środa, 23 października 2013

Rozdział XI- Mecz


,, (...) Life can be unkind
   But only sometimes
   You're giving up before you start...
   
And all you never say is that you love me so
   All I''ll never know is if you want me
   If only i could look into your mind
   maybe then I'd find a sign
   Of all I want to hear you say to me. ''

- Birdy ,, All you never say''



Tydzień po wyjeździe Harrego i Rona, nadszedł oczekiwany przez wszystkich mecz Quiditcha. Draco Malfoy pewnym krokiem, z wysoko uniesioną głową wmaszerował do Wielkiej Sali. W środku jednak czuł zwątpienie i strach. Nigdy nie dałby po sobie poznać, że nie jest pewny swojej wygranej. Obie drużyny zacięcie dyskutowały przy swoich stołach. Część uczniów obstawiała zakłady albo pokazywała kolegom swoje transparenty z napisami takimi, jak: ,,Ślizgoni górą'', ,,Puchar dla Slytherinu'', ale też ,,Ravenclaw mistrzem, ślizgoni przegranymi''. Na widok tych drugich trochę poszarzał na twarzy. To był jego ostatni rok.
Nareszcie był kapitanem drużyny, po tym jak jego poprzednik nie wrócił do szkoły po Bitwie. Musiał zdobyć puchar. A start do niego chciał mieć zapewniony już od pierwszego meczu. Usiadł przy stole Slytherinu obok Blaisa, który w tym roku, trochę dzięki Draconowi, a głównie dzięki własnemu talentowi, został ścigającym. Poczuł,że jego przyjaciel klepie go pokrzepiająco po plecach i zauważył, że kończy on już jeść swój posiłek.
-Stary, pośpiesz się. Musisz strzelić jakąś wzniosłą gadkę.-powiedział brunet, wstając z miejsca. Obdarzył go szerokim uśmiechem i pośpiesznie wyszedł z sali.
-I zostałem sam.-pomyślał blondyn.
Dłubał w jedzeniu, ale nie był specjalnie głodny. Podniósł wzrok znad talerza, a jego spojrzenie ponownie skierowało się w stronę stoliku krukonów. Jego oczy o stalowych tęczówkach napotkały podobne do jego, ale z nutką ciepła srebrzyste oczy Luny. Wtedy poczuł się jeszcze gorzej. Przecież ona będzie kibicować swojemu domowi... Czemu w ogóle zależało mu, by go dopingowała? W jego głowie, wciąż majaczyło wspomnienie lekcji zielarstwa, przechadzki przerwanej przez Parkinson...Zdał sobie sprawę, jak dawno nie słyszał rozmarzonego głosu blondyni. Jej zawsze miłych słów, pełnych wiary w innych ludzi.
Co się z nim działo? Zdawał sobie sprawę, że uczucie, którym daży tą krukonkę to coś zupełnie dla niego nowego. Dziewczyny podobały mu się, te z którymi się zadawał zazwyczaj były sztuczne i puste.
Ginny i Hermionę traktował po przyjacielsku, nigdy nie spojrzał na żadną z nich w taki sposób w jak patrzył na nią... A one tez były jego kompletnym przeciwieństwem.
A więc co było takiego w Lunie?
Przecież nie tylko ona go rozumiała.
Nie tylko ona mu wybaczyła.
On chciał tylko jej...
Nie. On chciał, żeby to uczucie znikło, a najlepiej nigdy się nie pojawiło.
 Wyszedł z sali i skierował się na błonia. Dotarł do boiska i szybkim krokiem wszedł do szatni. Wszyscy byli już przebrani. Narzucił na siebie szatę do grania w jaskrawo zielonym kolorze i założył ochraniacze.
W szatni panowała cisza.
-Krukoni ćwiczyli. tak samo zawzięcie jak my. Teraz możemy ich zaskoczyć tylko taktyką i talentem. Jesteśmy drużyną domu Slytherina i wygramy mecz. Mam rację?- starał się zmotywować drużynę.
Usłyszał krzyki aprobaty. Było dobrze.
-Co powiedziałem?!-krzyknął, wchodząc na ławkę i spoglądając na zawodników.
-Wygramy!-powtórzyli zgodnie.
To słowo rozbrzmiewało echem po pomieszczeniu dodając Draconowi odwagi, której mu brakowało.
                                                                                  *
-Witamy na meczu Ravenclaw vs. Slytherin!-rozległ się głos Seamusa Finnigana, nowego komentatora rozgrywek-Obie drużyny właśnie wychodzą na boisko. Przywitajmy ich brawami!
Malfoy kroczył na czele drużyny w stronę pani Hootch. Zanim uścisnął rękę kapitana Ravenclawu, spojrzał na trybuny. Ujrzał Hermionę i Ginny, które machały do niego ręką. Uśmiech zabłąkał się na jego ustach. Jego spojrzenie nieświadomie skierowało się ku jasnowłosej istocie w przebraniu przypominającym orła.
-Co ona na siebie włożyła-pomyślał, powstrzymując śmiech- W sumie wygląda uroczo.. Merlinie! O czym ja myślę...
Potrząsnął głową, odganiając wszystkie problemy nie związane z Quiditchem.
-Uścisk rąk kapitanów. Złoty znicz wzleciał w powietrze, a wraz z nim reszta piłek. Gra się rozpoczęła.
-rozbrzmiał głos Seamusa Finnigana, wywołując wiwaty kibiców z każdej strony boiska. Malfoy sprawnym ruchem wskoczył na miotłę i wzbił się w powietrze. Zimne powietrze mroziło jego skórę, a wokół niego rozgorzała prawdziwa walka. Ze wszystkich stron śmigały tłuczki, kafle i zawodnicy o niebieskich i zielonych szatach. Draco rozglądał się w poszukiwaniu znicza, jednak bezskutecznie. Zauważył jak jeden z pałkarzy strzela gola i Slytherin zdobywa 10 punktów. Wynik wynosił 50 do 30 dla uczniów domu węża, gdy nagle zauważył złoty punkt za głową szukającej Ravenclawu, wypatrującej go przed sobą.
Znicz wzleciał wyżej i Draco szybko pomknął w jego stronę, odpychając oniemiałą dziewczynę. Coż, to była brutalna gra. Gonił za zniczem, a w jego uszach dudnił głos komentatora:
-Ślizgoni dostają łomot jest 90 do 60 dla krukonów. Draco Malfoy goni znicza...
Dzieliły go centymetry. Poczuł, że ktoś go spycha, oddalając go od drogi do zwycięstwa. Odwdzięczył się tym samym. Mocniej. Usłyszał cichy pisk dziewczyny, która wciąż się nie poddawała i robiła wszystko, by ślizgoni nie wygrali meczu. Wyciągnął swoje długie ręce. Jeszcze trochę...
Kafel mknął w jego stronę... Uderzył go w ramię, ale on wciąż trzymał się kurczowo miotły. Nie czuł bólu. Ważna była tylko ta złota piłeczka.
Pochylił się na miotle i dosięgnął znicza.
-Slytherin wygrywa!
Rozległa się fala oklasków, ktoś wziął go na ramiona, do Blaisa podbiegła Ginny, a on wpił się w jej usta. Ręka bruneta powędrował do jej rudych włosów, a Draconowi zebrało się na wymioty. Choć tak naprawdę właśnie tego im zazdrościł.
                                                                                 *
Wiwatujący tłum zabrał go prosto do pokoju wspólnego ślizgonów. Dziękując za wszystko skierował się na górę z mienić ubrania i posmarować czymś stłuczenie. Dobrze, że kafel nie leciał aż tak szybko...
Zdjął koszulkę i ujrzał na ramieniu paskudnego siniaka. Nagle jakby na zawołanie poczuł, że ból przeszywa jego kości. Posmarował specyfikiem skazę na jego bladej skórze i poczuł ulgę. Wyjął z kufra ciemną koszulę i dżinsy. Przebrany zszedł na dół. W pokoju wspólnym ze wszystkich stron rozbrzmiewała muzyka, jakby dochodziła znikąd. Wszyscy pili, tańczyli...
Całe pomieszczenie było pełne było pełne zielonych dekoracji, plakatów z podziękowaniami dla kapitana...
Odniósł sukces, a nie czuł satysfakcji. Nie tego pragnął.
Dziewczyny wyciągały ku niemu ręce, ale on nie chciał z nimi rozmawiać, nie chciał z nimi tańczyć.
Sięgnął po pierwszą szklankę Ognistej.
Poczuł jak płyn ogrzewa jego ciało.
O, Blaise całuje się z Ginny?
Jak miło! Druga szklaneczka!
Myśli kłębiły się w jego głowie i chciał się ich pozbyć. Co on miał? Przyjaciela, który nie miał dla niego czasu? Ojca siedzącego w Azkabanie? Miłość do dziewczyny, z którą nigdy nie będzie? Marne pieniądze, sławę, a gdzie było jego szczęście. Chwile sprzed tygodnia wydawały mu się coraz odleglejsze z każdą kolejną porcją alkoholu. Poczuł, że ktoś go obejmuje.  I wtedy przestał już o niczym myśleć, a także cokolwiek pamiętać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wróciłam z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i podoba się wam :)
Wszelkie komentarze miło widziane- proszę was pokażcie, że jesteście.
Chciałam też polecić wam świetnego bloga C.C.Clouds. http://mybooksmylife.blog.pl/
Jest tam genialne opowiadanie i oceny wielu książek- myślę, że warto zajrzeć :)

                                                                                          
                                                                                   


9 komentarzy:

  1. *o* Draluna :)
    uwielbiam ten paring, jest dość oryginalny no i mało o nim blogów jest :D
    wgl podoba mi się twój styl, tylko pisz dłuższe rozdziały bo nie wytrzymam! xD

    Ps. dziękuję na polecenie, odwdzięczę się ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :) Cieszę się, że ktoś lubi ten paring, faktycznie ciężko znaleźć z nim jakiś blog. Staram się pisać dłuższe, ale jakoś nie wychodzi, eh :)).

      Usuń
  2. Ja z kolei nie jestem za łączeniem Draco z Luną. Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić :D Poza tym, to jest blog Dramione, prawda? Jestem ciekawa jak to rozwiążesz.
    Co do samego rozdziału - naprawdę fajny. Podobał mi się opis Quidditcha. Normalnie nie lubię takich, ale Twój był krótki, zwięzły i na temat.
    Ciekawi mnie kto objął Malfoy'a.
    Pozdrawiam,
    DiaMent.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na nowy rozdział :)
    http://mybooksmylife.blog.pl/
    Pozdrawiam
    C.C.Clouds ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. coś tam wykombinowałam z Shane'm xD zapraszam do zakładki „Bohaterowie” na sam dół ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie rozwijasz akcję, powrót Malfoya + Luna? Hmm.. Cóż, zważając na to, że to opo jest o dramione, ciekawa jestem jak z tego wybrniesz :)
    tytankiwschodu.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiwat Ślizgoni

    OdpowiedzUsuń