by podejrzana o jakiekolwiek pozytywne relacje z arystokratą, a już na pewno nie tak bliskie.
Ona mimo że odważna była jednak kujonkom, opiekuńczą i lojalną.
Jak mogła pasować do kogoś takiego jak Malfoy?
No właśnie.
Może nie trzeba wcale być do kogoś podobnym, by kochać i potrzebować?
By się ze sobą dobrze czuć?
Czy potrzeba znaleźć ideał?
Szli tłumnym korytarzem w nieznane sobie miejsce. Daleko od tych wszystkich wścibskich ludzi, którym nigdy nie będzie dane zrozumieć tego co zaistniało między Draco i Hermioną.
Napotkała jego spojrzenie. Dłoń blondyna lekko musnęła jej palce i w końcu mocno zacisnęła się na jej własnej ręce.
Przybliżyła się do niego, obdarzając go lekkim uśmiechem, którym wyrażała wszystko czego nie potrafiła ubrać w słowa, mimo że próbowała tysiące razy.
Przez cały ten czas, który spędziła żyjąc we świadomości, że jest czarownicą doświadczyła wielu pięknych momentów, ale nigdy nie opuszczał jej strach, który tkwił gdzieś na tyle jej umysłu.
Prysł?
Czy to było możliwe?
A może to co właśnie się działo było spowodowane jedynie jakimiś skomplikowanymi reakcjami w mózgu?
Zawsze wierzyła we wszystko co napisały wielkie autorytety, ludzie, do których w jej mniemaniu było jej daleko. Nigdy, jednak nie potrafiła uwierzyć, że miłość nie pochodzi prosto z serca.
Tak samo łzy.
Nie potrafiła zrozumieć, jak to wszystko co czuła, wszystko co przemieniało się w rzekę płynącą z jej oczu, mogło być jedynie potrzebne do ich nawilżenia.
Kiedy uszli z widoku bandy gapiów, blondyn przyparł ją do ściany. Kiedy zaczął ją całować poczuła się po raz pierwszy zwykłą nastolatką. Zawsze pragnęła być wyjątkowa, perfekcyjna, ale zrozumiała, że nie musi taka być. I przestała tego pragnąć!
Fala ciepła rozlewała się po jej całym ciele i nie żałowała, że tak łatwo mu wybacza 6 lat wrogości.
Oboje się zmienili.
Mogli z tego powodu płakać, bać się lub zaakceptować to jacy się stali przez społeczeństwo, dojrzewanie, otoczenie i zapełnić swoją bliskością dziury w charakterze, uszczerbki po trudnych przeżyciach.
Bez siebie byliby nie kompletni.
*
Pansy mogła wyobrazić sobie motylki dostające bzika w brzuchu Hermiony.
Ale panna Granger z pewnością nie mogła sobie wyobrazić jaki gniew ogarniał Ślizgonkę.
Takie rzeczy nigdy nie przytrafiały się jedynej córce Parkinsonów. Nie ważne, jak bardzo zabiegała o czyjeś względy, uwagę. Mimo swojej oryginalnej urody, dziewczęcego, arystokratycznego zachowania, świetnych ciuchów, była cieniem. Cieniem Dracona. Nie potrafiła się wyzbyć uczucia do niego. Za każdym razem, gdy patrzyła na niego z inną bolało. Cholernie bolało.
Nigdy nie umiała sobie radzić z niepowodzeniami i przeszkodami. Wiedziała, że to co robi jest złe, ale nie zastanawiała się nad tym długo podczas monotonnych, ponurych dni i ciemnych, przywołujących wspomnienia nocy.
Szczęście, które czuła, gdy Draco położył głowę na jej kolanach podczas jazdy do szkoły w szóstej klasie.
Nie potrafiła zapomnieć tych wszystkich drobnych rzeczy, których nie powinien był robić.
Złamał jej serce. Nie wiedziała, że takowe ma, póki nie pękło na miliony kawałeczków, których nie potrafiła posklejać. I nikt jej nie pomagał.
Daphne?
Blondynka współpracowała z nią z powodu czystej zawiści do sławnej, inteligentnej Granger.
