Nadszedł dzień równocześnie kochany
przez ludzi jak i nienawidzony.
Walentynki.
Święto zakochanych i psychicznie
chorych.
Na twarz Hermiony wypłynął dziwaczny
uśmiech, gdy ta myśl pojawiła się w jej głowie tuż po
przebudzeniu. Zwlekła się powoli z łóżka i biorąc po drodze
jakieś bardziej eleganckie ciuchy, skierowała się do łazienki.
Zanim postanowiła wziąć kąpiel, zerknęła w stronę lustra.
Mimo wczesnej pory dziewczyna dosłownie
promieniała. Każda część jej twarzy zdawała się informować ,,
ta Gryfonka jest niezmiernie szczęśliwa''.
Wciąż nie potrafiła zrozumieć jak w
taki sposób mógł działać na nią TEN Malfoy..
Zapomniała o całym strachu związanym
z Pansy, chociaż wiedziała, że w poniedziałek zobaczą się na
lekcji. Musiała jej po prostu unikać. Przy nauczycielach nie mogła
przecież nic zrobić!
Powoli zdawała sobie sprawę, że
takie jej zachowanie jest spowodowane zauroczeniem.
Zastanawiała się czemu w inny sposób
reagowała zawsze na obecność Rona.
Może była na tyle głupia, że nie
zorientowała się, że między nią a rudzielcem wcale nie było
niczego więcej?
Podczas porannego prysznica, próbowała
uspokoić nieco myśli przed dniem,, który ją czekał.
Spodziewała się jakichś starań ze
strony Ślizgona, podobnie jak większość plotkarskiej części
Hogwartu...
Kiedy ona i Malfoy pojawiali się
chociażby w jednym pomieszczeniu rozlegały się ciekawskie szepty,
a czasami do uszu Hermiony dolatywały niekulturalne obelgi
skierowane w jej stronę.
Puszczała je mimo uszu, jak to robiła
ze słowem ,,szlama'' przez poprzednie lata.
Miała gdzieś co oni sądzą.
Powinni chcieć dla niej jak najlepiej,
tyle zrobiła dla świata czarodziei, a oni...
śmią ją oceniać?
Nie rozumiejąc ani jej sytuacji ani
Dracona?
Wytarła szybko swoje ciało i nałożyła
na siebie podkoszulek, ładny pastelowy sweter i szarawe dżinsy. Do
tego odnalazła swoje zimowe buty, musnęła tuszem rzęsy i wyszła
z dormitorium, wiedząc, że Ginevra już czmychnęła by spotkać
się z Blaisem.
Od razu, gdy pojawiła się w Pokoju
Wspólnym jej oczom ukazało się parę zakochanych par, a także
grupek szydzących z całego tego święta. Zauważyła, że parę
osób odwróciło się w jej stronę, gdy przechodziła obok nich,
ale nie odważyli się odezwać ani słowem,
Dotarła do Wielkiej Sali trochę przed
tym, gdy wszyscy zdążyli się tam zejść.
Mimo wszystko nie była sama. Ginny i
Zabiniego jednak nigdzie nie było. Wzrok panny Granger pośpiesznie
powędrował w stronę stołu Slytherinu i jej ciemne tęczówki
spotkały stalowo-szare Dracona. Chłopak mrugnął do niej
nieznacznie i wtedy przez drzwi wpłynął tłum uczniów w różnym
wieku, uniemożliwiając jej podejście i porozmawianie z Malfoyem.
Lekko zawiedziona klapnęła na swoje miejsce i poczęła jeść
jajecznice. Rozejrzała się po sali. Z sufitu sypały się różowe
konfetti, wokół niej latały ptaszki tego samego koloru i wszędzie
było mnóstwo małych, a także gigantycznych serc.
Skarciła się w myślach za tak wielką
dekoncentracje, że wcześniej nawet nie zauważyła tego
wszystkiego.
