piątek, 29 listopada 2013

Rozdział XVI- Święta


Rudowłosa dziewczyna wylegiwała się na starej, wygodnej kanapie, wsłuchując się w odgłosy wypełniające jej rodzinny dom. Z kuchni, dobiegały do jej uszu fragmenty rozmowy Georga z rodzicami. Od czasu do czasu mogła usłyszeć głos Percy'ego, który prawdopodobnie za każdym razem, kiedy usłyszał coś ciekawego, odrywał się od swoich papierzysk ,by wyrazić opinie na omawiany aktualnie temat. Słyszała też śpiew ptaków za oknem. Wyjrzawszy przez nie, zauważyła, że na dworze panuje okropna zawierucha.
Cieszyła się, że znajduje się teraz w przytulnym salonie, a nie na tym mrozie. Po jakimś czasie rozmowy ucichły.
- Ginny, mogłabyś przyjść mi pomóc?- zawołała ją mama.
- Już idę- odpowiedziała i pośpiesznie skierowała się do kuchni.
Molly Weasley trzymała w rękach biały obrus, ten sam, którym nakrywała stół, kiedy Ginny była mała.
Kobieta nie musiała mówić o co chodzi, bo dziewczyna wzięła materiał za dwa rogi i pomogła matce rozłożyć go na meblu.
Do ich grona mieli niedługo dołączyć Harry, Bill i Fleur więc zostawili dla niech nakrycia. Dziewczyna miała nadzieję, że wszystko tego wieczoru ułoży się idealnie. W końcu to święta, czas kiedy ludzie powinni się cieszyć, że mają innych ludzi, którzy kochają i dbają o nich.
Do pełni szczęścia brakowało jej tylko Blaisa...
Nie wiedziała, jednak czy miałaby ochotę spędzać czas z jego matką.
Tym co było dla niej jeszcze bardziej wątpliwe, było to czy ta arystokratka chciałaby dzielić ten czas razem z NIĄ.
Z zamyśleń wyrwał ją głos matki. Stała za nią, wpatrzona w jakiś odległy punkt.Zupełnie jakby mogła zobaczyć przed sobą małą Ginevre bawiącą się jakąś zabawką.
- Czemu dorastacie tak szybko?- spytała, a dziewczyna zdała sobie sprawę jak bardzo melancholijny jest głosu jej rodzicielki.
Oczy rudowłosej zaszkliły się na moment. Oprócz Hogwaru, opuści także to miejsce. Zacznie samodzielne życie, które będzie zależeć tylko od jej samej. I pomyślnego losu.
Złapała matkę za rękę. Od razu przeszło ją przyjemne ciepło i poczuła się bezpieczna. Jakby nic złego nigdy nie miało miejsca.
- Zawsze będę twoją małą córeczką.- odpowiedziała uśmiechając się najszczerzej, jak potrafiła.
                                                                                   *
Malfoy siedział przy długim stole wraz z Narcyzą, spożywając posiłek w milczeniu. Naprawdę pragnął przeprowadzki. Nie chciał opuszczać matki, ale nie znosił spędzać czasu w tym domu. Czy dałaby się przekonać do zmiany miejsca zamieszkania? Nie wiedział, czy by jej tym pomógł. Nie można uciekać od wszystkiego. A ten dom to pozostałość po jego przodkach.
 -Kim była ta dziewczyna? Ta blondynka?- spytała, a jej głos odbił się echem po ogromnej jadalni.
- Mamo, wybacz, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać- odpowiedział, mając nadzieję, że jej nie urazi.
Ufał jej, ale nie chciał od nowa przeżywać tego co czuł przed KingsCross.
-Rozumiem, ale wiedz, że możesz na mnie liczyć.
Draco uśmiechnął się kącikiem ust.
- To dla ciebie- powiedziała, przesuwając po stole maleńką paczuszkę.
Po otworzeniu jej, oczom blondyna okazał się złoty pierścionek z zielonym szmaragdem.
Chłopak pomyślał, że ta błyskotka mimo, że na pewno była droga, to nie przypominała innych ozdób rodziny. Zachwycała swoją prostą, drobną formą. Kamień nie był wielki. Na wewnętrznej stronie pierścionka widniała ładna litera M.
- Należał do twojej prababci. Nim oświadczył mi się twój ojciec.
- Nie mogę tego przyjąć. To twoja pamiątka.
- Draco, należy do ciebie.- zacisnęła jego dłoń na ozdobie, jakby chciała podkreślić, że nie da go sobie oddać.
- Dziękuje- wyszeptał chłopak.
To były rzadko wypowiadane słowa przez Dracona. Naprawdę kochał swoją mamę. Mimo złości na ojca żałował, że ich rodzina nie jest przy tym stole w komplecie. Chciałby zobaczyć jej uśmiech. Nigdy nie słyszał jej śmiechu.
                                                                              *
-Luno! Masz ochotę na herbatkę?- blondwłosa krukonka usłyszała głos ojca, dochodzący z kuchni.
- Z przyjemnością.- odkrzyknęła z salonu.
Siedziała i myślała. Często jej się to zdarzało.
Zdała sobie sprawę, że pierwszy raz dała kosza chłopakowi. Nie mogła go oszukiwać, musiała wyznać Draconowi prawdę. Lubiła go, chciała mu pomóc, ale nie kochała go. Żywiła to uczucie do kogoś diametralnie innego. I z wyglądu i z charakteru. Kiedy patrzyła w stalowe tęczówki Malfoya, nie czuła tego uczucia, które wypełniało ją od środka, gdy widziała oczy Nevilla. Ciepłe, brązowe...
Co mogła poradzić na to, że na widok tego gryfona czuła motylki w brzuchu?