Pansy była Ślizgonką. Nie potrafiła odpuszczać i zapominać.
Draco zranił ją. Ona zrobi to samo.
Wiedziała, jednak, że nie ma przeciwko niemu szans, co tylko powodowało, że czuła się gorzej.
Ale znała jego piętę Achilesową.
I to ona miała wygrać tą grę, a nie on.
*
Śnieg padał za oknami, skutecznie rozpraszając próbującą się uczyć Gryfonkę. Drugą rzeczą, która przeszkadzała jej dodatkowo było miejsce i osobnik siedzący obok niej. Znajdowali się w bibliotece.
Podświadomie wybrała ten sam stolik do nauki, co wtedy podczas wspólnej pracy nad projektem.
Może było to ckliwe, ale miała sentyment do tych paru metrów kwadratowych.
Spojrzała się na Blaisa, skupionego na tekście zawartym w opasłym podręczniku do eliksirów.
Miała ochotę zachichotać, gdy przypomniało jej się, jak nieskutecznie próbowała go przekonać by zaczął uczyć się mniej lubianych przez siebie przedmiotów i zostawił czytanie o ważeniu wywarów.
Czepiała się wszystkich myśli tylko nie tych dotyczących nauki.
Wodziła spojrzeniem po bibliotece, w końcu przenosząc się na Zabiniego. Na te piękne ciemne oczy i duże, miękkie usta.
Wtedy do jej mózgu dotarła pewna informacja.
-Blaise?
Na dźwięk swojego imienia chłopak natychmiast podniósł głowę znad książki i uśmiechnął się, zachęcając ją do kontynuowania tego co miała powiedzieć.
-Mógłbyś pójść ze mną na ślub w marcu?- spytała niby obojętnie, ale w rzeczywistości była bardzo sceptycznie nastawiona do całej uroczystości.
Nic nie wiedziała o narzeczonej Rona i nie potrafiła sobie wyobrazić konfrontacji jej brata z
jej chłopakiem. Zdawała sobie też sprawę, że będzie tam Harry. Czy Potter sobie kogoś znalazł?
-Mogę zapytać czyj?
-Mojego brata.- odpowiedziała krótko rudowłosa.
Blaise zmarszczył brwi i pokręcił głową.
-Nie jestem pewny czy to taki dobry pomysł, sło..- zaczął brunet, ale jego towarzyszka mu natychmiast przerwała.
-Oj, proszę cię. Nie bądź tchórzem. Będą musieli zaakceptować moją decyzję.
Ciemnoskóry zamknął książkę i oparł się łokciami o stolik.
Może udawał wyluzowanego, ale Ginevra mogła zobaczyć jak wszystkie jego mięśnie się spinają, a jego oczy smutnieją.
-Myślisz? Nie uważasz, że będą chcieli przekonać cię do zmiany zdania? Wrócenia do Harry'ego?
Ginny zdziwiła się, że jej chłopak użył imienia Wybrańca. Może, jednak nie był o niego zazdrosny?
-Koniec gadania, idziesz tam ze mną- podsumowała, machając lekceważąco ręką.
-Nie pomyślałaś, że może nie chcę? Nie chcę patrzeć na ludzi, którzy uważają mnie za kogoś złego?- powiedział trochę ostrzej, co nie spodobało się dziewczynie.
-Hermiona też pewnie przyjdzie z Malfoyem i się nie boi! Poza tym jeśli nie zamierzasz mnie rzucić, to i tak będziesz zmuszony kiedyś odwiedzić Norę.
-Niestety.
Ginny z każdą minutą stawała się coraz bardziej rozeźlona. Czy on nie mógł zrozumieć, że ona tego pragnie? Skoro sam nie miał ochoty zapoznawać się bliżej z jej rodziną nie znaczy, że nie mógł zrobić tego dla niej. A może po prostu uważał, że Nora to nie miejsce, w którym taki arystokrata jak on mógłby się pokazać? Ona nigdy nie wstydziła się swojego pochodzenia ani tego jakim człowiekiem była. Dlatego nie mogła wręcz wytrzymać, gdy Blaise nie potrafił znaleźć w sobie chociaż szczypty odwagi.
