piątek, 14 marca 2014

Rozdział XXXIII- Pomiędzy barami

-Czyli mam to po prostu wypić, stary?- zapytał jasnowłosy chłopak, posyłając zaciekawione spojrzenie w stronę ciemnoskórego przyjaciela.
Tamten skinął głową na pytanie kolegi.
-I zamienisz się w jakiegoś przypadkowego mugola i będziesz mógł spokojnie iść na ten ślub, spotkać się z Granger. Z tego co wiem nie ma żadnego partnera na ten wieczór, więc...
Draco Malfoy uśmiechnął się do siebie, nie potrafiąc skryć satysfakcji i powoli ogarniającej go fali radości i podniecenia. Schował flaszeczkę gęstej substancji, przypominającej szlam, do kieszeni eleganckich spodni.
Ta mała porcja Ulepszonego Eliksiru Wielosokowego była dla niego niczym płynne szczęście, tak rzadkie i cenne jak Felix Felicis.
-Chyba musisz przyznać, że sklep Georga Weasleya okazuje się bardzo pomocnym miejscem. Nie mam pojęcia jak on to zrobił, że udało mu się przedłużyć działanie tego cacka..
Słysząc słowa Blaisa, Malfoyowi zapaliła się jakaś lampka w głowie, migająca niczym ostrzeżenie.
-Ale ile to zdoła działać? Co jeśli będę tańczył i nagle zacznę się transmutować...
-Nie wiem będziesz musiał uciekać. Powinno ci starczyć na trzy, cztery godziny,
Na twarzy blondyna zabłąkało się lekkie zmartwienie połączone z rozczarowaniem i zaczął obracać w dłoniach ampułkę, wpatrując się niczym po hipnozie w poruszającą się pod wpływem ruchu ciecz.
-Korzystaj rozważnie, Draco.- rzucił na pożegnanie brunet, klepiąc kumpla po ramieniu- Zobaczymy się u Weasleyów.
*
,,Drink up, baby, stay up all night
the things you could do, you won't but you might
the potential you'll be, that you''l never see
the promises you'll only make''

Hermiona starała się żyć swoim życiem, choć w rzeczywistości tylko od niego uciekała.
Nie musiała godzinami ślęczeć nad książkami- wiedziała, że starczyłoby codziennie powtórzyć sobie po co najwyżej sześćdziesiąt minut.
Czas, którego nie poświęcała na edukowanie samej siebie, wciąż poświęcała dla innych. Ginny, Zabiniego- kto tylko poprosił o pomoc, otrzymywał ją od Panny-Wiem-To-Wszystko.
W końcu taka była jej reputacja, los, jej prawdziwe ja...
Czemu miałaby udawać, że jest inaczej?
Zresztą czy kogoś by nabrała?
Raczej nie.
Z szarości codzienności wyrywała dziewczynę myśl o zbliżającym się ślubie. Gdy w jej głowie pojawiał się obraz, nadchodzącej uroczystości widziała mnóstwo kolorów; niesamowicie ostrych i żywych, tak wyraźnych jakby nie były jedynie wytworem jej dziwacznej wyobraźni. Jednak ich egzystencja, ich odcień nie sprawiał, że automatycznie były one pozytywne i miłe. Oczywiste było, że bała się zobaczyć po raz kolejny Weasleya, a szczególnie w towarzystwie jego narzeczonej, której będzie miał zamiar tamtej nocy powiedzieć upragnione ,,tak''. Nigdy nie podejrzewała, że Ron się tak zachowa w stosunku do niej, zerwie z nią przez głupi list, bez żadnego przepraszam. Ale rudzielec zawsze był mało taktowny. Może nie da się na siłę zmienić ludzi? Może w jakiś sposób każdy znajduje swoje szczęście, gdy zaczyna być sobą?
A co jeśli nigdy nie znała Rona?
A Vanessa tak, mimo że spotkała go o wiele później niż ona?
Te zastanowienia wprawiały ją w niesamowicie melancholijny nastrój.
Wiedziała jednak, że musi mu pokazać, że jest w stanie być ponadto i stanąć z nim w twarzą w twarz, być obecną na ślubie swojego dawnego przyjaciela, z którego powinna być dumna.
Poza tym i tak nic do niego nie czuła. Niestety między ich dwójką kiedyś coś zaszło i wiedziała, że nawet jeśli oboje się z siebie wyleczyli nic nie będzie tak jak dawniej.
Ginny natomiast mimo małej ilości snu była w świetnym humorze. Latała od treningów Quiditcha do biblioteki, potem na spotkanie z Zabinim, aż w końcu wracała do dormitorium paplając o kreacji na zbliżającą się imprezę jej rodziny. Wesele miało podobno wyglądać jak to Fleur i Billa.
Hermiona nie była pewna czy ta informacja była dla niej pozytywna czy negatywna. Z tamtym ślubem, wiązały się pewne nieprzyjemne wspomnienia, ale związek tamtej dwójki był niemal idealny, co może jednak wróżyło dość dobrze?
Pewnego popołudnia, gdy ślęczała z Weasleyówną nad książkami zjawił się przy nich chłopak rudowłosej, zapewniając, że załatwił dla Granger partnera. Lekko się zarumieniła na myśl, że zajęty Ślizgon musi ją swatać ze swoimi kolegami, bo ona nie ma do takich rzeczy głowy. Zapewnił, że nie będzie zawiedziona jego postawą i będą się razem świetnie bawić. Oświadczył, że chłopakowi się trochę śpieszy, więc będzie obecny tylko przez parę godzin.
Sama Gryfonka nie planowała i tak zostać do późna, więc tylko wzruszyła ramionami i podziękowała Zabiniemu, wracając do lektury, mimo że literki zaczynały rozmazywać się jej przed oczami i układać w nieznane dziewczynie wzory, nękające jej umysł.
W weekend przed weselem Ginny wyciągnęła ją na zakupy, uprzednio prosząc o zgodę Dyrektorki.
Kiedy rudowłosa przeciągnęła ją po co najmniej dwudziestu sklepach z kreacjami na miarę od czarodziejskich krawcowych, Hermiona wyszła z propozycją by wybrały się do zwyczajnego, mugolskiego centrum handlowego. Weasley na początku popatrzyła sceptycznie na przyjaciółkę, ale sama równie zrezygnowana jak brązowowłosa w końcu przystała na jej propozycję.
Hermiona mimo zmęczenia oglądaniem ciuchów, do których nie przywiązywała jakiejś ogromnej wagi odnajdywała widok jej młodszej przyjaciółki wśród świata przecen i zakupowego szaleństwa zabawnym. W końcu była chłopczycą, grającą w Quiditcha, wychowaną wśród samych braci..a i tak lepiej radziła sobie podczas poszukiwań kreacji niż ona.
Po długim czasie wyszły z galerii z naręczami toreb, nie potrafiąc odmówić lekko namolnym asystentom w sklepach, szepczącym o dostępnych aktualnie okazjach.
Może było to trochę egoistyczne i głupie z jej strony, ale chciałaby by stan majątkowy jej koleżanki się nie powiększył. Tak samo jak jej. Dzięki temu nikt nie mógłby namówić dwójki Gryfonek do zakupu tak wielu ładnych łachmanów i gratów.
Granger spojrzała się na torby Weasley- miała ich jeszcze więcej niż brązowowłosa.
Zdała sobie sprawę, że jeśli ktoś zyskuje możliwości, tak nagle jak ona; łatwo może przeholować.
Wszystko z czasem się zmieniło, a ona odnajdywała trudnym pogodzenie się z nową sytuacją. Po tym jak przeżyła tak wiele za czasów Voldemorta, zaczynała dostrzegać jak wiele rzeczy dawniej postrzegała w inny sposób. I ludzi.
Brak wiary w swoje przekonania o bliskich powoli tak męczyły Granger, że nie zdziwiłaby się, gdyby nagle zrobiła się przez nie zbyt wyczerpana i smutna by chodzić. Ciekawe jakby zareagowali przechodnie na widok młodej dziewczyny czołgającej się po ziemi jak w wojsku, a raczej jakby uciekła z zakłady psychiatrycznego.
Kiedy w końcu aportowały się na stację w Hogsmede, padała z nóg. Lekki wiatr wiał, niszcząc ich fryzury. Pogoda ostatnio zrobiła się bardzo ładna, ale i tak nie wiele korzystały z tego przywileju, ze względu na brak czasu.
Długi spacer nie był końcem przygód. Bo gdy dotarły do Hogwartu i jedynym o czym Hermiona marzyła po rzuceniu się na swoje łóżko był głęboki sen, do dormitorium wpadła Parvati, która zaczęła nawijać o czymś z czego ona mimo swego wysokiego ilorazu inteligencji nie zrozumiała ani słowa.
Po raz pierwszy miała ochotę rzucić w człowieka czymś co znajdzie pod ręką.
W wyniku frustracji, przepracowania, zmęczenia i głęboko skrywanych samotności i tęsknoty za Draconem, Hermiona Granger odczuła pierwsze instynkty sadysty i spiskowca.


Dziewczyna średniego wzrostu o długich brązowych włosach, kręcących się falami po łopatkach stała przy barku, pijąc białe wino z kieliszka. Jej jasna kreacja, podkreślająca idealnie figurę mieniła się w słońcu, niczym w filmie. Odwróciła wzrok. Krzesła były ozdobione obrusami i wstążkami, a przed nimi stał łuk przyozdobiony kwiatami. Cały ogród wyglądał jakby ktoś nagle tchnął w niego życie. Mnóstwo róż i drzew zaczęło się odradzać, dodając trochę uroku tej całej sytuacji. Po chwili goście zasłonili jej widok, siadając na miejsca. Widząc to Granger odłożyła kieliszek, dziękując barmanowi i usiadła jak najbardziej z tyłu jak się dało. Wkrótce obok niej pojawili się Ginny i Zabini- oboje bardzo eleganccy i szczęśliwi. We włosach rudej powpinane były wsuwki z małymi perełkami, a jej sukienka na ramiączka była w pastelowo-różowym odcieniu. Garnitur Blaisa był czarny, dopasowany i drogi. Przy szyi miał muszkę. czuła jego ostre, męskie perfumy. Oboje wyglądali świetnie.
Usiedli obok niej nim ceremonia się zaczęła. Jej oczekiwany ,,partner'' najwidoczniej nie zamierzał towarzyszyć jej podczas ceremonii ślubu i o dziwo nie miała mu tego za złe. Sama jakby mogła zerwała by się stamtąd.
W zasięgu wzroku Gryfonki pojawiła się sylwetka mężczyzny, który dał jej wiele, ale też bardzo dużo zabrał. Ronald Weasley u boku swojej narzeczonej, przyszłej żony. Nie, nie Hermiony, Vanessy.
Kobieta była śliczna. Musiała to przyznać. Włosy miała brązowe, ale o wiele ciemniejsze od Granger. Oczy miała zielone i przyciągające wzrok. Twarz ostro zarysowaną i ładną. Jej sylwetka była chuda, ale w odpowiednich miejscach uwypuklona lub wcięta co nadawało jej atrakcyjności, którą nie wzgardziłby żaden mężczyzna. Na pewno nie tak sławny jak Ronald.
Sprowadzony ksiądz zaczął coś mówić, a ona czuła się tak dziwne, patrząc na coś co kiedyś mogłoby zniszczyć jej mały świat, sprawić, że rozpadła by się na drobne kawałeczki; nie czując zupełnie nic.
Dla niej to był po prostu film, który za parę minut dobiegnie końca. Wszystko pójdzie według planu, nic nie wybiegnie spoza scenariusza.
Marzenie.
Bajka.
Jedna taka chwila w życiu.
Dwa pytania.
-Czy pragniesz poślubić tę kobietę?
-Czy pragniesz wyjść za tego mężczyznę?
Dwie odpowiedzi.
-Tak.- powiedział Ron.
-Tak.- odrzekła kobieta, przeciągle wzdychając i wpadając w jego objęcia niczym człowiek w objęcia Morfeusza; słodkie, spokojne i bezpieczne.
*
,,drink up with me now and forget all about the preassure of days
do what i say and I'll make you okay and drive them away
the images stuck in your head''

Ciemnowłosy chłopak o dobrze rozbudowanej sylwetce i ciemnych jak węgiel oczach stał przed bramą, prowadzącą do ogrodu rodziny Weasley i wpatrywał się w znak z napisem ,,Nora''.
Z dala mógł zobaczyć duży, biały namiot, w którym ludzie bawili się, pili i świętowali.
Ślub się skończył i rozpoczęło się oczekiwane wesele. Między setką nieznaczących dla niego wiele twarzy, znajdowało się jedno drobne, upstrzone piegami oblicze. Mógł ją nareszcie zobaczyć. Zastanawiał się czy powinien jej zdradzić tajemnicę. Że jego wygląd jest tylko chwilowy. Że tak naprawdę jest Draconem Malfoyem i kocha ją tak jak nie powinno się kochać byłego wroga.
A może powinien potraktować to spotkanie jako ostatnie pożegnanie?
Miał nadzieję, że patrząc na nią, wirując z nią w tańcu będzie w stanie zapamiętać ją na resztę swojego życia. Bał się jednak, że kiedy będzie trzymał ją w swoich ramionach, już nie będzie potrafił jej puścić. Przywróciła jego życiu jakiś sens. Może dziwaczny, zważywszy na to w jakiej sytuacji się znajdowali...
Jego myśli wbiegły na inne tory. Ginny i Blaise. Nigdy by się nie spodziewał, że jego kolega znajdzie w sobie tyle odwagi. Nie obawiał się Pansy, tak jak on. Ale też nigdy nie miał z nią tyle wspólnego co blondyn...
Draco nie był ślepy. Widział, że Parkinson się na nim odgrywa, bo dał jej kosza. Nie rozumiał czemu nie mogła się wreszcie z tym pogodzić i zacząć żyć własnym życiem, nie utrudniać go jemu i jego bliskim. Kiedyś, przed tym jak zwariowała uważał ją przecież za dobrą koleżankę.
Z otchłani jego własnego umysłu wyrwał go dźwięk jakiejś wyjątkowo skocznej piosenki.
Przeszedł przez odnowioną bramę i skierował się w stronę namiotu, czując, jak narasta w nim fala podniecenia, ale i głęboko skrywanego strachu.
Z każdym krokiem głośność muzyki się zwiększała. Kiedy wszedł między tłum gości, parę kobiet zwróciło głowę w jego stronę. Usłyszał obok siebie głos jakiejś rudej kobiety, pytającej o to czy by z nią nie zatańczył. Jakby nie nalegała, jakby nie pragnęła jego uwagi, nie chciał z nią rozmawiać.
W głowie Ślizgona wirowała tylko jedna postać.
Nie było w niej nawet Blaisa ani Ginny.
Nie było pieprzonego Wieprzleja.
Tylko ona.
Granger. Granger. Granger.
I wtedy ją zobaczył. Jak zwykle olśniewającą i niewinną. Niepozorną, a wspaniałą. Delikatną, a silną. Nieśmiałą, a odważną.
Rozmawiającą z Weasleyem.
Wyglądali jak podarty obrazek, który próbowali skleić, ale kawałki nie chciały już pasować. Widać było, że życzą sobie nawzajem jak najlepiej, pytają się co u nich, ale nie było w tym nici porozumienia, ciepła, nie posiadali już kluczy do swoich serc. Zgubili je w wirze codziennych spraw, problemów, sprzecznych uczuć i zmian.
Zmienili się.
Jak wszyscy.
-Z nikim nie przyszłaś? Pewnie cała szkoła by chciała z tobą pójść na imprezę, Hermiono. Jesteś sławna- powiedział Ron, starając się podtrzymać rozmowę.
-Właściwie..- zaczęła dziewczyna, ale nie zdążyła dokończyć, bo Draco podszedł do niej, kładąc swoja dłoń na jej drobnym ramieniu, lekko pokrytym pieprzykami.
-Och, chyba już jest- powiedziała trochę przekornie, uśmiechając się raz po raz ku niemu lub ku Weasleyowi.
-Czy mogę wiedzieć jak się nazywa twój...towarzysz?- spytał poddenerwowany Ron, wyciągając dłoń w stronę szatyna, który przed nim stał.
-Amadeus Watson- Ach tak, Malfoy z całą pewnością nie był prostym człowiekiem- nie ważne, że był w ciele przypadkowego mugola, musiał wymyślić imię pasujące arystokracie.
-Miło mi.
Z całą pewnością- pomyślał Ślizgon, oddalając się wraz z Granger od rudzielca.
Położyła niepewnie dłoń na jego ramieniu, a on poprawił ją, sugerując by ścisnęła pewniej.
-Amadeus. Ciekawe imię.- odezwała się, patrząc na niego brązowymi ślepiami, widział w nich błysk wrodzonego zainteresowania.
-To samo mógłbym powiedzieć o twoim- odrzekł krótko, okręcając ją wokół jej własnej osi.
Wylądowała w jego silnych ramionach, a na jej twarzy wykwitł widoczny rumieniec.
Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale mogłaby uznać to za niegrzeczne.
-Chyba mnie się nie boisz?- zapytał, przybierając ten typowy dla niego uśmieszek, zupełnie inaczej wyglądający na ustach obcego mężczyzny.
-Co ty. Jesteś znajomym Blaisa. Ale cię nie znam. Może powiesz mi coś o sobie.
Zaśmiał się krótko, kołysząc ją w tańcu.
-Jestem zwyczajnym chłopakiem, który poszukuję szczęścia w tym zagmatwanym świecie- niby zmyślał, a czuł, że te słowa wypłynęły prosto z ciemnego serca Dracona.
- To kolejna rzecz, która nas łączy, Amadeuszu- rzuciła.
Rozmawiali. Długo. Jakby byli sobie zupełnie obcy. Poznawali się od nowa, jak gdyby byli w innym wcieleniu i przez przypadek spotkali się po raz kolejny.
-Może pójdziemy coś wypić?- zaproponował, gdy się zmęczyli, a ścisk na parkiecie zaczął im poważnie doskwierać.
Skinęła głową i skierowali się do barku samoobsługowego.
Ślizgon nalał do szklanek trochę whiskey, pamiętając o tym, że musi zachować dla niej umiar. Dla niej. Dla siebie. By mógł zapamiętać w pełni ten wieczór. I Hermionę.
-Wiesz, miło czasem się tak oderwać od rzeczywistości. Wszystko wydaje się baśnią, która dobiega końca, z każdą minutą zabawy. Wrócimy potem do swoich żyć, do słodko-gorzkich elementów puzzli składających się na naszą egzystencję.- zaczęła mówić, a z jej głosu można było wyczytać zatrważającą nutę smutku.
Poczuł, że ciarki przechodzą mu po plecach, mimo że był rozgrzany po tańcu.
Oparł się o blat naprzeciwko niej i zauważył, że przez chwilę zapatrzyła się w jego oczy.
Tak bardzo by chciał by mogła zobaczyć w nich te prawdziwe, stalowe tęczówki, które odzwierciedlały jego duszę.
-Zapomnij o tym, że czas leci. Ważna jest ta chwila. Spraw by była słodka i niezapomniana. Zostaw gorzki smak z tyłu umysłu i baw się, głupia.- odpowiedział, wymawiając ostatnie słowo frywolnie, jakby było pieszczotliwe.
Dolał jej bursztynowego płynu do szklanki automatycznie; chyba weszło już mu to w nawyk.
Wypiła duszkiem z zamkniętymi oczami co porządnie go zaskoczyło.
-Pieprzyć to wszystko. Młoda jestem, nie?
Uśmiech wykwitł na ustach chłopaka, gdy wziął łyka alkoholu.
-Nareszcie gadasz z sensem.

,,people you've been before that you don't want around anymore
that push and shove and won't bed to your will
I'll keep them still''
*


,,drink up, baby, look at the stars
I'll kiss you again between the bars where I'm seeing you
there with you're hands in the air
waiting to finally be caught

drink up one more time and I'll make you mine
keep you apart deep in my heart separate from the rest
where I like you the best and keep the things you forgot''

Wypili jeszcze trochę, tańczyli póki nogi nie bolały ich tak, że nie mogli już dalej tego robić. Hermiona zdjęła obcasy, wycierając dłonią spocone czoło. Brunet wziął ją pod rękę.
Wiedział, że jego czas z tą dziewczyną dobiega końca.
Marne trzy godziny.
Spraw, Draco by były piękne- myślał.
Coś pchało ich do siebie i Malfoy wiedział co, ale dziewczyna nie. Jednak może przez alkohol, może przed doskwierającą obojgu samotność ich usta spotkały się na moment tak szybko odrywając się od siebie jak prędko fala obmywa brzeg i wraca do morza.
Wyszli do ogrodu. Zimne powietrze smagało ich twarze, dodając tej sytuacji przyziemności.
Gwiazdy lśniły na niebie, tworząc konstelacje nie zbadane przez astronomów. Chciał wierzyć, że sklepienie nad nimi jest tylko dla ich dwójki, jedyne w swoim rodzaju.
Taka noc nie mogła się powtórzyć.
Usiadła na ziemi, patrząc się w dal.
Wzrok miała spokojny jak ocean.
Jego musiał wyglądać jak huragan.
Instynktownie przysiadł obok niej. Jej rysy twarzy, malowały mu się przed oczami jak najwspanialszy obraz. Nie chciał. Nie chciał jej więcej nie zobaczyć.
Ile czasu mu zostało do zmiany w Dracona?
Ile czasu do odkrycia przez niej prawdy?
Nie mogła.
Nie mogła się jej dowiedzieć.
Zaczęli się całować, nieświadomi kto zaczął pierwszy. Czuł jakby tonął i był z tego zadowolony.
,,Może jestem popaprana, ale pocieszające jest to, że ty też.''
Słowa Hermiony były dla niego piękną sentencją.
Nagle, zupełnie niespodziewanie zaczął czuć dziwny ból rozchodzący się po jego całym ciele; od nóg aż po głowę. Znajome uczucie. Musiał przerwać to. Musiał uciekać. Zanim się dowie.
Nie potrafił. Nie mógł. Ona była tak blisko.
Czuł swoje znajome dłonie; duże i podłużne. Gubił mięśnie na rzecz chudej aczkolwiek silnej sylwetki. Powoli, ale dla niego za szybko. Granger wciąż miała zamknięte oczy.
W końcu zmianie uległa jego twarz, a wraz z nimi całowane przez szatynkę usta.
Chwilę zajęło jej zauważenie tej zmiany. Skonsternowana patrzyła na blondyna chwilę, zamroczona nie mogła sobie przypomnieć skąd go zna.
Ale rozpoznała. Nie wiadomo jak bardzo.
Popchnęła go.
- To ty! Oszuście! Tego chciałeś? Tylko tyle? Nie zależy ci wcale na mnie..- wpadła w obłęd, krzyczała.
Pojedyncza łza spłynęła po jej bladym policzku, rozmazując tusz do rzęs.
A on uciekł. Zostawił ją. Pół świadomą tego co robi, pół świadomą. Skołowaną trucizną, która wyniszczała jego. A on działał na nią, tak samo jak alkohol na niego.
Niszczył ją.
---------------------------------------------------------------------------------------------------Nareszcie! Wracam z kolejnym rozdziałem. Troszkę dziwnym, ale mam nadzieję, że atmosfera podpasowała wam :p. Piosenka użyta do rozdziału: http://www.youtube.com/watch?v=hPD-a1FjUtU
Błagam, błagam komentujcie! To bardzo ważne, bym znała waszą opinie. Dziękuję wszystkim, którzy to robią.

5 komentarzy:

  1. Kolejny cudny rozdzial <3 kocham to. Atmosfera w nim bardzo mi spasowala + piosenka :) Chce juz next.
    Pozdrawiam
    Aqua
    zapraszam na 10 rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie wymyśliłaś to, by Draco mógł towarzyszyć Hermionie na balu, ale rzeczywiście- oj, niepotrzebnie się piło, %% wrogiem Ślizgona!
    Żal mi tego, jak czuje się Hermioka, niczym sobie na to nie zasłużyła. No, ale zazwyczaj ci niewinni obrywają...
    Śliczny, depresyjny rozdział.
    Zapraszam na miniaturkę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :)
    Nie mogę doczekać się następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z poprzednikami :) Świetnie go napisałaś i jeszcze ta atmosfera z piosenką - po prostu idealnie :D
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam dreszcze. Ten rozdział, w połączeniu z piosenką, która właśnie leci w tle... cudo. Świetnie to przedstawiłaś. To uczucie, ta rozpacz... szkoda tylko, że męczą się z tak błahego, łatwego do rozwiązania problemu..
    No nic. Czekam na kolejny i proszę o dalsze informowanie :)

    OdpowiedzUsuń