piątek, 14 marca 2014

Rozdział XXXIII- Pomiędzy barami

-Czyli mam to po prostu wypić, stary?- zapytał jasnowłosy chłopak, posyłając zaciekawione spojrzenie w stronę ciemnoskórego przyjaciela.
Tamten skinął głową na pytanie kolegi.
-I zamienisz się w jakiegoś przypadkowego mugola i będziesz mógł spokojnie iść na ten ślub, spotkać się z Granger. Z tego co wiem nie ma żadnego partnera na ten wieczór, więc...
Draco Malfoy uśmiechnął się do siebie, nie potrafiąc skryć satysfakcji i powoli ogarniającej go fali radości i podniecenia. Schował flaszeczkę gęstej substancji, przypominającej szlam, do kieszeni eleganckich spodni.
Ta mała porcja Ulepszonego Eliksiru Wielosokowego była dla niego niczym płynne szczęście, tak rzadkie i cenne jak Felix Felicis.
-Chyba musisz przyznać, że sklep Georga Weasleya okazuje się bardzo pomocnym miejscem. Nie mam pojęcia jak on to zrobił, że udało mu się przedłużyć działanie tego cacka..
Słysząc słowa Blaisa, Malfoyowi zapaliła się jakaś lampka w głowie, migająca niczym ostrzeżenie.
-Ale ile to zdoła działać? Co jeśli będę tańczył i nagle zacznę się transmutować...
-Nie wiem będziesz musiał uciekać. Powinno ci starczyć na trzy, cztery godziny,
Na twarzy blondyna zabłąkało się lekkie zmartwienie połączone z rozczarowaniem i zaczął obracać w dłoniach ampułkę, wpatrując się niczym po hipnozie w poruszającą się pod wpływem ruchu ciecz.
-Korzystaj rozważnie, Draco.- rzucił na pożegnanie brunet, klepiąc kumpla po ramieniu- Zobaczymy się u Weasleyów.
*
,,Drink up, baby, stay up all night
the things you could do, you won't but you might
the potential you'll be, that you''l never see
the promises you'll only make''

Hermiona starała się żyć swoim życiem, choć w rzeczywistości tylko od niego uciekała.
Nie musiała godzinami ślęczeć nad książkami- wiedziała, że starczyłoby codziennie powtórzyć sobie po co najwyżej sześćdziesiąt minut.
Czas, którego nie poświęcała na edukowanie samej siebie, wciąż poświęcała dla innych. Ginny, Zabiniego- kto tylko poprosił o pomoc, otrzymywał ją od Panny-Wiem-To-Wszystko.
W końcu taka była jej reputacja, los, jej prawdziwe ja...
Czemu miałaby udawać, że jest inaczej?
Zresztą czy kogoś by nabrała?
Raczej nie.
Z szarości codzienności wyrywała dziewczynę myśl o zbliżającym się ślubie. Gdy w jej głowie pojawiał się obraz, nadchodzącej uroczystości widziała mnóstwo kolorów; niesamowicie ostrych i żywych, tak wyraźnych jakby nie były jedynie wytworem jej dziwacznej wyobraźni. Jednak ich egzystencja, ich odcień nie sprawiał, że automatycznie były one pozytywne i miłe. Oczywiste było, że bała się zobaczyć po raz kolejny Weasleya, a szczególnie w towarzystwie jego narzeczonej, której będzie miał zamiar tamtej nocy powiedzieć upragnione ,,tak''. Nigdy nie podejrzewała, że Ron się tak zachowa w stosunku do niej, zerwie z nią przez głupi list, bez żadnego przepraszam. Ale rudzielec zawsze był mało taktowny. Może nie da się na siłę zmienić ludzi? Może w jakiś sposób każdy znajduje swoje szczęście, gdy zaczyna być sobą?
A co jeśli nigdy nie znała Rona?
A Vanessa tak, mimo że spotkała go o wiele później niż ona?
Te zastanowienia wprawiały ją w niesamowicie melancholijny nastrój.
Wiedziała jednak, że musi mu pokazać, że jest w stanie być ponadto i stanąć z nim w twarzą w twarz, być obecną na ślubie swojego dawnego przyjaciela, z którego powinna być dumna.
Poza tym i tak nic do niego nie czuła. Niestety między ich dwójką kiedyś coś zaszło i wiedziała, że nawet jeśli oboje się z siebie wyleczyli nic nie będzie tak jak dawniej.
Ginny natomiast mimo małej ilości snu była w świetnym humorze. Latała od treningów Quiditcha do biblioteki, potem na spotkanie z Zabinim, aż w końcu wracała do dormitorium paplając o kreacji na zbliżającą się imprezę jej rodziny. Wesele miało podobno wyglądać jak to Fleur i Billa.
Hermiona nie była pewna czy ta informacja była dla niej pozytywna czy negatywna. Z tamtym ślubem, wiązały się pewne nieprzyjemne wspomnienia, ale związek tamtej dwójki był niemal idealny, co może jednak wróżyło dość dobrze?
Pewnego popołudnia, gdy ślęczała z Weasleyówną nad książkami zjawił się przy nich chłopak rudowłosej, zapewniając, że załatwił dla Granger partnera. Lekko się zarumieniła na myśl, że zajęty Ślizgon musi ją swatać ze swoimi kolegami, bo ona nie ma do takich rzeczy głowy. Zapewnił, że nie będzie zawiedziona jego postawą i będą się razem świetnie bawić. Oświadczył, że chłopakowi się trochę śpieszy, więc będzie obecny tylko przez parę godzin.
Sama Gryfonka nie planowała i tak zostać do późna, więc tylko wzruszyła ramionami i podziękowała Zabiniemu, wracając do lektury, mimo że literki zaczynały rozmazywać się jej przed oczami i układać w nieznane dziewczynie wzory, nękające jej umysł.
W weekend przed weselem Ginny wyciągnęła ją na zakupy, uprzednio prosząc o zgodę Dyrektorki.
Kiedy rudowłosa przeciągnęła ją po co najmniej dwudziestu sklepach z kreacjami na miarę od czarodziejskich krawcowych, Hermiona wyszła z propozycją by wybrały się do zwyczajnego, mugolskiego centrum handlowego. Weasley na początku popatrzyła sceptycznie na przyjaciółkę, ale sama równie zrezygnowana jak brązowowłosa w końcu przystała na jej propozycję.
Hermiona mimo zmęczenia oglądaniem ciuchów, do których nie przywiązywała jakiejś ogromnej wagi odnajdywała widok jej młodszej przyjaciółki wśród świata przecen i zakupowego szaleństwa zabawnym. W końcu była chłopczycą, grającą w Quiditcha, wychowaną wśród samych braci..a i tak lepiej radziła sobie podczas poszukiwań kreacji niż ona.
Po długim czasie wyszły z galerii z naręczami toreb, nie potrafiąc odmówić lekko namolnym asystentom w sklepach, szepczącym o dostępnych aktualnie okazjach.
Może było to trochę egoistyczne i głupie z jej strony, ale chciałaby by stan majątkowy jej koleżanki się nie powiększył. Tak samo jak jej. Dzięki temu nikt nie mógłby namówić dwójki Gryfonek do zakupu tak wielu ładnych łachmanów i gratów.
Granger spojrzała się na torby Weasley- miała ich jeszcze więcej niż brązowowłosa.
Zdała sobie sprawę, że jeśli ktoś zyskuje możliwości, tak nagle jak ona; łatwo może przeholować.
Wszystko z czasem się zmieniło, a ona odnajdywała trudnym pogodzenie się z nową sytuacją. Po tym jak przeżyła tak wiele za czasów Voldemorta, zaczynała dostrzegać jak wiele rzeczy dawniej postrzegała w inny sposób. I ludzi.
Brak wiary w swoje przekonania o bliskich powoli tak męczyły Granger, że nie zdziwiłaby się, gdyby nagle zrobiła się przez nie zbyt wyczerpana i smutna by chodzić. Ciekawe jakby zareagowali przechodnie na widok młodej dziewczyny czołgającej się po ziemi jak w wojsku, a raczej jakby uciekła z zakłady psychiatrycznego.
Kiedy w końcu aportowały się na stację w Hogsmede, padała z nóg. Lekki wiatr wiał, niszcząc ich fryzury. Pogoda ostatnio zrobiła się bardzo ładna, ale i tak nie wiele korzystały z tego przywileju, ze względu na brak czasu.
Długi spacer nie był końcem przygód. Bo gdy dotarły do Hogwartu i jedynym o czym Hermiona marzyła po rzuceniu się na swoje łóżko był głęboki sen, do dormitorium wpadła Parvati, która zaczęła nawijać o czymś z czego ona mimo swego wysokiego ilorazu inteligencji nie zrozumiała ani słowa.
Po raz pierwszy miała ochotę rzucić w człowieka czymś co znajdzie pod ręką.
W wyniku frustracji, przepracowania, zmęczenia i głęboko skrywanych samotności i tęsknoty za Draconem, Hermiona Granger odczuła pierwsze instynkty sadysty i spiskowca.


