wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział XXXI- Za maskami, bez masek


Nadszedł dzień równocześnie kochany przez ludzi jak i nienawidzony.
Walentynki.
Święto zakochanych i psychicznie chorych.
Na twarz Hermiony wypłynął dziwaczny uśmiech, gdy ta myśl pojawiła się w jej głowie tuż po przebudzeniu. Zwlekła się powoli z łóżka i biorąc po drodze jakieś bardziej eleganckie ciuchy, skierowała się do łazienki. Zanim postanowiła wziąć kąpiel, zerknęła w stronę lustra.
Mimo wczesnej pory dziewczyna dosłownie promieniała. Każda część jej twarzy zdawała się informować ,, ta Gryfonka jest niezmiernie szczęśliwa''.
Wciąż nie potrafiła zrozumieć jak w taki sposób mógł działać na nią TEN Malfoy..
Zapomniała o całym strachu związanym z Pansy, chociaż wiedziała, że w poniedziałek zobaczą się na lekcji. Musiała jej po prostu unikać. Przy nauczycielach nie mogła przecież nic zrobić!
Powoli zdawała sobie sprawę, że takie jej zachowanie jest spowodowane zauroczeniem.
Zastanawiała się czemu w inny sposób reagowała zawsze na obecność Rona.
Może była na tyle głupia, że nie zorientowała się, że między nią a rudzielcem wcale nie było niczego więcej?
Podczas porannego prysznica, próbowała uspokoić nieco myśli przed dniem,, który ją czekał.
Spodziewała się jakichś starań ze strony Ślizgona, podobnie jak większość plotkarskiej części Hogwartu...
Kiedy ona i Malfoy pojawiali się chociażby w jednym pomieszczeniu rozlegały się ciekawskie szepty, a czasami do uszu Hermiony dolatywały niekulturalne obelgi skierowane w jej stronę.
Puszczała je mimo uszu, jak to robiła ze słowem ,,szlama'' przez poprzednie lata.
Miała gdzieś co oni sądzą.
Powinni chcieć dla niej jak najlepiej, tyle zrobiła dla świata czarodziei, a oni...
śmią ją oceniać?
Nie rozumiejąc ani jej sytuacji ani Dracona?
Wytarła szybko swoje ciało i nałożyła na siebie podkoszulek, ładny pastelowy sweter i szarawe dżinsy. Do tego odnalazła swoje zimowe buty, musnęła tuszem rzęsy i wyszła z dormitorium, wiedząc, że Ginevra już czmychnęła by spotkać się z Blaisem.
Od razu, gdy pojawiła się w Pokoju Wspólnym jej oczom ukazało się parę zakochanych par, a także grupek szydzących z całego tego święta. Zauważyła, że parę osób odwróciło się w jej stronę, gdy przechodziła obok nich, ale nie odważyli się odezwać ani słowem,
Dotarła do Wielkiej Sali trochę przed tym, gdy wszyscy zdążyli się tam zejść.
Mimo wszystko nie była sama. Ginny i Zabiniego jednak nigdzie nie było. Wzrok panny Granger pośpiesznie powędrował w stronę stołu Slytherinu i jej ciemne tęczówki spotkały stalowo-szare Dracona. Chłopak mrugnął do niej nieznacznie i wtedy przez drzwi wpłynął tłum uczniów w różnym wieku, uniemożliwiając jej podejście i porozmawianie z Malfoyem. Lekko zawiedziona klapnęła na swoje miejsce i poczęła jeść jajecznice. Rozejrzała się po sali. Z sufitu sypały się różowe konfetti, wokół niej latały ptaszki tego samego koloru i wszędzie było mnóstwo małych, a także gigantycznych serc.
Skarciła się w myślach za tak wielką dekoncentracje, że wcześniej nawet nie zauważyła tego wszystkiego.
Kiedy popijała jedzenie, Malfoy po drugiej stronie sali próbował otrzepać swoją czarną, drogą marynarkę z tandetnych ozdób, co sprawiło, że prawie zalała się napojem. Blondyn pochwycił jej spojrzenie i kącik jego ust uniósł się nieznacznie, tak, że nikt inny z pewnością tego nie zauważył.
Ślizgon wstał z miejsca i wyszedł z sali.
Tak nagle.