Kiedy popijała jedzenie, Malfoy po
drugiej stronie sali próbował otrzepać swoją czarną, drogą
marynarkę z tandetnych ozdób, co sprawiło, że prawie zalała się
napojem. Blondyn pochwycił jej spojrzenie i kącik jego ust uniósł
się nieznacznie, tak, że nikt inny z pewnością tego nie zauważył.
Ślizgon wstał z miejsca i wyszedł z
sali.
Tak nagle.
Hermiona zastanawiała się czy chociaż
na nią czeka albo czy po śniadaniu ją odnajdzie.
Chciała wierzyć, że naprawdę mu
zależy.
Wtedy znikąd pojawiła się mała
sówka, zostawiając na jej kolanach malutki liścik i znikając tak
szybko jakby nigdy się nie pojawiła.
Podniosła kopertę i delikatnie ją
rozdarła.
Jej wzrok przesuwał się szybko po
treści listu. Czuła jak zalewa ją fala nieznośnego, przyjemnego
ciepła...
Spotkaj się ze mną dzisiaj na balu
maskowym w Hogsmeade. Odbędzie się w nowym lokalu. Na pewno do
niego trafisz. Po drodze jest mnóstwo strzałek nawigujących i
reklam imprezy. Będę czekał na ciebie przy barku, ubrany w ciemny
garnitur.
Nie zapomnij poinformować
dyrektorki, jeśli masz zamiar opuścić Hogwart w ten wieczór.
Mam nadzieję, że
zaszczycisz mnie swoją obecnością, Hermiono Granger i przyjmiesz
moje zaproszenie.
Twój sekretny
wielbiciel
Po
przeczytaniu listu pośpiesznie złożyła go i schowała do
kieszeni, wciąż mając w głowie elegancki krój pisma i brak
inicjałów w podpisie. Miała nadzieję, że dostała go od tego
wrednego, przemądrzałego blondyna. Tak właściwie to od kogo
innego mogłaby go otrzymać?
Gdzieś
w zakamarkach jej umysłu siedziała pierwsza obawa od paru dni: że
może ktoś robi jej kawał.
Ona
będzie żywić sobie nadzieję, a potem jak zwykle się zawiedzie.
Chcąc
pozbyć się tych pesymistycznych myśli wyszła z sali i skierowała
się do dormitorium Gryfonek. Przeszukała całą zawartość swojego
kufra, klnąc na siebie pod nosem za te nadmierne starania dotyczące
jej wyglądu. Kiedy już miała się poddać i załamać, na dnie
zauważyła kawałek materiału. Kiedy za niego pociągnęła przed
jej oczami pojawiła się piękna sukienka od rodziców, której
nigdy jeszcze nie założyła.
-
Idealna-pomyślała, patrząc na czarną, lśniącą kreację.
*
Dwoje
nastolatków wylegiwało się przez cały wieczór na wygodnej
szmaragdowej kanapie w Pokoju Życzeń, wsłuchując się w rytm
wybijany przez ich serca i cichutki dźwięk palonego drewna w
kominku. Nagle ciemnoskóry chłopak sięgnął po dwa kieliszki
czerwonego wina, podając jeden swojej towarzyszce.
-Wiesz
jak oczarować kobiety- podsumowała rudowłosa, upijając łyk
alkoholu.
Na te
słowa wstał, delikatnie odsuwając od siebie Ginny i skierował
się w stronę jakiegoś dużego urządzenia stojącego pod ciemną
ścianą.
-Gramofon-
rozpoznała przedmiot dziewczyna- Hermiona mi o nim opowiadała. Ale
skąd ty..
Chłopak
włączył jedną z płyt leżących nieopodal i gdy muzyka poczęła
cicho grać odwrócił głowę w jej stronę. Dźwięk płynący z
gramofonu był spokojny, kojący dla ciała i umysłu. W oczach
Blaisa pojawił się tajemniczy błysk, który bez problemu
zauważyła w świetle, promieniującym od ognia.
-Skąd
wiem, że coś takiego w ogóle istnieje? Miałaś racje co do mnie.