Dziewczyna średniego wzrostu o długich brązowych włosach, kręcących się falami po łopatkach stała przy barku, pijąc białe wino z kieliszka. Jej jasna kreacja, podkreślająca idealnie figurę mieniła się w słońcu, niczym w filmie. Odwróciła wzrok. Krzesła były ozdobione obrusami i wstążkami, a przed nimi stał łuk przyozdobiony kwiatami. Cały ogród wyglądał jakby ktoś nagle tchnął w niego życie. Mnóstwo róż i drzew zaczęło się odradzać, dodając trochę uroku tej całej sytuacji. Po chwili goście zasłonili jej widok, siadając na miejsca. Widząc to Granger odłożyła kieliszek, dziękując barmanowi i usiadła jak najbardziej z tyłu jak się dało. Wkrótce obok niej pojawili się Ginny i Zabini- oboje bardzo eleganccy i szczęśliwi. We włosach rudej powpinane były wsuwki z małymi perełkami, a jej sukienka na ramiączka była w pastelowo-różowym odcieniu. Garnitur Blaisa był czarny, dopasowany i drogi. Przy szyi miał muszkę. czuła jego ostre, męskie perfumy. Oboje wyglądali świetnie.
Usiedli obok niej nim ceremonia się zaczęła. Jej oczekiwany ,,partner'' najwidoczniej nie zamierzał towarzyszyć jej podczas ceremonii ślubu i o dziwo nie miała mu tego za złe. Sama jakby mogła zerwała by się stamtąd.
W zasięgu wzroku Gryfonki pojawiła się sylwetka mężczyzny, który dał jej wiele, ale też bardzo dużo zabrał. Ronald Weasley u boku swojej narzeczonej, przyszłej żony. Nie, nie Hermiony, Vanessy.
Kobieta była śliczna. Musiała to przyznać. Włosy miała brązowe, ale o wiele ciemniejsze od Granger. Oczy miała zielone i przyciągające wzrok. Twarz ostro zarysowaną i ładną. Jej sylwetka była chuda, ale w odpowiednich miejscach uwypuklona lub wcięta co nadawało jej atrakcyjności, którą nie wzgardziłby żaden mężczyzna. Na pewno nie tak sławny jak Ronald.
Sprowadzony ksiądz zaczął coś mówić, a ona czuła się tak dziwne, patrząc na coś co kiedyś mogłoby zniszczyć jej mały świat, sprawić, że rozpadła by się na drobne kawałeczki; nie czując zupełnie nic.
Dla niej to był po prostu film, który za parę minut dobiegnie końca. Wszystko pójdzie według planu, nic nie wybiegnie spoza scenariusza.
Marzenie.
Bajka.
Jedna taka chwila w życiu.
Dwa pytania.
-Czy pragniesz poślubić tę kobietę?
-Czy pragniesz wyjść za tego mężczyznę?
Dwie odpowiedzi.
-Tak.- powiedział Ron.
-Tak.- odrzekła kobieta, przeciągle wzdychając i wpadając w jego objęcia niczym człowiek w objęcia Morfeusza; słodkie, spokojne i bezpieczne.
*
,,drink up with me now and forget all about the preassure of days
do what i say and I'll make you okay and drive them away
the images stuck in your head''

