Cassandra
Clare, Dary Anioła
,,Nie
możesz zawsze uważać cudzego życia za ważniejsze od swojego i
sądzić, że na tym polega miłość. ''
Stephen
Chbosky, The Perks of Being a Wallflower
Echo, które nie dawało myśleć o niczym innym, robić nic innego niż zastanawiać się czemu stało się tak, a nie inaczej. Czemu z nią zerwał, wyrzucił, jak znoszoną rękawiczkę.
Przez parę pozostałych godzin lekcyjnych wstrzymywała się od płaczu zranionej nastolatki. Mimo, że tyle przeżyła, dokonała, wciąż przecież nią była.
Nie czuła się psychicznie dorosła.
Nie chciała być.
Pragnęła wylać fontannę łez, zjeść kilogram czekolady, zużyć parę paczek chusteczek i otrzymać pocieszenie ze strony zatroskanej przyjaciółki, która tak się przejmie jej stanem, że sama poczuje się, jakby ktoś ją zranił.
Pragnęła wylać fontannę łez, zjeść kilogram czekolady, zużyć parę paczek chusteczek i otrzymać pocieszenie ze strony zatroskanej przyjaciółki, która tak się przejmie jej stanem, że sama poczuje się, jakby ktoś ją zranił.
Może była egoistką, ale
czy nie każdy tak się czasem zachowuje?
Należy pamiętać, że
ludzie to tylko ludzie- mają wady, popełniają błędy..
Może Zabini właśnie się
pomylił?
Może do niej wróci?
Tysiące pytań, na które
nie mogła znaleźć odpowiedzi zawracało jej głowę przez calutki
dzień.
W końcu na skraju rozpaczy,
a także niepohamowanego gniewu skierowanego w stronę bruneta,
dotarła do swojego dormitorium w Wieży Gryfonów. Rzuciła się na
łóżko, chowając twarz w jedną z poduszek.
Niestety czuła się tak
pusto, że nie potrafiła łkać.
Nie posiadała nic z
czekoladą.
I przede wszystkim- nie było
przy niej Hermiony.
Wtedy przyszła jej do głowy
myśl, która spowodowała okropne wyrzuty sumienia.
Czy ona sama, Ginny Weasley,
zawsze była przy starszej gryfonce, gdy tamta tego potrzebowała?
*
Dzień Hermiony mijał
bardzo spokojnie, ale dłużył się niemiłosiernie. Odczuwała, że
z Ginny jest coś nie tak. Była małomówna i chyba nie miała
humoru. Kiedy spytała się jej co się wydarzyło, ona powiedziała,
że nie ma pojęcia co brązowowłosa ma na myśli i powróciła do
robienia zadania, od którego została oderwana.
Dlatego zaprzestała
dalszych prób wyciągnięcia od niej jakichkolwiek informacji.
Niestety harmonie i
monotonność, które odczuwała panna Granger, zostały bezpowrotnie
zakłócone przez pewnego arystokratycznego blondyna. Szatynka szła
korytarzem, zmierzając do biblioteki, gdzie z dala od hałasu i
zamętu mogłaby odrobić zadaną pracę domową i powtórzyć trochę
materiału do egzaminów. Nagle zza rogu wyszedł Malfoy, który nie
zdążył zatrzymać się lub jej po prostu wyminąć i wpadł prosto
na dziewczynę, przewracając ją na zimną podłogę i
przygważdżając swoim ciałem.. Poczuła ból spowodowany
uderzeniem oraz ciężar Dracona.
Nie mogła oddychać przez
tego pacana! Niestety zaraz potem do jej nozdrzy dopłynął zapach
typowo męskich perfum (z pewnością nietanich) i zdała sobie
sprawę, że właściwie to nieprawda.
-Mogłabyś patrzeć,
jak łazisz...- zaczął podnosząc się z ziemi i otrzepując swoją
szatę.
- Ach, tak?- powiedziała
trochę zbyt impulsywnie.-To ty nie potrafisz się rozejrzeć wokół
siebie.
- Panna Wiem-to- Wszystko
oczywiście zawsze ma rację, więc co ma do gadania taki biedny
człowiek, jak ja?
Podniosła się do pozycji
stojącej i znalazła się stanowczo za blisko blondyna. Zauważyła
jego pokpiwający uśmieszek i walnęła go w pierś.
-Nic, Malfoy. Tym razem
to ja wyznaczam reguły. Ty miałeś swój czas przez 6 lat, kiedy
to mi dokuczałeś.- odpowiedziała mu i miała już zamiar odejść,
ale usłyszała:
- Już cię za to
przepraszałem. Wy kobiety, jesteście pamiętliwe.
-Wreszcie się czegoś
nauczyłeś.- rzekła, kręcąc głową i śmiejąc się, ale wtedy
do jej głowy wdarło się wspomnienie z poprzedniego dnia. Chichot
ucichł,a atmosfera stała się bardziej napięta. Powiedział, jej
że nie mogą okazywać sobie uczuć po tym co wydarzyło się w
Hogsmeade. Nie mogą rozmawiać. A co właśnie robili?