Chodziła z tchórzem.
Wstała z miejsca, zgarniając przy okazji książkę i wsadzając ją do torby.
-Trudno. Pójdę z kimś innym- powiedziała na odchodne.
Dobrze wiedziała w jaki sposób zareaguje Zabini.
-Nie zgadzam się!- krzyknął za nią, co sprawiło, że zza rogu natychmiast wychyliła się Pani Pince.
-A ja nie zgadzam się na takie zachowanie w MOJEJ bibliotece, chłopcze.- odpowiedziała mu kobieta.
Rudowłosa zachichotała cicho, widząc tą sytuację, ale po chwili przypomniała sobie o ogarniającej ją złości. Odwróciła się pośpiesznie, zostawiając Blaisa samego.
Miała nadzieję, że za nią pobiegnie i w końcu zgodzi się na jej propozycję.
Wiedziała, że zagrała nieczysto, działając na jego męską dumę, wywołując u niego zazdrość...
Ale czy to nie on, rasowy Ślizgon pochwalał jej determinacje?
Taką ją pokochał. Ona oczywiście też starała się akceptować wady Zabiniego, ale jeśli mogła wywrzeć na niego pozytywny wpływ, zamierzała to zrobić.
Nawet nie zdała sobie sprawy jak szybko idzie, zanim do jej uszu dotarł męski, podniesiony głos:
Nie możesz przede mną tak uciekać!
-Doprawdy?- pomyślała Ginevra, uśmiechając się chytrze i zaczynając biec.
Niech się chłopak wysili...
Tak jak się spodziewała usłyszała po sekundzie głośne kroki Zabiniego i poczuła jak ciągnie ją za rękaw.
Obrócił ją do siebie w taki sposób, że stykali się ciałami i czuli swoje przyśpieszone bicie serc.
-Jesteś przeklętą manipulantką, wiesz?- powiedział cicho brunet z niemal pieszczotliwą nutką w głosie.
-Czy to znaczy, że ze mną pójdziesz?
-Dla ciebie wszystko- odpowiedział, przeciągle wzdychając i składając na jej czole pocałunek.
Na jej twarz wypłynął głupawy uśmieszek, którego on zdawał się nigdy nie zauważać.
Uniosła głowę i zmieniła tępy wyraz twarzy na jeden z tych czarujących.
-W takim razie tylko ci przypomnę, że niedługo walentynki.
*
Pewien blondyn i dziewczyna o karmelowo-brązowych włosach leżeli na jednym z łóżek w dormitorium chłopców w Slytherinie. Ich twarze dzieliły milimetry, a w powietrzu unosiła się cisza. Na dworze było zbyt mroźno by wybrać się na spacer, a byli zbyt rozleniwieni by się czegoś pouczyć..
Hmm, Hermiona Granger nie miała ochoty po raz kolejny zatopić się w lekturze, którą i tak znała na pamięć?
Niemożliwe!
A jednak było to prawdą.
Przy Draconie doznawała uczuć, których nie zamieniłaby nawet na bardzo starą wersję ,, Historii Hogwartu''.
W jej głowie na nowo odtwarzało się zdarzenie sprzed zaledwie godziny.
Przecież Hermiona nie mogła tak po prostu wparować do Domu Węża i wejść za Malfoyem do jego sypialni! Jak by to miało wyglądać?
Oboje założyli bluzy i kryjąc się pod głębokimi kapturami przemknęli się do środka. Draco zadowolony z siebie podstawił jedno z krzeseł pod drzwi prowadzące do pokoju mimo że nie podejrzewał, że któryś z jego kolegów wróci do dormitorium przed wieczorem.
Spokój. Hermiona odczuwała przy Malfoyu spokój!
Ufała mu.
Wciąż nie potrafiła w to uwierzyć. Nigdy by nie pomyślała, że szlama jak ona będzie kiedykolwiek leżeć bezczynnie obok Dracona. Nie powiedziałaby nigdy też, że chłopak byłby zdolny do znajdowania się sam na sam z dziewczyną i trzymania swoich męskich zapędów na wodzy.