Ciemnowłosy chłopak o dobrze rozbudowanej sylwetce i ciemnych jak węgiel oczach stał przed bramą, prowadzącą do ogrodu rodziny Weasley i wpatrywał się w znak z napisem ,,Nora''.
Z dala mógł zobaczyć duży, biały namiot, w którym ludzie bawili się, pili i świętowali.
Ślub się skończył i rozpoczęło się oczekiwane wesele. Między setką nieznaczących dla niego wiele twarzy, znajdowało się jedno drobne, upstrzone piegami oblicze. Mógł ją nareszcie zobaczyć. Zastanawiał się czy powinien jej zdradzić tajemnicę. Że jego wygląd jest tylko chwilowy. Że tak naprawdę jest Draconem Malfoyem i kocha ją tak jak nie powinno się kochać byłego wroga.
A może powinien potraktować to spotkanie jako ostatnie pożegnanie?
Miał nadzieję, że patrząc na nią, wirując z nią w tańcu będzie w stanie zapamiętać ją na resztę swojego życia. Bał się jednak, że kiedy będzie trzymał ją w swoich ramionach, już nie będzie potrafił jej puścić. Przywróciła jego życiu jakiś sens. Może dziwaczny, zważywszy na to w jakiej sytuacji się znajdowali...
Jego myśli wbiegły na inne tory. Ginny i Blaise. Nigdy by się nie spodziewał, że jego kolega znajdzie w sobie tyle odwagi. Nie obawiał się Pansy, tak jak on. Ale też nigdy nie miał z nią tyle wspólnego co blondyn...
Draco nie był ślepy. Widział, że Parkinson się na nim odgrywa, bo dał jej kosza. Nie rozumiał czemu nie mogła się wreszcie z tym pogodzić i zacząć żyć własnym życiem, nie utrudniać go jemu i jego bliskim. Kiedyś, przed tym jak zwariowała uważał ją przecież za dobrą koleżankę.
Z otchłani jego własnego umysłu wyrwał go dźwięk jakiejś wyjątkowo skocznej piosenki.
Przeszedł przez odnowioną bramę i skierował się w stronę namiotu, czując, jak narasta w nim fala podniecenia, ale i głęboko skrywanego strachu.
Z każdym krokiem głośność muzyki się zwiększała. Kiedy wszedł między tłum gości, parę kobiet zwróciło głowę w jego stronę. Usłyszał obok siebie głos jakiejś rudej kobiety, pytającej o to czy by z nią nie zatańczył. Jakby nie nalegała, jakby nie pragnęła jego uwagi, nie chciał z nią rozmawiać.
W głowie Ślizgona wirowała tylko jedna postać.
Nie było w niej nawet Blaisa ani Ginny.
Nie było pieprzonego Wieprzleja.
Tylko ona.
Granger. Granger. Granger.
I wtedy ją zobaczył. Jak zwykle olśniewającą i niewinną. Niepozorną, a wspaniałą. Delikatną, a silną. Nieśmiałą, a odważną.
Rozmawiającą z Weasleyem.
Wyglądali jak podarty obrazek, który próbowali skleić, ale kawałki nie chciały już pasować. Widać było, że życzą sobie nawzajem jak najlepiej, pytają się co u nich, ale nie było w tym nici porozumienia, ciepła, nie posiadali już kluczy do swoich serc. Zgubili je w wirze codziennych spraw, problemów, sprzecznych uczuć i zmian.
Zmienili się.
Jak wszyscy.
-Z nikim nie przyszłaś? Pewnie cała szkoła by chciała z tobą pójść na imprezę, Hermiono. Jesteś sławna- powiedział Ron, starając się podtrzymać rozmowę.
-Właściwie..- zaczęła dziewczyna, ale nie zdążyła dokończyć, bo Draco podszedł do niej, kładąc swoja dłoń na jej drobnym ramieniu, lekko pokrytym pieprzykami.
-Och, chyba już jest- powiedziała trochę przekornie, uśmiechając się raz po raz ku niemu lub ku Weasleyowi.
-Czy mogę wiedzieć jak się nazywa twój...towarzysz?- spytał poddenerwowany Ron, wyciągając dłoń w stronę szatyna, który przed nim stał.
-Amadeus Watson- Ach tak, Malfoy z całą pewnością nie był prostym człowiekiem- nie ważne, że był w ciele przypadkowego mugola, musiał wymyślić imię pasujące arystokracie.
-Miło mi.
Z całą pewnością- pomyślał Ślizgon, oddalając się wraz z Granger od rudzielca.
Położyła niepewnie dłoń na jego ramieniu, a on poprawił ją, sugerując by ścisnęła pewniej.
-Amadeus. Ciekawe imię.- odezwała się, patrząc na niego brązowymi ślepiami, widział w nich błysk wrodzonego zainteresowania.
-To samo mógłbym powiedzieć o twoim- odrzekł krótko, okręcając ją wokół jej własnej osi.
Wylądowała w jego silnych ramionach, a na jej twarzy wykwitł widoczny rumieniec.
Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale mogłaby uznać to za niegrzeczne.
-Chyba mnie się nie boisz?- zapytał, przybierając ten typowy dla niego uśmieszek, zupełnie inaczej wyglądający na ustach obcego mężczyzny.
-Co ty. Jesteś znajomym Blaisa. Ale cię nie znam. Może powiesz mi coś o sobie.
Zaśmiał się krótko, kołysząc ją w tańcu.
-Jestem zwyczajnym chłopakiem, który poszukuję szczęścia w tym zagmatwanym świecie- niby zmyślał, a czuł, że te słowa wypłynęły prosto z ciemnego serca Dracona.
- To kolejna rzecz, która nas łączy, Amadeuszu- rzuciła.
Rozmawiali. Długo. Jakby byli sobie zupełnie obcy. Poznawali się od nowa, jak gdyby byli w innym wcieleniu i przez przypadek spotkali się po raz kolejny.
-Może pójdziemy coś wypić?- zaproponował, gdy się zmęczyli, a ścisk na parkiecie zaczął im poważnie doskwierać.
Skinęła głową i skierowali się do barku samoobsługowego.
Ślizgon nalał do szklanek trochę whiskey, pamiętając o tym, że musi zachować dla niej umiar. Dla niej. Dla siebie. By mógł zapamiętać w pełni ten wieczór. I Hermionę.
-Wiesz, miło czasem się tak oderwać od rzeczywistości. Wszystko wydaje się baśnią, która dobiega końca, z każdą minutą zabawy. Wrócimy potem do swoich żyć, do słodko-gorzkich elementów puzzli składających się na naszą egzystencję.- zaczęła mówić, a z jej głosu można było wyczytać zatrważającą nutę smutku.
Poczuł, że ciarki przechodzą mu po plecach, mimo że był rozgrzany po tańcu.
Oparł się o blat naprzeciwko niej i zauważył, że przez chwilę zapatrzyła się w jego oczy.
Tak bardzo by chciał by mogła zobaczyć w nich te prawdziwe, stalowe tęczówki, które odzwierciedlały jego duszę.
-Zapomnij o tym, że czas leci. Ważna jest ta chwila. Spraw by była słodka i niezapomniana. Zostaw gorzki smak z tyłu umysłu i baw się, głupia.- odpowiedział, wymawiając ostatnie słowo frywolnie, jakby było pieszczotliwe.
Dolał jej bursztynowego płynu do szklanki automatycznie; chyba weszło już mu to w nawyk.
Wypiła duszkiem z zamkniętymi oczami co porządnie go zaskoczyło.
-Pieprzyć to wszystko. Młoda jestem, nie?
Uśmiech wykwitł na ustach chłopaka, gdy wziął łyka alkoholu.
-Nareszcie gadasz z sensem.