Hermiona zastanawiała się czy chociaż na nią czeka albo czy po śniadaniu ją odnajdzie.
Chciała wierzyć, że naprawdę mu zależy.
Wtedy znikąd pojawiła się mała sówka, zostawiając na jej kolanach malutki liścik i znikając tak szybko jakby nigdy się nie pojawiła.
Podniosła kopertę i delikatnie ją rozdarła.
Jej wzrok przesuwał się szybko po treści listu. Czuła jak zalewa ją fala nieznośnego, przyjemnego ciepła...

Spotkaj się ze mną dzisiaj na balu maskowym w Hogsmeade. Odbędzie się w nowym lokalu. Na pewno do niego trafisz. Po drodze jest mnóstwo strzałek nawigujących i reklam imprezy. Będę czekał na ciebie przy barku, ubrany w ciemny garnitur.
Nie zapomnij poinformować dyrektorki, jeśli masz zamiar opuścić Hogwart w ten wieczór.
Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie swoją obecnością, Hermiono Granger i przyjmiesz moje zaproszenie.
Twój sekretny wielbiciel

Po przeczytaniu listu pośpiesznie złożyła go i schowała do kieszeni, wciąż mając w głowie elegancki krój pisma i brak inicjałów w podpisie. Miała nadzieję, że dostała go od tego wrednego, przemądrzałego blondyna. Tak właściwie to od kogo innego mogłaby go otrzymać?
Gdzieś w zakamarkach jej umysłu siedziała pierwsza obawa od paru dni: że może ktoś robi jej kawał.
Ona będzie żywić sobie nadzieję, a potem jak zwykle się zawiedzie.
Chcąc pozbyć się tych pesymistycznych myśli wyszła z sali i skierowała się do dormitorium Gryfonek. Przeszukała całą zawartość swojego kufra, klnąc na siebie pod nosem za te nadmierne starania dotyczące jej wyglądu. Kiedy już miała się poddać i załamać, na dnie zauważyła kawałek materiału. Kiedy za niego pociągnęła przed jej oczami pojawiła się piękna sukienka od rodziców, której nigdy jeszcze nie założyła.
- Idealna-pomyślała, patrząc na czarną, lśniącą kreację.
*
Dwoje nastolatków wylegiwało się przez cały wieczór na wygodnej szmaragdowej kanapie w Pokoju Życzeń, wsłuchując się w rytm wybijany przez ich serca i cichutki dźwięk palonego drewna w kominku. Nagle ciemnoskóry chłopak sięgnął po dwa kieliszki czerwonego wina, podając jeden swojej towarzyszce.
-Wiesz jak oczarować kobiety- podsumowała rudowłosa, upijając łyk alkoholu.
Na te słowa wstał, delikatnie odsuwając od siebie Ginny i skierował się w stronę jakiegoś dużego urządzenia stojącego pod ciemną ścianą.
-Gramofon- rozpoznała przedmiot dziewczyna- Hermiona mi o nim opowiadała. Ale skąd ty..
Chłopak włączył jedną z płyt leżących nieopodal i gdy muzyka poczęła cicho grać odwrócił głowę w jej stronę. Dźwięk płynący z gramofonu był spokojny, kojący dla ciała i umysłu. W oczach Blaisa pojawił się tajemniczy błysk, który bez problemu zauważyła w świetle, promieniującym od ognia.
-Skąd wiem, że coś takiego w ogóle istnieje? Miałaś racje co do mnie. Wtedy w szóstej klasie. Że tylko udaję, że status krwi coś mnie obchodzi, to całe bezsensowne zamieszanie... Wziąłem w tajemnicy przed matką parę lekcji mugoloznawstwa...
Brunet napił się ponownie ze swego prawie już pustego kieliszka i zobaczywszy na poły zaciekawioną na poły zdziwioną minę Weasley, dodał ciszej, wpatrując się w stary dywan pokrywający podłogę.
-Chciałem wiedzieć czego ona tak nienawidzi.
Delikatnie zmarszczył nos na wzmiankę o poglądach Pani Zabini
Rudowłosa zaszła go od tyłu i objęła rękoma jego silne ramiona.
-Cieszę się, że cie mam- powiedziała, zaczynając kołysać się do rytmu.
W końcu Ślizgon okręcił ją wokół jej własnej osi, tak, że znaleźli się milimetry od siebie.
-Nie zostawisz mnie, prawda?- jej głos był jak szum w tle grającej piosenki.
Delikatne skinienie głową.
Jego usta powoli dotykające jej.
Ręka chłopaka wędrująca po jej talii....
Ogień palący ich oboje od środka.
Potrzeba, ale i obawa zbliżenia.
Tym bliżej siebie się znajdowali tym ich myśli zdawały się coraz szybciej ulatniać, rozmazywać.
A wraz z nimi wystrój Pokoju Życzeń...
*
Wysoki blondyn stał przy barku, popijając bursztynowy alkohol z eleganckiej szklanki. Obok niego siedziało wiele par, uśmiechających się do siebie, rozmawiających o sprawach błahych, przyjemnych, beztroskich. Flirtujących i czarujących siebie nawzajem, bez względu ile się znali czy spotykali. Chłopak mógł także dostrzec ludzi samotnie sączących tanie piwo lub wódkę. Ku swojemu niezadowoleniu potrafił w ich ściągniętych rysach twarzy, ich szklistych oczach zauważyć swoje odbicie. Czując jak Ognista Whiskey zaczyna penetrować, ocieplać jego ciało, wnętrzności, niemal gwałtownie odstawił naczynie na blat.
Nie mógł wypić ani łyka więcej. Czekał na dziewczynę. I chciał pamiętać z tego wieczoru wszystko, nawet jeśli oznaczałoby to słodko-gorzkie wspomnienia jej ust, twarzy, dotyku...
Rozejrzał się po pomieszczeniu.
Było zasłane tajemniczą, przepiękną ciemnością. Ten półmrok dodawał lokalowi niesamowitości. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu były małe lampki na ścianach i porozstawiane gdzieniegdzie staromodne świeczki. Z tłumu tańczących ludzi, kołyszących się w takt muzyki wyłoniła się ona.
Kolejna iskierka w panującej ciemności.
Olśniewała swoim wyglądem.
Jej figura była podkreślona ciemną, długą, mieniącą się suknią. Arystokrata mógł dostrzec wszystkie zalety jej figury- zgrabne nogi, chude, odsłonięte ramiona. Jego wzrok przeniósł się na twarz, pięknie podkreśloną makijażem, włosy zebrane w koka. Zanim zdążył nadziwić się tym jak z niepozornej kujonki i szarej myszki wyrosła na atrakcyjną kobietę, przywdziała maskę zdobioną niczym z Wenecji.
Zanim zdążyła go zauważyć zrobił to samo co ona, opierając się zawadiacko o bar.
Widział jak szatynka próbuje pośród nic niemówiących jej postaci, wyłapać kogoś znajomego- o znanym chodzie, ubiorze, budowie...
Trochę niepewna podeszła do baru i poprosiła o drinka. Kelner obdarzył ją przymilnym spojrzeniem, co sprawiło, że Ślizgon czując lekką zazdrość i zniecierpliwienie, położył dłoń na jej bladym ramieniu.
Na jej twarzy wymalowało się chwilowe zamyślenie a potem radość.
Dłoń Hermiony splotła się z dłoniom chłopaka. Poczuł jak ciepło jej ciała daje się jemu we znaki.
Jak dżentelmen poprowadził ją na parkiet, a w jego głowie pojawiło się wspomnienie sylwestra.
Kiedy w tańcu przyciągnął ją do siebie nagle przestał pamiętać o tym, że na sali jest tłoczno, że ludzie niemal depczą sobie po piętach.
Czuł tylko ją i uczucie, którym ją darzył.
Wirowali w swoich objęciach, aż w ich głowach wszystko zaczynało się kręcić.
W pewnym momencie nawet muzyka zdawała się cichsza, jedynie szepcąca im jak mają się poruszać.
Jego usta znaczyły drogę po jej szyi, a nogi wystukiwały rytm o podłogę.
- Wesołych walentynek, Hermiono- wyszeptał, niedaleko jej ucha.
Ku zdziwieniu Dracona dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i trwała w milczeniu.
Jego zmysły wyczuły słodki zapach perfum i szamponu do włosów.
Zastanawiał się czy tak naprawdę był zdolny dać komuś takiemu jak ona prawdziwe szczęście. Chciałby być dla niej ostoją spokoju, bezpieczeństwa.
Miał nadzieję, że był do tego zdolny. Nie miał pojęcia jednak jak bardzo mógł się mylić...
*
Z imprezy wracali późną nocą, gdy gwiazdy migotały na granatowym niebie. Hermiona miała na sobie płaszcz, który wcześniej zostawiła w szatni lokalu, w którym trwała zabawa, ale blondyn mimo wszystko mocno obejmował ją jednym ramieniem. Maski zostawili przy barku, chcąc widzieć już swoje twarze. Z każdym krokiem zbliżali się do rozstania i zakończenia zabawy. Hermiona pragnęła spędzić z chłopakiem jeszcze mnóstwo czasu. Stanowczo naoglądała się za dużo komedii romantycznych, bo w jej głowie wciąż majaczyła wizja za chwilę spadającego nieskazitelnie białego śniegu lub co mniej możliwe o tej porze roku deszczu. Chciała by ją przyciągnął i pocałował na dobranoc.
Ona wtedy obdarzyłaby go jednym z tych chichotów i  ślicznych uśmiechów, słanych przez gwiazdy filmowe. Do czego to doszło, że w taki sposób się przy nim czuła....
- Coś nie tak?- źle zinterpretował jej milczenie, gdy doszli do drzwi wejściowych Hogwartu.
Pokręciła szybko głową i powiedziała:
-Wszystko jak najlepiej. Znów dzięki panu, panie Malfoy.
-Z chęcią służyłem pomocom takiej zniewalającej kobiecie, panno Granger.
Wziął jej rękę i złożył na niej krótki pocałunek. Zaśmiała się cichutko.
Udało się!
Zakręcił ją i zanucił jakąś melodię.
Nagle wziął ją na ręce i przeniósł przez próg, wniósł po ruchomych schodach.
Na odchodne ucałował ją w kącik ust i wyszeptał, sprawiając, że Hermione zalała fala rozkoszy.
-Słodkich snów, Panno-Wiem-To-Wszystko.
Obserwowała jak jego chuda sylwetka znika z jej punktu widzenia, kierując się na dół, do lochów. Do najciemniejszego, najbardziej tajemniczego domu z wszystkich czterech.
Oparła się o balustradę przeciągle wzdychając i dziwiąc się sama sobie czemu.
Odepchnęła się od niej delikatnie i poczęła się kierować w stronę Wieży Gryffindoru.
Z zamętu w jaki wprawił jej myśli pewien tajemniczy arystokrata wyrwał ją odgłos cichych kroków, których głośność z każdą sekundą stawała się coraz wyższa. Na jej twarz wkradł się szeroki uśmiech i już miała zamiar coś powiedzieć, spodziewając się, że to Draco zapomniał jej coś powiedzieć, ale zamilkła gdy poczuła ukłucie w szyję różdżką i zobaczyła przed sobą bardzo dobrze znaną jej dziewczęcą twarz.
-Czy moje ostrzeżenia do ciebie nie dotarły?- warknęła, wbijając patyk jeszcze głębiej w jej skórę.
Pisnęła z bólu, mimo że powstrzymywała się przed tym przez jakiś czas. To było silniejsze od niej.
-Halooo? Teraz też nie zrozumiałaś mojego pytania, szlamo?
Jej głos przywodził jej na myśl tysiące psów, chcących ją dopaść podczas gdy jej skończyły się już drogi ucieczki.
- Zostaw mnie- wyszeptała naiwnie.
-Zobaczymy czy teraz będzie ci tak zabawnie. Crucio!
Poczuła jak straszny ból przeszywa jej ciało i kości, jak ugina się pod zaklęciem wymierzonym przez brunetkę.
Kroki.
Słyszała kroki.
Nie była pewna czy to złudzenie wywołane strachem i cierpieniem czy uszy wcale jej nie myliły.
Po długiej chwili, ciągnącej się w nieskończoność cały ból ją opuścił, jej ciało się rozluźniło i upadła na zimną podłogę.
Krzyki.
Ktoś coś krzyczał.
Poczuła czyjeś silne dłonie, unoszące ją z posadzki.
Szloch.
Usłyszała płacz. Zajęło jej chwile czasu zanim zorientowała się, że łzy ciekną właśnie z jej oczu.
Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła.
Nie mogła.
Po chwili straciła przytomność.
*
Obudziła się w nieznanym jej pomieszczeniu. Kiedy przetarła oczy zdała sobie sprawę, że leży na wygodnym, dużym łóżku, a obok niej siedzi Draco. Na jego twarzy troska mieszała się z gniewem nie do opisania. Sięgnął dłonią ku kołdrze szatynki i przykrył ją tak by było jej cieplej.
Przymknęła oczy, gdy do jej głowy zaczęły wracać obrazy sprzed paru lat, sprzed roku...
Cały strach, który udało jej się pozbyć, wracał do niej z podwójną siłą. I mnóstwo wspomnień od których myślała, że już się odcięła.
Chronienie Harry'ego.
Usunięcie samej siebie z pamięci jej rodziców.
Chowanie się przed światem.
M a l f o y M a n o r.
Po jej twarzy spłynęła pojedyncza łza, ale zanim udało jej się zrobić ślad na szyi dziewczyny lub na jej ubraniu, poczuła jak chłopak ociera ją swoją dużą, chłodną dłonią.
Wiedziała jak kontakt z nim był niebezpieczny, a i tak się w to pchała.
Czy nic się nie nauczyła?
Co jak i tak ją zostawi?
Co jak to wszystko co robi czyni z litości, powinności...nudy?
Tyle osób ją zraniło, oszukało, że była skłonna nawet podejrzewać Malfoya o spisek z Pansy.
Czuła się skołowana.
Złapała jego rękę i przytrzymała przy swojej twarzy.
-Boję się- powiedziała, lekko pytającym tonem.
Poczuła jego usta na swoim czole.
-Ja też.
Teraz już nie mogła powstrzymać się od spazmatycznego szlochu. Blondyn wziął ją pośpiesznie w ramiona i zaczął kołysać jak małe dziecko.
-Przestań, proszę- zaczął powtarzać jak mantrę.
Wziął jej twarz w swoje ręce i spojrzał się jej głęboko w oczy. Pozwoliła sobie jeszcze raz zatonąć w błękicie jego tęczówek, przywodzącym na myśl głębokie morze- piękne, ale wyjątkowo burzliwe i niebezpieczne.
-Nie dopuszczę drugi raz do tego. Nie obawiaj się. Odpocznij tutaj, a jak wyjdziesz wszystko będzie w porządku.
-Draco, nie rób nic głupiego- nuta przerażenia wdarła się do głosu Gryfonki.
Tamten tylko pokręcił głową i zabrał swój płaszcz. Zanim zdążył wyjść z pomieszczenia, dodał:
-To najmądrzejsze co mogę zrobić.
Hermiona podniosła się do pozycji siedzącej i niemal wrzasnęła:
-Niby co? Co takiego?
Nie odpowiadał.
Jeszcze jedne krzyk. 
Znowu nic. 
Co się z nim działo?
Wstała z łóżka mimo zmęczenia i doskoczyła do niego w zaledwie parę sekund. Złapała go za ramiona, prawie wbijając paznokcie w jego skórę.
-O co ci chodzi, Malfoy?
Zamknął oczy, wziął wdech i spojrzał się prosto na nią wciąż trwając w zamyśleniu.
Wtedy dopiero przypomniała sobie z kim się zadawała.
Z byłym Śmierciożercą.
Oszustem.
Czystokrwistym arystokratom.
Niebezpiecznym człowiekiem.
Słowa, które jednak wyszły z jego ust nie były w spisie tych, których się spodziewała.
Były łamiące serce, ale chroniące ją.
Nie chciała ich nigdy usłyszeć, chociaż wiedziała, że kiedyś będzie musiała.
- Odchodzę. 
Pragnęła wrzeszczeć, rzucać rzeczami, przeklinać...
Uczepiła się jednak jego ramion i ochrypłym głosem powtarzała by przestał mówić głupoty.
Wtedy dopiero zauważyła, że chłopak jest lekko wstawiony.
Poczuła jak nad przerażeniem na chwilę zapanowuję gniew na jego słabość.
-Znowu piłeś! Nie wierzę!
Posłał w jej stronę jedno z tych typowo Malfoyowskich spojrzeń, łamiąc jej przy tym serce.
Zwinęła się w kłębek na podłodze, ale on podniósł ją mało delikatnie i rzucił na łóżko. Nawet nie poczuła siły uderzenia.
-To lepiej uwierz. Opuszczam Hogwart. Nie powinienem był tu wracać- powiedział bezbarwnym tonem i wyszedł z Pokoju Życzeń.
 Miejsca, w którym już kiedyś się spotkali. Pomieszczenia, w którym ona i jej przyjaciele ocalili mu życie. Czy to możliwe, że on próbował zrobić to samo dla niej?
Nie chciała by robił to w ten sposób.
Oddalając się od zagrożenia.
Potrzebowała go. Wszystko co przechodziła było dla niej błahe, jeśli mogłaby dzięki temu z nim być.
Nieważne, że gdy Pansy ją zaatakowała widziała w jej oczach to samo co w tych  Bellatrix, gdy ją torturowała.
I, że czuła to tak samo boleśnie.
Jedynym czego pragnęła było wtulić się w ramiona Dracona Malfoya i zapomnieć o problemach, wdychając jego perfumy i słuchając jego czułych słów.
Przypomniała sobie jego słowa sprzed rozstania się w holu.
Słodkich snów, Panno-Wiem-To-Wszystko.
Niestety te słowa nie przyniosły je potrzebnego spokoju i ukojenia, ale tylko jeszcze większy, pochłaniający ją strach, 
Schowała twarz w dłonie, myśląc jak bardzo chciałaby by po raz kolejny dotknął jej twarzy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że troszkę udało mi się was zaskoczyć i dogodzić wszystkim, którzy tylko czekali na komplikacje między Draco i Hermioną :)). Bardzo proszę o zostawienie komentarza po przeczytaniu- byłabym za to bardzo wdzięczna. 

8 komentarzy:

  1. No bardzo zaskoczyłaś :D Lubię rozdziały, w których jest sporo akcji :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. a toś im narobiła!
    A było już tak ślicznie!
    Wredna suka z Pansy. A Draco...
    Jak oni się będą widywać jak opuści Hogwart?!
    Czekam na cd!!!







    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział genialny ♥
    matko, ale mnie zaskoczyłaś
    nie mogę doczekać się nowego rozdziału
    koniecznie dodawaj jak najszybciej
    pozdrawiam oraz życzę dużo weny
    Aqua
    zapraszam na 7 rozdział zapraszam na 7 rozdział http://aquasenshi.blogspot.com/2014/02/rozdzia-7.html :P

    OdpowiedzUsuń
  4. u mnie nn, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ahh Dramione! Kolejna moja miłość, tuż po Scorose :D No to się wstrzeliłaś!
    Jak tylko skończę czytać Scorose Twojego autorstwa, postaram się wziąć za to opowiadanie... o ile nie wyleci mi z głowy...
    W razie wu, poinformuj mnie.. ładnie proszę? c:
    Pozdrawiam! ~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. No, wreszcie nadrobiłam, dzisiejsze czasy i szkoła są nie do wytrzymania -.-
    Pierwsza moja reakcja? :O ,,Dosłownie''. Zakochałam się w tym rozdziale <3 wreszcie pojawiły się komplikacje i jestem ciekawa jak to teraz rozwiążesz :)
    Pansy, wredna suka - od razu skojarzyła mi się z Bellatrix, którą chociaż uwielbiam w filmie za samą Helenę Bonham Carter, to w książce odgrywa najmniej lubianą przeze mnie postać.
    Draco, Draco, Draco *-* wredny sukinsyn... ale cóż poradzić? :D
    Dobra, ja lecę i, chociaż kiedy będziesz czytać ten komentarz już po powrocie do naszego cudownego kraju (tak, tutaj sarkazm wylewa mi się wprost z ust) to życzę ci miłego wyjazdu :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakoś tak, ta cała sytuacja skojarzyła mi się z Bellą i Edwardem. Jego usilne próby chronienia jej przez odejście, jej rozpacz, niemal... histeria.
    Jak dla mnie dziwnie reagują. Pansy to nie Voldemort, mogliby ją unieszkodliwić w sekundę, choćby idąc do McGonagall. Ale to Twoje opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dziwne, bo nigdy nawet nie oglądałam ,, Zmierzchu'' xD

      Usuń