Wtedy w szóstej klasie. Że tylko udaję, że status krwi coś mnie
obchodzi, to całe bezsensowne zamieszanie... Wziąłem w tajemnicy
przed matką parę lekcji mugoloznawstwa...
Brunet
napił się ponownie ze swego prawie już pustego kieliszka i
zobaczywszy na poły zaciekawioną na poły zdziwioną minę
Weasley, dodał ciszej, wpatrując się w stary dywan pokrywający
podłogę.
-Chciałem
wiedzieć czego ona tak nienawidzi.
Delikatnie
zmarszczył nos na wzmiankę o poglądach Pani Zabini
Rudowłosa
zaszła go od tyłu i objęła rękoma jego silne ramiona.
-Cieszę
się, że cie mam- powiedziała, zaczynając kołysać się do
rytmu.
W końcu
Ślizgon okręcił ją wokół jej własnej osi, tak, że znaleźli
się milimetry od siebie.
-Nie
zostawisz mnie, prawda?- jej głos był jak szum w tle grającej
piosenki.
Delikatne
skinienie głową.
Jego
usta powoli dotykające jej.
Ręka
chłopaka wędrująca po jej talii....
Ogień
palący ich oboje od środka.
Potrzeba,
ale i obawa zbliżenia.
Tym
bliżej siebie się znajdowali tym ich myśli zdawały się coraz
szybciej ulatniać, rozmazywać.
A wraz
z nimi wystrój Pokoju Życzeń...
*
Wysoki
blondyn stał przy barku, popijając bursztynowy alkohol z
eleganckiej szklanki. Obok niego siedziało wiele par,
uśmiechających się do siebie, rozmawiających o sprawach błahych,
przyjemnych, beztroskich. Flirtujących i czarujących siebie
nawzajem, bez względu ile się znali czy spotykali. Chłopak mógł
także dostrzec ludzi samotnie sączących tanie piwo lub wódkę.
Ku swojemu niezadowoleniu potrafił w ich ściągniętych rysach
twarzy, ich szklistych oczach zauważyć swoje odbicie. Czując jak
Ognista Whiskey zaczyna penetrować, ocieplać jego ciało,
wnętrzności, niemal gwałtownie odstawił naczynie na blat.
Nie
mógł wypić ani łyka więcej. Czekał na dziewczynę. I chciał
pamiętać z tego wieczoru wszystko, nawet jeśli oznaczałoby to
słodko-gorzkie wspomnienia jej ust, twarzy, dotyku...
Rozejrzał
się po pomieszczeniu.
Było
zasłane tajemniczą, przepiękną ciemnością. Ten półmrok
dodawał lokalowi niesamowitości. Jedynym źródłem światła w
pomieszczeniu były małe lampki na ścianach i porozstawiane
gdzieniegdzie staromodne świeczki. Z tłumu tańczących ludzi,
kołyszących się w takt muzyki wyłoniła się ona.
Kolejna
iskierka w panującej ciemności.
Olśniewała
swoim wyglądem.
Jej
figura była podkreślona ciemną, długą, mieniącą się suknią.
Arystokrata mógł dostrzec wszystkie zalety jej figury- zgrabne
nogi, chude, odsłonięte ramiona. Jego wzrok przeniósł się na
twarz, pięknie podkreśloną makijażem, włosy zebrane w koka.
Zanim zdążył nadziwić się tym jak z niepozornej kujonki i
szarej myszki wyrosła na atrakcyjną kobietę, przywdziała maskę
zdobioną niczym z Wenecji.
Zanim
zdążyła go zauważyć zrobił to samo co ona, opierając się
zawadiacko o bar.
Widział
jak szatynka próbuje pośród nic niemówiących jej postaci,
wyłapać kogoś znajomego- o znanym chodzie, ubiorze, budowie...
Trochę
niepewna podeszła do baru i poprosiła o drinka. Kelner obdarzył
ją przymilnym spojrzeniem, co sprawiło, że Ślizgon czując lekką
zazdrość i zniecierpliwienie, położył dłoń na jej bladym
ramieniu.