,,people you've been before that you don't want around anymore
that push and shove and won't bed to your will
I'll keep them still''
*


,,drink up, baby, look at the stars
I'll kiss you again between the bars where I'm seeing you
there with you're hands in the air
waiting to finally be caught

drink up one more time and I'll make you mine
keep you apart deep in my heart separate from the rest
where I like you the best and keep the things you forgot''

Wypili jeszcze trochę, tańczyli póki nogi nie bolały ich tak, że nie mogli już dalej tego robić. Hermiona zdjęła obcasy, wycierając dłonią spocone czoło. Brunet wziął ją pod rękę.
Wiedział, że jego czas z tą dziewczyną dobiega końca.
Marne trzy godziny.
Spraw, Draco by były piękne- myślał.
Coś pchało ich do siebie i Malfoy wiedział co, ale dziewczyna nie. Jednak może przez alkohol, może przed doskwierającą obojgu samotność ich usta spotkały się na moment tak szybko odrywając się od siebie jak prędko fala obmywa brzeg i wraca do morza.
Wyszli do ogrodu. Zimne powietrze smagało ich twarze, dodając tej sytuacji przyziemności.
Gwiazdy lśniły na niebie, tworząc konstelacje nie zbadane przez astronomów. Chciał wierzyć, że sklepienie nad nimi jest tylko dla ich dwójki, jedyne w swoim rodzaju.
Taka noc nie mogła się powtórzyć.
Usiadła na ziemi, patrząc się w dal.
Wzrok miała spokojny jak ocean.
Jego musiał wyglądać jak huragan.
Instynktownie przysiadł obok niej. Jej rysy twarzy, malowały mu się przed oczami jak najwspanialszy obraz. Nie chciał. Nie chciał jej więcej nie zobaczyć.
Ile czasu mu zostało do zmiany w Dracona?
Ile czasu do odkrycia przez niej prawdy?
Nie mogła.
Nie mogła się jej dowiedzieć.
Zaczęli się całować, nieświadomi kto zaczął pierwszy. Czuł jakby tonął i był z tego zadowolony.
,,Może jestem popaprana, ale pocieszające jest to, że ty też.''
Słowa Hermiony były dla niego piękną sentencją.
Nagle, zupełnie niespodziewanie zaczął czuć dziwny ból rozchodzący się po jego całym ciele; od nóg aż po głowę. Znajome uczucie. Musiał przerwać to. Musiał uciekać. Zanim się dowie.
Nie potrafił. Nie mógł. Ona była tak blisko.
Czuł swoje znajome dłonie; duże i podłużne. Gubił mięśnie na rzecz chudej aczkolwiek silnej sylwetki. Powoli, ale dla niego za szybko. Granger wciąż miała zamknięte oczy.
W końcu zmianie uległa jego twarz, a wraz z nimi całowane przez szatynkę usta.
Chwilę zajęło jej zauważenie tej zmiany. Skonsternowana patrzyła na blondyna chwilę, zamroczona nie mogła sobie przypomnieć skąd go zna.
Ale rozpoznała. Nie wiadomo jak bardzo.
Popchnęła go.
- To ty! Oszuście! Tego chciałeś? Tylko tyle? Nie zależy ci wcale na mnie..- wpadła w obłęd, krzyczała.
Pojedyncza łza spłynęła po jej bladym policzku, rozmazując tusz do rzęs.
A on uciekł. Zostawił ją. Pół świadomą tego co robi, pół świadomą. Skołowaną trucizną, która wyniszczała jego. A on działał na nią, tak samo jak alkohol na niego.
Niszczył ją.
---------------------------------------------------------------------------------------------------Nareszcie! Wracam z kolejnym rozdziałem. Troszkę dziwnym, ale mam nadzieję, że atmosfera podpasowała wam :p. Piosenka użyta do rozdziału: http://www.youtube.com/watch?v=hPD-a1FjUtU
Błagam, błagam komentujcie! To bardzo ważne, bym znała waszą opinie. Dziękuję wszystkim, którzy to robią.

wtorek, 11 marca 2014

Gwiazdy33 Awards- Odpowiedź i nominacje

Blog, który zapoczątkował tą zabawę to http://gwiazdy33.blog.pl/ :)).
Za nominację natomiast bardzo dziękuję Alice z bloga o Emmie Watson:
http://e-watson.bloog.pl/ 




Gwiazda wyznaczona dla mnie to wspaniała Jeniffer Lawrence.  
Jak już się zapewne domyślacie bardzo ją lubię. Jest zabawna, ma dystans do siebie, nie zachowuję się jak diva, która jest ponad wszystko i bardzo dobrze wykonuję swój zawód- aktorstwo.
Uważam, że jest dobrym człowiekiem co udowodniła przez podejście do płaczącego dziecka na premierze WPO :)).

Moje nominacje:
http://bellatrixremus-story.blogspot.com/ - Lana Del Rey
http://dzieci-ciemnosci.blogspot.com/ - Lilly Collins
http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/ - Jena Malone

Mam nadzieję, że wszystkie gwiazdy, które wymieniłam są dość znane.
( Lilly Collins można zobaczyć m.in. w filmach ,, Stuck in Love'' i ,, Dary Anioła: Miasto Kości'', a Jene Malone w ,, W pierścieniu ognia'' jako Johanne).

