niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział XXX- Kompletni i niekompletni


Rozdział dedykuję mildredred, bo czuję potrzebę odwzajemnienia się za rozdziały dedykowane mi.

Czuła, jakby to wszystko już się wydarzyło, nie było jej ani trochę obce.
Rozejrzała się po otaczającym ich tłumie, rozumiejąc, że nawet jakby się starali, spotykali się po kryjomu, prędzej czy później ich związek wyszedłby na jaw. Nie mogli też uciekać i ukrywać się przed Pansy, nieważne jakie zagrożenie by niosła. Co z tego, że może zachowali się impulsywnie, dziecinnie, niebezpiecznie...
Byli razem.
Hermina spojrzała się w stalowo-szare tęczówki Dracona, niesamowicie tajemnicze od pierwszych dni w Hogwarcie. Zastanawiała się co takiego widzi Malfoy, gdy przewierca ją wzrokiem, wpatruję się w jej ciepłe, brązowe oczy.
Różnili się pod każdym względem. Mimo wszystko wariowali w tym samym stopniu.
Tym razem nie zwracali uwagę na szepty, które dopływały do ich uszu z wielu stron, nie przejmowali się, że poboczny obserwator mógł być co najmniej zszokowany zaistniałą sytuacją.
Raz?
Mogło się zdarzyć.
Draco wcześniej z pewnością nie przywiązywał wielkiej wagi do czegoś takiego jak miłość. Nie wierzył, że to dwusylabowe proste słowo może znaczyć tak wiele.
Miłość romantyczna, do rodziny, przyjaciół, rzeczy...
Takie pozytywne uczucia były mu praktycznie obce.
Dawniej.
Hermiona nigdy wcześniej nie została by podejrzana o jakiekolwiek pozytywne relacje z arystokratą, a już na pewno nie tak bliskie.
Ona mimo że odważna była jednak kujonkom, opiekuńczą i lojalną.
Jak mogła pasować do kogoś takiego jak Malfoy?
No właśnie.
Może nie trzeba wcale być do kogoś podobnym, by kochać i potrzebować?
By się ze sobą dobrze czuć?
Czy potrzeba znaleźć ideał?
Szli tłumnym korytarzem w nieznane sobie miejsce. Daleko od tych wszystkich wścibskich ludzi, którym nigdy nie będzie dane zrozumieć tego co zaistniało między Draco i Hermioną.
Napotkała jego spojrzenie. Dłoń blondyna lekko musnęła jej palce i w końcu mocno zacisnęła się na jej własnej ręce.
Przybliżyła się do niego, obdarzając go lekkim uśmiechem, którym wyrażała wszystko czego nie potrafiła ubrać w słowa, mimo że próbowała tysiące razy.
Przez cały ten czas, który spędziła żyjąc we świadomości, że jest czarownicą doświadczyła wielu pięknych momentów, ale nigdy nie opuszczał jej strach, który tkwił gdzieś na tyle jej umysłu.
Prysł?
Czy to było możliwe?
A może to co właśnie się działo było spowodowane jedynie jakimiś skomplikowanymi reakcjami w mózgu?
Zawsze wierzyła we wszystko co napisały wielkie autorytety, ludzie, do których w jej mniemaniu było jej daleko. Nigdy, jednak nie potrafiła uwierzyć, że miłość nie pochodzi prosto z serca.
Tak samo łzy.
Nie potrafiła zrozumieć, jak to wszystko co czuła, wszystko co przemieniało się w rzekę płynącą z jej oczu, mogło być jedynie potrzebne do ich nawilżenia.
Kiedy uszli z widoku bandy gapiów, blondyn przyparł ją do ściany. Kiedy zaczął ją całować poczuła się po raz pierwszy zwykłą nastolatką. Zawsze pragnęła być wyjątkowa, perfekcyjna, ale zrozumiała, że nie musi taka być. I przestała tego pragnąć!
Fala ciepła rozlewała się po jej całym ciele i nie żałowała, że tak łatwo mu wybacza 6 lat wrogości.
Oboje się zmienili.
Mogli z tego powodu płakać, bać się lub zaakceptować to jacy się stali przez społeczeństwo, dojrzewanie, otoczenie i zapełnić swoją bliskością dziury w charakterze, uszczerbki po trudnych przeżyciach.
Bez siebie byliby nie kompletni.
*
Pansy mogła wyobrazić sobie motylki dostające bzika w brzuchu Hermiony.
Ale panna Granger z pewnością nie mogła sobie wyobrazić jaki gniew ogarniał Ślizgonkę.
Takie rzeczy nigdy nie przytrafiały się jedynej córce Parkinsonów. Nie ważne, jak bardzo zabiegała o czyjeś względy, uwagę. Mimo swojej oryginalnej urody, dziewczęcego, arystokratycznego zachowania, świetnych ciuchów, była cieniem. Cieniem Dracona. Nie potrafiła się wyzbyć uczucia do niego. Za każdym razem, gdy patrzyła na niego z inną bolało. Cholernie bolało.
Nigdy nie umiała sobie radzić z niepowodzeniami i przeszkodami. Wiedziała, że to co robi jest złe, ale nie zastanawiała się nad tym długo podczas monotonnych, ponurych dni i ciemnych, przywołujących wspomnienia nocy.
Szczęście, które czuła, gdy Draco położył głowę na jej kolanach podczas jazdy do szkoły w szóstej klasie.
Nie potrafiła zapomnieć tych wszystkich drobnych rzeczy, których nie powinien był robić.
Złamał jej serce. Nie wiedziała, że takowe ma, póki nie pękło na miliony kawałeczków, których nie potrafiła posklejać. I nikt jej nie pomagał.
Daphne?
Blondynka współpracowała z nią z powodu czystej zawiści do sławnej, inteligentnej Granger.
Pansy była Ślizgonką. Nie potrafiła odpuszczać i zapominać.
Draco zranił ją. Ona zrobi to samo.
Wiedziała, jednak, że nie ma przeciwko niemu szans, co tylko powodowało, że czuła się gorzej.
Ale znała jego piętę Achilesową.
I to ona miała wygrać tą grę, a nie on.
*
Śnieg padał za oknami, skutecznie rozpraszając próbującą się uczyć Gryfonkę. Drugą rzeczą, która przeszkadzała jej dodatkowo było miejsce i osobnik siedzący obok niej. Znajdowali się w bibliotece.
Podświadomie wybrała ten sam stolik do nauki, co wtedy podczas wspólnej pracy nad projektem.
Może było to ckliwe, ale miała sentyment do tych paru metrów kwadratowych.
Spojrzała się na Blaisa, skupionego na tekście zawartym w opasłym podręczniku do eliksirów.
Miała ochotę zachichotać, gdy przypomniało jej się, jak nieskutecznie próbowała go przekonać by zaczął uczyć się mniej lubianych przez siebie przedmiotów i zostawił czytanie o ważeniu wywarów.
Czepiała się wszystkich myśli tylko nie tych dotyczących nauki.
Wodziła spojrzeniem po bibliotece, w końcu przenosząc się na Zabiniego. Na te piękne ciemne oczy i duże, miękkie usta.
Wtedy do jej mózgu dotarła pewna informacja.
-Blaise?
Na dźwięk swojego imienia chłopak natychmiast podniósł głowę znad książki i uśmiechnął się, zachęcając ją do kontynuowania tego co miała powiedzieć.
-Mógłbyś pójść ze mną na ślub w marcu?- spytała niby obojętnie, ale w rzeczywistości była bardzo sceptycznie nastawiona do całej uroczystości.
Nic nie wiedziała o narzeczonej Rona i nie potrafiła sobie wyobrazić konfrontacji jej brata z
jej chłopakiem. Zdawała sobie też sprawę, że będzie tam Harry. Czy Potter sobie kogoś znalazł?
-Mogę zapytać czyj?
-Mojego brata.- odpowiedziała krótko rudowłosa.
Blaise zmarszczył brwi i pokręcił głową.
-Nie jestem pewny czy to taki dobry pomysł, sło..- zaczął brunet, ale jego towarzyszka mu natychmiast przerwała.
-Oj, proszę cię. Nie bądź tchórzem. Będą musieli zaakceptować moją decyzję.
Ciemnoskóry zamknął książkę i oparł się łokciami o stolik.
Może udawał wyluzowanego, ale Ginevra mogła zobaczyć jak wszystkie jego mięśnie się spinają, a jego oczy smutnieją.
-Myślisz? Nie uważasz, że będą chcieli przekonać cię do zmiany zdania? Wrócenia do Harry'ego?
Ginny zdziwiła się, że jej chłopak użył imienia Wybrańca. Może, jednak nie był o niego zazdrosny?
-Koniec gadania, idziesz tam ze mną- podsumowała, machając lekceważąco ręką.
-Nie pomyślałaś, że może nie chcę? Nie chcę patrzeć na ludzi, którzy uważają mnie za kogoś złego?- powiedział trochę ostrzej, co nie spodobało się dziewczynie.
-Hermiona też pewnie przyjdzie z Malfoyem i się nie boi! Poza tym jeśli nie zamierzasz mnie rzucić, to i tak będziesz zmuszony kiedyś odwiedzić Norę.
-Niestety.
Ginny z każdą minutą stawała się coraz bardziej rozeźlona. Czy on nie mógł zrozumieć, że ona tego pragnie? Skoro sam nie miał ochoty zapoznawać się bliżej z jej rodziną nie znaczy, że nie mógł zrobić tego dla niej. A może po prostu uważał, że Nora to nie miejsce, w którym taki arystokrata jak on mógłby się pokazać? Ona nigdy nie wstydziła się swojego pochodzenia ani tego jakim człowiekiem była. Dlatego nie mogła wręcz wytrzymać, gdy Blaise nie potrafił znaleźć w sobie chociaż szczypty odwagi.
Chodziła z tchórzem.
Wstała z miejsca, zgarniając przy okazji książkę i wsadzając ją do torby.
-Trudno. Pójdę z kimś innym- powiedziała na odchodne.
Dobrze wiedziała w jaki sposób zareaguje Zabini.
-Nie zgadzam się!- krzyknął za nią, co sprawiło, że zza rogu natychmiast wychyliła się Pani Pince.
-A ja nie zgadzam się na takie zachowanie w MOJEJ bibliotece, chłopcze.- odpowiedziała mu kobieta.
Rudowłosa zachichotała cicho, widząc tą sytuację, ale po chwili przypomniała sobie o ogarniającej ją złości. Odwróciła się pośpiesznie, zostawiając Blaisa samego.
Miała nadzieję, że za nią pobiegnie i w końcu zgodzi się na jej propozycję.
Wiedziała, że zagrała nieczysto, działając na jego męską dumę, wywołując u niego zazdrość...
Ale czy to nie on, rasowy Ślizgon pochwalał jej determinacje?
Taką ją pokochał. Ona oczywiście też starała się akceptować wady Zabiniego, ale jeśli mogła wywrzeć na niego pozytywny wpływ, zamierzała to zrobić.
Nawet nie zdała sobie sprawy jak szybko idzie, zanim do jej uszu dotarł męski, podniesiony głos:
Nie możesz przede mną tak uciekać!
-Doprawdy?- pomyślała Ginevra, uśmiechając się chytrze i zaczynając biec.
Niech się chłopak wysili...
Tak jak się spodziewała usłyszała po sekundzie głośne kroki Zabiniego i poczuła jak ciągnie ją za rękaw.
Obrócił ją do siebie w taki sposób, że stykali się ciałami i czuli swoje przyśpieszone bicie serc.
-Jesteś przeklętą manipulantką, wiesz?- powiedział cicho brunet z niemal pieszczotliwą nutką w głosie.
-Czy to znaczy, że ze mną pójdziesz?
-Dla ciebie wszystko- odpowiedział, przeciągle wzdychając i składając na jej czole pocałunek.
Na jej twarz wypłynął głupawy uśmieszek, którego on zdawał się nigdy nie zauważać.
Uniosła głowę i zmieniła tępy wyraz twarzy na jeden z tych czarujących.
-W takim razie tylko ci przypomnę, że niedługo walentynki.
*
Pewien blondyn i dziewczyna o karmelowo-brązowych włosach leżeli na jednym z łóżek w dormitorium chłopców w Slytherinie. Ich twarze dzieliły milimetry, a w powietrzu unosiła się cisza. Na dworze było zbyt mroźno by wybrać się na spacer, a byli zbyt rozleniwieni by się czegoś pouczyć..
Hmm, Hermiona Granger nie miała ochoty po raz kolejny zatopić się w lekturze, którą i tak znała na pamięć?
Niemożliwe!
A jednak było to prawdą.
Przy Draconie doznawała uczuć, których nie zamieniłaby nawet na bardzo starą wersję ,, Historii Hogwartu''.
W jej głowie na nowo odtwarzało się zdarzenie sprzed zaledwie godziny.
Przecież Hermiona nie mogła tak po prostu wparować do Domu Węża i wejść za Malfoyem do jego sypialni! Jak by to miało wyglądać?
Oboje założyli bluzy i kryjąc się pod głębokimi kapturami przemknęli się do środka. Draco zadowolony z siebie podstawił jedno z krzeseł pod drzwi prowadzące do pokoju mimo że nie podejrzewał, że któryś z jego kolegów wróci do dormitorium przed wieczorem.
Spokój. Hermiona odczuwała przy Malfoyu spokój!
Ufała mu.
Wciąż nie potrafiła w to uwierzyć. Nigdy by nie pomyślała, że szlama jak ona będzie kiedykolwiek leżeć bezczynnie obok Dracona. Nie powiedziałaby nigdy też, że chłopak byłby zdolny do znajdowania się sam na sam z dziewczyną i trzymania swoich męskich zapędów na wodzy.
W jej umyśle pojawiła się dziwnie przesłodzona wizja zbliżających się walentynek. Nie potrafiła sobie wyobrazić Malfoya, który mimo wszystko kojarzył jej się z jakiegoś rodzaju wewnętrznym mrokiem, w którym znajdowała się pojedyncza żarówka, która mimo że mała i ledwo działająca dawała wystarczająco światła by można było zobaczyć zalety pomieszczenia, w którym się znajdowała, w scenerii różu wszechobecnego podczas tego święta.
Nie wiedziała czemu te myśli ją zaczynały lekko niepokoić. Co oni właściwie wyrabiali?
-Pansy jest lesbijką.- usłyszała.
-Zaraz co?!- spytała wstrząśnięta Gryfonka z wrażenia siadając prosto. A propos czego on to powiedział? I jak to było możliwe?
Blondyn tylko roześmiał się, łapiąc ją za podbródek i krótko całując.
-Żartowałem. W ogóle mnie nie słuchasz, wiesz?
Hermiona mocno uderzyła go w ramię na co on rzucił się na nią i oboje spadli na podłogę.
Hermiona poczuła pod sobą zimne płytki, ale o dziwo pragnęła pokładać się na nich przez jeszcze długi czas.
Wtedy usłyszeli dudnienie dochodzące od strony drzwi.
Nie zdążyli w żaden sposób zareagować. Do pokoju wtargnął Blaise i Nott i oboje szczerzyli się w ich stronę bezczelnie.
-No stary, nie wiedziałem, że jesteście już na tym etapie.
Hermiona pośpiesznie wstała i poprawiła swoje potargane włosy.
Draco natomiast rozciągnął się na ziemi i odrzekł:
-Zazdrościsz, Blaise?
Panna Granger stojąca nieopodal niepostrzeżenie zamachnęła się noga i kopnęła blondyna.
Następnie pomogła mu wstać i oboje założyli kaptury. Chwilkę poczekała aż chłopak wyjdzie na korytarz i po chwili do niego dołączyła.
-Masz może dla mnie jeszcze jakieś ciekawe informacje oprócz tych, które udzieliłeś swoim kumplom?- spytała, unosząc do góry brew.
Nawet nie zdawała sobie sprawy od kogo przyjęła ten nawyk.
-Hmm, no nie wiem. Nieźle się skradasz. Może jak będziemy śledzić Parkinson wyskoczysz nagle zza rogu i ją zaatakujesz.- zażartował, chociaż żadne z nich się nie zaśmiało.
Starali się zapomnieć o istnieniu brunetki, a przy tym starannie jej unikać. Ale jak można o kimś zapomnieć, gdy pamięta się o tym, że nie może ich razem zobaczyć?
-Przestań! Ja jej nie mam zamiaru nic zrobić!- powiedziała trochę zbyt głośno po czym dodała już ciszej- Jeśli coś się zacznie dziać to powiadomimy o tym kogoś.
Zapanowała między nimi cisza, którą postanowiła przerwać Panna Granger.
-Za to ja mam ci coś ciekawego do zakomunikowania. Idziesz ze mną na ślub.
-Granger, ja ci się nie oświadczałem, jeszcze.
Zaśmiała się delikatnie, ale w jej głowie ostatnie słowo odbijało się uporczywym, aczkolwiek wspaniałym i hipnotyzującym echem.
-Ron sobie kogoś znalazł.
Zauważyła, że gdy wspomniała imię rudzielca twarz Ślizgona wykrzywiła się w grymasie.
Zadziwiające było to, że ona nie przejmowała się zbytnio Weasleyem, a na pozór obojętny Draco Malfoy najwidoczniej gotuje się w środku na wspomnienie szkolnego wroga.
Z ust blondyna wypłynęło ciche przekleństwo, wypowiedziane tym jego starym tonem, ale udawała, że nic nie słyszała.
-I on oczekuję, że tam przyjdziesz? Zawsze wiedziałam, że to idiota z mózgiem mniejszym niż jego dorobek rodzinny, ale nie wiedziałem, że to możliwe znaleźć sobie kogoś tak inteligentnego jak jego dziewczyna, która pozwoliła mu zaprosić jego byłą...
-Mógłbyś przy mnie nie podkreślać tego, że jesteś obrzydliwie bogaty...
-To fakt, kochanie- puścił jej oczko i przygarnął do siebie.-Nie wiem jak bardzo musisz być nieodpowiedzialna skoro chcesz mnie tam zabrać, ale zgoda. Z chęcią się upewnię, że nie ty popełnisz błąd wiązania się z Wieprzlejem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest rozdział 30! Wyszedł mi dłuższy niż zazwyczaj. Wiem, że w tym rozdziale nie dzieje się nic przełomowego, ale czekajcie cierpliwie ;p Mam nadzieję, że was nie zanudziłam i że notkę czyta się lekko.
Jakoś tak dziwnie się złożyło, że i u nas luty i w moim opowiadaniu xD.
Proszę was o zostawienie swojej opinii w postaci komentarza. To naprawdę dla mnie ważne!

6 komentarzy:

  1. Szybko czytało się :) szkoda, że u nas za oknami nie pada śnieg :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się! A długość jest dobra, chociaż oczywiście nie narzekałabym na trzydzieści stron w Wordzie xD
    Ty tak świetnie opisujesz! <3 Ale czekam ciągle na więcej akcji. Mam nadzieję, że mnie nje zawiedziesz ^^
    Jedyne, do czego mam zastrzeżenia, to pisownia wyraz z partykułą ,,nie''. Czasem zdarza Ci się coś napisać oddzielnie, kiedy powinno być razem, oraz na odwrót. Powtórz sobie to :)
    Czekam na następne rozdziały i pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  3. szybko się czyta :) szkoda, że u nas nie ma śniegu za oknem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, dziękuję ślicznie za dedykację!
    Zaczynam się bać Pansy, co też może wymyślić.
    No i jestem ciekawa, czy Ginny i Hermiona przyjdą ostatecznie ze Ślizgonami na wesele...
    Podoba mii się dodatkowo rozmowa pod koniec.
    Słowem- dostajesz za rozdział W!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co dziękować :)).
      Należała ci się także za te wszystkie komentarze, które zostawiasz na moim blogu. To dla mnie bardzo ważne, więc jestem ci wdzięczna :).

      Usuń
  5. Lepiej i lepiej :) Kolejny, świetny rozdział. Podoba mi się rozwój sytuacji miedzy Draco i Hermioną. Pansy mnie irytuje. Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń