-Co się tak gapicie?!- warknął
Malfoy do tłumu, który zebrał się wokół niego i Hermiony.- Ktoś z was może ma ochotę stracić
parę punktów?
Zdziwieni, a także bardzo zszokowani
obserwatorzy, dopiero po dłuższej chwili zrozumieli o czym mówi
blondyn i zaczęli się powoli rozchodzić, wytykając ich palcami
lub rzucając jakieś nieprzyzwoite uwagi.
Szatynka, która wciąż znajdowała
się w silnych ramionach Dracona, poczuła, jak waga tego co zrobiła
spada na nią nieoczekiwanie.
Czemu robi takie rzeczy? Dlaczego
całuję się ze swoim byłym wrogiem na środku korytarza?
Właściwie to nie powinna się na to zgadzać gdziekolwiek się
znajdowali, prawda?
Odepchnęła się rękoma od torsu
ślizgona, a tamten lekko poluzował uścisk.
Chciała stamtąd uciec, zamknąć się
w swoim dormitorium, zakopać pod grubą pierzyną i rozmyślać nad
tym co ona wyrabia ze swoim życiem. Niestety to było niemożliwe,
bo ani Ginny ani Blaise nie poszli na lekcję tylko tarasowali jej
przejście. Od razu porwali pod rękę dwójkę prefektów i
zasypali ich tysiącem pytań, na które żadne z nich nie miało
ochoty odpowiadać. Jakby chociaż, któreś z nich znało na nie
chociaż jedną sensowną odpowiedz!
Chociaż ani Draco ani Hermiona z całą
pewnością do tego by się nie przyznali, to od jakiegoś czasu,
kiedy znajdowali się niedaleko siebie czuli się, jakby oddziaływał
na nich jakiś niewidzialny magnes. W końcu byli w podobnych
sytuacjach, oboje samotni, nieradzący sobie do końca z tym co było
kiedyś i co jest teraz. Ale przecież zamek był pełen uczniów,z
którymi mogliby się spotykać lub chociażby zaprzyjaźnić.
O co, więc właściwie chodziło?
Może o to, że znali się tyle lat i trochę nieświadomie
wiedzieli o swoich sytuacjach życiowych trochę więcej niż by
tego pragnęli?
-Nie no, kochani. Narobiliście
większy hałas niż ja z tym rudym osobnikiem.- powiedział Blaise,
zerkając ciepło na swoją dziewczynę.
Starsza gryfonka spojrzała się na
swoją przyjaciółkę. Wyglądała inaczej niż reszta gapiów. Zdawało się, że to co ujrzała ją
usatysfakcjonowało.Może, jednak gdzieś głęboko w jej podśmiadomości czaił się, jednak znak zapytania?
-Wykluczone- pomyślała Hermiona.- Teraz będą nas traktować, jak parę.
Granger zaczęła po raz pierwszy bardzo się
cieszyć, że ani Potter, ani brat Ginevry nie wrócili do szkoły.
Jakby oni to zobaczyli...
- Merlinie, nie!- wymknęło się
szatynce.
Cała trójka spojrzała się na nią pytająco, a ona
tylko machnęła ręką.
-Muszę iść na lekcję. Z drogi!-
zakomunikowała, przepychając się między znajomymi.Wtedy między dwójką ślizgonów i
Ginny zaszła jakaś telepatyczna rozmowa i zgodnie rzucili się w
stronę uciekającej kujonki. Zanim zdążyła choćby odskoczyć,
Blaise podniósł ją, łapiąc pod pachami. Draco złapał nogi,
którymi wierzgała tak, że prawie kopnęła go w twarz, a Ginny
zaczęła ją łaskotać, co było chyba największa torturą.
-Już dobra, dobra! O co wam
chodzi!?- krzyknęła tak, że nie zdziwiłaby się, gdyby z jednej
z sal wyszedł jakiś nauczyciel.
-Nigdzie nie pójdziesz! Jak się
wytłumaczymy z tego spóźnienia? Wszyscy nakablują, że to przez
was się spóźnili!- zaprotestował Zabini, kiedy Hermiona już
stała obiema nogami na podłodze.