Na jej
twarzy wymalowało się chwilowe zamyślenie a potem radość.
Dłoń
Hermiony splotła się z dłoniom chłopaka. Poczuł jak ciepło jej
ciała daje się jemu we znaki.
Jak
dżentelmen poprowadził ją na parkiet, a w jego głowie pojawiło
się wspomnienie sylwestra.
Kiedy w
tańcu przyciągnął ją do siebie nagle przestał pamiętać o
tym, że na sali jest tłoczno, że ludzie niemal depczą sobie po
piętach.
Czuł
tylko ją i uczucie, którym ją darzył.
Wirowali
w swoich objęciach, aż w ich głowach wszystko zaczynało się
kręcić.
W
pewnym momencie nawet muzyka zdawała się cichsza, jedynie szepcąca
im jak mają się poruszać.
Jego
usta znaczyły drogę po jej szyi, a nogi wystukiwały rytm o
podłogę.
-
Wesołych walentynek, Hermiono- wyszeptał, niedaleko jej ucha.
Ku
zdziwieniu Dracona dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i trwała
w milczeniu.
Jego
zmysły wyczuły słodki zapach perfum i szamponu do włosów.
Zastanawiał
się czy tak naprawdę był zdolny dać komuś takiemu jak ona
prawdziwe szczęście. Chciałby być dla niej ostoją spokoju,
bezpieczeństwa.
Miał
nadzieję, że był do tego zdolny. Nie miał pojęcia jednak jak
bardzo mógł się mylić...
*
Z
imprezy wracali późną nocą, gdy gwiazdy migotały na granatowym
niebie. Hermiona miała na sobie płaszcz, który wcześniej
zostawiła w szatni lokalu, w którym trwała zabawa, ale blondyn
mimo wszystko mocno obejmował ją jednym ramieniem. Maski zostawili przy barku, chcąc widzieć już swoje twarze. Z każdym
krokiem zbliżali się do rozstania i zakończenia zabawy. Hermiona
pragnęła spędzić z chłopakiem jeszcze mnóstwo czasu. Stanowczo
naoglądała się za dużo komedii romantycznych, bo w jej głowie
wciąż majaczyła wizja za chwilę spadającego nieskazitelnie
białego śniegu lub co mniej możliwe o tej porze roku deszczu.
Chciała by ją przyciągnął i pocałował na dobranoc.
Ona wtedy obdarzyłaby go jednym z tych chichotów i ślicznych uśmiechów,
słanych przez gwiazdy filmowe. Do czego to doszło, że w taki
sposób się przy nim czuła....
- Coś
nie tak?- źle zinterpretował jej milczenie, gdy doszli do drzwi
wejściowych Hogwartu.
Pokręciła
szybko głową i powiedziała:
-Wszystko
jak najlepiej. Znów dzięki panu, panie Malfoy.
-Z
chęcią służyłem pomocom takiej zniewalającej kobiecie, panno
Granger.
Wziął
jej rękę i złożył na niej krótki pocałunek. Zaśmiała się
cichutko.
Udało
się!
Zakręcił
ją i zanucił jakąś melodię.
Nagle
wziął ją na ręce i przeniósł przez próg, wniósł po
ruchomych schodach.
Na
odchodne ucałował ją w kącik ust i wyszeptał, sprawiając, że
Hermione zalała fala rozkoszy.
-Słodkich
snów, Panno-Wiem-To-Wszystko.
Obserwowała
jak jego chuda sylwetka znika z jej punktu widzenia, kierując się
na dół, do lochów. Do najciemniejszego, najbardziej tajemniczego
domu z wszystkich czterech.
Oparła
się o balustradę przeciągle wzdychając i dziwiąc się sama
sobie czemu.
Odepchnęła
się od niej delikatnie i poczęła się kierować w stronę Wieży
Gryffindoru.
Z
zamętu w jaki wprawił jej myśli pewien tajemniczy arystokrata
wyrwał ją odgłos cichych kroków, których głośność z każdą
sekundą stawała się coraz wyższa. Na jej twarz wkradł się
szeroki uśmiech i już miała zamiar coś powiedzieć, spodziewając
się, że to Draco zapomniał jej coś powiedzieć, ale zamilkła
gdy poczuła ukłucie w szyję różdżką i zobaczyła przed sobą
bardzo dobrze znaną jej dziewczęcą twarz.
-Czy
moje ostrzeżenia do ciebie nie dotarły?- warknęła, wbijając
patyk jeszcze głębiej w jej skórę.
Pisnęła
z bólu, mimo że powstrzymywała się przed tym przez jakiś czas.
To było silniejsze od niej.
-Halooo?
Teraz też nie zrozumiałaś mojego pytania, szlamo?
Jej
głos przywodził jej na myśl tysiące psów, chcących ją dopaść
podczas gdy jej skończyły się już drogi ucieczki.
-
Zostaw mnie- wyszeptała naiwnie.
-Zobaczymy
czy teraz będzie ci tak zabawnie. Crucio!
Poczuła
jak straszny ból przeszywa jej ciało i kości, jak ugina się pod
zaklęciem wymierzonym przez brunetkę.
Kroki.
Słyszała
kroki.
Nie była
pewna czy to złudzenie wywołane strachem i cierpieniem czy uszy wcale jej nie myliły.
Po długiej chwili, ciągnącej się w nieskończoność cały ból ją opuścił, jej ciało się rozluźniło i
upadła na zimną podłogę.
Krzyki.
Ktoś
coś krzyczał.
Poczuła
czyjeś silne dłonie, unoszące ją z posadzki.
Szloch.
Usłyszała
płacz. Zajęło jej chwile czasu zanim zorientowała się, że łzy
ciekną właśnie z jej oczu.
Chciała
coś powiedzieć, ale nie potrafiła.
Nie
mogła.
Po
chwili straciła przytomność.
*
Obudziła
się w nieznanym jej pomieszczeniu. Kiedy przetarła oczy zdała
sobie sprawę, że leży na wygodnym, dużym łóżku, a obok niej
siedzi Draco. Na jego twarzy troska mieszała się z gniewem nie do
opisania. Sięgnął dłonią ku kołdrze szatynki i przykrył ją tak by
było jej cieplej.
Przymknęła
oczy, gdy do jej głowy zaczęły wracać obrazy sprzed paru lat,
sprzed roku...
Cały
strach, który udało jej się pozbyć, wracał do niej z podwójną siłą. I mnóstwo wspomnień od których myślała, że już się odcięła.
Chronienie
Harry'ego.
Usunięcie
samej siebie z pamięci jej rodziców.
Chowanie
się przed światem.
M a l f o y M a n o r.
Po jej
twarzy spłynęła pojedyncza łza, ale zanim udało jej się zrobić
ślad na szyi dziewczyny lub na jej ubraniu, poczuła jak chłopak ociera ją swoją
dużą, chłodną dłonią.
Wiedziała
jak kontakt z nim był niebezpieczny, a i tak się w to pchała.
Czy nic
się nie nauczyła?
Co jak i
tak ją zostawi?
Co jak
to wszystko co robi czyni z litości, powinności...nudy?
Tyle
osób ją zraniło, oszukało, że była skłonna nawet podejrzewać
Malfoya o spisek z Pansy.
Czuła
się skołowana.
Złapała jego rękę i przytrzymała przy swojej twarzy.
-Boję
się- powiedziała, lekko pytającym tonem.
Poczuła
jego usta na swoim czole.
-Ja
też.
Teraz
już nie mogła powstrzymać się od spazmatycznego szlochu. Blondyn
wziął ją pośpiesznie w ramiona i zaczął kołysać jak małe
dziecko.
-Przestań,
proszę- zaczął powtarzać jak mantrę.
Wziął
jej twarz w swoje ręce i spojrzał się jej głęboko w oczy. Pozwoliła sobie jeszcze raz zatonąć w błękicie jego tęczówek, przywodzącym na myśl głębokie morze- piękne, ale wyjątkowo burzliwe i niebezpieczne.
-Nie
dopuszczę drugi raz do tego. Nie obawiaj się. Odpocznij tutaj, a
jak wyjdziesz wszystko będzie w porządku.
-Draco,
nie rób nic głupiego- nuta przerażenia wdarła się do głosu
Gryfonki.
Tamten
tylko pokręcił głową i zabrał swój płaszcz. Zanim zdążył wyjść z pomieszczenia, dodał:
-To
najmądrzejsze co mogę zrobić.
Hermiona podniosła się do
pozycji siedzącej i niemal wrzasnęła:
-Niby
co? Co takiego?
Nie
odpowiadał.
Jeszcze
jedne krzyk.
Znowu nic.
Co się z nim działo?
Wstała
z łóżka mimo zmęczenia i doskoczyła do niego w zaledwie parę
sekund. Złapała go za ramiona, prawie wbijając paznokcie w jego skórę.
-O
co ci chodzi, Malfoy?
Zamknął
oczy, wziął wdech i spojrzał się prosto na nią wciąż trwając
w zamyśleniu.
Wtedy
dopiero przypomniała sobie z kim się zadawała.
Z byłym
Śmierciożercą.
Oszustem.
Czystokrwistym
arystokratom.
Niebezpiecznym
człowiekiem.
Słowa,
które jednak wyszły z jego ust nie były w spisie tych, których
się spodziewała.
Były
łamiące serce, ale chroniące ją.
Nie
chciała ich nigdy usłyszeć, chociaż wiedziała, że kiedyś
będzie musiała.
-
Odchodzę.
Pragnęła wrzeszczeć, rzucać rzeczami, przeklinać...
Uczepiła
się jednak jego ramion i ochrypłym głosem powtarzała by przestał
mówić głupoty.
Wtedy
dopiero zauważyła, że chłopak jest lekko wstawiony.
Poczuła jak nad przerażeniem na chwilę zapanowuję gniew na jego słabość.
-Znowu
piłeś! Nie wierzę!
Posłał
w jej stronę jedno z tych typowo Malfoyowskich spojrzeń, łamiąc
jej przy tym serce.
Zwinęła
się w kłębek na podłodze, ale on podniósł ją mało delikatnie
i rzucił na łóżko. Nawet nie poczuła siły uderzenia.
-To
lepiej uwierz. Opuszczam Hogwart. Nie powinienem był tu wracać- powiedział bezbarwnym tonem i wyszedł z Pokoju Życzeń.
Miejsca, w którym już kiedyś się
spotkali. Pomieszczenia, w którym ona i jej przyjaciele ocalili mu
życie. Czy to możliwe, że on próbował zrobić to samo dla
niej?
Nie
chciała by robił to w ten sposób.
Oddalając
się od zagrożenia.
Potrzebowała
go. Wszystko co przechodziła było dla niej błahe, jeśli mogłaby
dzięki temu z nim być.
Nieważne,
że gdy Pansy ją zaatakowała widziała w jej oczach to samo co w tych Bellatrix, gdy ją torturowała.
I, że czuła
to tak samo boleśnie.
Jedynym
czego pragnęła było wtulić się w ramiona Dracona Malfoya i
zapomnieć o problemach, wdychając jego perfumy i słuchając
jego czułych słów.
Przypomniała sobie jego słowa sprzed rozstania się w holu.
Słodkich snów, Panno-Wiem-To-Wszystko.
Niestety te słowa nie przyniosły je potrzebnego spokoju i ukojenia, ale tylko jeszcze większy, pochłaniający ją strach,
Schowała twarz w dłonie, myśląc jak bardzo chciałaby by po raz kolejny dotknął jej twarzy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że troszkę udało mi się was zaskoczyć i dogodzić wszystkim, którzy tylko czekali na komplikacje między Draco i Hermioną :)). Bardzo proszę o zostawienie komentarza po przeczytaniu- byłabym za to bardzo wdzięczna.