W jej umyśle pojawiła się dziwnie przesłodzona wizja zbliżających się walentynek. Nie potrafiła sobie wyobrazić Malfoya, który mimo wszystko kojarzył jej się z jakiegoś rodzaju wewnętrznym mrokiem, w którym znajdowała się pojedyncza żarówka, która mimo że mała i ledwo działająca dawała wystarczająco światła by można było zobaczyć zalety pomieszczenia, w którym się znajdowała, w scenerii różu wszechobecnego podczas tego święta.
Nie wiedziała czemu te myśli ją zaczynały lekko niepokoić. Co oni właściwie wyrabiali?
-Pansy jest lesbijką.- usłyszała.
-Zaraz co?!- spytała wstrząśnięta Gryfonka z wrażenia siadając prosto. A propos czego on to powiedział? I jak to było możliwe?
Blondyn tylko roześmiał się, łapiąc ją za podbródek i krótko całując.
-Żartowałem. W ogóle mnie nie słuchasz, wiesz?
Hermiona mocno uderzyła go w ramię na co on rzucił się na nią i oboje spadli na podłogę.
Hermiona poczuła pod sobą zimne płytki, ale o dziwo pragnęła pokładać się na nich przez jeszcze długi czas.
Wtedy usłyszeli dudnienie dochodzące od strony drzwi.
Nie zdążyli w żaden sposób zareagować. Do pokoju wtargnął Blaise i Nott i oboje szczerzyli się w ich stronę bezczelnie.
-No stary, nie wiedziałem, że jesteście już na tym etapie.
Hermiona pośpiesznie wstała i poprawiła swoje potargane włosy.
Draco natomiast rozciągnął się na ziemi i odrzekł:
-Zazdrościsz, Blaise?
Panna Granger stojąca nieopodal niepostrzeżenie zamachnęła się noga i kopnęła blondyna.
Następnie pomogła mu wstać i oboje założyli kaptury. Chwilkę poczekała aż chłopak wyjdzie na korytarz i po chwili do niego dołączyła.
-Masz może dla mnie jeszcze jakieś ciekawe informacje oprócz tych, które udzieliłeś swoim kumplom?- spytała, unosząc do góry brew.
Nawet nie zdawała sobie sprawy od kogo przyjęła ten nawyk.
-Hmm, no nie wiem. Nieźle się skradasz. Może jak będziemy śledzić Parkinson wyskoczysz nagle zza rogu i ją zaatakujesz.- zażartował, chociaż żadne z nich się nie zaśmiało.
Starali się zapomnieć o istnieniu brunetki, a przy tym starannie jej unikać. Ale jak można o kimś zapomnieć, gdy pamięta się o tym, że nie może ich razem zobaczyć?
-Przestań! Ja jej nie mam zamiaru nic zrobić!- powiedziała trochę zbyt głośno po czym dodała już ciszej- Jeśli coś się zacznie dziać to powiadomimy o tym kogoś.
Zapanowała między nimi cisza, którą postanowiła przerwać Panna Granger.
-Za to ja mam ci coś ciekawego do zakomunikowania. Idziesz ze mną na ślub.
-Granger, ja ci się nie oświadczałem, jeszcze.
Zaśmiała się delikatnie, ale w jej głowie ostatnie słowo odbijało się uporczywym, aczkolwiek wspaniałym i hipnotyzującym echem.
-Ron sobie kogoś znalazł.
Zauważyła, że gdy wspomniała imię rudzielca twarz Ślizgona wykrzywiła się w grymasie.
Zadziwiające było to, że ona nie przejmowała się zbytnio Weasleyem, a na pozór obojętny Draco Malfoy najwidoczniej gotuje się w środku na wspomnienie szkolnego wroga.
Z ust blondyna wypłynęło ciche przekleństwo, wypowiedziane tym jego starym tonem, ale udawała, że nic nie słyszała.
-I on oczekuję, że tam przyjdziesz? Zawsze wiedziałam, że to idiota z mózgiem mniejszym niż jego dorobek rodzinny, ale nie wiedziałem, że to możliwe znaleźć sobie kogoś tak inteligentnego jak jego dziewczyna, która pozwoliła mu zaprosić jego byłą...
