Około
trzech miesięcy później:
-Wdech
i wydech, Hermiono- myślała dziewczyna o burzy kasztanowych
włosów, stawiająca ostatnie kroki po znajomej ziemi, otoczonej tak
dobrze znanymi jej murami. Żegnająca się z tym co było jej
bliskie, niegdyś stanowiące jej codzienność. Z tym co nachalnie
próbowało wyżłobić się głęboko w jej pamięci, ale nie
chciało zatrzymać dla niej czasu.
Hermiona
przechadzała się po Hogwarcie, jej drugim domu, do którego zawsze
kochała wracać po wakacjach, wiedząc, że tym razem już ta bajka
się nie powtórzy. Skupiając swój wzrok na rzeczach, korytarzach
czy pomieszczeniach, które zawsze były dla niej na wyciągnięcie
ręki, tak namacalne, że nie wystarczająco docenione. Wiedziała,
że kończy pewien epizod w swoim życiu i zaczyna nowy wraz z
mężczyzną, którego kocha, ale nie mogła pozbyć się uczucia
smutku i rodzącej się tęsknoty na myśl, że rano już tu jej nie
będzie, a wszystko czemu się przygląda z czasem zblednie w jej
pamięci i będzie jedynie promykiem gdzieś w jej umyśle, który
będzie rozpalał się jaśniej podczas zimowych wieczorów przy
kominku. Myślała o swoim dzieciństwie z Harrym i Ronem, którzy
nauczyli się być szczęśliwi bez niej. I ku swojemu zdziwieniu,
nie wiadomo kiedy, ona nauczyła się tego samego. Wiedziała, że
będzie tęsknić za wszystkim co wydarzyło się w tym zamku, za
wszystkimi chwilami spędzonymi tu; nie tylko w ciągu siedmiu lat,
ale i ostatniego roku. Wszystkimi najdrobniejszymi pogaduszkami z
Ginny, za częstymi spotkaniami we czwórkę, z nią i Blaisem oraz
Draconem. Za tą nutką niepewności, gdy znajdowała się w pobliżu
tych dwóch uczniów Domu Węża. Teraz, gdy zna już ich tak dobrze,
nigdy nie dane jej będzie doświadczyć tego uczucia po raz drugi...
Zastanawiała
się nad tym jak mogła tak obawiać się Owutemów, jak mogły tak
trząść się jej ręce zanim poznała treść zadań. I jak potem
mogła jeszcze zastanawiać się jak wiele błędów popełniła.
Nawet
nie spodziewała się, że pójdzie jej tak dobrze, że tylko w
jednym zadaniu coś pomiesza właśnie przez paraliżujący ją z
początku strach, który zabrał jej lecący szybko czas.
Gdy
egzaminy coraz bardziej oddalały się w niepamięć, już nie była
pewna nawet co miała źle.
Rumor
dochodzący z pobliskiej sali, w której odbywały się zazwyczaj
zajęcia z zaklęć wyrwał ją z zamyślenia, przypominając o czymś
co omal nie zginęło w huraganie myśli, krążących w jej głowie.
Weszła
do klasy z promiennym uśmiechem, skrywającym targające nią
uczucia.
-Wraz
z końcem roku projekt między domami również zmierza do swojego
finału. A to oznacza, że my, wasi nauczyciele wysłuchamy tego co
przygotowaliście i dopiero po tym oddamy wam świadectwa ukończenia
szkoły, tak jak poinformowaliśmy was niedawno podczas kolacji w
Wielkiej Sali. Pierwsi mieli być Gryfoni i Ślizgoni....- mówiła
Mcgonagall, która instynktownie przerwała swoją wypowiedz i
skierowała swoje spojrzenie ku nowo przybyłej Prefekt Naczelnej.