-To co niby proponujesz? Będziemy
mieć kolejną nieobecność, nieee...- tłumaczyła mu gorączkowo
Hermiona, ale nikt jej nie słuchał. Zresztą, jak zawsze.
-Myślałam, że ci
przeszło.-podsumowała młodsza latorośl Weasleyów, mierząc ją
wzrokiem.
Zakochana para chyba wreszcie
zrozumiała, że od Pani Prefekt nic nie wyciągnie, bo całą uwagę
skupiła na arystokracie. Kiedy nie patrzyli szatynka rzuciła się
biegiem w stronę drzwi, za którymi znajdowała się sala zaklęć
i prędko je otworzyła.
Niech oni opuszczają kolejną lekcję,
ale ona NIE MOŻE. Zatrzasnęła je, zamknęła oczy, by
pozbierać myśli i po głębokim wdechu odwróciła się w stronę
klasy. Spojrzenia każdego ucznia, natychmiast przeniosły się z
Profesora Flitcwicka na nią. Usłyszała ciche śmiechy. Wlepiła
wzrok w ziemię i przemaszerowała na swoje miejsce.
-Mogę wiedzieć, Panno Granger, co
jest pani powodem spóźnienia? Doprawdy nie rozumiem czemu, aż
tyle osób nie potrafiło trafić tu na czas...- zwrócił się do
niej nauczyciel, zapalczywie kręcąc głową.
Szatynka delikatnie się zarumieniła.
Odkąd pamiętała była przykładną uczennicą, a teraz?
Nie to, że sama sprawiła, że huczy o
niej cały Hogwart, to jeszcze nie ma logicznego wytłumaczenia,
dlaczego nie stawiła się na zaklęciach punktualnie.
-Przynajmniej przyszłam-pomyślała,
ale wtedy zupełnie nieoczekiwanie drzwi znowu się otworzyły,
wpuszczając do pomieszczenia odrobinę światła. Do środka
dostojnym krokiem weszli po kolei Zabini, Ginny i Draco. Hermiona
coraz bardziej miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Załamany
profesor głośno jęknął i opadł na stare, drewniane krzesło
postawione za jego biurkiem.
-Proszę,
może macie ochotę poprowadzić lekcję?- zapytał, a jego twarz
przybrała kolor dorodnego pomidora.
Nagle
ze swojego miejsca wstała niezawodna panna Parkinson i zaoferowała,
że pomoże nauczycielowi. Mężczyzna obdarzył ją uśmiechem i
pokazał, które zadanie ma rozpisać na tablicy.
Trójka
znajomych Hermiony, usiadła po cichu, zajmując wolne miejsca obok.
Cieszyła się, że chociaż się nie odzywają.
Do
uszu szatynki dobiegł okropny dźwięk, wywołany przez zetknięcie
się kredy z tablicą i szybko zapragnęła, żeby jednak panował
wokół niej nieznośny gwar. Od razu skierowała swój wzrok w
stronę ślizgonki, która jakby wyczuwając na sobie jej wzrok,
odwróciła się i obdarzyła ją wrednym uśmieszkiem.
Po
plecach gryfonki przeszedł lekki dreszcz. W co ona się wpakowała?
Nigdy
wcześniej nie spodziewała się, że będzie się bała tej
dziewczyny, ale po tych pogróżkach, które do niej dotarły...Nie
czuła się bezpieczna. Ani trochę. Nawet siedząc w tak dużej
sali, czuła obawę co ona może jej zrobić. Ta była śmieszna w
porównaniu z tą, która towarzyszyła jej podczas Bitwy...
Tylko,
że to miał być koniec. Koniec życia w strachu i niepewności.
Pamiętała te wszystkie slogany, tytuły w gazetach, kiedy Voldemort
został pokonany.
,,Nadchodzą
czasy pokoju i nadziei''
,, To
my sami pokonaliśmy strach''
Ale
okazało się, że to uczucie wciąż jej towarzyszyło. Strach.
Nie
wiedziała co ma zrobić. Nie miała żadnych dowodów, że to
właśnie Pansy ją zastrasza.
Hermiona
była, jednak najmądrzejsza czarownicą od czasów samej Ravenclaw,
mało prawdopodobne by się myliła.
Poza
tym Parkinson, wcale nie była taka głupia i wiedziała, że
bąblówki krwawe należały do Ginny...Domyślała się także, że
raczej nie podobało się jej to, że obie zadawały się ze
ślizgonami.
Może
starczyłoby się od nich odczepić?Tylko, że wtedy zostałaby sama
jak palec...A tego chyba nikt nie pragnął.
Może
przynajmniej nikogo by nie narażała...
Zdała
sobie sprawę, że właściwie nie zapytała się swojej przyjaciółki
co jej zrobiła ta wariatka...
Może
powinna była to zrobić? Po co, czy gdyby się tego dowiedziała
coś by się zmieniło?
Nie
wiedziała co było dla niej ważniejsze.
Bezpieczeństwo
czy przyjaźń?
Bała
się po raz kolejny podejmować taki wybór.
Dlaczego cały czas była
do tego zmuszana?
*
Hermiona
jakoś dotrwała do końca lekcji, mimo rozpowiadanej o niej plotki,
która niestety była po części prawdom. Podczas zaledwie paru
godzin ludzie zdołali utworzyć tyle wersji tej historii, że już
sama nie wiedziała, która z nich była tą prawdziwą. Kiedy
zmierzała do swojego dormitorium w wieży gryfonów, niespodziewanie
usłyszała, że woła ją damski głos. Odwróciła się, a jej
oczom ukazała się blondynka w szatach z domieszką szmaragdu,
takich jakie nosili uczniowie Domu Węża. Od razu ją rozpoznała.
-Cześć,
Daphne.-przywitała się brązowowłosa.
Ślizgonka
podeszła do niej bliżej i położyła jej dłoń na ramieniu.
-Niezłe
przedstawienie. To z Draconem.- powiedziała, cicho chichocząc.
Hermionie
od razu przyszło do głowy, że to dziwne by tak miła osoba miała
tak mało przyjaciół, czuła się samotna. Nieśiwadomie polubiła
tą dziewczynę i mimo że tylko przypomniała jej o czymś o czym
pragnęła zapomnieć, odpowiedziała jej spokojnie:
-Założę
się, że znasz tą historię lepiej ode mnie. Cała szkoła papla
głupoty.
Dziewczyna
machnęła ręką lekceważąco i odrzekła:
-Pogadają
i przestaną. Tylko Pansy chodzi taka wkurzona. Uważaj na nią,
serio.
Zanim
Hermiona zdążyła się o coś więcej zapytać dziewczyna zaczęła
się powoli oddalać, pozostawiając za sobą cichy stukot swoich
butów o podłogę.
Kiedy
prawie doszła do rogu korytarza, niespodziewanie się odwróciła:
-Bym
zapomniała- powiedziała pośpiesznie.- Jutro idziesz z nami do
Hogsmeade. Ty i Malfoy, może opowiecie nam coś ciekawego.
Puściła
oczko gryfonce i zniknęła z jej punktu widzenia.
*
Ciemnoskóry
chłopak trzymał za rękę, zgrabną rudowłosą dziewczynę i
prowadził ją przez błonia, w tylko sobie znanym kierunku. Dawno
się ściemniło i niedługo zaczynała się cisza nocna.
Gdyby
przez przypadek trochę dłużej się zagadali i któryś z
profesorów przyłapałby ich poza zamkiem o takiej porze, z
pewnością nie zastanawiałby się nawet, tylko dał im szlaban.
Kiedy
Ginny zaczynała powoli czuć ból w ręce spytała:
-Gdzie
ty mnie ciągniesz, baranie?
-Zobaczysz-
odpowiedział krótko, zasapany brunet.
W
końcu zatrzymali się. Dziewczyna spojrzała się zdziwiona,
patrząc na krajobraz przed nią. Nie było w nim nic specjalnego.
Nie rozumiała zupełnie o co chodzi chłopakowi. Takie same
bezlistne drzewa, jak bliżej zamku, śniegu tyle co kot napłakał...Kiedy
Blaise zauważył jej nierozumiejące spojrzenie, uśmiechnął się
chytrze i delikatnie obrócił ją w kierunku zamku. Z tego miejsca
idealnie było widać cały Hogwart, w którym jasno oświetlone
korytarze kontrastowały z ciemnościami za resztą okien. Czubki
wież były tak wysoko, że nawet z tej odległości trzeba było
bardzo wytężyć wzrok, by je dostrzec.
Krajobraz,
jak z bajki. Z historii, którą żyli na co dzień. Piękno, które
otaczało ich przez cały czas. A oni go nie zauważali.
-Szkoda
będzie stąd wyjeżdżać- powiedział brunet, niesamowicie blisko
jej ucha.
Zachwycona
dziewczyna pokiwała stanowczo głową.
Poczuła,
że robi jej się chłodno. Wtuliła się w chłopaka, szukając
przy nim ciepła, schronienia. W jej głowie znów rozegrało się
zdarzenie sprzed sylwestra. Mogła udawać tą twardą, odważną,
ale ona też bała się, że może wszystko stracić.
Nie
potrafiła sobie wyobrazić, że chłopak miałby ją opuścić, ale
z drugiej strony wolałaby dać mu odejść niż wplątywać go w
swoje kłopoty. Kiedyś dziwiła się czemu Harry nie chciał dać
sobie pomóc w szukaniu horkruksów. Teraz rozumiała. Właśnie
dlatego, że bardziej dbał o nią niż o siebie. Zapiekły
ją oczy. Zamknęła je, starając się powstrzymać łzy, które
napłynęły do nich zupełnie nieproszone.
-Dlaczego
tak późno zaczęliśmy rozmawiać?- spytała powoli, a ślizgon
objął ją jeszcze mocniej.
-Nie
wiem. Wyobraziłabyś sobie wtedy siostrę Rona Weasleya,
przyjaciółkę Pottera, jako dziewczynę, któregoś z
arystokratycznych ślizgonów? Czas nas zmienił. Sytuacja jest
inna.- zaczął wyliczać, a na twarz rudowłosej wypłynął uśmiech.-
Mamy więcej wolności. I co najważniejsze...mniej Pottera.
Dziewczyna
lekko wyswobodziła się z objęć Blaisa i delikatnie uderzyła go
w pierś. Tamten obdarzył ją śmiechem, za który z pewnością
wiele dziewczyn oddałoby wszystko co miało. Z
pewnością sprzedałyby swoją przyjaciółkę. A ona miała go
przy sobie, mimo że nic nie zrobiła...Nie
zważając, że powinni iść do zamku jednocześnie podnieśli
głowy i zbliżyli swoje usta do siebie. Oboje zatracali się w
uczuciu, które towarzyszyło temu pocałunkowi, jakby miało zaraz
zniknąć, ale nie przyjmując też, że kiedyś mogłoby przestać
istnieć...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szczerze, nie wiem co myślę o tym rozdziale. Sami ocenicie, jak mi wyszedł. Pisząc go przyszedł mi pewien pomysł do głowy, więc chyba jednak mogę uznać, że myśl aby ślęczeć nad tym dzisiaj była sensowna.
Każdy komentarz bardzo się dla mnie liczy, więc jeśli tylko możecie, zostawcie krótką ocenę.
podoba mi się :) jak zawsze z resztą :)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :)
Ach, tak długo mnie nie było i tyle się pozmieniało... na lepsze!
OdpowiedzUsuńAż nie mogę się nadziwić, jak mało tu jest błędów! Szczere gratulacje :D i nie mówię tego ze złośliwością. Jejku, dramione *-* kocham cię za nie. Takie.. słodziutkie ;)
Rozwiń wątek Luna+Neville <3
Namieszaj coś w Hogsmeade!
I przyjmij ode mnie szczere przeprosiny za moją długą nieobecność ;( od teraz się poprawię ;o
Życzę dużo weny!
Pozdrawiam!
Nie wiem czemu, ale ten rozdział czytało mi się naprawdę ciężko... nie wiem czy jest to kwestia tego, że jestem chora, ale bardzo możliwe.
OdpowiedzUsuńCóż, z pewnością jest dłuższy niż zwykle, i akcja jest coraz bardziej zwarta i sensowna :)
Oby tak dalej.
Pozdrawiam,
DiaMent.
PS Mogłabyś trochę powiększyć czcionkę ?:)
Mi się ten rozdział bardzo podoba :) Czekam na następny!
OdpowiedzUsuń