-Mógłbyś przy mnie nie podkreślać tego, że jesteś obrzydliwie bogaty...
-To fakt, kochanie- puścił jej oczko i przygarnął do siebie.-Nie wiem jak bardzo musisz być nieodpowiedzialna skoro chcesz mnie tam zabrać, ale zgoda. Z chęcią się upewnię, że nie ty popełnisz błąd wiązania się z Wieprzlejem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest rozdział 30! Wyszedł mi dłuższy niż zazwyczaj. Wiem, że w tym rozdziale nie dzieje się nic przełomowego, ale czekajcie cierpliwie ;p Mam nadzieję, że was nie zanudziłam i że notkę czyta się lekko.
Jakoś tak dziwnie się złożyło, że i u nas luty i w moim opowiadaniu xD.
Proszę was o zostawienie swojej opinii w postaci komentarza. To naprawdę dla mnie ważne!

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział XXIX- Może jestem popaprana




,,And could I be your hero or your villain?

I guess it just depends in whose eyes ''
James Arthur ,, Get Down''


Wysoki blondyn siedział samotnie w swoim dormitorium i popijał z butelki Ognistej, nie zadając sobie trudu by nalać płyn do jakiejś szklanki. Przeklął na siebie pod nosem, a po chwili z jego gardła wypłynął śmiech. Śmiech z własnej głupoty. Zawsze miał tendencję do picia.
I to tylko utwierdzało go w przekonaniu, że Hermiona wiedziała wszystko. Musiała słyszeć, że na imprezach nie wybrzydzał w alkoholach i kiedy po zwycięskim meczu, w sytuacji, w której powinien być nadzwyczaj szczęśliwy zamiast imprezować, wynalazł sobie problemy i po prostu się upił, musiała jakoś zareagować. Ona była perfekcyjna. Mimo, że wybaczyła mu wątpił by rzeczywiście potrafiła zrozumieć co on przeżywał przez całe swoje dzieciństwo.
Oddalał się od niej nie tylko z powodu Pansy i Daphne. To co do niej czuł nigdy nie powinno pojawić się w jego mrocznym sercu. Tak samo, jak uczucie do Lovegood. Zauważył, że po wojnie stał się jeszcze bardziej podatny na zranienia, uczucia. Dawniej bardzo łatwo mu było ukrywać swoje prawdziwe ja, a właściwie usuwać tą jasną część swojej osobowości i zastępować ją wrednym charakterem.
Okrutnym.
Bezlitosnym.
Egoistycznym.
Niewrażliwym.
W rzeczywistości był zupełnie inny, ale czemu miałby pokazywać to ludziom? By łatwiej było go wykorzystać, odrzucić?
Z każdym kolejnym łykiem będzie czuł, jak jego myśli stają się bardziej mętne. Wracać będzie do niego to piękne uczucie, oddalające smutki i chłód...
Ale ta sielanka była jedynie złudzeniem- oznaczała powrót na samo dno.
Może powinien przestać?
Wtedy do resztek jego świadomości dotarło, że powinien iść na patrol.
Postanowił to zrobić. Przejdzie się parę razy w kółko i wróci do swojego łóżka, pod którym wciąż miał schowane parę butelek- kolejny sekret zimnego Dracona Malfoya.
*
Hermiona dzierżyła w swoich drobnych dłoniach kolejny list od Ronalda. Koperta, wciąż pozostawała nie otwarta, tak jakby dziewczyna nie pragnęła dowiedzieć się co jest w środku.
I wcale nie musiała, bo przez drzwi prowadzące do dormitorium dziewcząt wpadła Ginny z mieszanką zdziwienia i złości wymalowanej na twarzy.
Spojrzała się na brązowowłosą dziewczynę, a potem skierowała wzrok na to co trzymała w rękach i powiedziała:
-Jeszcze nie przeczytałaś?- zapytała, mimo że jej oddech wciąż był nierówny po niedawnym biegu- To może dobrze. Posłuchaj mnie.
Podeszła do starszej Gryfonki i złapała ją za ramiona.