Zasady:
1. Nominujący wyznacza autorowi nominowanego bloga gwiazdę.
2. Autor nominowanego bloga musi dodać linka do bloga, którego autor go nominował oraz zdjęcie wyznaczonej mu gwiazdy.
3. Następnie napisz czy lubisz tą gwiazdę, jak tak to dlaczego, jak nie dlaczego.
4. Potem autor nominowanego bloga powinien nominować 3 blogi, które mu się podobają i wyznaczyć mu gwiazdę itd.






sobota, 1 marca 2014

Rozdział XXXII- Psychiczna otchłań

Dwóch mężczyzn spowitych w ciemne płaszcze stało przed bajecznym zamkiem, otulając się szczelnie szalikami. W milczeniu wpatrywali się w szalejącą przed nimi śnieżycę, w różnorodne drzewa Zakazanego Lasu, nękane silnym wiatrem.
Jeden z nich- smuklejszy, o jasnych włosach opadających na czoło, zaklął siarczyście, myśląc jak przez jedną przeklętą noc pogoda była wstanie zupełnie się zmienić.
Los najwidoczniej nie był jedynym fanem płatania nieprzyjemnych figli Draconowi Malfoyowi.
-I zamierzasz tak po prostu oddalić się od zagrożenia?- przerwał milczenie ciemnoskóry brunet, wpatrując się na poły gniewnie na poły troskliwie w swojego towarzysza.
Blondyn spojrzał się na kumpla spode łba, unosząc do góry brew w lekko kpiarskiej sugestii.
-Chyba jednak nie jesteś najlepszą osobą do prawienia mi reprymend na ten temat, nie sądzisz Blaise?
-Masz rację, że nie jestem, ale jako twój przyjaciel nie mogę pozwolić ci na marnowanie uczucia do Hermiony i zapominanie o niej każdego wieczoru przy kieliszku twojego arystokratycznego wina, whiskey, a jak spadniesz wyjątkowo nisko mugolskiej wódki- dwa ostatnie słowa niemal wypluł, jakby czując niesmak na samą myśl o zastaniu chłopaka zalanego tym trunkiem.
-Może kiedyś ją jeszcze spotkam...Odnajdę...
-Draco, kiedyś znaczy tyle co zaraz. Tylko, że to stwierdzenie jest mniej zależne od ciebie.
Po tym jak poprzedniego dnia Draco wyznał Hermionie, że opuszcza Hogwart, jakaś cząstka jej przepadła w bezdennej otchłani. I mimo że próbowała ją znaleźć, a nawet odkryć jaka była, czym się cechowała, nie potrafiła. Zdawało jej się, jakby jej umysł owładnęła jakiegoś rodzaju przelotna mgła, która rozwiewała się za każdym razem, gdy zdawała sobie sprawę z jej obecności.
-Spokojnie, nie zmieniłem zdania, wciąż chcę cię chronić. Takiej decyzji nie można pstryk i zmienić. Jeśli chociaż to mogę zrobić dla ciebie, zrobię to.
Wiedziała, że chłopak próbował dbać o nią i robił to wszystko dla jej bezpieczeństwa, ale nie mogła wyzbyć się nieprzyjemnego ukłucia w klatce piersiowej.
-Tylko mi jeszcze nie mów, że mi współczujesz czy coś.
-A jak mam się czuć? Beznadziejnie, ale mogę poudawać, że jest okej. - powiedziała i po chwili zastanowienia dodała- Hej, z tobą też nie powinnam gadać, bo Pansy wyskoczy nagle zza rogu i aż strach się bać!
Rudowłosa sprawiła, że Granger zdała sobie sprawę z rozmowy toczonej przez jej towarzyszy.
-Hę?- spytała rozkojarzona, spotykając się z machnięciem ręki przyjaciółki.
-Jakiś oznak twojego szaleństwa. I gdzie właściwie jest twoja matka, co?
Blondyn przewrócił oczami i zrobił parę kroków, nie do końca prosto.
Zabini pokręcił głową, jakby nie potrafił znaleźć słusznego kontrargumentu. Rzeczywiście tak było. Draco mógł śmiało upajać się wygraną w ich ,,słownej potyczce''.
Jak mógł ganić go za uciekanie od obowiązków skoro sam podczas Drugiej Bitwy o Hogwart nie obrał żadnej strony i schował się z dala od całego zamieszania?
Jak bardzo jego zachowanie różniło się od przyjaciela?
Westchnął. Oczywiście, że było łatwo oceniać innych, myśleć, że potrafi się widzieć z ich perspektywy poprzez wyobraźnie. Trudniej było przyznać się, że samemu popełnia się te same błędy i patrzy się na nie o wiele bardziej pobłażliwie.
Pouczony Ślizgon przewrócił oczami o stalowo-szarej barwie niemal teatralnie.
-Myślałem, że ty nadajesz się jedynie do kabaretu- powiedział Malfoy, drwiąc z przyjaciela- Wiesz co? Myliłem się. Może wynajęliby cię do wymyślania głupich haseł reklamowych. ,, Kiedyś znaczy tyle co zaraz, więc już teraz wsiadaj na swoją miotłę, zabieraj galeony i posiądź nasz nowy produkt.''
Bruneta powoli zaczynało denerwować zachowanie kolegi. Chciał po prostu przekonać go do zmiany zdania lub chociaż zaoferować mu pomoc niezależnie czy zostanie czy odejdzie ze szkoły...
Draco był typem osoby, który jeśli miał własne zdanie na jakiś temat, nie dawał się choć trochę przekonać do cudzego. Nieważne czy chodziłoby o pierwszorzędną sprawę czy o małe, codzienne decyzje. Jeżeli czuł, że ktoś naciska na niego, reagował atakiem jako obroną.
- Nie udawaj takiego bezuczuciowego. Oboje wiemy, że jest wprost przeciwnie- zaczął Zabini i już miał dodać, że dowodem na to jest jego chwilowe zadurzenie w Lovegood, ale stwierdził, że życie mu miłe, dlatego poklepał go tylko po ramieniu, posyłając w jego stronę wymuszony uśmiech.
Kiedy miał już wejść przez główne drzwi do holu zamku na chwilę odwrócił się by spojrzeć na swojego przyjaciela. Wiedział, że będzie mu go brakowało przez pozostałe miesiące nauki, ale to nie o siebie się obawiał. Przymrużył oczy, zdając sobie sprawę, że mimo swoich Ślizgońskich cech nie pierwszy raz martwi się bardziej cudzym losem niż własnym.
*
Jak mogła żałować zerwania kontaktów z Malfoyem? Dobrze znała odpowiedz na to pytanie, ale oszukiwała samą siebie zmuszając się do pamiętania sposobu w jaki zachowywał się przed Bitwą, wszystkich wyzwisk skierowanych w jej stronę i złych rzeczy, które robił. Miała nadzieję, że w ten sposób przestanie żałować, że ich historia skończyła się w ten sposób. Ale to wszystko było na nic, bo ból złamanego serca nie dawał jej spokoju, bo jej mózg wciąż podsuwał jej wspomnienia jego ukradkowego uśmiechu, barwy jego oczu i czułości jego pocałunków. Cieszyła się, że po walentynkach był jeszcze jeden dzień wolnego i że nie była zmuszona siedzieć na lekcjach na skraju wybuchu czy rozpaczy. Cały dzień kręciła się po swoim dormitorium z desperacji składając setki razy ubrania, które i tak były wciąż w takim samym stanie co wtedy kiedy pakowała je podczas przerwy świątecznej. Ginny próbowała za wszelką cenę zorganizować jej jakąś rozrywkę, ale brązowowłosa za każdym razem ją zbywała. Tamta nie chciała ryzykować zobaczenia wściekłej Granger. Chyba rozumiała, że ona miała przy sobie Blaisa mimo że całą czwórką byli wpakowani w sytuację z Pansy, a ją Draco zostawił.
Kompletnie znudzona, nie wiedząc co ze sobą zrobić skierowała się do biblioteki w nadziei, że uda jej się tam skupić na jakiejś ciekawej lekturze i odlecieć myślami od nieprzyjemnego położenia w jakim się znalazła.
Kiedy szła jednym z pobocznych korytarzy, praktycznie ciemnym mimo wczesnej pory,
przez duże gotyckie okna mogła dostrzec grafitowe niebo, smętne i nijakie. Na dworze panowała zawierucha, która niesamowicie trafnie odzwierciedlała stan umysłu Granger.
Zupełnie jakby pogoda dogadała się wraz z jej marnym humorem.
Czyżby wszystko zwracało się przeciwko niej?
Nawet nie była świadoma jak szybko się poruszała, zanim nie usłyszała monotonnie, aczkolwiek często powtarzającego się stukotu jej butów o podłogę.
Zupełnie niespodziewanie poślizgnęła się na mokrej posadzce i omal by nie opadła, ale w ostatniej chwili udało jej się utrzymać na nogach, mimo że zrobiła obrót wokół własnej osi. Kiedy odwróciła głowę w kierunku, w którym zmierzała prawie podskoczyła. Ujrzała przed sobą znajomą bladą twarz.
Nieświadomie utonęła w mroźnym morzu zamkniętym w źrenicach chłopaka.
Radość, smutek i złość, które odczuwała tworzyły dziwne połączenie, widoczne poprzez jej minę. Z odrętwienia wyrwał ją głos, tak bliski, że zapiekły ją oczy i musiała się usilnie powstrzymywać od wylania fontanny łez.
-Granger, jak ktoś ci nie zrobi krzywdy, to przez przypadek zrobisz ją sobie sama. Gdzie ty masz głowę w ogóle?- zganił dziewczynę Malfoy, Przeciągle lustrując ją od góry do dołu.
- Co ty tu robisz?- zareagowała trochę za ostro, ale w porównaniu z tym co działo się z jej uczuciami to było nic- Nie powinieneś być już dawno w swojej posiadłości? Nagle zmieniłeś zdanie? Powiedz, że po prostu ci się znudziłam albo, że jestem tak nieszczęsna, że musiałeś mi wtedy pomóc i...
Wpadła w słowotok- nie ważne, że Draco próbował uciszyć ją skinieniem ręki, ona nawijała swoje, sama gubiąc się w pytaniach, które mu zadawała.
-Ale chciałem cię ostatni raz zobaczyć. I przeprosić, że byłem taki szorstki. Choć może powinienem był zostawić rzeczy, w takim stanie jakim były wczoraj. Wtedy możliwe, że szybciej byś o mnie zapomniała.
Gryfonka pokręciła głową zamaszyście, tak że część włosów opadła jej na twarz.
-Myślisz, że to w ogóle możliwe? Dzięki tobie poczułam, że znowu żyję...
Blondyn obejrzał się za siebie pośpiesznie i złapał ją mocno za ramiona.
-Ludzie będą cię ranić jeszcze wiele razy, Hermiono. I spotkasz jeszcze takich, którzy sprawią, że poczujesz się tak samo jak przy mnie, bo na to zasługujesz. Musisz o tym tylko pamiętać. Dla swojego dobra.
- Ja nie wiem czy potrafię, Draco...
Delikatnie ucałował ją w czoło, a potem w kącik ust.
-Ty potrafisz wszystko. Jesteś Hermioną Granger.
Zamknęła oczy wyobrażając sobie, że to co mówi jest czystą prawdą. Czyż nie jest tak, że jeżeli w coś się wierzy to zaczyna to być prawdziwe?
Kiedy otworzyła oczy nie zauważyła przed sobą jednak blondyna, którego pragnęła zobaczyć, jak nikogo innego na całym świecie. Widziała tylko ścianę znajdującą się parę kroków przed nią i pustkę w miejscu gdzie przed chwilą stał.
Jakby był tylko przywidzeniem, majakiem, złudzeniem.
Może był? Może była tak zrozpaczona, że zaczynała wariować?
Skołowana dotarła do biblioteki. Poczuła typowy zapach, który zawsze panował w tamtym pomieszczeniu i weszła do jednego z działów, sunąc palcami po grzbietach starych książek.
Wzięła jakiś tom, zawierający materiał powtórzeniowy z wszystkich siedmiu klas i skierowała się do stolika by usiąść. Jednak okazało się, że nie tylko ona pragnęła czymś się zająć. Zabini spoglądał na nią znad jakiejś książki trochę smutnym spojrzeniem.
Dosiadła się do niego, kładąc książkę na drewnianym meblu stojącym przed nią z taką siłą, że jakaś dziewczyna szukająca czegoś przy jednym regale odwróciła głowę w ich stronę.
-Nie zamierzałem. Chciałem zapytać się jak się czujesz?
Założyła pukiel swoich brązowych włosów za ucho, jakby myśląc w jaki sposób odpowiedzieć na jego pytanie, by nie żalić się nad sobą i nie wzbudzać litości.
-Nie histeryzuj.
Po tych słowach oboje zajęli się swoimi podręcznikami. Hermiona zastanawiała się gdzie mogła się podziewać Ginny, ale nie chciała przeszkadzać Blaisowi w nauce skoro już się za nią wziął. Po jakimś czasie stwierdziła, że wszystko co znajdowało się w grubej księdze zna na wyrywki i mogłaby to wyrecytować w środku nocy, gdyby ktoś ją poprosił.
Jej kujonowatość zadziwiała ją samą. Kiedy ona zdążyła się tego wszystkiego nauczyć?
Przecież zawsze miała na głowie spiski Voldemorta, a przyjaciół jej nie brakowało.
Wstała z miejsca trochę zrezygnowana i już miała pożegnać się z chłopakiem przyjaciółki, gdy tamten wrócił do tematu blondyna:
-Będę sprawdzał co u niego.
Hermiona wzruszyła ramionami, starając się wierzyć w słowa Malfoya, że to co czuła do niego wkrótce się powtórzy z kimś innym. Chciałaby być na niego tak obojętna.
-Czemu istnieje potrzeba sprawdzania go? Jesteście kumplami nikt wam nie zabrania spotykać się czysto towarzysko.
Zaczęła iść w stronę drzwi prowadzących na korytarz, gdy brunet, przechodząc obok niej szepnął:
-Wiesz czemu. Bo to Malfoy.
Ta odpowiedz wydawała jej się wystarczająco wyczerpująca.