 I chciała zawalczyć o swoje szczęście. Co jeśli on czuje to samo, a nigdy sobie tego nie wyznają? Wszystko zaprzepaszczą. Marzyła tylko o nim. I nie traciła nadziei, że ona może być tą jedyną dla niego.
Po wojnie Luna nauczyła się jednego- trzeba walczyć o swoje, bo można wygrać.
                                                                              *
Przerwa świąteczna od nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie co roku trwała równo tydzień. Po dwóch dniach, Draco znudzony ciągłym przesiadywaniem w rezydencji, postanowił się przewietrzyć. Nie wiedział czemu, po chwili zastanowienia aportował się na Pokątną.
Przechadzał się samotnie, od czasu do czasu wymijając gromadki ludzi. W każdym sklepie wisiały jeszcze dekoracje, przypominające o wesołej porze świąt.
Z dala zauważył sklep Weasleyów i postanowił z ciekawości do niego zajrzeć. Kiedyś unikał go ze względu na poglądy wpajane przez rodzinę, ale teraz, kiedy przyjaźni się z Ginny, czemu miałby to dalej robić?
Otworzył drzwi sklepu, a przed jego oczami ukazało się tętniące życiem, ogromne pomieszczenie, przepełnione ludźmi w różnym wieku.
Przed oczami mignęła mu rudowłosa dziewczyna, za którą natychmiast podążył.
Kiedy w końcu się zatrzymała, zaszedł ją od tyłu i przywitał się.
Dziewczyna podskoczyła przestraszona, ale jak go zobaczyła zaczęła się śmiać.
- Cześć. Co ty tu właściwie robisz?- spytała zdziwiona.
- To już na Pokątną wybrać się nie można?
- Można.- odpowiedziała-Hermiona i Harry też tu są. Chodź, pewnie mnie szukają...
Draco zauważył, że Ginny była trochę roztargniona, więc o nic więcej nie pytał, tylko poszedł za dziewczyną.
Przedarli się przez tłum i po chwili znaleźli się twarzą w twarz z dwójką znajomych.
-Hej.- odezwała się Hermiona, przełamując niezręczną ciszę.
- Co ty tu robisz, Malfoy?- spytał Potter, widocznie zszokowany jego obecnością w takim miejscu.
Draconowi przypomniał się przyjazd chłopaka do szkoły, po tym jak dowiedział się, że Ginny chodzi z Blaisem.
I w jego głowie zrodził się chytry plan.
- Przyszedłem do swojej dziewczyny.
- Nic z tego, Malfoy. Hermiona wszystko nam wytłumaczyła.- Wybraniec ledwo powstrzymywał się od przybrania pokpiwającego uśmieszku.
 Blondyn czuł się trochę zawiedziony. Stracił okazję do wspaniałej zabawy!
- Nawet Wieprzlejowi? Doprawdy Granger, myślałem, że jesteś mądrzejsza...- zaczął się przekomarzać.
Dziewczyna zaczerwieniła się co sprawiło, że chłopak lekko się uśmiechnął.
- Malfoy, postaraj się nie psuć tego pięknego dnia.- przerwała im Ginny, zanim jej przyjaciółka zdążyła coś odpowiedzieć.
-George mówił mi, że Ron czeka na nas w kawiarni. Musimy iść.- przypomniał im Harry.- Może, jeśli obiecasz, że się zachowasz, pozwolimy ci iść razem z nami, Draco.
Blondyn szybko zapewnił, że będzie grzeczny. Był znudzony. Wiedział, że jeżeli okaże się, że Złota Trójca i Wiewióra są mało ciekawym towarzystwem na zimowe południe, to przynajmniej będzie miał ubaw z Wieprzleja.
Wychodząc ze sklepu, usłyszał, jak z ust Hermiony wylewa się potok obraźliwych słów skierowanych w stronę Rona.
-Może ten dzień nie zapowiada się, jednak tak źle?- pomyślał rozbawiony.
Niedługo byli już pod drzwiami pewnej kawiarenki, a przez duże okno ujrzeli tak dobrze znaną im rudą czuprynę...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
To już rozdział 16. Staram się, żeby notki były coraz dłuższe. Przepraszam, że póki co tak mało Dramione w tym opowiadaniu, ale na pewno pojawi się taki wątek w następnym rozdziale.
Komentarze, jak zwykle miło widziane :)).

                    


czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział XV- Kolejne niespełnione marzenie



Z nieba prószył nieskazitelnie biały śnieg, pokrywając ziemię puchem. Hermiona musiała bardzo uważać, by nie przemokły jej buty, kiedy wraz ze swoją rudą przyjaciółką, zmierzała ku stacji w Hogsmeade. Pod Hogwartem podstawili dla nich bryczki, ale kawałek drogi musiały przejść pieszo. Szatynka trzęsła się z zimna, choć była ubrana w gruby sweter i kurtkę. Dziękowała Merlinowi, kiedy wreszcie dotarły do pociągu i weszły do ciepłego wagonu. Nie zdawały sobie sprawy, jak późno było. Pociąg miał za chwilę odjechać.
Ginny zobaczyła, że jej chłopak siedzi w przedziale z paroma ślizgonami, których nie znała i toczy z nimi zażartą dyskusję ( wydedukowała to po błysku w jego brązowych oczach i gestykulowaniu). Mijały mnóstwo przedziałów, ale w części nikogo nie znały, w innych siedziały same dzieci, a stanowcza większość była całkiem przepełniona. Nagle przez przeźroczyste drzwi zauważyły Malfoya, któremu towarzyszyła tylko jedna osoba.
Weasley wyminęła Hermionę i nie wiele się zastanawiając położyła swoje bagaże przy kufrach chłopców i dołączyła do nich.
- Ech, jaki mi wybór pozostał?- pomyślała Granger.
-Hej. Widzę, że wy też wracacie na święta.- zagadnęła Ginny, uśmiechając się serdecznie.
- Cześć- odpowiedzieli jej chórem, po czym chłopak o najczarniejszych oczach jakie kiedykolwiek widziała i włosach tego samego koloru wlepił w nią wzrok . Mimo tego wyglądał dość przyjaźnie. I był przystojny. Ginny nie pamiętała, żeby kiedyś go poznała.
- My chyba się nie znamy?- zwrócił się do niej brunet, unosząc brew do góry.
-Nott, to Weasley. Nie masz na co liczyć. To dziewczyna Zabiniego.- wtrącił się Malfoy, rzucając mu pokpiwające spojrzenie.
-Weasley, a imię?- brnął dalej brunet, na co blondyn trzepnął go po głowie.
- Ała. Za co to? Ja tylko staram się być miły!
Kącik ust Ginevry uniósł się lekko do góry.
- Ginny. A ty?
-Theodore.
Wtedy drzwi przedziału otworzyły się ponownie i stanęła w nich Hermiona, która nie mogła wcześniej uporać się ze swoim ciężkim kufrem. Oczywiście nikt nie mógł jej pomóc, no bo przecież wszyscy mają lepsze zajęcia! Po co się przejmować głupią Granger?!
Nott przeniósł spojrzenie na starszą gryfonkę i uśmiechnął się lekko.
-Pamięta, że ze mną tańczył- szatynka nie wiedziała czemu, ale spotkanie ślizgona poprawiło jej humor.
- Cześć- przywitała się, przyciągając spojrzenia Ginny i Dracona.
- Skąd wy się znacie?- spytał blondyn, unosząc brew. Hermiona zaczynała się zastanawiać czy to nie był typowy tik dla ślizgonów. Coś co zdradzało ich podstępne, szukające wszędzie intrygi usposobienie.W końcu widziała ten wyraz twarzy nie raz u Malfoya i Zabiniego.
Na jej przemarznięte policzki wypłynął szkarłatny rumieniec.
- Tańczyliśmy razem na imprezie u gryfonów- wytłumaczył za nią Nott.
Arystokrata o platynowych włosach nie miał już nic więcej do powiedzenia. Ulokował się w kącie pomieszczenia, oparł głowę o szybę i zamknął oczy. Trwał w takiej pozycji przez większość podróży, podczas, gdy reszta śmiała się, rozmawiała...
Myślał o domu. Jeżeli mógł go tak nazwać.Niemal drgnął;, kiedy usłyszał, że drzwi przedziału się otwierają. W wejściu ujrzał Lunę.
- Hermiono, Ginny, chciałam wam życzyć wesołych świąt!- powiedziała. Promieniała, jej twarz wyglądała nierealnie w oczach Dracona. Tak jakby ktoś ożywił jakąś piękną postać z barwnego obrazu.- No i wam też, chłopcy.
Ostatnie zdanie dodała nieśmiało, jakby unikając ich wzroku. Urocze.
Malfoy zamyślił się. Kiedy ostatnio ktoś życzył mu wesołych świąt? On i Blaise nie mieli tego w zwyczaju. Może wiedzieli, że wcale takie nie będą? Draco sam nie potrafił znaleść przyczyny. Coś nie pozwalało im wypowiedzieć tych dwóch, pozornie łatwych słów. W domu wymagano od nich jeszcze więcej niż wymagali uczniowie Slytherinu. Klasy, elegancji, zimnego opanowania, pomiatania skrzatami...
Takie miejsce nazywali DOMEM. Przepełnione złością i goryczą.
Wolał być samotnym w Hogwarcie. Jednak jego ojciec siedział w Azkabanie, a o matkę musiał i chciał się zatroszczyć. Ona go kochała. Nie była, jak Lucjusz. Chroniła go, a nie narażała.
Jego ojciec po upadku Voldemorta cały czas spiskował. W końcu go zamknęli, choć początkowo miał się od tego wymigać. Draco cieszył się, że nie został ukarany wraz z rodzicem. Jednak poczucie winy mówiło mu, że też na nią zasługuje...
W końcu też był śmierciożercą! A jest wolny!
Tylko, że Lucjusz nie znał umiaru.
A on z tym skończył od razu po stoczonej bitwie. Był po przegranej stronie.
Poza tym nikt nigdy nie dał mu wyboru?
Prawda?
PRAWDA?
Blondyn toczył walkę ze samym sobą i nie wiedział co się wokół niego dzieje.
Myśli i wspomnienia znów do niego wracały.
Malfoy Manor, miejce wktórym Voldermort więził, torturował ludzi.
Salon, gdzie Bellatriks znęcała się nad Hermioną.
Ciemny loch,w którym siedziała zmęczona i głodna Luna.
-Ej, Malfoy! Wysiadamy!- Ginny machnęła mu ręką przed twarzą.
-Ach, tak. Wiewiórko, nie musisz tak machać tą łapą! Przecież widzę, że wysiadamy. Chciałem tylko zostać dłużej w pociągu- skłamał ślizgon.
-Ta jasne.- odpowiedziała, wychodząc z przedziału.
-Draco, idziesz?- odezwała się Luna, która stała już ze swoim kufrem i spoglądała na niego pytająco.
- Idę, idę.
                                                                                  *
-Mówisz, że spędzasz te święta tylko z matką?
Stali na stacji KingsCross, która z każdą minutą robiła się coraz bardziej pusta.
- Ja spędzam święta tylko z tatą co roku.
Malfoy spojrzał się na blondynkę zaskoczony tym co usłyszał.
- Dlaczego?- spytał.
- Mama nie żyje. Była niesamowita. Byłam mała, wtedy kiedy to się wydarzyło. Już się po tym otrząsnęłam.- wyznała patrząc w jego stalowe tęczówki- Wierzę, że lepiej jej po tamtej stronie.