-Ron się żeni. A ja nawet nie wiem kto to jest ta Vanessa!- powiedziała oburzona i z pewnością tego samego oczekiwała ze strony swojej towarzyszki, ale ta informacja wcale nie była nowością dla byłej dziewczyny chłopaka.
-Wiem.- odpowiedziała obojętnie, podnosząc do góry zapieczętowaną kopertę- Czyli tutaj znajduję się zaproszenie?
Ruda pokiwała głową, siadając na swoim łóżku.
-Myślałam, że ostatni list od Rona czytałaś mi przez ramię.- powiedziała szatynka, patrząc sceptycznie na przyjaciółkę.
Dziewczyna od razu się oburzyła i pokręciła energicznie głową.
-Oczywiście, że nie!- rzekła, po czym dodała- No może kawałeczek.
Panna Granger nie mogła powstrzymać się od śmiechu, mimo tego, że ktoś komu tak ufała, kogo kochała, bierze ślub z inną. Ale przecież to co było między nimi było przeszłością i nie mogła przywrócić starych czasów. Nawet jeśliby mogła nie była pewna czy na jej liście życzeń byłby związek z Weasleyem. Zapewne nawet jakby dostali drugą szansę od losu, ich historia przebiegłaby podobnie.
-No, ale tego, że sobie kogoś znalazł nie doczytałam-przyznała Ginny, po czym wstała i szturchnęła Hermione łokciem, szczerząc przy tym zęby- Braciszek się ucieszy, jak przyjdę z Blaisem. Namów jeszcze Draco, żeby z tobą poszedł. Może odwołają to halo i poproszą mnie o błogosławieństwo...
Kiedy dziewczyna wspomniała o Malfoyu humor jej towarzyszki automatycznie się pogorszył. Drażniło ją wszystko co jego dotyczyło. Niby nie miała mu niczego za złe, ale miała pretensję do życia za to, że nie mogli ze sobą rozmawiać. Może chociaż wyjaśniliby ze sobą to co zaprzątało ich głowy i pogodzili się z tym, że nie są księciem i księżniczką tylko Granger i Malfoyem. Niepokoiła ją też kwestia jej przyjaciółki. W końcu byli w podobnej sytuacji, ale wybrali własne szczęście zamiast unikania się w nieskończoność. Tylko, że ta dwójka kochała się z wzajemnością.
Ona nie była pewna czy to co czuję do Malfoya to coś aż tak ważnego by tak wiele ryzykować czy najzwyczajniejszy kaprys podobno dorosłej kobiety. Nie wiedziała czy Draconowi nie przejdzie to coś co do niej czuje. Jeśli w ogóle nie była tylko ramieniem do wypłakania....
Na niego chyba nie ma co liczyć, Gin. Nie rozmawiamy- powiedziała Hermiona i gdy zalała ją fala pytań ze strony jedynej córki Molly Weasley natychmiast tego pożałowała.
Było trzymać buzię na kłódkę. Ślub miał odbyć się dopiero pod koniec marca.
- Chodzi o Pansy. Daj spokój. Nawet mi na nim tak nie zależy. A do wielkiej uroczystości jeszcze sporo czasu. Znajdę sobie kogoś kto zechce być moim tymczasowym partnerem- odpowiedziała jej starsza Gryfonka, przybierając fałszywy, pokrzepiający uśmiech.
- Przepraszam cię Ginny. Muszę iść na patrol z Panem Malfoyem, więc jeśli się na niego natknę muszę udawać, że wszystko okej. Dlatego nie chcę o tym z tobą gadać.
Kiedy wychodziła z pokoju dosłyszała jak jej przyjaciółka woła lekko rozdrażnionym, ale też troskliwym głosem:
-Przed chwilą stwierdziłaś, że cię nie obchodzi. Miona, czekaj!
Szatynka pośpiesznie zbiegła po schodach do Pokoju Wspólnego i wyszła na korytarz. Nie zamierzała dać się dogonić Ginny. Sama gubiła się w swoich myślach, uczuciach, problemach. Nie chciała ich jeszcze analizować wraz z zakochaną po uszu w Zabinim koleżanką.
Wolała udawać, że nie boi się dawniej tchórzliwej Pansy o twarzy mopsa, że nie zależy jej na kontaktach z chłopakiem, który ją wyzywał, ale potem był przy niej dokładnie wtedy gdy tego potrzebowała...