Gdzie jego postanowienia i
słowa, które mimo wszystko sprawiły jej ból?
To wszystko pójdzie w nie
pamięć, a jak jej się coś stanie to nagle sobie przypomni, że
miał trzymać się od niej z daleka?
Oczywiście wolałaby, by
ich kontakty nie zostały zerwane, ale czy czegoś nie ustalili?
Chciał, żeby stało się
coś złego?
Nawet jeśli nikt ich nie
obserwował, Draco z każdą sekundą sprawiał, że się bardziej
do niego przywiązywała, a wiedział, że żaden happy end na nich
nie czeka, W ogóle czemu taką wagę przywiązywała do jego
obecności?
Ten chłopak dokuczał jej,
wyzywał ją, parę razy się pocałowali...I co z tego?
Co takiego było w nim
wyjątkowego?
- Myślałam, że od tej
pory będziemy się unikać. Nie mów mi, że tak cię pociąga moje
towarzystwo.- powiedziała, jak najmniej emocjonalnie, obracając
niezręczną sytuacje w żart.- Żegnam.
Opuściła go i szybkim
krokiem zaczęła iść w stronę, w którą zmierzała zanim się z
nim zderzyła.
-To trudne.- usłyszała
głos blondyna.
Nie wiedziała czy chciał
by dotarło do niej to co mówił, ale tak się stało.
Odwróciła się, biorąc
głęboki wdech i chowając wszystkie emocje za maską opanowania.
-Nie bądź dziecinny,
Draco.
*
Malfoy wrócił do swojego
dormitorium lekko zasmucony obrotem rozmowy z Hermioną.
Ale to było to czego
chciał.
Tak było lepiej, prawda?
A może...
Może po prostu tak było
prościej? Bez ryzyka narażenia się Pansy i Daphne, przywiązania
i złamanego serca.
Zaplątany w swoje myśli
nie zauważył obecności swojego przyjaciela w pomieszczeniu.
- Minął jeden dzień i
już mam tego dość. Stary, to jest chore.- powiedział Zabini
swoim donośnym głosem.- Może ja nie chcę być odpowiedzialny?
Zawsze starałem się taki być, teraz nie chcę...
-A co ja mogę ci na to
poradzić? Chodzi o ich bezpieczeństwo, do cholery Blaise!-
krzyknął, próbując bardziej przekonać siebie niż jego.
Ciemnoskóry chłopak wstał
z łóżka i podszedł w stronę blondyna.
-Nie uważasz, że może
one nie chcą tej naszej troski tylko stare kontakty?
Draco zamknął na chwile
oczy, starając się zebrać myśli w jakiś względny porządek.
-Nie obchodzi mnie czego
one pragną, słyszysz? Ważne jest to co jest właściwe.-
powiedział powoli i spokojnie, ale wcale nie czuł się pewny
siebie.
Słowa bruneta sprawiły,
że gniew zapanował nad opanowaniem:
-Za właściwe niedawno
uważałeś też tępienie szlam...
W jednej sekundzie Blaise
stał przed Draconem, a w drugiej znalazł się pod ścianą. Malfoy
przytknął go do niej, trzymając za koszulę. Brunet zdziwiony nie
zareagował. Wpatrywał się w chłopaka sowimi ciemnymi oczami i
zastanawiał się jak te parę słów mogło go aż tak zranić. Na
jego twarzy widocznie była wypisana agresja.
-Rób sobie co chcesz,
ale potem nie szukaj u mnie rady czy pocieszenia, gdy wasze życie
nie będzie już takie bajeczne przez te wredne suki.- wysyczał i
puścił przyjaciela.
Blondyn odwrócił się, by
nie musieć widzieć tego co za chwilę nastąpi.
Ale usłyszał głośny
trzask drzwi.
I wciąż zadawał sobie
pytanie, jak mógł tak zachowywać się w stosunku do niego skoro
sam miał te same wątpliwości. I sam rozmawiał z Granger. Mimo, że
wpadli na siebie przez przypadek. Może chodziło o to, że został
odrzucony i nie chciał być w tym uczuciu sam?
Czuł się parszywie.
Oficjalnie mógł siebie
nazwać hipokrytą.
*
Ginny po całym popołudniu
spędzonym na użalaniu się nad swoim tragicznym losem zrobiła się
niesamowicie głodna, dlatego po doprowadzeniu się do dobrego stanu
zaczęła kierować się ku Wielkiej Sali. Mijały ją grupki
uczniów, śpieszących na kolacje.
Ona szła sama.
Hermiona przez cały dzień
nie pokazała się w dormitorium. Wsiąkła, a ona była pozostawiona
sama sobie. Zastanawiało ją, jednak co mogło być powodem
zniknięcia na tak długo jej przyjaciółki?
Nagle poczuła, jak czyjeś
silne ręce oplatają się wokół jej talii. Odwróciła głowę i
ujrzała Blaisa.
Co powinna była zrobić?
Wtulić się w niego czy raczej dać mu w twarz za to, że ją
zranił, a teraz jak gdyby nigdy nic obejmuje ją na środku
korytarza.
-Nie zapomniałeś, że
już ze sobą nie chodzimy, Blaise?- spytała, zanim poczuła, że
jest do tego nie zdolna w jego obecności.