Malfoy chciał powiedzieć jej o Crabbie. Co czuł, gdy go stracił. Nie doceniał wcześniej jego obecności.
Pragnął podzielić się z kimś wspomnieniem z Pokoju Życzeń. Nie potrafił, jednak wydobyć z siebie głosu.
- Może wyjdziemy na dwór?- zaproponowała- Pewnie tata tam na mnie czeka a ja tu jak głupia stoję.
Po chwili byli już na zewnątrz. Płatki śniegu sypały się powoli z nieba. Zimny, porywisty wiatr muskał ich blade twarze.
- Widzę mojego tatę. Będę lecieć. Możesz poczekać sam?- spytała Dracona, a on tylko skinął głową w odpowiedzi.
Nagle poczuł, że nie może się w ten sposób z nią pożegnać. Kiedy widział, jak płatki śniegu spadają na jej jasne włosy, jak jej oczy przybierają odcień puchu, który pokrywał ziemię, jak patrzy się na niegu z troską i wyrozumiałością...
Nie mógł jej tak puścić.
Złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę. Jej twarz znajdowała się milimetry od jego. Luna zdziwiona, ani drgnęła.
Potem ich usta dotknęły się.
Draco czuł się, jakby wiatr ucichł, a tłum wokół nich zniknął z niewiadomych przyczyn. Była tylko ona.
Trwało to tylko moment...Sekundę...
Dziewczyna odepchnęła go delikatnie, a Malfoy zauważył łzy gromadzące się w jej jasnych oczach.
- Draco, naprawdę jest mi bardzo przykro. Kocham kogoś innego. Wybacz.
Pobiegła do ojca, który czekał na nią przy dziwnie wyglądającym samochodzie.
I został sam.
Spojrzał się ostatni raz w stronę Lovegoodów.
Nie pasował do ich świata.
Czuł bolesne kłucie w okolicach serca.
To czego pragnął, było niemożliwe.
Kiedy zjawiła się jego matka przywitał ją i już nie spoglądając w tył, odszedł z kolejnego miejsca przepełnionego niespełnionymi marzeniami.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z kolejnym rozdziałem. Teraz do wszystkich anty-fanów Draluny- to już koniec, cieszcie się xD
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle, proszę o to by jeśli ktoś to czyta zostawił choć krótki komentarz. Chciałabym po prostu wiedzieć ile z tych wyświetleń nabijają ludzie, którzy wchodzą na bloga i nie czytając wychodzą, a ile z nich poświęca czas na to opowiadanie.
Zapraszam też na mojego drugiego bloga, o nowym pokoleniu, a dokładniej o Scorpiusie i Rose.
http://scorose-our-senior-year.blogspot.com/




środa, 13 listopada 2013

Rozdział XIV- Piętno przeszłości


Dni mijały w zawrotnym tempie. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować nadszedł grudzień. Na dworze robiło się coraz zimniej, a z drzew już dawno spadły wszystkie liście. Surowe oblicze zimy zastąpiło złoty krajobraz typowy dla jesieni. Razem z pogarszającą się z każdym dniem pogodą, uczniowie Hogwartu tracili zapał do nauki i z niecierpliwością oczekiwali zbliżających się świąt. Najbardziej tej przerwy potrzebowali uczniowie ostatnich klas, zasypywani przez nauczycieli mnóstwem testów i prac domowych. Hermiona jako wzorowa uczennica oczywiście rozumiała cały przerabiany materiał, ale ilekroć myślała o zbliżających się owutemach zbierało jej się na mdłości. Była przerażona. Tak, Hermiona Granger, dziewczyna, która pomagała Wybrańcowi ocalić świat czarodziei przed Voldemortem bała się głupiego sprawdzianu umiejętności. Od którego zależała jej przyszłość...
-Och, Hermiono. Dobrze wiesz, że ministerstwo chciało cię zatrudnić bez ukończonej szkoły. - skarciła sama siebie w myślach.
Szatynka analizowała swoje obawy już chyba ze sto razy. Czasami, jednak zdarzało jej się pomyśleć o czym innym.
Była sama. Od pamiętnej zemsty na Parkinson, nie zdarzyło się nic wyjątkowego. Dziewczyna za każdym razem, gdy mijali ją na korytarzu mierzyła ich spojrzeniem pełnym wrogości, jakby bez słów grożąc, że jeszcze się na nich odegra. Coraz mniej czasu spędzała z Ginny. Rudowłosa miała zaległości, które nadszedł czas nadrobić. Po skończonej nauce, spędzała upragnione chwile odpoczynku wraz z Blaisem. Hermiona lubiła bruneta, ale nie miała najmniejszej ochoty patrzeć, jak ślinią się do siebie podczas, gdy ona nie dostaje żadnych listów od Rona. Właśnie Weasley...Dziewczyna cierpiała przez jego ignorancje...Czy naprawdę tak go uraziła? Jak mógł uwierzyć, że łączy ją coś z Malfoyem? Powinna była mu napisać list z przeprosinami. Gryfońska duma...Nie zrobiłaby tego, bo sam był sobie winny. Nie widzieli się tyle czasu, a kiedy nareszcie przyszła okazja, on śmiał ją oskarżać o z zdradę! To wspomnienie cały czas nawiedzało dziewczynę, przez nie spędzała bezsenne noce wypłakując oczy nad ich starymi fotografiami...
Żałowała, że nie sprzeciwiła się Malfoyowi, kiedy pociągnął ją za sobą. Dlaczego nie powiedziała, że to blef?
Ron zawsze był wybuchowy. Nie chciała chodzić z kimś takim. Co mogła, jednak poradzić na to, że go kochała? A on najwidoczniej nie czuł do niej tego samego. Zachowywał się, jakby nic dla niego nie znaczyła.