Przez jej głowę przeleciało parę nachalnych wspomnień i przyśpieszyła kroku. Miała ochotę biec, by wyładować gniew, który ogarniał jej ciało, ale jakby ludzie na nią patrzyli?
A miała patrolować korytarze, a nie kierować się na błonia.
Potem zauważyła go.
-O nie, nie, nie.- pomyślała- Tył zwrot!
On nie zdawał się jej widzieć, idąc z wzrokiem wlepionym w podłogę. Coś go gnębiło, ale postanowiła się zbytnie nie zastanawiać. Przecież wszędzie mogła się czaić Pansy.
Hermiono od kiedy ty jesteś takim tchórzem- krzyczał jakiś głos w głowie, którego w żaden sposób nie potrafiła uciszyć.
- Może chcę być tchórzem. Całe życie byłam odważna. Lubię próbować nowych rzeczy- powiedziała do siebie.
Poprawka. Ona wręcz wrzasnęła. Parę głów odwróciło się w jej stronę, a ktoś nawet odrzekł:
-Spoko, spoko. Nikt ci nie broni.
Grupka kolegów chłopaka, który to powiedział wybuchła śmiechem, a ona nie potrafiła się przepchać przez tłum, więc zmuszona była zawrócić.
I wtedy zobaczyła Ginny, która szła w jej kierunku jakimś cudem przepychając się między ludźmi między, którymi jej się nie udało.
Ruda złapała ją za rękę i powiedziała cicho, ale tak by mogła ją dokładnie usłyszeć:
-Pogódź się z nim. Nie chcę żebyś potem żałowała. Pansy nie musi od razu nic wiedzieć. Poza tym myślisz, że Malfoy nie da jej rady? Proszę cię, on był śmierciożercą...
Hermiona zachowywała się, jakby tego nie wiedziała. Pomijała fakt, że chłopak służył Voldemortowi, jakby nigdy do tego nie doszło. Ale Weasley jej przypomniała jeszcze o tym.
Mówisz tak, jakby nie przejmowało cię, że zna jakieś czarno-magiczne zaklęcia i może rzucić je na Parkinson! Ta wywłoka to też człowiek. Nie chcę krzywdzić znowu ludzi, Ginny! Nie chcę by byli ranieni! Nie chcę być krzywdzona, nie chcę...- mówiła bliska płaczu, próbując zachować resztki godności i nie rozryczeć się na środku korytarza.
Już raz popełniła błąd okazywania swoich uczuć publicznie. Podczas pocałunku z Draconem.
I nic dobrego z tego nie wyszło
Plotki rozsiały się po całym Hogwarcie.
Ginny zamilkła. Nie patrzyła się na swoją przyjaciółkę mimo że nie odwróciła głowy.
Kiedy Hermiona chciała zobaczyć na czym bądź na kim skupiona jest dziewczyna, usłyszała zimny stonowany głos:
-Nie uważacie, że jakbym chciał trochę potorturować Parkinson zrobił bym to już dawno?- powiedział Draco Malfoy, swoim starym, zimnym tonem.- Albo chociażby wypróbował nowych zaklęć na was? Osobach, które udają moje przyjaciółki i obgadują mnie za plecami?
Zapadła między nimi cisza. Hermiona miała wrażenie, jakby nawet część rozmów, dobiegających do ich uszu z każdej możliwej strony nieco ucichła.
-Draco, wiesz, że to nie tak- powiedziała Granger, próbując załagodzić sytuację.
Szkoda, że tak późno pomyślała o tym co by było, gdyby blondyn usłyszał ich rozmowę
-Nie bądź dziecinna, Hermiono- użył jej własnych słów przeciwko niej.
Miał zamiar odejść, ale ona złapała go za rękaw. Nie chciał się zatrzymać.
Popchnęła go.
Chłopak odwrócił się z prędkością światła i złapał ją za nadgarstek.
-Co się z tobą znowu dzieję, Draco?- spytała, patrząc na niego smutnym wzrokiem- Unikanie się było nasza wspólną decyzją. Czemu to utrudniasz?
