,,Living
beyond your years
Acting
out all their fears
You
feel it in your chest
Your
hands protect the flames from the wild winds around you''
Bastille
,,Icarus''
Wiosenny
wiatr w nocy wciąż był chłodny i mroził skórę Dracona Malfoya,
stojącego na małym balkonie, otoczonym żelazną, starannie
zdobioną balustradą. W dłoni trzymał szklankę z bursztynowym
płynem, na który rzucał blask jarzący się bielą księżyc. Jego
jasne włosy były w nieładzie, koloru tak uniwersalnego jak barwa
gwiazd.
Opierał
się o barierkę wyczerpany własnymi myślami krążącymi wokół
wszystkiego na czym mu tak bardzo zależało. Dobrze zdawał sobie
sprawę jaki żałosny był. Wojna wyniszczyła jego zdolność do
walki, stał się tak wrażliwy jakby narodził się po raz drugi.
Był inną osobą. I nie wiedział czy gorszą czy lepszą.
Strach
jednak nigdy go nie opuścił.
Mimo
tego ile swojej własnej trucizny wlał w siebie, alkoholu, wciąż
pamiętał twarz dziewczyny, którą tak chciał uchronić przed
kolejnymi rozczarowaniami i niekończącym się bólem, a tylko jej
tego wszystkiego przysporzył.
W
jego myślach nie była szczęśliwa, taka jaką pragnął ją
zapamiętać, ale zalana łzami, które były dla niego jak
obmywające powoli jego wycieńczone ciało wzburzone fale. Długo
myślał jak mogłyby inaczej potoczyć się ich losy. Wcześniej był
pewny jakby chciał żeby to wszystko wyglądało. Ale teraz jego
wyobrażenia były mętne, oddalone, jakby patrzył na dno basenu z
wysokości.
Co
on mógł zrobić, by było tak jak tego pragnął? Pójść się
naskarżyć na Pansy? Kto by mu wierzył? Bez żadnych dowodów, jego
słowu? Słowu byłego Śmierciożercy? Nieszczęśnika jakim był?
Nie
mógł zmusić Hermiony do zrobienia tego, ponieważ to mogłoby
skończyć się dla niej niezbyt dobrze, a troszczył się o nią jak
o nikogo innego.
Coraz
to kolejne łyki paliły jego wnętrzności niczym żywy ogień. Może
był masochistą? Przyprawiał sobie więcej cierpienia, gdy miał
już go dość? Może chodziło o to, że chciał odwrócić swoją
uwagę od życia, z którego nie był dumny?
Nawet
jeśli, to nie dawało żadnych skutków. Mimo to nie potrafił
przestać.
Brakowało
mu codziennego widywania Blaisa, swojego najlepszego przyjaciela.
Zupełnie tak jak, gdy brunet zniknął podczas wojny, zostawiając
go samego z brzemieniem, którego nie potrafił udźwignąć.
Tym
razem to on oddalił się od niego. Nie był pewny czy naprawdę dał
mu szansę by był szczęśliwy, ale na pewno odsunął od niego,
Ginny i przede wszystkim Hermiony niebezpieczeństwo.
Obwiniał
się, Merlinie, obwiniał się za wszystko.
Gdyby
nie to, że olał Parkinson, być może dał jej nadzieję...
Gdyby
nie to, że najpierw zachowywał się źle względem Hermiony, a
potem tak gwałtownie zmienił o niej zdanie...
Gdyby
od początku stanął po właściwej stronie może jego krzyki gdzieś
by dotarły.
Nie
byłyby beznadziejne, jak wszystko czego dokonał.
Obracał
się w towarzystwie bohaterów, takich jak Granger, którzy uratowali
mu jego tchórzliwy tyłek, a on pakował ich w jeszcze większe
kłopoty.
Myśli
w jego głowie wirowały w zawrotnym tempie, po jakimś czasie bardzo
powoli zwalniając i rozmywając się.
Skulił
się na ziemi, czując jak jego lodowate serce płonie. Gdyby można
było je dostrzec, byłoby najjaśniejszym punktem w okolicy. Niemym
wołaniem o pomoc.
Nagle
stracił przytomność, na chwilę zapominając o wszystkim. Chaos,
zastępując jeszcze ciemniejszą nicością.
*
Matka
Dracona odniosła go do łóżka, jak to robiła, gdy był malutki i
niewinny. Zanim jej mąż go zniszczył, zanim Voldemort dokonał
dzieła ostatecznego. Ich dwoje nie zrozumiałoby matczynych miłości
i litości, jakie odczuwała Narcyza Malfoy patrząca na cierpienie
swojego syna. Popatrzyła się na jego twarz, na której od dawna nie
widziała uśmiechu. Pod oczami chłopaka widniały nierealnie ciemne
okręgi, oznaki wyczerpania. Brak snu pozostawiał ślady na jego
ciele. Parę razy widziała jak wychodził z domu i wracał pijany,
naćpany Merlin wie czym.
Kiedy
już był w domu zażywał tabletki nasenne, które nie zawsze mu
pomagały. Bała się jakie koszmary mogły go nawiedzać po nocach.
Ona sama długi czas po Drugiej Bitwie nie sypiała. Kiedy zniknął
jej mąż poczuła tęsknotę i wewnętrzny spokój jednocześnie, co
pozwoliło jej jakimś cudem na odrobienie zaległej dawki snu.
Dużo
się o niego martwiła. Był jej jedynym synem, jedynym co zostało
jej na ziemi do kochania i dbania.
Łzy
zbierały się w jej oczach, gdy patrzyła na swoje dziecko, które
wzleciało zbyt nagle za blisko słońca i upadło na samo dno. Przez
lata, gdy Malfoyowie służyli Czarnemu Panu, starała się zachować
resztkę moralności oraz człowieczeństwa i wczepić jej cząstkę
w Dracona. Oboje byli wciąż zagrożeni, ale to głównie na nim
odbiły się te straszne przeżycia. Blaise mówił jej co było
powodem jego bólu. Pamiętała, że gdy Zabini wypowiedział imię
dziewczyny, którą torturowano w jej domu, z jej oczu wypłynęła
rzeka łez. Wspomnienia stały się wyjątkowo żywe, wyrzuty
sumienia znów dały o sobie znać. Ale mimo tego, płakała ze
szczęścia. Zdała sobie wtedy sprawę, że jej dziecko jest zdolne
do miłości do drugiego człowieka, bez względu na to skąd
pochodziła Hermiona, ile ich dzieliło.
Tyle
zrobił by się zmienić, a wrócił do punktu wyjścia. Do załamania
nerwowego, które dopadło go po Bitwie. Blaise utulił ją przy
swojej ostatniej wizycie w rezydencji, delikatnie głaszcząc po
głowie. Była dumna z Dracona, że przyjaźnił się z kimś tak
wartościowym jak ten chłopak.
Modliła
się całą swoją siłą by dane mu było cieszyć się tym co miał,
bo mimo wszystkiego złego co mu się przydarzyło, może ponad
miarę, dostał tyle miłości ile dostało niewielu.
Wiedziała,
że nie może tolerować jego ciągłego picia Whiskey i szlajania
się po najdziwniejszych zakątkach miast. Nie tak powinna postąpić
jako matka. Nie mogła liczyć na to, że alkohol wymyje z niego
wszystkie przykre wspomnienia, obrazy zaklinowane w jego umyśle.
Wiedziała, że jej jedyny syn nie przestanie zadawać sobie tego
bólu, póki ktoś mu nie pomoże.
Wiedziona
przeczuciem zaczęła przeszukiwać jego pokój, z początku uważając
by go nie zbudzić, potem gdy zdała sobie sprawę, że nie ma takiej
opcji, stała się bardziej pewna siebie. Wszystkie łatwo dostępne
miejsca zawierały rzeczy codziennego użytku, tylko w jednej z
szafek odnalazła prawie opróżnioną butelkę jakiegoś trunku.
Zabrała się do przeszukiwania jego ubrań. Nie znajdując nic,
Narcyza miała już zamiar się poddać, lecz nagle wymacała ręką
jakieś pudełko.
W
jej dłoniach znajdowały się tabletki, które tak często łykał w
obawie przed tym co jego podświadomość mogłaby mu pokazać we
śnie, że stało się to dla niego tradycją. Z bolącym sercem
schowała paczuszką do kieszeni swetra.
W
tamtym momencie w jej głowie znajdowała się tylko jedna myśl; nie
pozwolić swojemu synowi na autodestrukcję.
Skończyła
z naręczem substancji odciągających go od czarnej otchłani
smutku, substancjami będącymi zalążkiem czegoś większego niż
tylko to.
Zanim
zamknęła drzwi jej wzrok przykuł srebrny pierścionek leżący
samotnie na szafce. Jego zieleń raziła Narcyzę po oczach po raz
pierwszy, przypominając jej o dziewczynie, której pewnie nigdy nie
będzie dane założyć go na palec.
*
Draco
obudził się z okropnym bólem głowy. Jednym z tych, które nie
pozwalają ani na podniesienie się z łóżka, ani na ponowne
zapadnięcie w sen. Czuł pustkę, której nie potrafił zapełnić.
Nie pamiętał nic z poprzedniej nocy. Wciąż jednak nie była to
amnezja, której z każdym dniem pragnął coraz bardziej. Chciałby
stać się niewidzialny, wymazać swoją postać z życiorysów
ludzi, których kochał. Gdyby tylko starczyło napisać na kartce
swoje imię i je zetrzeć... Czy ktokolwiek rzeczywiście był
bardziej trwały niż parę słów wypisanych na skrawku papieru?
Tak,
bohaterowie. Oni zawsze zostają w ludzkiej pamięci nawet jeśli
większość społeczeństwa nie rozumie ich heroizmu, tego z czym
musieli się zmierzyć by znaleźć się na kartach historii.
Niespodziewanie
obraz pokoju zaczął się wyostrzać przed jego oczami. Na tle
pomieszczenia znajdowała się postać, z początku jedynie
przypominająca o kontrastującej z nią ścianie.
-Idziesz
ze mną do Hogsmeade, marnotrawny smoku- szturchnął go niezbyt
delikatnie Blaise.
Blondyn
miał zamiar się uszczypnąć by sprawdzić czy nie śni, ale
rozmyślił się przypominając sobie, że nie miewa ich, gdy zażywa
tabletki. Z trudem przekręcił się tyłem do Zabiniego, chowając
twarz w poduszkę.
-Odejdź,
ciemna maso.
-Znów
robisz się opryskliwy, nie dobrze.- powiedział brunet, pociągając
za koniec kołdry.
Po
chwili Draco z głośnym grzmotem runął na starą, drewnianą
podłogę.
-Mam
nadzieje, że bolało. I, że to co powiedziałeś nie miało być
żadną sugestią co do mojego koloru skóry- odrzekł gość, po
czym zaczął starania postawienia kolegi na nogi.
Po
paru zachwianiach i unikniętych upadkach udało się Malfoyowi
stanąć, a następnie wypić eliksir na kaca i ubrać w pierwsze
lepsze ubrania.
Kiedy
wyszli z pokoju żaden z nich nie miał pojęcia jak wiele od tego
czasy może się zmienić.
Pożegnawszy
się z Narcyzą Malfoy opuścili rezydencje, odprowadzeni jej smutnym
spojrzeniem.
Zanim
Draco zdążył spytać się o jakieś szczegóły planów
przyjaciela, ciemnoskóry złapał go mocno za przedramię i po
chwili powróciło znajome, nieprzyjemne uczucie, towarzyszące
teleportacji.
Kiedy
blondyn poczuł grunt pod nogami otworzył nieświadomie zamknięte
oczy. Otaczał go tłum nastolatków o uśmiechniętych twarzach i
podobnych ciuchach. Wszyscy byli bardzo radośni i głośni. Ale ani
Malfoy ani Zabini nie wierzyli w szczęście wszystkich osób
znajdujących się w tamtym momencie w Hogsmeade.
Sklepy
i znane puby były oblężone mnóstwem ludzi, więc długo szli
uliczkami miasteczka, poszukując jakiegoś spokojnego miejsca na
odpoczynek i jedną z tych niezręcznych rozmów, które czasami
następują między starymi przyjaciółmi.
Zaszli
do okolic, których nie znali. Draconowi wydało się żałośnie
śmieszne to ile razy był na wycieczce w tamtej mieścinie, a nigdy
nie widział nic prócz Trzech Mioteł czy paru sklepów. Hogsmeade
wydawało mu się być idealnym przykładem tego, że zazwyczaj
ludzie nie próbują niczego poznać od początku do końca.
Zostawiają swój ślad w miejscach, na przedmiotach,
ludziach...Jakby bali się lub po prostu nie chcieli dowiedzieć się
czegoś więcej.
Bo
mogłoby to im nie pasować, przerazić ich, odepchnąć..Przecież
rzeczy czarno-białe są o wiele prostsze w swojej istocie, czyż
nie? Nikt nie pragnie komplikacji. Łatwo oceniać wszystko po
jedynie powierzchownym przyjrzeniu się.
Zawędrowali
do obcego im miejsca, chociaż było częścią czegoś znanego. I
dopiero wtedy zdali sobie sprawę, że obok bardzo blisko
postawionych przy sobie domków stał maleńki kościółek,
wyglądający jak krucha budowla z klocków.
Draco
wychował się w rodzinie, która służyła Czarnemu Panu. Lucjusz
nie był z pewnością religijnym typem człowieka. Młody Malfoy
naprawdę zdziwiłby się, gdyby usłyszał z ust ojca, że istnieje
coś więcej poza chorymi rozgrywkami czarodziei na Ziemi. Tylko one
były dla niego ważne i tylko o nich myślał. Więc tak wychował
swoje dziecko. Jeżeli można było nazwać to co z nim zrobił
,,wychowaniem''.
Kiedy
więziono w ich domu ludzi, pewnego dnia, przechodząc korytarzem
Draco usłyszał jak jego matka szepczę jakieś słowa, płacząc
cicho. Wtedy zrozumiał, że wcale nie jest taka silna jaką udawała,
a jeżeli miała jakąkolwiek siłę to skądś ją czerpała.
Spojrzał
się na krzyż na dachu, jakby przenikający deszczowe chmury.
Chciał
zrozumieć myślenie matki i jej wiarę w coś w co nigdy tak
naprawdę nie nauczyli go wierzyć.
Nie
miał pojęcia co miał zamiar tym osiągnąć, ale zrobił parę
kroków i doszedł do dużych, starych drzwi.
Po
otworzeniu ich przed jego oczami pojawiło się podłużne
pomieszczenie, z rzędami ławek i przeciwległą do drzwi ścianą,
na której wisiał krzyż z martwym człowiekiem. Pod nią stał
także jakiś stół, na której leżała opasła księga.
Usłyszał,
że drzwi się otwierają i drgnął, obawiając się, że będzie
musiał się komuś z czegoś tłumaczyć, ale gdy zobaczył
wchodzącego przez nie Blaise'a spojrzał znowu przez siebie.
Panująca
wokół nich cisza była jedną z tych oczyszczających, potrzebnych.
Ktoś powiedział, że jeżeli możesz z kimś milczeć i nie czuć
się skrępowanym, możesz robić z tą osoba wszystko. To mogła być
prawda.
Tak
cicho jak szmer przesuwanych jesiennych liści po ziemi przez ostry
wiatr, obok nich pojawił się niski człowieczyna w czarnej szacie.
Był podstarzały, a na jego głowie znajdowało się niewiele
włosów. Kiedy się odezwał jego głos był tak cichy, że oboje
musieli się schylić by usłyszeć co do nich mówi.
-Trzeba
mieć szczęście by umieć tak zabłądzić, by w rzeczywistości
znaleźć się na właściwej drodze-powiedział ze stoickim
spokojem, wodząc szarawymi oczami gdzieś poza nimi.-Nie rozumiem. Co pan ma na myśli?- zapytał Draco trochę zdziwiony zainteresowaniem mężczyzny dwojgiem wpatrujących się w dal młodych ludzi.
-Jest coś chłopcze, co chciałbyś mi powiedzieć?- zapytał znienacka, odchodząc od nich w stronę drewnianego mebla, stojącego pod ścianą, przy którym usiadł po jednej stronie. Druga pozostała wolna, czekając na to by zajął ją blondyn.
Rozejrzał
się po sali i zobaczył jak jakaś staruszka klęczy przy podobnym i
szepce coś przez ,,kratkę'', za którą siedział mężczyzna w
podobnym stroju i słuchał jej z twarzą schowaną w dłonie.
Draco
wziął głęboki wdech, poszedł za nim i padł na kolana, próbując przemyśleć to
co chciał wyrzucić ze swojego serca.
-Witaj
nieznajomy... nawet nie wiem jak na imię masz*-
wyszeptał kurczowo łapiąc się palcami za kąty mebla i kręcąc
głową na swój brak zdolności doboru adekwatnych słów do
sytuacji.-To nie jest ważne- usłyszał głos, który zdawał się przeszywać go na wskroś- Powiedz, czego żałujesz?
-Widzisz, jest ktoś kogo naprawdę zraniłem...Starałem się naprawić wszystko co zrobiłem, zmienić się. W ostateczności wcale nie stałem się lepszy. Przez całe życie zrobiłem tak wiele rzeczy, których żałuje, które ..- załamał mu się głos- Widzę to wszystko kiedy miewam sny, lepiej niż potrafiłbym to opisać. Powiedz mi, że jesteś jednym z nich...
-Na pewno nie jestem twoim koszmarem- zaśmiał się i ku zdziwieniu Malfoya był to bardzo ciepły, przyjemny dźwięk.
-Byłem
kłamcą, Śmierciożercą, który wszelkimi sposobami próbował
znaleźć sposób by przeżyć.- wypluwał z siebie po kolei słowa,
które przez tak długi czas były nacięciami na jego sumieniu-
Kosztem innych. Ale nie mogłem zrobić niczego doszczętnie złego.
Nawet tego nie potrafiłem.
Kiedy
to wszystko się skończyło, miało być w porządku. Miałem już
nikomu nie zrobić żadnej krzywdy. Ale pojawiła się
ona..dziewczyna, której kiedyś szczerze nienawidziłem, którą
zawsze mieszałem z błotem. I stałem się złodziejem, który
skradł jej serce. Chciałbym móc być tym, który będzie zawsze
przy jej boku. Chciałbym móc codziennie sprawiać jej radość...
-Co
ci stoi na przeszkodzie?-Lecę w dół przez błędy wszystkich lat. Widzę wyraźnie wszystkie rozczarowane twarze...
-Możesz
znaleźć sposób by lecieć w górę, chłopcze. Sprawić by te
twarze nie pozostały takie na zawsze.
-
Jak?
-Nie
ma sytuacji bez wyjścia.-Szukałem wyjść. Sposobów na ucieczkę z nią. Tyle razy o tym myślałem. Ale one były tak bezcelowe jak picie alkoholu by o niej zapomnieć.
-Nie
stworzysz sobie bajki, poprzez unikanie rzeczywistości- odrzekł
mężczyzna- Musisz się obudzić z tego nieskazitelnego snu, który
próbujesz stworzyć.
Zamknął
oczy, czując jak napływają do nich łzy. Czy rzeczywiście było
coś co mu umykało? Nadzieja, której mu brakowało? Skrawek
szansy? Cokolwiek?
W
jego umyśle wirowała postać jego miłości w długiej sukni, z uśmiechem na
ładnej twarzy. On wyglądał jak przypadkowy człowiek, zupełnie
jak na balu, ale to w nim odnajdował szukaną część. Nie musiał
nosić nazwiska Malfoyów by być sobą, nie musiał używać magii,
nie musiał nawet analizować swojej przeszłości.
Mógł
istnieć pod innym imieniem i być bardziej realny niż był
kiedykolwiek.
-Hej,
nieznajomy. Myślę, że już to zrozumiałem.
Zerwał
się na nogi. Rzuciwszy jeszcze jedno spojrzenie w stronę
tajemniczego mężczyzny i położywszy na chwile rękę na ramieniu
siedzącego w tylnym rzędzie Blaisa, wypadł na zewnątrz. Deszcz
uderzył go w twarz wraz z podmuchem świeżego powietrza. Czuł jak
jego włosy stają się mokre, ale wcale mu to nie przeszkadzało.
Nie dbał o to.
Usłyszał,
że drzwi kościoła otwierają się i dołącza do niego
jego przyjaciel, zapinając po samą brodę płaszcz.
-Myślałem,
że taka pogoda jest typowa dla Anglii. Najwidoczniej tu w Szkocji
nie jest o wiele lepiej- rzekł ponurym tonem.-Blaise?
-Tak?
-Myślisz,
że Hermiona tu gdzieś jest?
-Prawdopodobnie,
a co?
-Chyba
dostałem olśnienia.- powiedział bardzo poważnie i ruszył przed
siebie biegiem.
Woda
spływająca z chmur spływała na niego, na jego przyjaciela,
budynki tego miasteczka i drogi, którymi przeszło tyle dzieci.
Obmywając wszystko i wszystkich z tych rzeczy, z którymi nie potrafiliby
dłużej żyć.
-
Zaczekaj!- wołał za nim brunet, któremu zdawało się, że facet,
którego znał tyle lat nagle doszczętnie zwariował- Nie słyszałeś
tej teorii, że tym szybciej się poruszasz tym szybciej mokniesz?
Argumenty
Zabiniego nic nie dawały, nie zatrzymywały Dracona, który właśnie
zdał sobie sprawę z siły prawdziwej miłości. Nic nie jest w
stanie jej zatrzymać. Jeśli ma się wydarzyć i być, to będzie.
I
wszelkie opory nic nie dadzą, bo wróci się do punktu wyjścia.
I
wtedy ją zobaczył. Szła główną uliczką w żółtym
płaszczyku, zakrywając się przed deszczem torbą z zakupami. Obok
niej szła rudowłosa dziewczyna jego kumpla.
Nagle
zerwał się silny wiatr, zrywając z szyi Hermiony chustkę. Leciała
w powietrzu dopóki nie wpadła w odpowiednie miejsce, w ręce
Dracona, niczym kot, który po długiej, samotnej wędrówce wraca
do domu.
Swoimi
chudymi palcami poczuł miękkość delikatnego czarnego materiału.
A
po chwili jego oczy spotkały znajome czekolodowobrązowe tęczówki,
przepełnione uczuciami zdziwienia i rozkojarzenia. Już nie złości.
Nie gniewu.
-Chyba
mam coś twojego- powiedział blondyn, machając w górze częścią
garderoby Granger.
Podeszła
do niego powolnym krokiem. Nagle z jej twarzy nie mógł wyczytać
skrytych emocji.
Obawiał
się, że zdążył ją zmienić, że nie powinien był jej
zostawiać.
Ale
właśnie to zrobił.
Czas
przeszły.
-Chyba
więcej niż tylko to- powiedziała cicho, odbierając od niego
apaszkę.
Na
chwilę ich zimne dłonie się spotkały, przyciągając się jak
magnezy, odpychając się jak przeciwieństwa.
-
Mógłbym być twoim Amadeusem Watsonem, jeśli Draco Malfoy to
skończony nieudacznik i dupek.
Wzruszyła
ramionami, a kącik jej ust lekko uniósł się do góry.
-Wzięłabym
ich obu w zestawie, ale w odpowiednim miejscu.
-To
chyba twój szczęśliwy dzień w takim razie, Hermiono.
W
jednym tym samym momencie zbliżyli się do siebie. Słyszeli swoje
bicie serc o wiele lepiej niż dźwięki, które wydawała szalejąca
pogoda. Ulica była pusta, ale dla nich dwojga była bardziej
tętniąca życiem niż zwykle. Bo właśnie na niej znaleźli drogi
powrotne do siebie.
-Nie
mogę uciec, dobrze o tym wiesz.-Ty nie, ale ja tak. Zaufaj mi.
-Tobie? Draconowi Malfoyowi czy Amadeusowi Watsonowi?
-Obojgu.
Wyciągnął
w jej stronę rękę, czekając aż ją złapie.
-Halo!
Bardzo cieszymy się Draco, z twojego nawrócenia i nagłej chęci
zmiany swojego życia, ale co z nami?- zapytał Blaise, pół żartem
pół serio.
- Nawróceniem?- spytała Hermiona, unosząc do góry jedną brew.
- Potem ci to wytłumaczę- rzucił blondyn.
Spojrzał
się na Blaisa i jego dziewczynę. I nagle jego myśli stały się
bardzo sentymentalne. Tyle przeżył razem z tym wysokim
ciemnoskórym chłopakiem. Tyle meczy razem wygrali. Tematów
przegadali.
Tyle
razy przyszedł mu na pomoc. Nie wiedział czy gdyby go nigdy nie
poznał, wciąż kroczyłby po ziemi, podziwiał piękno świata
wokół niego, oglądał twarze ludzi, których kochał.
Spojrzał
się na Ginny, która wybaczyła mu bez zawahania wszystkie jego
obelgi co do jej stanu majątkowego. Weasley, która była w stanie
zostawić kogoś takiego jak Potter, chłopaka, którego pragnęła
tyle lat, dla kogoś kto przez bardzo długi czas był dla niej
zupełnie obcy.
Wreszcie
przeniósł wzrok na grafitowo-szare niebo, z którego spadały
ostatnie kropelki deszczu.
Może
był Ikarem. Głupim młodzieńcem, który chciał z początku tak
wiele, więc zbuntował się przeciwko temu co słuszne. Postępował
jak nie powinien. Balansował na granicy życia i śmierci.
Ale
jego historia nie kończyła się jak ten stary grecki mit. On
został uratowany przez te same fale, w które wpadł. Został
wyrzucany na brzeg, zanim cokolwiek mu się stało.
-Jeszcze
się zobaczymy.- powiedział, przybierając bardzo szczery uśmiech.
Widząc
go, Hermiona rozejrzała się czy nikt im się nie przygląda, czy
to co się właśnie wydarzyło rzeczywiście jest tajemnicą między
nimi, niebem, a tymi starymi domami.
W
sekundę podjęła decyzję.
Po
chwili znajdowali się już w mugolskim Londynie, miejscu którym stary
Draco by wzgardził.
A
nowy widział w nim świetlaną przyszłość dla ich dwojga.
I
wiedziała, że dobrze wybrała.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* fragmenty w tekście napisane pochyłą czcionką są mieszaniną z piosenek D. Podsiadło ,,Little Stranger'' i ,,Nieznajomy''.
Cytat z szablonu także pochodzi z jednej z nich.
Obawiam się, że ten rozdział jest ostatnim przed epilogiem. Myślę, że nie powinnam ciągnąć tego opowiadania w nieskończoność. Postarałam się przekazać w nim moje przemyślenia co do postaci, co do różnych tematów. Napisałam prawie wszystko co bym mogła. Nie chcę zepsuć zakończenia. A takie mi się podoba. I mimo, że może mało prawdopodobne, nie jest do końca dosłowne.
Mam nadzieję, że dało się to czytać i nie żałujecie czasu spędzonego na czytaniu tego rozdziału i całego bloga.
Byłabym wdzięczna za pozostawienie komentarzy :)). Wypatrujcie następnej notki, a potem podsumowania mojej pierwszej przygody z blogowaniem. Myślę, że wiele mnie to nauczyło i z tej nauki nie zamierzam zrezygnować, bo wciąż piszę drugiego bloga- o Scorose.
jejku, to takie piękne!
OdpowiedzUsuńGenialny, genialny rozdział! ale..jak to- już epilog?! przecież...przecież to niemożliwe, ja chcę hopelessdramione!!!!!
No, jedyne pocieszenie jest takie, że zapowiada się happy end, a takie lubie najbardziej :)
Następny będzie epilog?! Szkoda :(
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział jak i całe opowiadanie :)
Już zaraz koniec? To niemożliwe...
OdpowiedzUsuńCóż... coś się kończy, coś się zaczyna :) Dobrze, że prowadzisz jeszcze bloga o Scorose :)
Co do rozdziału niezłe zakończenie się szykuje ;)
PS: Ostatnio już komentowałam ten rozdział, dziwne, że komentarz się nie opublikował...
jestem :P Jak to epilog :( Nie błagam nie. Nie może się to skończyć :( Błagam nie kończ tego. Co do rozdziału cudny. Nie chcę epilogu bo to oznacza koniec......
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Aqua
Zapraszam na 12 rozdział http://aquasenshi.blogspot.com/2014/04/rozdzia-12.html
Rozdział był... Jednocześnie głęboki, smutny, pozytywny, dziwny i pełen emocji. Głęboki ze względu na zawarte w nim przemyślenia, smutby, ze względu na pierwszą scenę. Dziwny, bo wprowadziłaś motyw kościołą do świata magicznego co dla mnie jest totalną abstrakcją,a pozytywny dzięki przemianie Malfoya. Dodam, że rozdział był też chyba Twoim najdłuższym jak i najlepszym, a zdanie
OdpowiedzUsuń"-Nie stworzysz sobie bajki, poprzez unikanie rzeczywistości- odrzekł mężczyzna- Musisz się obudzić z tego nieskazitelnego snu, który próbujesz stworzyć."
Mam ochotę skopiować do folderu z cytatami <3
Świetna robota kochana, jestem z Ciebie dumna!
M.D. (DiaMent.)
Bardzo się cieszę, że tak spodobał ci się ten rozdział i za to, że zostawiłaś taki podbudowujący komentarz. Wiesz, gdyby nie twoje rady od samego początku nie wiadomo czy wytrzymałabym do końca z tym blogiem i czy mój styl pisania uległ by znaczącej zmianie.
UsuńDlatego jestem winna ci podziękowania, a już na pewno wspomnę o tobie w notce z podsumowaniem.