Poczuła, jak  przechodzą ją dreszcze . Kurtka, którą usilnie próbowała się otulić, nic nie dawała. Jej drobne ciało trzęsło się wystawione na zimno. Musiała, jednak pójść na krótki spacer. Tak zawsze lepiej jej się myślało. Z nieba poczęły spadać płatki śniegu. Wyciągnęła dłoń, by schwytać jeden w swoich dłoniach. Poczuła przyjemny chłód w miejscu, w którym śnieg powoli zamieniał się w wodę.
Przed sobą ujrzała parę, trzymającą się za ręce, śmiejącą się, szczęśliwą.
Czy ona kiedykolwiek czuła się tak przy Ronie? Nie pamiętała. Wydawało jej się to odległym wspomnieniem. Zdziwiła się, jak szybko ktoś dla nas ważny może stać się przeszłością.
Chłopak zbliżył usta do ust swojej dziewczyny i złożył na nich namiętny pocałunek.
Hermiona uroniła jedną łzę, w której zawarte było jej całe cierpienie: strach przed tym co będzie, przemęczenie, samotność, złamane serce i dręczące ją najgorsze wspomnienia. To te najlepsze, jednak były dla niej największą udręką. Obawiała się, że już nigdy nie poczuje się tak samo. Zdała sobie sprawę, jak wiele miała przed bitwą.    
                                                                                *
Ginny siedziała w bibliotece, tępo wpatrując się w stronice starego podręcznika. Była zmęczona. Właśnie mijała trzecia godzina jej nauki. Do tego wcześniej miała lekcje. Jej myśli powędrowały do tematu, którego przez cały dzień usilnie starała się unikać. Święta. Na pewno, jak co roku Harry postanowi przyjechać do Nory . W końcu cały czas przyjaźni się z Ronem. No chyba, że o czymś nie wiedziała... Czy spotkanie z byłym chłopakiem nie będzie trochę...niezręczne? Nie chciała stracić jego przyjaźni, ale obawiała się, że nic z tego nie wyjdzie. Co jeśli Potter żywił do niej urazę? Albo nie potrafi się pogodzić z tym, że się rozstali?
-Może powinnam zostać na święta w Hogwarcie? Nie, rodzina na mnie czeka. - zastanawiała się Ginny. Coraz bardziej zaczynała ją boleć głowa.
- O czym ty tak myślisz, co?- do jej uszu dobiegł głos Blaise'a, który usiadł obok niej na krześle i zaczął studiować podręcznik do eliksirów.
- O tym, że jak wrócę do Nory, zobaczę się z Harrym.
-Ale ty już nic do niego nie czujesz, prawda?- spytał podejrzliwie.
- Dobrze wiesz, że nie.- odpowiedziała, mierząc go wzrokiem.
Dlaczego ją o to pyta? Dobrze wie, że związek z Wybrańcem ma za sobą.
-Nadal jest dobrym przyjacielem, nie chcę kończyć tej znajomości.
Zabini przybrał zamyśloną minę, jego oczy stały się przez chwilę nieobecne, aż w końcu powiedział:
- Jeżeli on nie będzie chciał twojej przyjaźni, to będzie jego strata, Gin. Nie twoja.

                                                                                *
Draco Malfoy siedział na parapecie w opustoszałym korytarzu i patrzył przez okno, jak z szarawego nieba powoli sypie się śnieg. Zastanawiał się, dlaczego zawsze doszukuje się w swoim życiu negatywnych aspektów. Blaise się od niego nie odwrócił, choć poświęca mu o wiele mniej czasu niż kiedyś. Ginny i Hermiona wybaczyły mu 6 lat wrogości z jego strony. Nie powinien być szczęśliwy?
Święta zbliżały się wielkimi krokami co znaczyło, że niedługo spotka matkę i razem spędzą ten czas. Ojciec odsiadywał swoją karę w Azkabanie. Dom Dracona nigdy nie był ciepłym miejscem, pełnym miłości i tolerancji. Jego wychowanie... Metody wpajane przez ojca, okazały się zbiorem rasistowskich bzdur. Bzdur, w których prawdziwość wierzył, aż przekonał się na własnej skórze o zaślepieniu Lucjusza. Przypomniały mu się rzeczy, które robił dla Czarnego Pana... Podwinął rękaw nieskazitelnie białej koszuli i na swoim ramieniu ujrzał zarys Mrocznego Znaku. Po śmierci Voldemorta znacznie zbladł, lecz ciągle można było zauważyć wyblakłą czaszkę, z ust której wychodził wąż...
To znamię miało zostać z nim do końca życia. Nie mógł nic z nim zrobić. Kiedykolwiek odsłoni lewą rękę zostanie rozpoznany jako były sługa Czarnego Pana. To jak przekleństwo, kara za nieprzemyślane wybory...
Nagle usłyszał czyjeś kroki i szybko opuścił rękaw koszuli. Postać, która pojawiła się przed blondynem zdążyła, jednak zauważyć to co usilnie próbował ukryć.
-Co tak chowasz? To JEGO Znak, prawda? Voldemorta?-spytała się Luna, stając centralnie przed chłopakiem i patrząc głęboko w jego jasne tęczówki.
Na jej twarzy pojawiło się współczucie. Litość-czy to było jedyne co do niego w tym momencie czuła?
Dziewczyna zaczęła się powoli do niego zbliżać, jak do zranionego zwierzęcia.
Przysiadła obok niego na parapecie. Przesunął się trochę, robiąc jej więcej miejsca, ale przy okazji oddalając się od niej. Pragnął jej bliskości, ale odsuwał się, uciekał od tej jasnowłosej istoty.