- Mówisz ,,znowu''. Jakbym był tylko kolejnym problemem.-odparł ponuro- Może jestem? Gdy tylko się do ciebie zbliżę niosę same problemy, prawda? Blaise mnie nie potrzebuje, zresztą z nim też się pokłóciłem...
Spojrzała przerażona w jego stalowe tęczówki w próbie odnalezienia ciepła. Nie mógł tego znów robić.
Izolować resztki swojego człowieczeństwa. Nie doceniać, nie zauważać tych co go kochają...
- Draco, słuchaj mnie.- powiedziała wyraźnie, a gdy odwrócił wzrok wolną rękę położyła na jego ramieniu.- Nie możesz tak myśleć. Nie jesteś problemem. Jest nim Pansy. Ale jeśli zobowiążesz się być odpowiedzialny możemy dalej się spotykać.
Nastała chwila milczenia, ale ich oczy powoli się spotkały, a uścisk Dracona nieco poluźnił.
Malfoy prychnął pod nosem.
-Nie potrafimy sobie poradzić ze sobą, gdy jesteśmy sami ale nie dajemy sobie rady także w e dwójkę. Co za pech.- zaśmiał się delikatnie.
-Może jestem poprana, ale pocieszające jest to, że ty także.
Uśmiech.
Uśmiech na jego bladej twarzy.
Niczym słońce wychylające się zza chmur.
Delikatnie przybliżył się do niej, a ona mogła poczuć rytmiczne bicie jego serca i zapach alkoholu w jego oddechu.
-Piłeś coś?- powiedziała karcąco.
-Sama stwierdziłaś, że jestem popaprańcem- wzruszył ramionami i niespodziewanie wziął ją na ręce. Jej nogi oplotły się wokół jego pasa, a ich usta złączył tęskny pocałunek.
Hermiona Granger.
Ktoś mógłby pomyśleć, że Panna-Wiem-To-Wszystko zgłupiała.
Kiedyś musiało do tego przecież dojść.
Prawdą było to, że gdy znajdowała się obok tego chłopaka znajdowała siłę by czynić dużo rzeczy lepiej.
Zmieniać się i uczyć się patrzeć z innej perspektywy. Pamiętać, że nawet najciemniejszy charakter ma w sobie światło. I,że nawet najgorsze dni kiedyś mijają i może pojawić się nadzieja. Teraz rozumiała, że musi dalej pokonywać strach, mimo że Bitwa się skończyła. Musi chwytać szansę na szczęście.
Życie jest jak piękna książka, ale także jak nieustanna walka o to co się pragnie mieć.
Miłość, przyjaźń, sukces.
To wszystko nie przychodzi samo.
Trzeba mieć odwagę, by spełniać swoje marzenia.
Ona była w końcu Gryfonką, a on nie bez powodu znalazł się w Slytherinie, którego założyciel uwielbiał ludzi zdeterminowanych.
Mimo wszystko był jej kompletnym przeciwieństwem. Dopełnieniem.
Właściwie jaki mógł być sens w zauroczeniu się w swojej własnej kopii?
Tylko kompletne przeciwieństwa mogą siebie nawzajem nauczyć czegoś nowego. Czegoś czego brakowało w ich życiu.
Dostarczyć nadzieję, której wielokrotnie im brakowało.
Wprowadzić do ich życia iskierkę szczęścia, która póki ich uczucia będą ciepłe, nie zgaśnie, nie zniknie.
Oderwała swoje usta od jego.
Rozejrzała się wokół siebie. Wszyscy się na nich gapili.
Ale może tak miało być.
Pamiętała słowa Hagrida:
,, Co ma być to będzie, a jak już będzie to trzeba się z tym zmierzyć.''
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z rozdziałem 29 :). Nie wiem jak to się stało, że napisałam już tyle notek- wciąż pamiętam jak dopiero zaczynałam pisać to opowiadanie. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że wytrwałam aż do teraz i mam nadzieję, że po tym rozdziale mnie nie opuścicie i będziecie dalej czytać moje Dramione :)).
Proszę o zostawienie po sobie komentarza- to chyba już mój zwyczaj xD