-Przepraszam byłem tak
głupi.- wyszeptał do jej ucha, a ją przeszedł przyjemny dreszcz.- Wiem o pogróżkach.
Ginny na początku nie
zrozumiała o czym mówi, ale gdy wszystko poskładało się w jedną
perfekcyjną całość odetchnęła. Z jej oczu popłynęła
pojedyncza łza, która powstała ze strachu i ulgi równocześnie i
szybko otarła policzek. Niemal wskoczyła w jego ramiona.
On przytulił ją, jak
najmocniej tylko potrafił.
Jak mógł uważać, że
robi jej przysługę, oddalając się od niej.
Dobrze, że tak prędko się
opamiętał.
Niestety doskonale wiedział
co na ten temat powie Draco...
*
Brązowowłosa dziewczyna
siedziała na eleganckim fotelu i sączyła bursztynowy płyn ze
szklanki.
Wpatrywała się w widok za
oknem.
Kiedy ona i Ron zaczęli się
spotykać złożyli się na mieszkanie w centrum Londynu. Wcale nie
musieli, bo Weasley po wojnie, kiedy stał się aurorem zyskał
bardzo dużo pieniędzy. Nie chciała, jednak wyjść na lecącą na
jego forsę idiotkę. Naprawdę jej na nim zależało.
Nie wiedziała kiedy zaczęła
czuć do niego coś więcej.
Vanessa codziennie
przychodziła do pracy, patrzyła jak Ronald męczy się nad jakimiś
papierzyskami, jak wychodzi i wraca z różnych tajnych wypraw...
Był zabawny, rozśmieszał
ją, ale też często irytował. Był dość prostym człowiekiem,
ale ona sama była dość skomplikowana co stanowczo jej wystarczało.
Pewnego razu mężczyzna miał świetny humor. Zostawiła na jego
biurku papiery, a on sięgnął po nie spotykając jej rękę. Uroczo
się zaczerwienił. Jak na takiego dużego mężczyznę było to
trochę nieporadne i śmieszne, ale też w jakiś sposób słodkie.
Przez chwilę wyglądał na małego, zawstydzonego dzieciaka, a nie
na sławnego, bogatego człowieka. Nigdy nie przypuszczała, że
spodoba jej się ktoś taki. Nie spodziewała się, że jej serce
skradnie rudzielec z licznym rodzeństwem.
Ale tak właśnie się
stało.
Zaczęli się całować,
nawet nie pamiętała, które z nich zaczęło.
Myślała, że po tym
Weasley ją oleje i nigdy nie wróci do tematu.
On, jednak wiele razy
zabierał ją na randki.
Aż w końcu się
oświadczył.
Obiło jej się o uszy, że
wcześniej chodził z tą Hermioną Granger.
Miała nadzieję, że zerwał
z nią i jej nie oszukuje.
Wiedziała, że dziewczyna
ma się pojawić na zbliżającym się powoli ślubie.
Bała się, że jej obecność
może wiele namieszać i zepsuć.
Przejechała ustami po
brzegu szklanki, intensywnie myśląc. Wtedy do mieszkania wszedł
Ron i zaczął pośpiesznie zdejmować płaszcz i zaśnieżone buty.
Wiedziała, że to on, ale
nie odwróciła się. Jej wzrok wciąż utkwiony był w jakimś
punkcie za oknem.
Ron zaszedł ją od tyłu,
obejmując ramionami i składając na jej policzku delikatny
pocałunek.
Niesamowite, że potrafił
być takim romantykiem. Wcześniej z pewnością by go o to nie
podejrzewała, a i tak ją ciągnęło do tego chłopaka.
-Znów się czymś
przejmujesz?- zapytał, odwracając jej twarz ku swojej.
Jego błękitne tęczówki
spotkały się z ciemnymi oczami dziewczyny i jakby czytając sobie
w myślach doskoczyli do siebie i już mieli zacząć się całować,
gdy zderzyli się nosami. Oboje zachichotali. Już miała wstać i
zrobić coś do jedzenia, gdy tamten ujął jej podbródek i wpił
się w jej usta.
Słońce powoli zachodziło
za oknem, rzucając na nich bajeczną poświatę, kryjąc ich pod
swoją pomarańczową kołdrą i przygotowując na noc chociaż
ciemną dla nich świetlistą, pełną szczęścia i nadziei, że
kolejny dzień będzie równie wspaniały.
Tylko dlatego, że mieli siebie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z kolejnym
rozdziałem tym razem trochę wcześniej :) Mam nadzieję, że nie
przesłodziłam, chociaż wydaję mi się przez to co dzieje się
aktualnie z Hermioną i Draco nie jest tak różowo.
Baaardzo dziękuję za
komentarze wszystkim, którzy je zostawiają na tym blogu :))
Jesteście wspaniali i dzięki wam na mojej twarzy gości uśmiech.
Cieszę się, jak komuś podoba się moja twórczość.
Mam nadzieję, że
rozdział nie wyszedł źle. Czujcie się wolni do wyrażania
swojej opinii w postaci komentarzy.