- Pokaż- poprosiła spokojnym tonem. Uśmiechała się tak jak tylko ona potrafiła...
Odwinął powoli rękaw, pokazując jej kawałek swojej przeszłości, swój największy błąd...
Wzięła jego chłodne dłonie i zacisnęła na nich swoje. Czuł, jak przez jego ciało przechodzi ciepło.
Potem usłyszał jej delikatny głos.
- Wszyscy popełniamy błędy, jesteśmy tylko ludźmi. Każdy z nas ma jakieś blizny. Nie pozwól, żeby pamięć o przeszłości przyćmiła to co masz teraz . To co zbudowałeś sercem.
Spojrzał się na nią niepewnie i podłamanym głosem odpowiedział:
- Ja odnoszę za dużo porażek. Wszystko za co się biorę kończy się niepowodzeniem. Staram się być dobrym człowiekiem. Nadal nim nie jestem, prawda?
Luna uśmiechnęła się słabo, nawet nie był to uśmiech, przypominał raczej jego cień. Coś ją martwiło.
- To jaki jesteś zależy tylko od ciebie. To ty masz największy wpływ na swoją osobowość, Draco.- to powiedziawszy, wstała i zniknęła za rogiem korytarza. Słowa dziewczyny jeszcze długo odbijały się echem w głowie ślizgona. Chciał jej wierzyć. To co mówiła wydawało mu się takie absurdalne i piękne. Zupełnie jak ona.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Napisałam kolejny rozdział. Jest dłuższy, co mam nadzieję docenicie :) Staram się poprawić. Mogą się zdarzyć błędy interpunkcyjne, bo ciężko mi je wyłapać. Proszę o komentarze.
                                                                                           










niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział XIII cz. 2- Plan Ginevry


Ciemnoskóry młodzieniec pośpiesznie udał się do lochów. Zagłębiając się w podziemne korytarze, poczuł jak momentalnie robi mu się chłodno. Był do tego przyzwyczajony. W końcu mieszkał w tej części zamku już siódmy rok. Stanął przed kamienną ścianą i podał hasło. Przed jego oczami pojawił się ciemny, elegancki pokój wspólny. Był praktycznie opustoszały, gdyż wszyscy wybrali się na posiłek. Na fotelu siedziała dwójka uczniów, którzy mogli mieć na oko około dwanaście lat. Zabini starał się przemknąć niezauważalnie do dormitorium dziewcząt, ale ślizgoni byli raczej spostrzegawczymi ludźmi. Chłopak o jasnych włosach i dziewczyna o azjatyckich rysach wlepili podejrzliwy wzrok w siedemnastolatka.
- I na co się tak gapicie? Zajmijcie się lepiej sobą- zmierzył ich wzrokiem i pociągnął za klamkę.
Poczuł, że ktoś go szarpię za rękaw koszuli.
To była ta dziewczyna.
- O wszystkim powiem opiekunce, jeśli nie dowiem się co masz zamiar zrobić.- powiedziała tonem, nie znoszącym sprzeciwu. Blaise popatrzył się na nią i zachciało mu się śmiać z tej sytuacji.
Nakryty przez jakiegoś dzieciaka.
- Moim kumplem jest prefekt naczelny.- zagroził jej.
- I tak powiem. A słyszałam, że Profesor Jones nie przepada za twoim przyjacielem...
Chłopak zaczynał być pod wrażeniem tej młodej osóbki. Ona miała śmiałość go szantażować!
Była zdeterminowana i stanowcza. Przypomniał sobie o swoich marzeniach o młodszej siostrzyczce.
Chciał, żeby była dokładnie taka sama.
- Chcę podrzucić bąblówki krwawe jednej nieprzyjemnej dziewczynie, co ci do tego?
- Komu? - spytała teatralnie, unosząc jedną brew.
- Po co...
- Mów.- przerwała brunetowi.
- Pansy Parkinson.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i powiedziała:
- Włóż je do szuflady. Ma tam trochę cukierków, może się nie zorientuję.
Odwróciła się i Zabini już miał zamiar podrzucić,, prezencik', gdy uświadomił sobie, że chcę się jeszcze czegoś dowiedzieć.
- Skąd o tym wiesz?- spytał zaciekawiony.
Ślizgonka odwróciła się w jego stronę, a na jej twarz wypłynął chytry uśmieszek.
- Nie tylko ty jej nie lubisz. Ja i moi przyjaciele podrzucamy jej od czasu do czasu jakieś liściki...
                                                                                   *
- Zabini!- zawołała Hermiona, za znikającą sylwetką ślizgona.
Idąca z nią Ginny rozpromieniła się na jego widok. Chłopak odwrócił się w stronę dziewczyn i od razu porwał je w ramiona.  Granger cichutko pisnęła z zaskoczenia.  Rudowłosa chyba już się do tego przyzwyczaiła. Szatynka szturchnęła go delikatnie i uśmiechnęła się szczerze..
- I jak? Misja wykonana? - spytała podekscytowana Hermiona. Weasley wszystko jej opowiedziała i przeprosiła ją, że zemścili się na Pansy za jej plecami.
- A czy mi się coś kiedyś nie udało, kochane?
Nagle usłyszeli czyjś przerażony pisk. Wszyscy zgodnie odwrócili się w stronę hałasu i ujrzeli osobę, która była tematem ich rozmowy. Jej oczy ciskały błyskawice, włosy były potargane, a z nosa leciała krew. Tłum momentalnie otoczył ich ze wszystkich stron. Hermiona poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się i znalazła się parę milimetrów od twarzy Dracona. Automatycznie się odsunęła, ale potknęła się o stopę jakiegoś ucznia i blondyn w ostatniej chwili ją podtrzymał. W szoku złapała się jego koszuli. Trwali w bezruchu jeszcze przez chwilę, a potem zakłopotana dziewczyna odsunęła się od niego na ,,bezpieczną odległość''.
- KTO TO ZROBIŁ?!!- do ich uszu dobiegł skrzekliwy wrzask ślizgonki.
Wzrok brunetki bardzo przypominającej mopsa, powędrował w stronę Ginny. Z prędkością światła doskoczyła do niej i pociągnęła ją za włosy.
- TO TY TO ZROBIŁAŚ?! TO ZE SKLEPU TWOJEGO BRATA! ZAWSZE MI ZAZDROŚCIŁAŚ, PRAWDA?!
W oczach dziewczyny można było dostrzec obłęd. Hermiona nie mogła pozbyć się myśli, że wyglądała jak jakaś psychopatka.
-TO TY WYSYŁASZ MI TE POGRÓŻKI?!
Ruda starała się nie okazywać strachu, ale Granger widziała w jej oczach panikę.
Musiała coś zrobić...
Czemu nikt jeszcze nie zareagował?
Może byli zdziwieni słowami Parkinson, tak samo jak ona?
-DOŚĆ!-krzyknęła Profesor Sprout, rozdzielając uczennice.- Co tu się dzieję?
Ku zdziwieniu wszystkim na to pytanie odpowiedziała ostatnia osoba, po której można było się tego spodziewać.
- Parkinson zaatakowała Weasley. Podejrzewam, że chodzi o jej nos.- odpowiedział Draco pewnym siebie tonem.- Ktoś zrobił jej głupi żart i podrzucił, któryś z produktów ze sklepu jej brata. Wyciągnęła po prostu pochopne wnioski..
Kobieta zdawała się wierzyć w wersję wydarzeń chłopaka. Kiwnęła twierdząco głową i spojrzała się na wściekłą ślizgonkę.
-Panno Parkinson, może mieć pani pewność, że jeśli znajdzie się winowajca to zostanie ukarany. Nie mam żadnych powodów by sądzić, że zrobiła to panna Weasley. Za tak gwałtowną reakcję i brak kultury jestem zmuszona odjąć pani piętnaście punktów...
Twarz Pansy wykrzywił gniewny grymas. Miała już odejść obrażona, gdy nagle z jej ust wypłynął potok niemiłych słów, skierowanych w stronę nauczycielki.
Profesor Sprout zmierzyła ją zdziwionym wzrokiem, ale dziewczyna nie zamierzała przestać bluzgać i wyrażać się nie przyzwoicie o kobiecie.
-Szlaban, Parkinson!
Opiekunka puchnów nigdy nie zwróciła się do nikogo, tak gniewnym tonem jak wtedy do Pansy.
- Masz się stawić jutro o 20 w cieplarni nr.2 . Spróbuj się tylko spóźnić...
Hermiona obserwowała, jak była puchonka oddala się z ich punktu widzenia.
Była zniesmaczona tą sytuacją. Ślizgonka chyba nie miała żadnego szacunku do innych ludzi.
Spojrzała się na Ginny, wtuloną w tors Blaise'a. Jej twarz przybrała kolor włosów, jej oddech był przyśpieszony, ale było widać, że całą siłą woli próbuje się uspokoić.
- Już dobrze- powiedziała po chwili Weasley, odsuwając się od chłopaka i poprawiając pogniecione ubrania- Wyszło na to, że zarobiła sobie szlaban.
- Kocham karmę- wyznał Zabini, obejmując ramieniem swoją dziewczynę.- Chodźmy na błonia.  I tak już jesteśmy spóźnieni na lekcje.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z drugą częścią rozdziału 13. Mam nadzieję, że podobał wam się obrót wydarzeń.
Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję wszystkim, którzy poświęcają czas na zostawienie chociaż krótkiej opinii o mojej twórczości :)).


sobota, 9 listopada 2013

Rozdział XIII cz. 1- Plan Ginevry


Hermiona jeszcze smacznie spała, gdy Ginny szykowała się na lekcję. Przygotowując ubrania, myślała nad planem zemsty na Pansy Parkinson. Nie mogła tak zostawić tej sprawy. Ta dziewczyna od zawsze grała jej na nerwach. Obrażała ją, rozsiewała nieprawdziwe plotki i nie wyglądała na to by po Bitwie zaszła w niej jakaś wewnętrzna zmiana. Przynajmniej nie na lepsze. Odkąd pamiętała, Pansy płaszczyła się przed Malfoyem.
Teraz, kiedy przekonała się, że jest on, jednak wartościowym człowiekiem, współczuła mu, że uczepiła się go taka pusta panienka. Był jej przyjacielem, a ona zawsze wstawiała się za osobami, na których jej zależało.
Zaraz zależało?
Kiedy w ogóle zaczęła się przejmować losem Malfoya?
Może to zasługa jej bliższej znajomości z Blaisem? W końcu chłopcy byli przyjaciółmi i czasami przebywała także w towarzystwie Dracona. 
Nie była tego pewna.
Szybko wytłumaczyła sobie, że chęć pomocy blondynowi jest czysto osobista. Nie lubiła Pansy i nie chciała żeby jej chłopak próbował się z nią samodzielnie rozprawić.
Był za bardzo wybuchowy i poruszany wydarzeniem na imprezie On to wszystko widział...
Swojego kumpla schlanego do granic wszelkiego rozsądku, Parkinson powoli zdejmującą z siebie części garderoby...
Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. 
Sięgnęła na dno kufra i wyjęła garstkę cukierków zawiniętą w papierki z dużą złotą, literką W i szkarłatną kopertę. Zastanawiała się tylko czy uda jej się zmusić ślizgonkę, by zjadła słodycze. Nie była pewna czy może nie jest na jakiejś diecie... Choć może jeśli ją upokorzy publicznie to skusi się na choć jedną?
Weasley uśmiechnęła się do samej siebie. Spojrzała się na wyjca, którego przed chwilą położyła na łóżku.
Poprzedniego wieczoru zmodyfikowała swój głos za pomocą czarów, żeby brzmiał poważniej i słuchając rad Zabiniego sprawiła, że był on trochę skrzekliwy, jak matki Pansy. Czemu miałaby nie uwierzyć, że to rzeczywiście głos jej rodzicielki?
Spakowała rzeczy do torby i udała się do sowiarni. Odczekała chwile, zanim zacznie się śniadanie. Wtedy wzięła sowę, która wyglądała na najbardziej zadbaną i przyczepiła do jej nóżki wyjca. Powiedziała sowie, komu ma dostarczyć przesyłkę i idealnie wyćwiczone zwierzę odleciało. Mijało strzeliste dachy wieży Hogwartu, kierując się do Wielkiej Sali. Zadowolona z siebie poczęła szukać Blaise'a lub Malfoya.
którzy mieli podrzucić cukierki do pokoju ślizgonki. Przemierzała korytarze i nigdzie nie mogła ich znaleść. A umawiała się z nimi, żeby któryś z nich nie szedł na posiłek i czekał na nią! Czy te żarłoki nie mogły sobie chociaż raz darować? 
Nagle poczuła, jak czyjeś duże dłonie zasłaniają jej oczy. Po plecach przeszedł ją delikatny dreszczyk.
- Blaise.- wymruczała. Do jej nozdrzy dopłynął kojący zapach męskich perfum. 
Zabrał z jej oczu ręce i odwróciła się ku niemu. Na jego twarzy wymalowany był szczery uśmiech.
Jak ona go kochała...
Potrząsnęła głową, by odgonić nie pożądane myśli. Teraz miała ważniejszą sprawę na głowie niż urok bruneta.
- Tu masz te cukierki. To bąblówki krwawe.- wyjęła garstkę słodyczy i podała je chłopakowi.
Przypatrzył się jej dokładnie. W jego ciemnych, brązowych oczach pojawiła się iskierka podziwu, a na jego twarz wypłynął dumny uśmiech. 
- Nie wiedziałem, że nie tylko ja z naszej dwójki mam ślizgoński charakterek.Już wiem, dlaczego nam ze sobą tak dobrze.
Przybliżył się do niej i pocałował ją w czubek głowy. Zamknęła oczy, próbując nacieszyć się tą chwilą bliskości. Po chwili Blaise oddalił się i szybkim krokiem, skierował się do lochów.
                                                                              *
Hermiona jadła śniadanie przy stole gryfonów. Nie mogła, jednak przestać myśleć o tym, że Ginny i Blaise nie pojawili się jeszcze na posiłku. Poza tym, gdy się obudziła, rudowłosej nie było już w dormitorium.
Dwójka jej przyjaciół często gdzieś razem znikali, ale nigdy nie opuszczali śniadań. To był najważniejszy posiłek, a oni mieli przed sobą tyle lekcji... A oni pewnie znowu się gdzieś włóczą!
Spojrzała się na stół ślizgonów, przy którym siedział Draco. Z jego lewej strony siedziała Pansy prowadząca jakiś monolog i usilnie próbująca zwrócić na siebie uwagę blondyna.
Nagle przez wielkie okna, zaczęły wlatywać sowy z przesyłkami od rodziny, nowymi egzemplarzami Proroka Codziennego. Przed Parkinson upadła czerwona koperta. Dziewczyna nie otworzyła jej. Zachowywała się, jakby jej nie widziała. Może tak było?
Po chwili Hermiona już wiedziała, że to był wyjec.
Wybuchła i wzniosła się w powietrze, a przerażonej Parkinson prawie wylazły oczy z orbit. 
- Pansy Parkinson!!!- wrzasnęła koperta, używając swoich ,, papierowych ust''.- Bardzo zawiodłam się na tobie! Moja jedyna dziedziczka nie powinna się tak zachowywać! Żeby tak bezwstydnie uwodzić pijanego mężczyznę! Nie tak cię wychowałam! Spróbuj mi się w ferie pokazać w domu! JUŻ JA CI DOPIERO DAM POPALIĆ! Taka hańba! Wstydzę się za ciebie! Twoja matka.
W głowie gryfonki, natychmiast pojawiło się mnóstwo pytań. Skąd rodzina Pansy dowiedziała się o incydencie na imprezie? Musiał to być ktoś kto był tego świadkiem lub ktoś komu Zabini opowiedział tą historię.
Zaraz!
Ginny i Blaise'a nie było przez cały posiłek. Mogli wysłać wyjca, a głos....Od czego jest magia!
I zrobili to wszystko za jej plecami! Nie zatrzymywałaby ich, więc czemu nie mogli jej powiedzieć. Czy Draco wiedział? Od tego natłoku myśli zaczęła boleć ją głowa.
Pansy zerwała się szybko z miejsca i zaczęła biec w stronę wyjścia jakby coś ją goniło.
Obcas jednej z jej szpilek utknął między kafelkami i musiała zdjąć buty, by móc biec dalej.
Wzrok gryfonki skierował się ponownie ku stołowi ślizgonów. 
Ujrzała, że Draco nie może przestać się śmiać- nigdy nie widziała go takiego.
Miał raczej ponure usposobienie. To był miły wyjątek. Sama też ciszyła się, że Parkinson dostała za swoje.
Teraz pozostało jej tylko odnaleźć Ginny i Blaise'a i pogratulować im tego geniuszu. Hermiona nie wiedziała, jednak, że to nie było wszystko co planowali...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z kolejnym rozdziałem. Nie wiem co o nim sądzić, sami ocenicie. Zapraszam też na mój drugi blog: