Rozdział dedykuję mildredred, bo czuję potrzebę odwzajemnienia się za rozdziały dedykowane mi.
Czuła, jakby to wszystko już się
wydarzyło, nie było jej ani trochę obce.
Rozejrzała się po otaczającym ich
tłumie, rozumiejąc, że nawet jakby się starali, spotykali się po
kryjomu, prędzej czy później ich związek wyszedłby na jaw. Nie
mogli też uciekać i ukrywać się przed Pansy, nieważne jakie
zagrożenie by niosła. Co z tego, że może zachowali się
impulsywnie, dziecinnie, niebezpiecznie...
Byli razem.
Hermina spojrzała się w stalowo-szare tęczówki Dracona, niesamowicie tajemnicze od pierwszych dni w
Hogwarcie. Zastanawiała się co takiego widzi Malfoy, gdy przewierca
ją wzrokiem, wpatruję się w jej ciepłe, brązowe oczy.
Różnili się pod każdym względem.
Mimo wszystko wariowali w tym samym stopniu.
Tym razem nie zwracali uwagę na
szepty, które dopływały do ich uszu z wielu stron, nie przejmowali
się, że poboczny obserwator mógł być co najmniej zszokowany
zaistniałą sytuacją.
Raz?
Mogło się zdarzyć.
Draco wcześniej z pewnością nie
przywiązywał wielkiej wagi do czegoś takiego jak miłość. Nie
wierzył, że to dwusylabowe proste słowo może znaczyć tak wiele.
Miłość romantyczna, do rodziny,
przyjaciół, rzeczy...
Takie pozytywne uczucia były mu
praktycznie obce.
Dawniej.
Hermiona nigdy wcześniej nie została
by podejrzana o jakiekolwiek pozytywne relacje z arystokratą, a już
na pewno nie tak bliskie.
Ona mimo że odważna była jednak
kujonkom, opiekuńczą i lojalną.
Jak mogła pasować do kogoś takiego
jak Malfoy?
No właśnie.
Może nie trzeba wcale być do kogoś
podobnym, by kochać i potrzebować?
By się ze sobą dobrze czuć?
Czy potrzeba znaleźć ideał?
Szli tłumnym korytarzem w nieznane
sobie miejsce. Daleko od tych wszystkich wścibskich ludzi, którym
nigdy nie będzie dane zrozumieć tego co zaistniało między Draco i
Hermioną.
Napotkała jego spojrzenie. Dłoń
blondyna lekko musnęła jej palce i w końcu mocno zacisnęła się
na jej własnej ręce.
Przybliżyła się do niego, obdarzając
go lekkim uśmiechem, którym wyrażała wszystko czego nie potrafiła
ubrać w słowa, mimo że próbowała tysiące razy.
Przez cały ten czas, który spędziła
żyjąc we świadomości, że jest czarownicą doświadczyła wielu
pięknych momentów, ale nigdy nie opuszczał jej strach, który
tkwił gdzieś na tyle jej umysłu.
Prysł?
Czy to było możliwe?
A może to co właśnie się działo
było spowodowane jedynie jakimiś skomplikowanymi reakcjami w mózgu?
Zawsze wierzyła we wszystko co
napisały wielkie autorytety, ludzie, do których w jej mniemaniu
było jej daleko. Nigdy, jednak nie potrafiła uwierzyć, że miłość
nie pochodzi prosto z serca.
Tak samo łzy.
Nie potrafiła zrozumieć, jak to
wszystko co czuła, wszystko co przemieniało się w rzekę płynącą
z jej oczu, mogło być jedynie potrzebne do ich nawilżenia.
Kiedy uszli z widoku bandy gapiów,
blondyn przyparł ją do ściany. Kiedy zaczął ją całować
poczuła się po raz pierwszy zwykłą nastolatką. Zawsze pragnęła
być wyjątkowa, perfekcyjna, ale zrozumiała, że nie musi taka być.
I przestała tego pragnąć!
Fala ciepła rozlewała się po jej
całym ciele i nie żałowała, że tak łatwo mu wybacza 6 lat
wrogości.
Oboje się zmienili.
Mogli z tego powodu płakać, bać się
lub zaakceptować to jacy się stali przez społeczeństwo,
dojrzewanie, otoczenie i zapełnić swoją bliskością dziury w
charakterze, uszczerbki po trudnych przeżyciach.
Bez siebie byliby nie kompletni.
*
Pansy mogła wyobrazić sobie motylki
dostające bzika w brzuchu Hermiony.
Ale panna Granger z pewnością nie
mogła sobie wyobrazić jaki gniew ogarniał Ślizgonkę.
Takie rzeczy nigdy nie przytrafiały
się jedynej córce Parkinsonów. Nie ważne, jak bardzo zabiegała o
czyjeś względy, uwagę. Mimo swojej oryginalnej urody,
dziewczęcego, arystokratycznego zachowania, świetnych ciuchów,
była cieniem. Cieniem Dracona. Nie potrafiła się wyzbyć uczucia
do niego. Za każdym razem, gdy patrzyła na niego z inną bolało.
Cholernie bolało.
Nigdy nie umiała sobie radzić z
niepowodzeniami i przeszkodami. Wiedziała, że to co robi jest złe,
ale nie zastanawiała się nad tym długo podczas monotonnych,
ponurych dni i ciemnych, przywołujących wspomnienia nocy.
Szczęście, które czuła, gdy Draco
położył głowę na jej kolanach podczas jazdy do szkoły w szóstej
klasie.
Nie potrafiła zapomnieć tych
wszystkich drobnych rzeczy, których nie powinien był robić.
Złamał jej serce. Nie wiedziała, że
takowe ma, póki nie pękło na miliony kawałeczków, których nie
potrafiła posklejać. I nikt jej nie pomagał.
Daphne?
Blondynka współpracowała z nią z
powodu czystej zawiści do sławnej, inteligentnej Granger.
Pansy była Ślizgonką. Nie potrafiła
odpuszczać i zapominać.
Draco zranił ją. Ona zrobi to samo.
Wiedziała, jednak, że nie ma
przeciwko niemu szans, co tylko powodowało, że czuła się gorzej.
Ale znała jego piętę Achilesową.
I to ona miała wygrać tą grę, a nie
on.
*
Śnieg padał za oknami,
skutecznie rozpraszając próbującą się uczyć Gryfonkę. Drugą
rzeczą, która przeszkadzała jej dodatkowo było miejsce i osobnik
siedzący obok niej. Znajdowali się w bibliotece.
Podświadomie wybrała ten
sam stolik do nauki, co wtedy podczas wspólnej pracy nad projektem.
Może było to ckliwe, ale
miała sentyment do tych paru metrów kwadratowych.
Spojrzała się na Blaisa,
skupionego na tekście zawartym w opasłym podręczniku do eliksirów.
Miała ochotę zachichotać,
gdy przypomniało jej się, jak nieskutecznie próbowała go
przekonać by zaczął uczyć się mniej lubianych przez siebie
przedmiotów i zostawił czytanie o ważeniu wywarów.
Czepiała się wszystkich
myśli tylko nie tych dotyczących nauki.
Wodziła spojrzeniem po
bibliotece, w końcu przenosząc się na Zabiniego. Na te piękne
ciemne oczy i duże, miękkie usta.
Wtedy do jej mózgu dotarła
pewna informacja.
-Blaise?
Na dźwięk swojego imienia
chłopak natychmiast podniósł głowę znad książki i uśmiechnął
się, zachęcając ją do kontynuowania tego co miała powiedzieć.
-Mógłbyś pójść ze
mną na ślub w marcu?- spytała niby obojętnie, ale w
rzeczywistości była bardzo sceptycznie nastawiona do całej
uroczystości.
Nic nie wiedziała o
narzeczonej Rona i nie potrafiła sobie wyobrazić konfrontacji jej
brata z
jej chłopakiem. Zdawała
sobie też sprawę, że będzie tam Harry. Czy Potter sobie kogoś
znalazł?
-Mogę zapytać czyj?
-Mojego brata.-
odpowiedziała krótko rudowłosa.
Blaise zmarszczył brwi i
pokręcił głową.
-Nie jestem pewny czy to
taki dobry pomysł, sło..- zaczął brunet, ale jego towarzyszka mu
natychmiast przerwała.
-Oj, proszę cię. Nie
bądź tchórzem. Będą musieli zaakceptować moją decyzję.
Ciemnoskóry zamknął
książkę i oparł się łokciami o stolik.
Może udawał wyluzowanego,
ale Ginevra mogła zobaczyć jak wszystkie jego mięśnie się
spinają, a jego oczy smutnieją.
-Myślisz? Nie uważasz,
że będą chcieli przekonać cię do zmiany zdania? Wrócenia do
Harry'ego?
Ginny zdziwiła się, że
jej chłopak użył imienia Wybrańca. Może, jednak nie był o
niego zazdrosny?
-Koniec gadania, idziesz
tam ze mną- podsumowała, machając lekceważąco ręką.
-Nie pomyślałaś, że
może nie chcę? Nie chcę patrzeć na ludzi, którzy uważają mnie
za kogoś złego?- powiedział trochę ostrzej, co nie spodobało
się dziewczynie.
-Hermiona też pewnie
przyjdzie z Malfoyem i się nie boi! Poza tym jeśli nie zamierzasz
mnie rzucić, to i tak będziesz zmuszony kiedyś odwiedzić Norę.
-Niestety.
Ginny z każdą minutą
stawała się coraz bardziej rozeźlona. Czy on nie mógł
zrozumieć, że ona tego pragnie? Skoro sam nie miał ochoty
zapoznawać się bliżej z jej rodziną nie znaczy, że nie mógł
zrobić tego dla niej. A może po prostu uważał, że Nora to nie
miejsce, w którym taki arystokrata jak on mógłby się pokazać?
Ona nigdy nie wstydziła się swojego pochodzenia ani tego jakim
człowiekiem była. Dlatego nie mogła wręcz wytrzymać, gdy Blaise
nie potrafił znaleźć w sobie chociaż szczypty odwagi.
Chodziła z tchórzem.
Wstała z miejsca,
zgarniając przy okazji książkę i wsadzając ją do torby.
-Trudno. Pójdę z kimś
innym- powiedziała na odchodne.
Dobrze wiedziała w jaki
sposób zareaguje Zabini.
-Nie zgadzam się!-
krzyknął za nią, co sprawiło, że zza rogu natychmiast wychyliła
się Pani Pince.
-A ja nie zgadzam się
na takie zachowanie w MOJEJ bibliotece, chłopcze.- odpowiedziała
mu kobieta.
Rudowłosa zachichotała
cicho, widząc tą sytuację, ale po chwili przypomniała sobie o
ogarniającej ją złości. Odwróciła się pośpiesznie,
zostawiając Blaisa samego.
Miała nadzieję, że za
nią pobiegnie i w końcu zgodzi się na jej propozycję.
Wiedziała, że zagrała
nieczysto, działając na jego męską dumę, wywołując u niego
zazdrość...
Ale czy to nie on, rasowy
Ślizgon pochwalał jej determinacje?
Taką ją pokochał. Ona
oczywiście też starała się akceptować wady Zabiniego, ale jeśli
mogła wywrzeć na niego pozytywny wpływ, zamierzała to zrobić.
Nawet nie zdała sobie
sprawy jak szybko idzie, zanim do jej uszu dotarł męski,
podniesiony głos:
Nie możesz przede mną
tak uciekać!
-Doprawdy?- pomyślała
Ginevra, uśmiechając się chytrze i zaczynając biec.
Niech się chłopak
wysili...
Tak jak się spodziewała
usłyszała po sekundzie głośne kroki Zabiniego i poczuła jak
ciągnie ją za rękaw.
Obrócił ją do siebie w
taki sposób, że stykali się ciałami i czuli swoje przyśpieszone
bicie serc.
-Jesteś przeklętą
manipulantką, wiesz?- powiedział cicho brunet z niemal
pieszczotliwą nutką w głosie.
-Czy to znaczy, że ze
mną pójdziesz?
-Dla ciebie wszystko-
odpowiedział, przeciągle wzdychając i składając na jej czole
pocałunek.
Na jej twarz wypłynął
głupawy uśmieszek, którego on zdawał się nigdy nie zauważać.
Uniosła głowę i zmieniła
tępy wyraz twarzy na jeden z tych czarujących.
-W takim razie tylko ci
przypomnę, że niedługo walentynki.
*
Pewien blondyn i dziewczyna
o karmelowo-brązowych włosach leżeli na jednym z łóżek w
dormitorium chłopców w Slytherinie. Ich twarze dzieliły
milimetry, a w powietrzu unosiła się cisza. Na dworze było zbyt
mroźno by wybrać się na spacer, a byli zbyt rozleniwieni by się
czegoś pouczyć..
Hmm, Hermiona Granger nie
miała ochoty po raz kolejny zatopić się w lekturze, którą i tak
znała na pamięć?
Niemożliwe!
A jednak było to prawdą.
Przy Draconie doznawała
uczuć, których nie zamieniłaby nawet na bardzo starą wersję ,,
Historii Hogwartu''.
W jej głowie na nowo
odtwarzało się zdarzenie sprzed zaledwie godziny.
Przecież Hermiona nie mogła
tak po prostu wparować do Domu Węża i wejść za Malfoyem do jego
sypialni! Jak by to miało wyglądać?
Oboje założyli bluzy i
kryjąc się pod głębokimi kapturami przemknęli się do środka.
Draco zadowolony z siebie podstawił jedno z krzeseł pod drzwi prowadzące do pokoju mimo
że nie podejrzewał, że któryś z jego kolegów wróci do
dormitorium przed wieczorem.
Spokój. Hermiona odczuwała
przy Malfoyu spokój!
Ufała mu.
Wciąż nie potrafiła w to
uwierzyć. Nigdy by nie pomyślała, że szlama jak ona będzie
kiedykolwiek leżeć bezczynnie obok Dracona. Nie powiedziałaby
nigdy też, że chłopak byłby zdolny do znajdowania się sam na sam
z dziewczyną i trzymania swoich męskich zapędów na wodzy.
W jej umyśle pojawiła się
dziwnie przesłodzona wizja zbliżających się walentynek. Nie
potrafiła sobie wyobrazić Malfoya, który mimo wszystko kojarzył
jej się z jakiegoś rodzaju wewnętrznym mrokiem, w którym
znajdowała się pojedyncza żarówka, która mimo że mała i ledwo
działająca dawała wystarczająco światła by można było
zobaczyć zalety pomieszczenia, w którym się znajdowała, w
scenerii różu wszechobecnego podczas tego święta.
Nie wiedziała czemu te
myśli ją zaczynały lekko niepokoić. Co oni właściwie wyrabiali?
-Pansy jest lesbijką.-
usłyszała.
-Zaraz co?!- spytała
wstrząśnięta Gryfonka z wrażenia siadając prosto. A propos
czego on to powiedział? I jak to było możliwe?
Blondyn tylko roześmiał
się, łapiąc ją za podbródek i krótko całując.
-Żartowałem. W ogóle
mnie nie słuchasz, wiesz?
Hermiona mocno uderzyła go
w ramię na co on rzucił się na nią i oboje spadli na podłogę.
Hermiona poczuła pod sobą
zimne płytki, ale o dziwo pragnęła pokładać się na nich przez
jeszcze długi czas.
Wtedy usłyszeli dudnienie
dochodzące od strony drzwi.
Nie zdążyli w żaden
sposób zareagować. Do pokoju wtargnął Blaise i Nott i oboje
szczerzyli się w ich stronę bezczelnie.
-No stary, nie
wiedziałem, że jesteście już na tym etapie.
Hermiona pośpiesznie
wstała i poprawiła swoje potargane włosy.
Draco natomiast rozciągnął
się na ziemi i odrzekł:
-Zazdrościsz, Blaise?
Panna Granger stojąca
nieopodal niepostrzeżenie zamachnęła się noga i kopnęła
blondyna.
Następnie pomogła mu
wstać i oboje założyli kaptury. Chwilkę poczekała aż chłopak
wyjdzie na korytarz i po chwili do niego dołączyła.
-Masz może dla mnie
jeszcze jakieś ciekawe informacje oprócz tych, które udzieliłeś
swoim kumplom?- spytała, unosząc do góry brew.
Nawet nie zdawała sobie
sprawy od kogo przyjęła ten nawyk.
-Hmm, no nie wiem.
Nieźle się skradasz. Może jak będziemy śledzić Parkinson
wyskoczysz nagle zza rogu i ją zaatakujesz.- zażartował, chociaż
żadne z nich się nie zaśmiało.
Starali się zapomnieć o
istnieniu brunetki, a przy tym starannie jej unikać. Ale jak można
o kimś zapomnieć, gdy pamięta się o tym, że nie może ich razem
zobaczyć?
-Przestań! Ja jej nie
mam zamiaru nic zrobić!- powiedziała trochę zbyt głośno po czym
dodała już ciszej- Jeśli coś się zacznie dziać to powiadomimy
o tym kogoś.
Zapanowała między nimi
cisza, którą postanowiła przerwać Panna Granger.
-Za to ja mam ci coś
ciekawego do zakomunikowania. Idziesz ze mną na ślub.
-Granger, ja ci się nie
oświadczałem, jeszcze.
Zaśmiała się delikatnie,
ale w jej głowie ostatnie słowo odbijało się uporczywym,
aczkolwiek wspaniałym i hipnotyzującym echem.
-Ron sobie kogoś
znalazł.
Zauważyła, że gdy
wspomniała imię rudzielca twarz Ślizgona wykrzywiła się w
grymasie.
Zadziwiające było to, że
ona nie przejmowała się zbytnio Weasleyem, a na pozór obojętny
Draco Malfoy najwidoczniej gotuje się w środku na wspomnienie
szkolnego wroga.
Z ust blondyna wypłynęło
ciche przekleństwo, wypowiedziane tym jego starym tonem, ale
udawała, że nic nie słyszała.
-I on oczekuję, że tam
przyjdziesz? Zawsze wiedziałam, że to idiota z mózgiem mniejszym
niż jego dorobek rodzinny, ale nie wiedziałem, że to możliwe
znaleźć sobie kogoś tak inteligentnego jak jego dziewczyna, która
pozwoliła mu zaprosić jego byłą...
-Mógłbyś przy mnie
nie podkreślać tego, że jesteś obrzydliwie bogaty...
-To fakt, kochanie-
puścił jej oczko i przygarnął do siebie.-Nie wiem jak bardzo
musisz być nieodpowiedzialna skoro chcesz mnie tam zabrać, ale
zgoda. Z chęcią się upewnię, że nie ty popełnisz błąd
wiązania się z Wieprzlejem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest rozdział 30! Wyszedł mi dłuższy niż zazwyczaj. Wiem, że w tym rozdziale nie dzieje się nic przełomowego, ale czekajcie cierpliwie ;p Mam nadzieję, że was nie zanudziłam i że notkę czyta się lekko.
Jakoś tak dziwnie się złożyło, że i u nas luty i w moim opowiadaniu xD.
Proszę was o zostawienie swojej opinii w postaci komentarza. To naprawdę dla mnie ważne!
Szybko czytało się :) szkoda, że u nas za oknami nie pada śnieg :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się! A długość jest dobra, chociaż oczywiście nie narzekałabym na trzydzieści stron w Wordzie xD
OdpowiedzUsuńTy tak świetnie opisujesz! <3 Ale czekam ciągle na więcej akcji. Mam nadzieję, że mnie nje zawiedziesz ^^
Jedyne, do czego mam zastrzeżenia, to pisownia wyraz z partykułą ,,nie''. Czasem zdarza Ci się coś napisać oddzielnie, kiedy powinno być razem, oraz na odwrót. Powtórz sobie to :)
Czekam na następne rozdziały i pozdrawiam gorąco!
szybko się czyta :) szkoda, że u nas nie ma śniegu za oknem :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję ślicznie za dedykację!
OdpowiedzUsuńZaczynam się bać Pansy, co też może wymyślić.
No i jestem ciekawa, czy Ginny i Hermiona przyjdą ostatecznie ze Ślizgonami na wesele...
Podoba mii się dodatkowo rozmowa pod koniec.
Słowem- dostajesz za rozdział W!
Nie ma za co dziękować :)).
UsuńNależała ci się także za te wszystkie komentarze, które zostawiasz na moim blogu. To dla mnie bardzo ważne, więc jestem ci wdzięczna :).
Lepiej i lepiej :) Kolejny, świetny rozdział. Podoba mi się rozwój sytuacji miedzy Draco i Hermioną. Pansy mnie irytuje. Lecę dalej!
OdpowiedzUsuń