-Dzień
dobry. Przepraszam za spóźnienie. Już jestem- powiedziała
Hermiona grzecznym tonem, stając w miejscu gdzie niegdyś Flitcwick
pokazywał im jak machać różdżką przy Wingardium Leviosa i
kierując swój wzrok na zasiadających w pierwszym rzędzie ławek
profesorów i Dyrektorkę, a także na zajmujących dalsze miejsca
Gryfonów i Ślizgonów oraz mniejszą liczbę Krukonów i Puchonów,
których większa część najwidoczniej postanowiła odpuścić
sobie oglądanie cudzych występów i przyjść trochę później.
Mcgonagall
skinęła głową i pozwoliła jej mówić.
Panna
Granger po przedstawieniu się wszystkim, tak jakby istniała taka
potrzeba, jakby nigdy nie stała się sławna i jakby nikt nigdy nie
plotkował o jej cieplejszych kontaktach z Draconem, zaczęła
opowiadać:
-Dawno
temu, ponad tysiąc lat wstecz czworo najpotężniejszych czarodziei
tamtych czasów postanowiło założyć szkołę mającą kształcić
dzieci o magicznych zdolnościach- jej głos wypełniał
pomieszczenie jakby to cały chór naraz głosił znajomą baśń,
która żyła w sercach wszystkich znajdujących się w klasie
ludzi- Byli to Godryk Gryffindor, Salazar Slytherin, Rowena
Ravenclaw i Helga Hufflepuff. Wszyscy zgadzali się, że chcą
przekazać swoją wiedzę kolejnym pokoleniom. Ale z czasem zaczęli
się ze sobą kłócić. Slytherin nie chciał uczyć dzieci
nieczystej krwi. Wdał się w spór z Gryffindorem i został
przegoniony z zamku...
Wracając
pamięcią do legendy, którą tak naprawdę znała perfekcyjnie po
przeczytaniu parę razy Historii Hogwartu, czuła jakby na chwilę
wróciła do bycia małą dziewczynką, tonącą pod stosem książek,
tak łatwo mogącą zatopić się w tłumie. Jakby w ograniczonym
czasie przeżywała od nowa przygodę jaką stało się jej życie w
dniu przybycia do tej szkoły.
Widziała
w swojej głowie wyraźne wizje: otrzymanie listu, pierwszą wizytę
na Pokątnej czy pierwsze przekroczenie progu Wielkiej Sali i
przydzielenie przez Tiarę do Gryffindoru, do miejsca dla ludzi
odważnych i mężnych, takich jak założyciel domu.
Zdała
sobie sprawę jak wiele osób przed nią musiało mieć podobny
charakter co ona, stąpać tymi samymi ścieżkami i może czuć się
bardzo podobnie do niej, stojącej na środku i opowiadającej o
czasach, które zapoczątkowały ten cud. Gdyby ta historia się nie
wydarzyła nie nastąpiłoby po niej wiele innych. Nie powstałby
niewiarygodny łańcuch zdarzeń.
I
w chwili gdy sobie to uświadomiła, poczuła wewnętrzny spokój.
Wiedziała, że ona musi już stąd odejść, przejść do dorosłego
życia, by inni mogli doświadczyć tego kawałka nieba, tego
ciepła, które rozpływało się po jej całym ciele, gdy czuła,
że jest częścią tego zamku, a zamek zawsze będzie częścią
jej.
Zanim
się obejrzała doszła do końca opowieści nad którą pracowała
ze swoją grupą, właściwie nie za wiele się udzielającą.
Większość zrobiła naprawdę mało, Draco odszedł ze szkoły bez
jej ukończenia, a Pansy i Daphne unikały Gryfonki jak ognia i obu
stronom w ten sposób chyba było łatwiej. Hermiona nie była z
tych osób, które na silę szukają sprawiedliwości, ani tych
które bez mrugnięcia okiem mogłyby namieszać w cudzym życiu.
Przypomnienie
sobie tej historii było dla niej czymś w rodzaju daru, którego
nikt nie mógł jej odebrać.
Usłyszała
klaskanie, którego głośność utrzymywali głównie jej koledzy z
Gryffindoru i zeszła ze sceny, usilnie próbując nie uronić łzy,
wytrzymać bez spazmatycznego szlochu.
Kiedy
Granger usiadła Blaise i Ginny wyszli z ławek. Zabini odchrząknął
i zaczął mówić o tym, że ich dwójka jest najlepszym przykładem
tego iż kłótnie między domami są bzdurą i że nie należy
ślepo powtarzać błędów przodków, ani żadnych ich czynów, bo
każdy człowiek jest indywidualny i musi mieć własne zdanie na
każdy temat, samemu wybierać kogo kocha, kogo lubi i co uważa za
słuszne o ile nie łamie prawa. Widząc to Hermiona naprawdę
uwierzyła, że w ludziach drzemie dobro, które są w stanie z
siebie wykrzesać. I była taka dumna z własnej postawy, że nie
była do niego uprzedzona, że zareagowała kiedyś tak a nie
inaczej, że w wyniku poczuła się jeszcze bardziej wzruszona.
Potem wsłuchiwała się w pewny głos Ginny, tłumaczącej, że nie
trzeba wszystkich lubić i rozumieć, ale nie trzeba też z nimi
walczyć jeżeli z tej walki niczego się nie uzyska oprócz
przemijającej dumy. I że status krwi i pochodzenie nie powinny
mieć nic wspólnego z uczuciami jakie żywimy względem innych
osób, bo to nie tworzy tego co siedzi w środku w ludziach, chyba,
że pozwolimy temu zwyciężyć nad głosem serca i reszty ludzkich
zachowań.
Hermiona
nie mogła się powstrzymać i gdy wracali na miejsca wzięła ich w
objęcia. Starała się pogodzić z tym, że niedługo mogą się
rzadziej widywać, ale taka opcja wciąż wydawała jej się
niedopuszczalna i nierealna.
Przedstawienie
było punktem, który dodał całej sytuacji trochę komizmu.
Okazało się, że Neville zaczął interesować się teatrem i
świetnie się bawił w roli Gryffindora wyganiającego z zamku
Slytherina, którego grał jakiś nieporadny Ślizgon, wybrany do
tej roli chyba siłą. Longbottom nareszcie miał okazję by być
tym, który stawia się dla dobra innych, rzucając dość
śmiesznymi, uprzyzwoiconymi obelgami w stronę uciekającego w
podskokach Ślizgona. Milicenta Bulstrode wcieliła się w Helgę, a
Parvati w Rowene. Dziwnie było patrzyć na te dwie różne
dziewczyny chodzące ze sobą pod rękę, ale kto wie jak los mógłby
się potoczyć, gdyby nie wiele czynników, które na nie działały.
Opuściła
salę w objęciach Blaisa i Ginny, ze świadectwem w ręku, żartując
na temat kostiumów aktorów i zgorzkniałych min nauczycieli,
ukrywając, że nawet za tym będzie tęsknić.
Te
ostatnie chwile były dla niej tak samo wyjątkowe jak każdy inny
dzień spędzony w Hogwarcie, dzierżącym jakąś większą siłę,
potężniejszą niż najczarniejsza magia i najpotężniejsze
zaklęcia jakie można znaleźć w najstarszych księgach.
Wraz
ze swoją rudą przyjaciółką wróciły do dormitorium, uprzednio
mówiąc brunetowi, że jeszcze się zobaczą. Z niemałym
sentymentem zaczęły opróżniać szafki przy łóżkach i pakować
wszystkie porozkładane po całym pokoju rzeczy do starego kufra.
Przy sprzątaniu Hermiona wpadła na list, który przywołał całą
masę różnych uczuć. Spojrzała się na szczelnie zapieczętowaną
kopertę, korespondencję Dracona z Narcyzą. Poderwała się na
nogi, nie wahając się ani chwilę gdzie powinna teraz pójść.
Odprowadzona zdziwionym wzrokiem Ginevry i jej ciekawskimi pytaniami,
wypadła z sypialni do Pokoju Wspólnego, z Pokoju Wspólnego na
korytarz, a korytarze zaprowadziły ją do sowiarni gdzie Draco po
raz pierwszy ją pocałował, i mimo że nie był to odruch
spowodowany niedozgonną miłością czy namiętnością, był
dowodem tego, że jego uczucia też da się zranić i nie jest tylko
robotem do mieszania z błotem innych. Już wtedy pokazał, że w
rzeczywistości jest wrażliwym mężczyzną, starającym się
wyplątać z tego w co został wplątany. Niestety wtedy brakowało
mu siły i wiary, którą ona miała nadzieję, że wreszcie mu dała.
Z resztą on zrobił to samo dla niej, choć kiedyś mógł być
przekonany, że nie jest do tego zdolny,
Podeszła
do ściany z nieoszklonymi oknami, chcąc poczuć jak wiosenny
wietrzyk przynosi ze sobą nową nadzieję i pozwala zapomnieć o
starych sporach, dając nowe życie, zabierając stare wraz z jego
pozytywami i negatywami. Ale ten niepozorny wietrzyk nie mógł być
aż tak okrutny, by zostawić ją z niczym.
Oparła
ręce o ramę jednego z kwadratowych otworów w murze i spojrzała
się na list, który dzierżyła w rękach. Zabrany, ale nigdy nie
odczytany.
To
trwało sekundę.
Tak
jak decyzja porzucenia magicznego świata i zamieszkania po szkole w
mugolskiej części Londynu nie pozostawiała jej innego wyboru w jej
mniemaniu. Zanim zdążyła pomyśleć o czym innym niż o
powracającym uśmiechu na twarz jej ukochanego, po długotrwałej
zimie, po trudach ostatnich lat, przerwała list i patrzyła jak jego
strzępy unoszą się na wietrze, oddalając się od Hogwartu,
oddalając się z pola widzenia, niszcząc dowody. Po chwili już
nie mogła ich dostrzec, a jedynym co widziała był roztaczający
się krajobraz świata budzącego się do życia i blask słońca,
tak silny, że musiała zmrużyć oczy
Reszta
dnia minęła w zawrotnym tempie, nie pozwalając uczniom na
zatracenie się w tym słodko-gorzkim uczuciu towarzyszącym końcu
roku. Słońce powoli chowało się za horyzontem, gdy wszyscy
uczniowie kierowali się na uroczystą ostatnią kolację. Hermiona
idąca u boku Weasleyówny ostatni raz spoglądała na rozgwieżdżone
sklepienie, bo rano wiedziała, że zobaczy na nim jedynie jasne
niebo i zasłaniające je częściowo obłoki. Stoły jak zwykle były
przepełnione pysznym jedzeniem, które pannie Granger zawsze szkoda
było spożywać przez to, że przygotowywały je skrzaty. Ale tym
razem, gdy była to ostatnia okazja, nie zamierzała mieć już
takich skrupułów. Wiedziała, że te małe uparte stworzonka nie
będą miały nic przeciwko.
Kiedy
zasiadła przy stole obok swojej przyjaciółki z trudem powstrzymała
się od poszukiwania wzrokiem Ronalda denerwującego się, że nie
może niczego zjeść zanim nie zostaną przyznane puchary.
Uśmiechnęła się na tą myśl, była na to wystarczająco silna.
Mcgonnagal
po raz pierwszy pełniła funkcję, którą tyle lat sprawował
Dumbledore i to też było bardzo trudną rzeczą do stwierdzenia dla
Hermiony, ale mimo to ten fakt jeszcze bardziej utwierdzał ją w
przekonaniu, że wszystko ma swój wyznaczony czas i taka jest
właściwa kolej rzeczy.
-Witam
was wszystkich tego pięknego wieczoru, a w szczególności
siódmoklasistów. Moi absolwenci jesteście tacy wyjątkowi...
Będzie mi żal patrzeć na was jutro, kiedy będziecie opuszczać
to miejsce i większość z was nigdy już tu nie powróci- mówiła
dyrektorka, wolnym, poważnym tonem.
Granger
mogła usłyszeć szczerość w wypowiadanych przez nią słowach i
mogłaby przysiąc, że kobieta była bliska płaczu.
-
Tak jak co roku każdy z czterech domów rywalizował o puchar. I
jakże się cieszę, mówiąc, że mamy remis.
W
całym pomieszczeniu zapanował niesamowity gwar. Wszyscy zaczęli
szeptać, próbując ustalić o kogo chodzi.
-Są
to Gryffindor- powiedziała, po czym zrobiła pełną napięcia
pauzę- I Ravenclaw.
Wybuchły
gromkie brawa ze strony zwycięzców. Szatynka widziała, że nie
wszyscy zadowoleni byli tym werdyktem, ale ona nie miała żadnych
zastrzeżeń co do niego.
Gryffindor
wygrywał rok w rok, gdy uczęszczała do tej szkoły i tak jak się
cieszyła, że jej dom wygrał raz jeszcze tak cieszyła się, że
inny dom uzyskał także tą szansę, może zapoczątkowując swój
okres świetności, który każdy powinien mieć okazję przeżyć.
A jeżeli ten czas miałby być spowodowany zgodnością ogółu,
wspólną pracą w stronę zwycięstwa, uważała, że jest to
piękna wizja.
Wiedziała
kto jest zwycięzcą jeśli chodzi o rozgrywki Quiditcha. Była na
wszystkich meczach. Spojrzała się w stronę stołu Ślizgonów,
gdzie zauważyła mrugającego do niej Blaisa. Podziwiała jego i
całą drużynę pozbawioną kapitana za taki sukces. Uśmiechnęła
się na wspomnienie Zabiniego opowiadającego jej i Ginny o tym jak
to musiał wygłosił mowę motywacyjną pełną gróźb karalnych,
by osiągnąć taki wynik.
Nie
wiedziała jakim cudem to mu się udało, ale poprowadził drużynę
Malfoya do zwycięstwa, tak jak tamten to zaplanował w swoich
marzeniach.
Kiedy
z ust Mcgonagall wyszło słowo ,, Slytherin'' połączone z
,,Quiditch'' i ,,Puchar'', przy stole uczniów Domu Węża rozległy
się piski, dźwięki przybijanych piątek i pogwizdywanie. Ujrzała
chłopaka swojej przyjaciółki zrywającego się z miejsca i
odstawiającego jakiś dziwny taniec w ich stronę, a potem
przyjmującego zasłużone gratulacje.
Przeniosła swój wzrok na siedzącą po drugiej stronie Pansy. Uśmiechała się trochę krzywo, ale Hermiona mogła dostrzec,że skrywa ona satysfakcję, że to jej dom wygrał w konkurencji sportowej, a nie Gryfonów. Ale brunetka z nikim nie rozmawiała na ten temat, tylko wpatrywała się w talerz. I wtedy zrobiło jej się szkoda Parkinson, zaczęła jej współczuć. Że było w niej tyle złośliwości i chęci zemsty. Tyle negatywów próbujących przejąć przez całe dzieciństwo panowanie nad nią, aż w końcu chyba im się udało. Było jej przykro z powodu tego, że ta Ślizgonka nie miała najwidoczniej nikogo i czuła się niekochana i niekochająca. Kiedy tamta podniosła wzrok szatynka uśmiechnęła się do niej, na co brunetka wytrzeszczyła oczy zdumiona. To sprawiło tylko, że panna Granger wyszczerzyła się jeszcze bardziej, zadowolona z tego, że jest ponad tak wiele rzeczy.
Przeniosła swój wzrok na siedzącą po drugiej stronie Pansy. Uśmiechała się trochę krzywo, ale Hermiona mogła dostrzec,że skrywa ona satysfakcję, że to jej dom wygrał w konkurencji sportowej, a nie Gryfonów. Ale brunetka z nikim nie rozmawiała na ten temat, tylko wpatrywała się w talerz. I wtedy zrobiło jej się szkoda Parkinson, zaczęła jej współczuć. Że było w niej tyle złośliwości i chęci zemsty. Tyle negatywów próbujących przejąć przez całe dzieciństwo panowanie nad nią, aż w końcu chyba im się udało. Było jej przykro z powodu tego, że ta Ślizgonka nie miała najwidoczniej nikogo i czuła się niekochana i niekochająca. Kiedy tamta podniosła wzrok szatynka uśmiechnęła się do niej, na co brunetka wytrzeszczyła oczy zdumiona. To sprawiło tylko, że panna Granger wyszczerzyła się jeszcze bardziej, zadowolona z tego, że jest ponad tak wiele rzeczy.
Następny
ranek był z całą pewnością dniem najtrudniejszym, ale wcale nie
mniej szczęśliwym. Całą podróż Hermiona, Ginny i Blaise
przegadali wspominając, żartując, dziękując sobie i ustalając
jak często będą mogli się spotykać w najbliższym czasie. Pociąg
wydawał głośne dźwięki, jadąc po szynach, między dolinami, a
dzieci i nastolatkowie w przedziałach robili jeszcze większy szum,
sprawiając, że ta podróż była unikatowa.
Mimo,
że ten pociąg jeździ co roku z powrotem do KingsCross,
pomyślała starsza była Gryfonka, nigdy nie odbywa takiej samej
podróży. Ludzie starzeją się, zmieniają, kończą kolejny rok
nauki i rozmowy toczą się na odmienne tematy.
Każdy
powrót jest inny i wyjątkowy.
W
połowie drogi, do ich przedziału zawitała Luna, która wyściskała
wszystkich, promieniejąc i paplając bez opamiętania o remisowym
Pucharze Domów, jak to zaczęto go nazywać, o przedstawieniu na
projekcie, gdzie miała zaszczyt być Roweną, matką Heleny, z
której duchem tyle razy rozmawiała, o tym jak Neville świetnie się
bawił i o tym, że razem z nim wybiera się w podróż, szukać
samej siebie.
Zniknęła
jakiś czas przed dojazdem do celu, żegnając się z niemałą
czułością.
Hermiona
z przyjemnością patrzyła jak ta dziwaczna, ekscentryczna
dziewczyna potrafi wnieść gdziekolwiek się pojawi tyle szczęścia.
Rozumiała dlaczego udało jej się roztopić nawet lód spowijający
serce Dracona.
Po
jak zwykle za krótkiej podróży pociąg zatrzymał się na stacji w
Londynie i to na co wszyscy szykowali się przez tak długi czas, w
końcu nastąpiło. Pożegnania.
Dwóm
dziewczynom, które łączyło coś więcej niż zwykła przyjaźń
bagaże pomógł zdjąć chłopak, który w krótkim czasie stał się
kimś innym niż nielubianym chłopakiem ze znienawidzonego domu w
Hogwarcie. Wyszli razem na peron, gdy pociąg już prawie opustoszał,
gdy wszyscy już wybiegli z niego, by przywitać się z rodzicami czy
po prostu jak najszybciej pojechać do domu.
Hermionie
ani trochę się nie śpieszyło.
Po
opuszczeniu ekspresu wtopili się w tłum ludzi, poszukując znajomej
bladej twarzy i nadzwyczajnie jasnych włosów. Gdy już myśleli, że
Malfoy nie przyszedł parę osób odsłoniło widok.
Stał
tam- uśmiechnięty, lekko opalony, zadbany, ale nie przesadnie
wystrojony- jej Draco.
Podbiegła
w jego stronę i rzuciła mu się w ramiona, omal nie wywalając go
na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili podparł się o stojącą
nieopodal ławkę i uniknął upadku. Na chwilę cały świat się
zatrzymał. Patrzyła w jego szare oczy, a on w jej brązowe. Wtedy
wypuścił ją delikatnie z ramion i przywitał się z Blaisem
przyjacielskim uściskiem i poklepywaniem po plecach. Zabini szepnął
mu coś do ucha i pozwolił by Ginny przywitała się też z dawno
niewidzianym przez nich przyjacielem.
Parę
razy powtarzali sobie, że niedługo się zobaczą i zanim
rzeczywiście udało im się rozstać więcej niż jeden raz padło
,, do zobaczenia''.
Kiedy
Blaise i jego ruda dziewczyna, najmłodsza latorośl Weasleyów
powoli zniknęli w tłumie, Draco wyciągnął rękę w stronę
szatynki:
-Gotowa
na nowe życie z Amadeusem Watsonem?
Przybrał
ten swój krzywy uśmiech i podniósł do góry jasną brew,
czekając na jej reakcje.
Po
chwili aportowali się do pięknego apartamentu, skąpanego w beżu i
w barwach szarości, jedynych idealnych kolorach do opisania
całokształtu życia i ludzi. Nic nie jest po prostu czarne czy
białe, są tylko kolory pomiędzy. Nawet biały i czarny może mieć
różne odcienie.
Na
twarzy Hermiony pojawił się szeroki uśmiech, wyraz szczęścia i
wzruszenia. Blondyn złapał ją za rękę i poprowadził ku sypialni
skrytej za drzwiami z jasnego drewna.
Ujrzała
przed sobą ogromne łoże, stojące przy półokrągłym oknie,
zasłoniętym białymi żaluzjami. Wystrój był minimalistyczny, ale
gdy Draco pociągnął ją ku łóżku, po drodze okręcając ją w
tańcu, aż w końcu na nim wylądowali okazało się, że materac
jest bardzo wygodny, jakby stworzony dla nich, dla ich ciał mających
na nim leżeć. Był tak idealnie dopasowany.
Nic
nie mówili.
Hermiona
leżała z głową na torsie swojej jedynej prawdziwej miłości i
wsłuchiwała się w bicie jego serca, bijącego dla niej i może
dzięki niej. Panowała cisza, ale słyszała jak myśli kołują w
głowach ich obojgu, jak zastanawiają się ile mieli szczęścia w
nieszczęściu, że znaleźli siebie. Zastanawiali się czy ich
przypadek jest normalny, właściwy. Dlaczego ktoś tam na górze
nagrodził ich taką nagrodą.
Mogliby
tak spędzić całą wieczność, ciesząc się swoją obecnością.
,,
Jest nam tak cicho, że słyszymy
piosenkę
zaśpiewaną wczoraj:
Ty
pójdziesz górą a ja doliną...
Chociaż
słyszymy- nie wierzymy.
Nasz
uśmiech nie jest maską smutku,
a
dobroć nie jest wyrzeczeniem.
I
nawet więcej niż są warci,
niekochających
żałujemy.
Tacyśmy
zadziwieni sobą,
że
cóż nas bardziej zdziwić może?
Ani
tęcza w nocy,
Ani
motyl na śniegu.
A
kiedy zasypiamy,
w
śnie widzimy rozstanie.
Ale
to dobry sen,
ale
to dobry sen,
bo
się budzimy z niego.''
Wisława
Szymborska ,, Zakochani''
Och szkoda, że to już koniec... :((
OdpowiedzUsuńAle za to świetne zakończenie :)
super wiersz dobrałaś, gdzieś już go chyba czytałam, może na polskim :D
Pozdrawiam
Rycze
OdpowiedzUsuńJak to koniec
I ten wiersz piękny
Historia była niesamowita
Dobrze, że masz drugiego bloga. To mnie chociaż pociesza. :)
Pozdrawiam
Aqua :*
Świetny pomysł połączenia epilogu, z zakończeniem roku szkolnego. Ukazałaś koniec pewnego etapu, tworząc tym samym obietnicę lepszego być może, początku.
OdpowiedzUsuńJak już wspominałam, naprawdę bardzo się rozwinęłaś, z czego jestem naprawdę dumna.
Cieszę się, że dotrwałaś do końca, nie poddając się przy porażkach.
Wykonałaś kawał naprawdę dobrej roboty i mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane czytać Twoje teksty.
Życzę Ci powodzenia i dziękuję.
M.D.
Wreszcie przeczytałam i.... Poryczałam się. Piękne.
OdpowiedzUsuńKoniec roku opisałas tak emocjonalnie... Ale jednak pozostawiłaś nadzieję- coś się kończy, coś zaczyna....
No i niezmiernie jestem wdzięczna, że zakończyłaś Dramione TAK.....
Majstersztyk!
Będzie mi brakować dramione w Twoim wydaniu...
wiesz co ci napisze jestem zdenerwowana ... ale nie na ciebie tylko na innych którzy czytają tego bloga a nie dają komentarzy pod epilogiem .!
OdpowiedzUsuńale co do rozdziału/epilogu
wow ( czyt. łał ) czy tylko ja płaczę bo to już koniec opowiadania
to jest już nawet nie wiem które z kolei opowiadanie jakie czytam o Harrym Poterze raczej o Dramione ale na pewno zawsze będzie ono na 1 miejscu ♥
szkoda że już się skończyło.
To opowiadanie wywierało na mnie emocje. Kiedy się je czytało można było wcielić sie w głównego bohatera bo tak dobrze opisywałaś wszystko ♥
ok już chyba troszkę się rozpisałam więc napiszę tylko jeszcze jeden raz że to opowiadanie jest najlepszym opowiadaniem na świecie♥
I ♥'it
Cudowny epilog!
OdpowiedzUsuńSzkoda że to już koniec :(
ojej :c szkoda, że to koniec, ale był po prostu piękny... nic więcej dodać ...
OdpowiedzUsuńTrafilan tu przypadkiem i nie zaluje. Masz cudownego bloga. Przeczytalam wszystko w ciagu dwoch dni. Na poczatku rozdzialy byly krotkie ale rozkrecilas sie i tego ci gratuluje. Piszesz cudownie. Chetnie przeczytam twojego drugiego bloga.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na miloscDramionr.blogspot.com
pozdrawiam malagwiazdka / Leilah
Bardzo, bardzo się cieszę! Wiem, że pierwsze rozdziały nie były pewnie za bardzo zachęcające, dziękuję ci, ze poświeciłaś 2 dni na czytanie tego opowiadania i dobrnęłaś do epilogu :) To dla mnie wiele znaczy, gdy ktoś docenia moją pracę i uświadamia mi tego typu rzeczy...
Usuń:)
hopelessdream
Blog jak najbardziej super :) swoetna fabula i pomimo, ze czasem nie rozumialam co i kto, to byl naprawde rewelacyjnie czytac to opowiadanie :) kocham cie x
OdpowiedzUsuńProszę o like ↓
OdpowiedzUsuńhttps://m.facebook.com/profile.php?id=1608092202744015&ref=m_notif¬if_t=page_new_likes&actorid=100004064752483
Niesamowite! Strasznie mi się podoba Twoje opowiadanie. Tak pięknie obrazujesz uczucia bohaterów, że nie sposób się nie wciągnać w tę historię ! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w wolnej chwili rzuciłabyś okiem na mojego świeżo powstałego i dopiero kształtującego się bloga i może udzieliłabyś mi paru cennych wskazówek? :)
http://uczuciaprzelanenapapier-dramione.blogspot.com/
Serdecznie pozdrawiam !;)
Skromne, leciutkie, krótkie - w sam raz.
OdpowiedzUsuń