*
Dni lutego były krótkie i wszystkie takie same. Hermiona rzuciła się w wir nauki, a resztę wolnych chwil poświęcała na pomoc Ginny, która radziła sobie gorzej od niej. Nauczyciele zrobili się nagle wyjątkowo surowi i wymagający. Co chwilę sprawdzali przygotowanie uczniów, także ci którym zależało na dobrej, stabilnej przyszłości nie mieli czasu myśleć o niczym innym.
Zapracowanie panny Granger nie dawało jej najmniejszej satysfakcji, gdyż nie wymagało wiele wysiłku ze strony najmądrzejszej czarownicy od czasów Roweny Ravenclaw.
Cóż, przynajmniej skutecznie zajmowało mózg, nie pozwalając wracać pamięcią do ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń z jej życia. Tylko czasami, gdy jej oczom ukazywała się Pansy czy Daphne wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą, sprawiając, że ciężej jej było oddychać. Dziewczyny przestały się czepiać Hermiony, bo dostały to co chciały. Jej rozłąkę z Draconem.
Pansy wciąż nieskrępowanie okazywała swoją niechęć do najmłodszej latorośli Weasleyów, plotkując z koleżankami i rozprzestrzeniając nieprawdziwe plotki po Hogwarcie, jakoby Ginny była z Blaisem jedynie dla majątku i reputacji.
Starsza Gryfonka nie widziała ani trochę wiarygodności w teorii Parkinson, że ruda wykorzystuje Zabiniego, który nie dało się ukryć przyjaźnił się z byłym Śmierciożercom.
To chyba nie była najlepsza droga do zdobycia powszechnego szacunku, chyba, że wśród niektórych arystokratycznych rodzin, których stan i tak stracił na znaczeniu po obraniu przegranej strony w Bitwie.
Wszyscy tak zajęli się sobą, że praktycznie zapomnieli o blondynie, od którego nie mieli żadnych informacji. Kiedy jego najlepszy przyjaciel uświadomił to sobie na Eliksirach omal nie wylał zawartości chochli, którą trzymał w dłoni na swoją dziewczynę.
-Co ty wyrabiasz?- zganiła go Wiewiórka, posyłając mu znużone spojrzenie, a potem przenosząc wzrok na zapracowaną Hermionę w celu zobaczenia reakcji szatynki.
Zabini szybko odłożył przedmiot do kociołka i przybrał poważna minę, w nadziei, że nie będzie musiał ujawniać powodu swojej chwilowej niezdarności.
Wiedział, że nie może powiedzieć, że nie wyszedł mu wywar, bo byłoby to dziwne, zważywszy na to, że otrzymywał z tego przedmiotu same W.
-Przypomniałem sobie, że nie oddałem książki do biblioteki- powiedział i kiedy dotarł do niego sens własnych słów nabrał ochoty by uderzyć się czymś mocno w twarz.
Był przekonany, że było go stać na coś więcej.
-Nie oddałeś książki?- spytała Ginny, unosząc brwi do góry pytająco- I wytłumacz mi czym ty się tak przejmujesz? Wszyscy trzymają je za długo. To Hogwart, a nie publiczna biblioteka mugolska. Zdziwiło mnie Hermiono, że za dzień zwłoki mugole korzystający z nich muszę płacić karę pieniężną.
Eh, nieważne- rzekła po czym dodała- Blaise, robisz się histerykiem od tego nadmiaru obowiązków.
- No widzisz, a ty robisz się od tego niemiła.
Dziewczyna wyszczerzyła się szeroko, a w jej oczach pojawił się dziwny błysk.
Pozmienialiśmy się cechami. Może jak spojrzę w lustro zobaczę twoją twarz zamiast mojej.
- Wtedy moja droga nie powinnaś narzekać, bo jestem zniewalająco przystojny.

