niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział XXIX- Może jestem popaprana




,,And could I be your hero or your villain?

I guess it just depends in whose eyes ''
James Arthur ,, Get Down''


Wysoki blondyn siedział samotnie w swoim dormitorium i popijał z butelki Ognistej, nie zadając sobie trudu by nalać płyn do jakiejś szklanki. Przeklął na siebie pod nosem, a po chwili z jego gardła wypłynął śmiech. Śmiech z własnej głupoty. Zawsze miał tendencję do picia.
I to tylko utwierdzało go w przekonaniu, że Hermiona wiedziała wszystko. Musiała słyszeć, że na imprezach nie wybrzydzał w alkoholach i kiedy po zwycięskim meczu, w sytuacji, w której powinien być nadzwyczaj szczęśliwy zamiast imprezować, wynalazł sobie problemy i po prostu się upił, musiała jakoś zareagować. Ona była perfekcyjna. Mimo, że wybaczyła mu wątpił by rzeczywiście potrafiła zrozumieć co on przeżywał przez całe swoje dzieciństwo.
Oddalał się od niej nie tylko z powodu Pansy i Daphne. To co do niej czuł nigdy nie powinno pojawić się w jego mrocznym sercu. Tak samo, jak uczucie do Lovegood. Zauważył, że po wojnie stał się jeszcze bardziej podatny na zranienia, uczucia. Dawniej bardzo łatwo mu było ukrywać swoje prawdziwe ja, a właściwie usuwać tą jasną część swojej osobowości i zastępować ją wrednym charakterem.
Okrutnym.
Bezlitosnym.
Egoistycznym.
Niewrażliwym.
W rzeczywistości był zupełnie inny, ale czemu miałby pokazywać to ludziom? By łatwiej było go wykorzystać, odrzucić?
Z każdym kolejnym łykiem będzie czuł, jak jego myśli stają się bardziej mętne. Wracać będzie do niego to piękne uczucie, oddalające smutki i chłód...
Ale ta sielanka była jedynie złudzeniem- oznaczała powrót na samo dno.
Może powinien przestać?
Wtedy do resztek jego świadomości dotarło, że powinien iść na patrol.
Postanowił to zrobić. Przejdzie się parę razy w kółko i wróci do swojego łóżka, pod którym wciąż miał schowane parę butelek- kolejny sekret zimnego Dracona Malfoya.
*
Hermiona dzierżyła w swoich drobnych dłoniach kolejny list od Ronalda. Koperta, wciąż pozostawała nie otwarta, tak jakby dziewczyna nie pragnęła dowiedzieć się co jest w środku.
I wcale nie musiała, bo przez drzwi prowadzące do dormitorium dziewcząt wpadła Ginny z mieszanką zdziwienia i złości wymalowanej na twarzy.
Spojrzała się na brązowowłosą dziewczynę, a potem skierowała wzrok na to co trzymała w rękach i powiedziała:
-Jeszcze nie przeczytałaś?- zapytała, mimo że jej oddech wciąż był nierówny po niedawnym biegu- To może dobrze. Posłuchaj mnie.
Podeszła do starszej Gryfonki i złapała ją za ramiona.
-Ron się żeni. A ja nawet nie wiem kto to jest ta Vanessa!- powiedziała oburzona i z pewnością tego samego oczekiwała ze strony swojej towarzyszki, ale ta informacja wcale nie była nowością dla byłej dziewczyny chłopaka.
-Wiem.- odpowiedziała obojętnie, podnosząc do góry zapieczętowaną kopertę- Czyli tutaj znajduję się zaproszenie?
Ruda pokiwała głową, siadając na swoim łóżku.
-Myślałam, że ostatni list od Rona czytałaś mi przez ramię.- powiedziała szatynka, patrząc sceptycznie na przyjaciółkę.
Dziewczyna od razu się oburzyła i pokręciła energicznie głową.
-Oczywiście, że nie!- rzekła, po czym dodała- No może kawałeczek.
Panna Granger nie mogła powstrzymać się od śmiechu, mimo tego, że ktoś komu tak ufała, kogo kochała, bierze ślub z inną. Ale przecież to co było między nimi było przeszłością i nie mogła przywrócić starych czasów. Nawet jeśliby mogła nie była pewna czy na jej liście życzeń byłby związek z Weasleyem. Zapewne nawet jakby dostali drugą szansę od losu, ich historia przebiegłaby podobnie.
-No, ale tego, że sobie kogoś znalazł nie doczytałam-przyznała Ginny, po czym wstała i szturchnęła Hermione łokciem, szczerząc przy tym zęby- Braciszek się ucieszy, jak przyjdę z Blaisem. Namów jeszcze Draco, żeby z tobą poszedł. Może odwołają to halo i poproszą mnie o błogosławieństwo...
Kiedy dziewczyna wspomniała o Malfoyu humor jej towarzyszki automatycznie się pogorszył. Drażniło ją wszystko co jego dotyczyło. Niby nie miała mu niczego za złe, ale miała pretensję do życia za to, że nie mogli ze sobą rozmawiać. Może chociaż wyjaśniliby ze sobą to co zaprzątało ich głowy i pogodzili się z tym, że nie są księciem i księżniczką tylko Granger i Malfoyem. Niepokoiła ją też kwestia jej przyjaciółki. W końcu byli w podobnej sytuacji, ale wybrali własne szczęście zamiast unikania się w nieskończoność. Tylko, że ta dwójka kochała się z wzajemnością.
Ona nie była pewna czy to co czuję do Malfoya to coś aż tak ważnego by tak wiele ryzykować czy najzwyczajniejszy kaprys podobno dorosłej kobiety. Nie wiedziała czy Draconowi nie przejdzie to coś co do niej czuje. Jeśli w ogóle nie była tylko ramieniem do wypłakania....
Na niego chyba nie ma co liczyć, Gin. Nie rozmawiamy- powiedziała Hermiona i gdy zalała ją fala pytań ze strony jedynej córki Molly Weasley natychmiast tego pożałowała.
Było trzymać buzię na kłódkę. Ślub miał odbyć się dopiero pod koniec marca.
- Chodzi o Pansy. Daj spokój. Nawet mi na nim tak nie zależy. A do wielkiej uroczystości jeszcze sporo czasu. Znajdę sobie kogoś kto zechce być moim tymczasowym partnerem- odpowiedziała jej starsza Gryfonka, przybierając fałszywy, pokrzepiający uśmiech.
- Przepraszam cię Ginny. Muszę iść na patrol z Panem Malfoyem, więc jeśli się na niego natknę muszę udawać, że wszystko okej. Dlatego nie chcę o tym z tobą gadać.
Kiedy wychodziła z pokoju dosłyszała jak jej przyjaciółka woła lekko rozdrażnionym, ale też troskliwym głosem:
-Przed chwilą stwierdziłaś, że cię nie obchodzi. Miona, czekaj!
Szatynka pośpiesznie zbiegła po schodach do Pokoju Wspólnego i wyszła na korytarz. Nie zamierzała dać się dogonić Ginny. Sama gubiła się w swoich myślach, uczuciach, problemach. Nie chciała ich jeszcze analizować wraz z zakochaną po uszu w Zabinim koleżanką.
Wolała udawać, że nie boi się dawniej tchórzliwej Pansy o twarzy mopsa, że nie zależy jej na kontaktach z chłopakiem, który ją wyzywał, ale potem był przy niej dokładnie wtedy gdy tego potrzebowała...
Przez jej głowę przeleciało parę nachalnych wspomnień i przyśpieszyła kroku. Miała ochotę biec, by wyładować gniew, który ogarniał jej ciało, ale jakby ludzie na nią patrzyli?
A miała patrolować korytarze, a nie kierować się na błonia.
Potem zauważyła go.
-O nie, nie, nie.- pomyślała- Tył zwrot!
On nie zdawał się jej widzieć, idąc z wzrokiem wlepionym w podłogę. Coś go gnębiło, ale postanowiła się zbytnie nie zastanawiać. Przecież wszędzie mogła się czaić Pansy.
Hermiono od kiedy ty jesteś takim tchórzem- krzyczał jakiś głos w głowie, którego w żaden sposób nie potrafiła uciszyć.
- Może chcę być tchórzem. Całe życie byłam odważna. Lubię próbować nowych rzeczy- powiedziała do siebie.
Poprawka. Ona wręcz wrzasnęła. Parę głów odwróciło się w jej stronę, a ktoś nawet odrzekł:
-Spoko, spoko. Nikt ci nie broni.
Grupka kolegów chłopaka, który to powiedział wybuchła śmiechem, a ona nie potrafiła się przepchać przez tłum, więc zmuszona była zawrócić.
I wtedy zobaczyła Ginny, która szła w jej kierunku jakimś cudem przepychając się między ludźmi między, którymi jej się nie udało.
Ruda złapała ją za rękę i powiedziała cicho, ale tak by mogła ją dokładnie usłyszeć:
-Pogódź się z nim. Nie chcę żebyś potem żałowała. Pansy nie musi od razu nic wiedzieć. Poza tym myślisz, że Malfoy nie da jej rady? Proszę cię, on był śmierciożercą...
Hermiona zachowywała się, jakby tego nie wiedziała. Pomijała fakt, że chłopak służył Voldemortowi, jakby nigdy do tego nie doszło. Ale Weasley jej przypomniała jeszcze o tym.
Mówisz tak, jakby nie przejmowało cię, że zna jakieś czarno-magiczne zaklęcia i może rzucić je na Parkinson! Ta wywłoka to też człowiek. Nie chcę krzywdzić znowu ludzi, Ginny! Nie chcę by byli ranieni! Nie chcę być krzywdzona, nie chcę...- mówiła bliska płaczu, próbując zachować resztki godności i nie rozryczeć się na środku korytarza.
Już raz popełniła błąd okazywania swoich uczuć publicznie. Podczas pocałunku z Draconem.
I nic dobrego z tego nie wyszło
Plotki rozsiały się po całym Hogwarcie.
Ginny zamilkła. Nie patrzyła się na swoją przyjaciółkę mimo że nie odwróciła głowy.
Kiedy Hermiona chciała zobaczyć na czym bądź na kim skupiona jest dziewczyna, usłyszała zimny stonowany głos:
-Nie uważacie, że jakbym chciał trochę potorturować Parkinson zrobił bym to już dawno?- powiedział Draco Malfoy, swoim starym, zimnym tonem.- Albo chociażby wypróbował nowych zaklęć na was? Osobach, które udają moje przyjaciółki i obgadują mnie za plecami?
Zapadła między nimi cisza. Hermiona miała wrażenie, jakby nawet część rozmów, dobiegających do ich uszu z każdej możliwej strony nieco ucichła.
-Draco, wiesz, że to nie tak- powiedziała Granger, próbując załagodzić sytuację.
Szkoda, że tak późno pomyślała o tym co by było, gdyby blondyn usłyszał ich rozmowę
-Nie bądź dziecinna, Hermiono- użył jej własnych słów przeciwko niej.
Miał zamiar odejść, ale ona złapała go za rękaw. Nie chciał się zatrzymać.
Popchnęła go.
Chłopak odwrócił się z prędkością światła i złapał ją za nadgarstek.
-Co się z tobą znowu dzieję, Draco?- spytała, patrząc na niego smutnym wzrokiem- Unikanie się było nasza wspólną decyzją. Czemu to utrudniasz?
- Mówisz ,,znowu''. Jakbym był tylko kolejnym problemem.-odparł ponuro- Może jestem? Gdy tylko się do ciebie zbliżę niosę same problemy, prawda? Blaise mnie nie potrzebuje, zresztą z nim też się pokłóciłem...
Spojrzała przerażona w jego stalowe tęczówki w próbie odnalezienia ciepła. Nie mógł tego znów robić.
Izolować resztki swojego człowieczeństwa. Nie doceniać, nie zauważać tych co go kochają...
- Draco, słuchaj mnie.- powiedziała wyraźnie, a gdy odwrócił wzrok wolną rękę położyła na jego ramieniu.- Nie możesz tak myśleć. Nie jesteś problemem. Jest nim Pansy. Ale jeśli zobowiążesz się być odpowiedzialny możemy dalej się spotykać.
Nastała chwila milczenia, ale ich oczy powoli się spotkały, a uścisk Dracona nieco poluźnił.
Malfoy prychnął pod nosem.
-Nie potrafimy sobie poradzić ze sobą, gdy jesteśmy sami ale nie dajemy sobie rady także w e dwójkę. Co za pech.- zaśmiał się delikatnie.
-Może jestem poprana, ale pocieszające jest to, że ty także.
Uśmiech.
Uśmiech na jego bladej twarzy.
Niczym słońce wychylające się zza chmur.
Delikatnie przybliżył się do niej, a ona mogła poczuć rytmiczne bicie jego serca i zapach alkoholu w jego oddechu.
-Piłeś coś?- powiedziała karcąco.
-Sama stwierdziłaś, że jestem popaprańcem- wzruszył ramionami i niespodziewanie wziął ją na ręce. Jej nogi oplotły się wokół jego pasa, a ich usta złączył tęskny pocałunek.
Hermiona Granger.
Ktoś mógłby pomyśleć, że Panna-Wiem-To-Wszystko zgłupiała.
Kiedyś musiało do tego przecież dojść.
Prawdą było to, że gdy znajdowała się obok tego chłopaka znajdowała siłę by czynić dużo rzeczy lepiej.
Zmieniać się i uczyć się patrzeć z innej perspektywy. Pamiętać, że nawet najciemniejszy charakter ma w sobie światło. I,że nawet najgorsze dni kiedyś mijają i może pojawić się nadzieja. Teraz rozumiała, że musi dalej pokonywać strach, mimo że Bitwa się skończyła. Musi chwytać szansę na szczęście.
Życie jest jak piękna książka, ale także jak nieustanna walka o to co się pragnie mieć.
Miłość, przyjaźń, sukces.
To wszystko nie przychodzi samo.
Trzeba mieć odwagę, by spełniać swoje marzenia.
Ona była w końcu Gryfonką, a on nie bez powodu znalazł się w Slytherinie, którego założyciel uwielbiał ludzi zdeterminowanych.
Mimo wszystko był jej kompletnym przeciwieństwem. Dopełnieniem.
Właściwie jaki mógł być sens w zauroczeniu się w swojej własnej kopii?
Tylko kompletne przeciwieństwa mogą siebie nawzajem nauczyć czegoś nowego. Czegoś czego brakowało w ich życiu.
Dostarczyć nadzieję, której wielokrotnie im brakowało.
Wprowadzić do ich życia iskierkę szczęścia, która póki ich uczucia będą ciepłe, nie zgaśnie, nie zniknie.
Oderwała swoje usta od jego.
Rozejrzała się wokół siebie. Wszyscy się na nich gapili.
Ale może tak miało być.
Pamiętała słowa Hagrida:
,, Co ma być to będzie, a jak już będzie to trzeba się z tym zmierzyć.''
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z rozdziałem 29 :). Nie wiem jak to się stało, że napisałam już tyle notek- wciąż pamiętam jak dopiero zaczynałam pisać to opowiadanie. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że wytrwałam aż do teraz i mam nadzieję, że po tym rozdziale mnie nie opuścicie i będziecie dalej czytać moje Dramione :)).
Proszę o zostawienie po sobie komentarza- to chyba już mój zwyczaj xD

7 komentarzy:

  1. no i kolejny udany rozdział :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, ty tu potrafisz opisywać uczucia <3 Zazdroszczę!
    Ach, wiesz co? Już mogłaś zostawić Draco zimnego na kilka rozdziałów, byłoby nad czym płakać! :D No, mam nadzieję, że utrudnisz jeszcze życie miłosne bohaterom.
    Pozdrawiam i, jak zwykle, życzę dużo weny, czasu oraz cierpliwości!

    OdpowiedzUsuń
  3. jest świetnie, czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, jestem na tym blogu pierwszy raz i mam trochę zaległości. Ale naprawdę myślę, że jesteś strasznie utalentowana w tym co robisz.

    Zapraszam również na:
    http://wilczyca-musi-umrzec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. wow! zachwyciłam się! czekam na kolejne części! gratuluję talentu!

    weronikarudnicka.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. piękny rozdział, choć baaardzo mi byłło jakoś smutno, jak go czytałam....

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytało mi się naprawdę bardzo lekko. Jest to znak, że naprawdę się wyrobiłaś od początku przygody z pisaniem :) Rozdział jest naprawdę dobry. Cieszę się, że zdecydowali się jednak walczyć :)

    OdpowiedzUsuń