Kiedy wybił dzwon zwiastujący koniec zajęć Blaise jak najszybciej odnalazł opiekunkę swojego domu, która w oczach wielu uchodziła za bardzo surową. Miała średniej długości kruczoczarne włosy i prostą grzywkę. Zawsze chodziła prosto jak deska. Wydawało mu się że kobieta nie będzie mogła zabronić mu opuszczać szkoły skoro osiągnął pełnoletność.
Jednak ktoś mógłby się martwić, gdyby nagle zniknął bez poinformowania nikogo na ten temat.
Kobieta z początku zachowywała się z rezerwą, powoli rozważając to co do niej mówił.
Jej czoło przecięła pojedyncza zmarszczka i brunetowi już wydawało się, że odmówi, gdy uśmiechnęła się kącikiem ust i wyraziła swoją zgodę.
Śpiesząc się jakby ktoś mierzył mu czas zbiegł po schodach do holu i skierował się do lochów.
W dormitorium, które ówcześnie dzielił także z Draconem odszukał swoją drogą miotłę i gustowny płaszcz.
Gdy wychodził spojrzał się przeciągle w stronę łóżka, na którym spał Malfoy, uświadamiając sobie, że jego przyjaciel już więcej się na nim nie położy. Nostalgiczne sentymenty wdarły się do jego podświadomości, znikając po zatrzaśnięciu eleganckich drzwi.
Wyszedł z zamku. Zimne powietrze smagnęło jego twarz. Owinął szyję szalikiem aż po brodę.
Wskoczył na miotłę jak doświadczony gracz w Quiditcha (którym był) i wzbił się w powietrze, odpychając się od pokrytego śniegiem podłoża.
Nie przepadał za lataniem w minusowych temperaturach, ale człowiek mógł się do wszystkiego przyzwyczaić.
Zawsze lubił obserwować świat z góry. Wszystko wydawało się takie małe,
Mijał mnóstwo domów po drodze, ale to ogromna posiadłość Malfoyów naprawdę przyciągała wzrok.
Wielką budowle zwaną domem o oknach przywodzących na myśl styl gotycki, otaczał rozmaity ogród z różnymi fontannami.
Nie przejął się wysoką bramą z kutego żelaza i wylądował na dziedzińcu przed wrotami ostentacyjnie zdobionego domu kolegi. Zastukał dwa razy złoconą kołatką o ogromne drzwi. Po dłuższej chwili oczekiwania zniecierpliwiony nastawił ucho, oczekując, że usłyszy jakieś odgłosy szamotaniny blondyna.
Wtedy drzwi gwałtownie się otworzyły, uderzając chłopaka w ramię.
-Co ty robisz w takiej pozycji, Blaise? Doprawdy nie musisz odpędzać złych duchów sprzed mojego domu i tak jest przeklęty- usłyszał znajomy zimny głos, mniej stonowany niż zwykle.
Zabini wyprostował się, prawie zrównując się wzrostem z właścicielem domu.
Przyjrzał mu się uważniej. Jego platynowe włosy znajdowały się w niesamowitym nieładzie. Jasna cera była wyjątkowo blada. Opierał się o framugę drzwi, więc brunet wnioskował, że był bardzo zmęczony lub wypił swoje i miał problemy z chodzeniem.
Bez słowa minął szarookiego i wszedł do środka.
Uderzył go zapach tytoniu i czegoś z lawendą.
Ciekawe czy ten przyjemniejszy zapach był sprawką jego skrzata domowego?
Ciemne kolory ścian i mebli były bardzo przygnębiające.
Pomyślał, że jeśli miałby spędzać tak wiele czasu w tym miejscu chyba by zwariował.
Matka Zabiniego gustowała raczej w jaśniejszych kolorach, uwielbiała używać ich całe gamy.
-Miło, że się tak o mnie troszczysz, jejku. Ale czego ty tam tak szukasz?
-Wyszła gdzieś z twoją, chyba. Patrzysz na największą i najgenialniejsza oznakę tego no...jak ty to ująłeś?- zaczął się gubić w swoich słowach- Ah, szaleństwa! Raczej jestem bardzo smutnym dużym chłopcem, który ma problem ze swoimi uczuciami i wszystko staje na jego ścieżce do spełnienia. Tak bym to ujął, wydaję mi się.
Brunet nie zwrócił dużej uwagi na monolog Dracona i wszedł do wielkiego salonu o fioletowych ścianach. Piękny, niemal zabytkowy żyrandol wisiał na środku sufitu.
Na starannie zdobionym niskim stoliku stały opróżnione butelki Ognistej i prawie wypalone cygaro.
-Już wiem skąd ten zapach. Robisz sobie ostrą imprezę w pojedynkę?
- Tylko wyselekcjo...kurde..wysekcjo...no wiesz o co mi chodzi- odpowiedział mu przyjaciel, opadając na kanapę i łapiąc się za głowę.- Dobre towarzystwo.
Ogień w kominku dawno się wypalił i w pomieszczeniu było niesamowicie chłodno.
-Kiedy ty przystaniesz się zachowywać jak dziecko?- zapytał brunet bardziej siebie niż jego.
-Nigdy! Niech żyją młodzi, głupi, piękni i bogaci!
Ogarniając salon w głowie Blaisa oprócz Malfoya pojawiała się wiele razy postać Hermiony Granger.
Wiedział, że to ona była powodem smutku blondyna i bał się, że przez to, że wcześniej nie znał takich uczuć jak miłość do dziewczyny mógł sobie nie poradzić po tym jak przydarzyło mu się ono dwukrotnie w tak krótkim czasie.
Nie wiedział jak miał mu pomóc. Nie mógł trzymać go na smyczy jak psa czy niańczyć jak dziecko. Draco musiał nauczyć się żyć. Nie ważne jak trudne byłoby to dla niego.
Obawiał się, że będzie musiał w końcu zaaranżować spotkanie Granger i Malfoya i miał pewien pomysł jak to zrobić, by odbyło się to bezpiecznie.
Zdawał sobie sprawę w jakiej oboje byli sytuacji i jak bardzo chcieliby spędzić ze sobą czas.
W ich przypadku rozdzielenie nie działało zbyt pozytywnie.
Może był głupi, że chciał wyświadczyć blondynowi taką przysługę, powinien nauczyć go radzić sobie bez Gryfonki.
Ale co miał zrobić, gdy widział, że chłopak rozpromieniał się i korzystał z życia naprawdę tylko wtedy, kiedy był z nią?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hmm, rozdziały są stopniowo dłuższe z czego jestem zadowolona :). Nie jestem do końca przekonana, że udało mi się przekazać w tym rozdziale wszystko co na początku pragnęłam, ale też nie wiem co poprawić. Mam nadzieję, że podoba wam się tak jak jest i zostawicie po sobie komentarz.
Nie wiem dokładnie kiedy pojawi się następny rozdział, ale ostatnio jakoś skupiłam się na tym ff i nie brakuje mi zapału do pisania go, więc liczę, że jak znajdę czas to coś naskrobię.